Wieczerza złożona z postnych potraw, wyprawa ośnieżoną drogą na Pasterkę, w której jest sama istota chrześcijaństwa, jak w proroctwie Izajasza: śmierć i narodziny jednocześnie. Ale też zapach pomarańczy, marcepanów, suszonych śliwek i orzechów, wreszcie pamięć otrzymanych przed laty choinkowych prezentów… Kim bylibyśmy bez bożonarodzeniowej tradycji, która kształtuje dziecięcą wyobraźnię i otacza majestatem nasze przyszłe losy?
Po co nam Wigilia?
Są ludzie, dla których święta Bożego Narodzenia to najgorszy czas w roku. – Znowu to samo: zakupy, gotowanie, wizyty krewnych... W takich warunkach nie da się odpocząć – narzekają zapracowani biznesmeni i ich piękne żony. Modne stają się świąteczne wyjazdy do „ciepłych krajów”. Dla człowieka świeckiego święta stanowią element homogenicznego, doczesnego czasu – są kolejnym urlopem, który powinno się wykorzystać na fizyczną odbudowę organizmu.
Zupełnie inaczej odbiera święta człowiek religijny. Dzięki adwentowym i bożonarodzeniowym rytuałom potrafi on – jak pisze Mircea Eliade – „przechodzić” ze zwykłego trwania w czasie do czasu świętego. Okres Bożego Narodzenia polega więc na zerwaniu temporalnej ciągłości, jest początkiem powtarzającego się co roku misterium zbawienia i bardziej należy do „wiecznego teraz” świętego Augustyna, niż do szarej codzienności.
Warto zachować świadomość obiektywności tego duchowego porządku. Narodziny Chrystusa mają być dla nas źródłem siły, nadać formę naszemu życiu, uwznioślić je, oderwać nas od własnego „ja” i otworzyć na coś większego od nas: Boga, wspólnotę i miłość. Oczywiście, upadki będą zdarzać się najpewniej także po świętach. Życie chrześcijanina składa się z ciągłych prób, z których raz wychodzimy z tarczą, innym razem na tarczy. „Uczyniwszy na wieki wybór,/ w każdej chwili wybierać muszę” – jak pisał w wierszu Jeździec Jerzy Liebert. Chodzi jednak o to, byśmy wyznaczyli punkt odniesienia, do którego będzie później można wracać w sytuacjach trudnych.
Okno na świat
Pomostem między ewangelicznym objawieniem a ludźmi jest tradycja. Jednoczące pieśni w nawach kościołów, szczególna symbolika gwiazdy betlejemskiej, żłóbka, rorat i Pasterki, wieczerza wigilijna w uświęconej przestrzeni rodzinnego domu – wszystko to służy nawiązaniu kontaktu z „górą” i odbudowaniu nadszarpniętej w ciągu roku więzi między ludźmi. Tworzący tradycję symbol zawsze odwołuje się bowiem do konkretnej rzeczywistości duchowej. Nie stara się jej opisać za pomocą pojęć, ale konkretyzuje ją poprzez obrazy rzeczy widzialnych. Jest zmysłowym oknem na świat ponadzmysłowy, z którym współtworzy jedną, kosmiczną rzeczywistość. Jak pisze Dorothea Forstner OSB we wstępie do Świata symboliki chrześcijańskiej, „»symbolem« nazywano pierwotnie odłamany kawałek kości do gry lub jakiegoś innego przedmiotu, którego brzeg pasował do brzegu pozostałej części tak, że można je było ze sobą złożyć”. Wraz z symbolem dana jest nam zatem „owa »połowa«, która odpowiada drugiej i tworzy z nią całość”, a właściwe odczytanie symbolu to „złączenie z sobą dwóch części jednego przedmiotu”.
A jednocześnie symbole w znaczeniu pierwotnym służyły właśnie do budowania wspólnoty: „Przyjaciele i goście obdarzali się nawzajem takimi kawałkami przedmiotów, aby móc się po nich rozpoznać. Były znakiem rozpoznawczym (tessera hospitalitatis), który dziedziczono w rodzinach”. Społeczność, która w wymiarze powszechnym rozumie znaczenie i wewnętrzną hierarchię symboli, żyje w świecie oznaczonym, integralnym, w końcu – rzeczywistym. Człowiek nowożytny, który wypadł z tego świata, utracił poczucie rzeczywistości.
Pamiętajmy o tym, przygotowując się do świąt i w ich trakcie – podejmując gości i uczestnicząc w bożonarodzeniowej liturgii. Oby tegoroczne święta stały się dla nas początkiem drogi do trwałego, wewnętrznego oczyszczenia. Historia zbawienia jest przecież uniwersalna: betlejemskie światło można odkryć także we własnej, małżeńskiej sypialni. Jeśli go nie dostrzeżemy, trudno będzie nam później wspiąć się na Golgotę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |