„Sekretarko najgłębszej tajemnicy mojej, wiedz o tym, że jesteś w wyłącznej poufałości ze mną; twoim zadaniem jest napisać wszystko, co ci daję poznać o moim miłosierdziu dla pożytku dusz, które czytając te pisma, doznają w duszy pocieszenia i nabiorą odwagi, aby zbliżyć się do mnie. A więc życzę sobie, abyś wszystkie wolne chwile poświęcała pisaniu” (Dz. 1693).
Siostra Faustyna przyszła na świat 25 sierpnia 1905 roku, jako trzecie z dziesięciorga dzieci w biednej rodzinie chłopskiej, zamieszkałej we wsi Głogowiec. Na chrzcie świętym w kościele parafialnym w Świnicach Warckich k/Łodzi otrzymała imię Helena. Rodzina Kowalskich utrzymywała się z niewielkiego gospodarstwa rolnego i pracy ciesielskiej ojca. Stanisław, głowa rodziny, był człowiekiem pobożnym i pracowitym, z natury bardzo surowym, o dużym poczuciu odpowiedzialności w wypełnianiu swoich obowiązków zawodowych i rodzinnych, i tego samego wymagał od dzieci. Karał surowo nawet za małe wykroczenia. Matka, Marianna z domu Babel, była osobą wrażliwą, uczuciową, łagodną, wyrozumiałą, pracowitą i wytrwałą. Uczyła Helenkę i jej rodzeństwo prawd wiary i tak jako ojciec - zasad moralności chrześcijańskiej, choć innymi metodami. Dzieci były wychowane więc w karności, posłuszeństwie, wielkim szacunku dla spraw Bożych. Od najmłodszych lat były też zaprawiane do pracy.
W domu Kowalskich wiara stanowiła zasadniczy element życia. Pan Bóg był w nim na pierwszym miejscu, dlatego w każdym dniu modlitwa harmonijnie łączyła się z pracą. Od rana ojciec śpiewał Kiedy ranne wstają zorze i Godzinki o Najświętszej Maryi Pannie; w Wielkim Poście śpiewano Gorzkie żale i skrupulatnie przestrzegano wszystkich postów. Choć rodzina żyła biednie i pracy było za dużo, to jednak zawsze znalazły się pieniądze na książkę religijną i czas na wspólną lekturę. Ona karmiła wyobraźnię małej Helenki, która od dziecięcych lat pragnęła żyć dla Boga, tak jak bohaterowie przeczytanych książek. Ich treści dobrze pamiętała i chętnie dzieliła się nimi z rówieśnikami przy pasieniu krów w czasie dziecięcych zabaw.
Religijny klimat rodzinnego domu sprzyjał budzeniu się żywego, osobistego kontaktu z Bogiem, który u Helenki nastąpił bardzo wcześnie, bo już w siódmym roku życia. Kiedy byłam na nieszporach, a Pan Jezus był wystawiony w monstrancji - zapisała po latach w Dzienniczku - wtenczas po raz pierwszy udzieliła mi się miłość Boża i napełniła moje małe serce, i udzielił mi Pan zrozumienia rzeczy Bożych. Od tego dnia miłość Boża szybko rosła w jej duszy, rodząc gorące umiłowanie modlitwy, na która budziła się nawet w nocy. Gdy matka mówiła: Chyba ty dostaniesz pomieszania zmysłów, że nie spisz tylko się tak zrywasz... Śpijże! - Helenka odpowiadała: Ej, nie, mamusiu, chyba mnie tak anioł przebudza, żebym nie spała, żebym się modliła.
W dziewiątym roku życia, jak to było w zwyczaju, przystąpiła do pierwszej spowiedzi i Komunii świętej. Z kościoła wracała do domu świadoma obecności Boskiego Gościa w swej duszy. Dlaczego nie idziesz razem z dziewczynkami? - zapytała ją po drodze sąsiadka. Ja idę z Panem Jezusem - odpowiedziała poważnie. Jej koleżanka cieszyła się tego dnia, że jest ładnie ubrana, a ja - wyszeptała radośnie Helenka - cieszę się, bo przyjęłam Pana Jezusa.
Pouczona o obowiązkach religijnych nie tylko sama pragnęła je wypełnić, ale starała się także, by inni mogli to czynić. Najważniejsza była dla niej niedzielna Msza święta. Aby w niej mogła uczestniczyć cała rodzina, o świcie wymykała się przez okno, by na miedzy wypaść krowy, nim trzeba będzie iść na Mszę świętą. A gdy nie miała w czym iść do kościoła, kryła się w ogrodzie z książeczką do nabożeństwa, aby w ten sposób duchowo uczestniczyć we Mszy świętej. Wówczas nie odpowiadała nawet na wołania matki, a gdy mijał czas Eucharystii, przychodziła i całując ją w rękę mówiła: Mamusiu, ty się nie gniewaj, bo Pan Jezus więcej by się gniewał, gdybym tego nie zrobiła
.
Wśród rodzeństwa wyróżniała się nie tylko pobożnością i umiłowaniem modlitwy, ale także pracowitością, posłuszeństwem i wielką wrażliwością na ludzką biedę. Chętnie pomagała rodzicom w różnych pracach, nieraz rezygnując z dziecięcych zabaw. Chciała być zawsze posłuszna i nigdy nie sprawić im przykrości. Już jako dziecko dostrzegała potrzeby ludzi biednych i szukała sposobów, aby przyjść im z pomocą. Pewnego dnia, przebrana za żebraczkę, wędrowała od domu do domu i odmawiając pacierze prosiła o wsparcie; innym razem urządziła loterię fantową, a uzbierane pieniądze oddała księdzu na pomoc dla biednych.
Do szkoły w Świnicach Warckich, którą otwarto dopiero w 1917 roku, chodziła tylko trzy lata. Naukę rozpoczęła mają 12 lat i choć uczyła się dobrze, szkołę musiała opuścić, by zrobić w niej miejsce młodszym dzieciom.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |