5. Niedziela Wielkiego Postu (B)

Sześć homilii

Recepta na udane życie

 

ks. Antoni Dunajski

Jeśli uświadomimy sobie, że z tego, co nas jeszcze czeka w przyszłości, najbardziej pewna jest śmierć, i jeśli do tego uznamy, że moment śmierci niejako determinuje kształt naszej wieczności, to chyba nie ma w życiu ważniejszej sprawy, jak dobrze umrzeć. Ale co to znaczy: dobrze umrzeć? Czy to znaczy umrzeć późno, bezboleśnie, „bezstresowo”?

Spróbujmy z tym pytaniem podejść do Chrystusa. Jego odpowiedź może się niektórym wydać szokująca: „kto miłuje swoje życie” w tym sensie, że będzie je przesadnie oszczędzał – „traci je”, a ten, kto potrafi do swojego życia zachować właściwy dystans i potrafi nim właściwie zadysponować, ten „zachowa je na życie wieczne”. Krótko mówiąc, w rozumieniu Pana Jezusa „dobra śmierć”, to śmierć kreatywna, twórcza. I nie jest to tylko jakaś poetycka metafora, lecz rzeczywistość: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity”.

Można sobie wyobrazić dwa zupełnie różne „umierania” ziarna. Teoretycznie szybciej umiera ziarno, które kiełkuje, ale właśnie dzięki temu w krótkim czasie „przynosi plon obfity” i praktycznie, pomnożone, żyje dalej w swoich owocach. Gdyby – dajmy na to – z jakichś egoistycznych powodów – nie chciało kiełkować, chcąc siebie ocalić, to i tak śmierci nie uniknie. Być może w ziemi poleży trochę dłużej, ale „umrze” śmiercią złą, bo bezowocną i bezsensowną. Przed takim umieraniem Chrystus chciałby nas uchronić.

Wymowny jest tu przykład św. ojca Maksymiliana Kolbego. Kilka lat przed wojną zanim jeszcze wybudowano na naszych ziemiach obozy koncentracyjne i krematoria, nauczał swoich braci w Niepokalanowie: „My przyszliśmy do zakonu, aby cel osiągnąć – a nie zdrowie konserwować. Na ołtarzu miłości trzeba złożyć wszystko – tylko żeby się powoli paliło. Może więc być poświęcenie całkowite i zupełne. A jeżeli się komuś zdarzy, że życiem zapłaci za sprawę Niepokalanej, to możemy tylko pozazdrościć. Tutaj pracować możemy najwyżej jedną ręką, po śmierci zaś będziemy pracowali obydwoma”. Nie mógł jeszcze wtedy wiedzieć, że według takiego właśnie scenariusza jemu samemu przypadnie oddać swoje życie za brata. Za św. Janem Ewangelistą chciałoby się dodać: „To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć”.

Na jednym z obrazów przedstawiono zamyślonego człowieka, który składając zniszczone ciężką pracą ręce wpatruje się w zapaloną świecę. I napis: „W służbie bliźnim spalam się”. To zapewne nie przypadek, że w symbolice chrześcijańskiej świeca zajmuje tak ważne miejsce. Od chwili chrztu przypomina nam, o jakie umieranie tu chodzi. Coś w nas musi umierać (wosk – symbol tego, co w człowieku „cielesne”), aby coś mogło żyć (płomień – symbol tego, co w człowieku jest „z ducha”, co owocuje „na życie wieczne”).

Sprawdzonym sposobem „dobrego” umierania, czyli sensownego „spalania się” z myślą o innych jest służba. A służba to nic innego jak właśnie miłość pisana prozą. Taka miłość jest wymagająca, trudna, często „po błocie chodzi”, a nawet jej „plują w twarz”. Gdy jednak wpisuje się w życie i śmierć Jezusa Chrystusa, zaczyna zbawiać. „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...