Opowiadania różańcowe

Jeżeli świadectwa tu zapisane zbliżą kogoś do Boga i Maryi, ukażą piękno modlitwy różańcowej, pomogą w zgiełku życia odnaleźć drogę jasną i prostą, to spełnią swoją rolę.

Matka Boża mi ją oddała


Opowieść Justyny

Miałam przyjazny dom, dobrych rodziców i nie mogłam nigdy narzekać na niedostatek. Moi rodzice pracowali, więc musieli łączyć obowiązki zawodowe i domowe, a także opiekować się mną i moją siostrą bliźniaczką. Radzili sobie jednak bardzo dobrze, a co najważniejsze, nigdy nie słyszałam, żeby się kłócili. Mieli zaplanowane obowiązki domowe, doradzali sobie w sprawach zawodowych i dawali nam dobry przykład, ucząc modlitwy i obowiązku niedzielnej Mszy Świętej. Rosłyśmy z Kasią w pogodnym, normalnym domu.
Skończyłyśmy siódmą klasę jeszcze ośmioletniej podstawówki i przeszłyśmy następnej klasy. I tu zaczął się nasz rodzinny dramat.
Chociaż byłyśmy bliźniaczkami, jednak miałyśmy bardzo różne charaktery. Ja byłam cicha i zamknięta w sobie, taka przysłowiowa szara myszka, a Kaśka była wesoła, towarzyska, rozgadana i miała tupet.
To sprawiało, że ona była zawsze otoczona swoimi „fanami", a ja przeważnie sama. Nasze usposobienia i różnice charakterów spowodowały, że zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Ja coraz głębiej wsadzałam nos w książki, Kaśka natomiast miała coraz więcej znajomych i wesoło się bawiła. Odbiło się to wyraźnie na naszych ocenach. Wkrótce stałam się prymuską, a Kaśka ledwo, ledwo przeszła do drugiej klasy gimnazjum.
Martwiło to bardzo naszych rodziców, którzy, próbując Kaśce wyperswadować wszelkie szaleństwa, stawiali jej mnie za przykład. Doszło do tego, że siostra miała mnie już serdecznie dosyć. Kiedy mogła i gdzie mogła, „przypinała mi łatkę". Nie szczędziła zgryźliwych uwag i złośliwych aluzji do mojej, jak to mówiła, postawy kujona. Zabierała mi moje bluzki, wyrzucała cenne notatki. Doszło do tego, że kiedyś, gdy rodziców nie było w domu, zbiła mnie dotkliwie.
- Jeżeli piśniesz starym choć słówko, możesz przestać istnieć - wycedziła z nienawiścią przez zęby.
Nie pisnęłam, ale zaczęłam się jej bać. Ze strachu nie mogłam zasnąć. Nie wiedziałam, gdzie mam chować moje zeszyty, które siostra ze złością niszczyła. Nie mogłam się spokojnie uczyć, gdyż pod nieobecność rodziców włączała radio na cały regulator, otwierając drzwi do mojego pokoju. Miałam objawy nerwicy. Zrywałam się z krzykiem w nocy, śniły mi się koszmary. Nie mogłam się skupić na nauce. Schudłam, straciłam siły, zdarzały mi się omdlenia. Kiedyś zemdlałam w szkolnej ubikacji i ocuciła mnie koleżanka, która przypadkowo mnie znalazła. Innym razem zemdlałam w kościele i przerażony tata wyniósł mnie na rękach. Zdarzyło się to także w kuchni, gdy zmywałam naczynia. W nauce też się opuściłam. Kaśka tryumfowała i nie umiała już nawet ukrywać przed rodzicami swojej radości z moich niepowodzeń. Mama zaczęła się czegoś domyślać.
Gdy ukończyłyśmy z bardzo różnymi świadectwami szkołę podstawową, rodzice umieścili mnie w liceum z internatem w dużym mieście, a Kaśka poszła do dosyć miernego technikum w naszej miejscowości. Rozeszły się nasze drogi. Ja, uspokojona i zauroczona życiem w mieście, uczyłam się znowu świetnie, a Kaśka wpadła w narkotykowo-alkoholowe towarzystwo. Nie skończyła szkoły. Po długich staraniach rodzicom udało się umieścić ją w ośrodku odwykowym, ale stamtąd dwukrotnie uciekła. Wreszcie znalazła się w więzieniu za rozprowadzanie narkotyków. Była już uzależniona, również piła. Odsunięta od możliwości brania, próbowała popełnić samobójstwo.
Wtedy zrozumiałam, że Kaśka jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, że nie mogę się na nią gniewać ani nią gardzić. Zrozumiałam, że muszę zrobić coś, żeby ją ratować. Długo zastanawiałam się, jak uratować moją siostrę. Któregoś piątkowego popołudnia poszłam do kościoła. Właśnie trwała Msza Święta dla młodzieży. Wysłuchałam kazania. Ksiądz mówił, że najlepszym lekarzem jest Pan Jezus, i że nie potrzebują lekarza zdrowi, tylko ci, co się źle mają, a droga do Jezusa w sprawach trudnych i beznadziejnych wiedzie przez Maryję.
Już wiedziałam, co mam robić. Postanowiłam modlić się za moją siostrę i ofiarowywać w jej intencji Msze Święte. W sierpniu wyruszyłam z pielgrzymką na Jasną Górę. Nie byłam zaprawiona w chodzeniu. Bolały mnie nogi, miałam pęcherze na stopach. Codziennie je opatrywałam, ale nie poddawałam się, szłam dalej.
Minęło kilka lat. Poznałam Tomka, wyszłam za mąż, a później urodziłam córeczkę Marysię. Opiekowałam się także starzejącymi się rodzicami. Miałam mnóstwo zajęć, ale nie zrezygnowałam z modlitwy za Kasię.
Pewnego dnia, kiedy sprzątałam mieszkanie, a Marysia bawiła się w ogródku, ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam i zobaczyłam... moją siostrę. Kiedyś byłyśmy bardzo do siebie podobne. Dzisiaj Kaśka wyglądała jak stara kobieta, jak moja ciotka, a nie siostra.
Gdy ją zobaczyłam, rozpłakałam się jak małe dziecko. Ona też się rozpłakała. Padłyśmy sobie w objęcia i płakałyśmy nadal.
- Tyle zła musiało się stać - powiedziała wreszcie Kasia - żebym zrozumiała, jak cię kocham.
- Ja też cię kocham, Kasiu. Codziennie od pięciu lat odmawiam za ciebie różaniec. Dzisiaj Matka Boska zrobiła mi prezent. Oddała mi ciebie.


«« | « | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...