Wielkoduszność nie jest lekceważeniem zła, porzuceniem sprawiedliwości. Wielkoduszność to, co złe, umie przemienić w dar.
Jeśli wierzyć papieskiej intuicji, tak jak poprzez miłosierdzie względem ciała jest nam dane „dotknąć ciała Chrystusa w siostrach i braciach”, tak „poprzez uczynki duchowe – dawanie rad, pouczanie, darowanie uraz, upominanie i modlitwę – obcujemy bardziej bezpośrednio z naszą własną grzesznością” (Franciszek, Orędzie na Wielki Post 2016, nr 3).
Tutaj fałszywa skromność się nie uchowa, pokora zostanie przetestowana w praktyce. Ten powiedział, tamten nie powiedział, ona nawet nie zauważyła, że zrobiła… Kiedy boleśnie dotykają nas takie sytuacje, nie da się bezkrytycznie wierzyć we własną szlachetność! Kto chce świadczyć miłosierdzie, zmierzyć się musi ze swoim własnym zamętem – złością, pielęgnowaniem niechęci, rodzącym się dystansem, chęcią odpłaty.
Myśląc o chętnym darowaniu uraz, nie twórzmy więc w myślach sentymentalnego obrazka, jak to silny pochyla się nad słabym, jeden daje, drugi bierze. Te wszystkie uprzykrzające życie drobiazgi, błyskawiczne osądy, wieczna krytyka, brak podstawowej życzliwości, nielojalność, niedające się spełnić wymagania, szyderstwo, złośliwość… – można by wymieniać długo, na ile sposobów potrafimy boleśnie siebie nawzajem zranić. Ludzki egoizm jest porażający – nasz własny.
*
Urazę, żal do kogoś z jakiegoś powodu, Słownik języka polskiego definiuje także jako „zespół wyobrażeń występujący w podświadomości człowieka przez dłuższy czas, zwłaszcza w następstwie przykrych i ciężkich przeżyć”. Mówi się o „pielęgnowaniu, żywieniu urazy”, bo choć trudno się dziwić postawie dystansu wobec tego, kto nas zranił, podsycanie jej na wiele sposobów to już nasz własny wynalazek. Gdybyśmy tak choć połowę tego zaangażowania, które wkładamy w pogłębianie urazy, włożyli w przełamanie niechęci! Wielkoduszność nie jest przecież lekceważeniem zła, porzuceniem sprawiedliwości. Wielkoduszność to, co złe, umie przemienić w dar.
Bowiem „darować komuś coś” w polszczyźnie to i przebaczyć, i obdarować. Uczynek miłosierdzia to nasza osobista decyzja, nasz czyn, nasz dar, który komuś wcale się nie należy – albo raczej należało mu się coś zupełnie innego i chętnie byśmy mu to dali… W imię czego postępujemy inaczej? To pytanie sięga naszego serca, odsłania prawdę o nas samych.
*
Chętnie – nie znaczy z łatwością. Jednak bądźmy prawdomówni: jak może mówić „nie da się” ktoś, kto nie próbował wytrwale? Chętnie – czyli nie ociągając się, mając chęć uczynienia czegoś. Przyznajmy – to owej chęci najczęściej nam brakuje, owej zgody na wewnętrzny wysiłek. Tłumaczymy się oczywiście – że on czy ona, to czy tamto – ale sedno problemu tkwi w nas samych. W naszej woli. W tym punkcie, w którym trzeba zechcieć chcieć.
Jednak nie mówmy innym: „nic takiego przecież się nie stało”. Powstrzymajmy się przed stopniowaniem, wytykaniem bliźnim „nadwrażliwości”. Szafowanie jakimś pseudoduchowym „do wesela się zagoi” wobec ludzi przytłoczonych rozżaleniem, rozgoryczonych, złamanych przez odstępstwo ukochanych to nie jest dobra szkoła miłosierdzia.
*
Jan Paweł II zwraca uwagę, iż miłosierdzie to „przymiot, w którym człowiek z całą wewnętrzną prawdą swej egzystencji szczególnie blisko i szczególnie często spotyka się z żywym Bogiem” (Dives in misericordia 13). Ta wewnętrzna prawda naszej egzystencji to także historia grzechu, który nas niszczy, zranień, które nas bolą, ludzi, z którymi jesteśmy w skomplikowany sposób związani.
Dlatego codziennie musimy się wystawiać na Boże światło. Papież pisze w tym kontekście o Kościele, w którym spotykamy Miłosiernego: „Ogromne znaczenie ma w tej dziedzinie stałe rozważanie słowa Bożego, a nade wszystko świadome i dojrzałe uczestnictwo w Eucharystii oraz w sakramencie pokuty i pojednania”.
Stale, świadomie, dojrzale – aż do spotkania twarzą w Twarz.
Zaczynamy: od dzisiaj.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |