Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Przystanek XIII. Uczniowie z Maryją oczekują w Wieczerniku na Zesłanie Ducha Świętego.
To musiał być niesamowity czas. Uczniowie mieli już za sobą te nieprawdopodobne spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem. Przekonali się, że On naprawdę pokonał śmierć. Wiedzieli już, że świat został zbawiony, a oni są tego zbawionego świata pierwocinami. Doświadczyli też wielkiej przyjaźni Chrystusa, który nie wypominał im słabo zdanego egzaminu chwil Jego męki i śmierci. Na koniec tych spotkań zobaczyli też, jak Pan i Mistrz, a prywatnie ich Przyjaciel, wstępuje do nieba. Nie jak Eliasz, by tam po prostu być, ale by zasiąść po prawicy Boga Ojca. Czyli – nazywając rzecz naszym językiem – zostać Królem całego wszechświata. Tak, te wszystkie niesamowite wydarzenia, które stały się ich udziałem, przeszły już do przeszłości. Teraz mieli czekać. Na Ducha Świętego.
Pewnie zielonego pojęcia nie mieli, jak Jego udzielenie się im będzie wyglądało. Bo niby skąd? Jedno wiedzieli jednak na pewno: tego dnia rozpoczną swoją wielką misję głoszenia Ewangelii wszelkiemu stworzeniu. Szczegółów swojej przyszłości oczywiście też nie znali. Z tego co im Jezus zapowiedział mogli się domyślać, że napotkają wiele przeszkód, a nawet prześladowań. Ale kto by się martwił, gdy ma się gwarancję dobrego zakończenia każdej przygody i życia wiecznego w domu Niebieskiego Ojca?
Czekali więc trwając na modlitwie. Z Maryję, Jego Matką. Ona też była już jedną z Nich. Uczennicą swojego Syna. Po zastanowieniu się, na miejsce Judasza do grona Dwunastu dokoptowali innego ucznia Jezusa, Macieja. Jednego z tych, który od początku był z nimi. Apostołowie mieli świadomość, że to ich grono jest wyjątkowe. Że trzeba, by tych, którzy odchodzą, zastępowali następni. Nie czuli się na siłach oceniać, który z dwóch kandydatów spełniający kryteria będzie lepszy, więc po prostu rzucili los. Ale zasadniczo czekali. Modlili się i czekali. Tak jak Jezus im nakazał. Pewnie podekscytowani czekającą ich przyszłością...
A my? Ich uczniowie z XXI wieku? Jak by nie patrzyć obietnice dane nam przez Jezusa brzmią dokładnie tak samo: czekam na was w domu Ojca. Jasne, tak namacalnie jak Apostołowie spotkań z Jezusem nie doświadczyliśmy. Pewnie dlatego łatwiej nam popadać w jakieś wątpliwości. Ale nadzieja, którą mamy, jest dokładnie taka sama: choć nie znamy szczegółów naszej przyszłości, jeśli tylko wierzymy w Jezusa, jeśli staramy się iść Jego śladami, mamy zagwarantowaną wieczność.
My... No cóż, nie czekamy już na wylanie Ducha Świętego. Tego już doświadczyliśmy. W sakramencie bierzmowania. Jeśli już, to czekamy na to, by jeszcze raz, być może wyraźniej, usłyszeć Jego głos: to jest droga, nią idźcie. Choć nie powinniśmy zapominać, że podstawowy kierunek, w którym powinniśmy zmierzać też już znamy. To kierunek miłości. W tych okolicznościach życia, w których przyszło nam żyć, mamy kochać... I co więcej?
Tak, przydałoby się w tym wszystkim jeszcze umocnienie darami Ducha Świętego... Na pewno jednak czekaniem nie możemy już usprawiedliwiać swojej odmowy. Nie. Nam Duch Święty został już dany. Być może przyjdzie raz jeszcze ukazując nam nowe możliwości, ale nie ma powodu, by nic nie robić. Nasza droga już się rozpoczęła.
A jednak i my, nawet najbardziej zaangażowani, jakoś chyba powinniśmy też czekać. No bo skoro Duch Święty przychodzi z tak różnymi pomysłami, chyba nie ma sensu zamykać na nowe, zadowalając się tym, co już było. W ten sposób owo radosne czekania pierwszych uczniów na Ducha Świętego staje się i naszym udziałem. Tak, nie znamy przyszłości, ale wiemy, że jeśli odciśnie na niej swoje piętno Duch Święty, wszystko będzie w najlepszym porządku.
Przeczytaj też: Pozostałe teksty z cyklu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |