Pięć homilii
ks. Antoni Dunajski
W «Atłasowym trzewiczku» Paula Claudela jest scena, w której morski rozbitek, przywiązany do belki z zatopionego okrętu, błądzi po wzburzonych wodach oceanu. Komentując tę scenę Joseph Ratzinger zauważa, że dobrze opisuje ona sytuację egzystencjalną, w jakiej znajduje się dzisiaj człowiek niby wierzący, ale wciąż powątpiewający: „Przywiązany do krzyża – ale krzyż nie przywiązany do niczego – błąka się po odmętach morza. (...) Wydaje się, jakoby utrzymywała go tylko belka chwiejąca się na morzu nicości”. Jawi się tu fundamentalne pytanie o kształt i moc naszej wiary.
Wiara, tak jak ją pojmuje chrześcijaństwo, potrzebuje silnego zakotwiczenia w Objawieniu udzielonym nam przez Jezusa Chrystusa. Gdy tego osobowego zakotwiczenia brak, może nas spotkać to, co spotkało uczniów przeprawiających się na drugą stronę jeziora Genezaret. Mieli Chrystusa bardzo blisko siebie, w łodzi, a mimo to „zlękli się bardzo” i zachowywali się tak, jakby wszystko zależało od nich samych.
„Daremna walka mężczyzn w łodzi z wiatrem i z wysoką falą – zauważa Ferdinand Krenzer – uwidacznia alegorycznie ludzką egzystencję bez Boga, pozostawanie w niewierze. Owo zaś zniechęcenie płynące z rodzącego się zwątpienia jest znamienne dla rezygnacji, której źródło tkwi w niewierze. (...) Pojawiają się zwątpienie i lęk, do głosu dochodzi świadomość własnej słabości, przekonanie, że jest się zdanym na samego siebie podejrzenie, że pomyliliśmy się. Silny wiatr świata, zniechęcenia, powierzchowność argumentów przeciwnych wierze okazuje się bardziej słyszalny i bardziej widzialny niż (...) postać [Chrystusa]. Brakuje jeszcze ostatecznego oddania się. (...) W tej chwili zaczyna tonąć w morzu tego świata, w wirze własnych myśli, w przepaści zwątpienia, w krążeniu wokół samego siebie”.
Sytuacja na łodzi miotanej falami była właśnie taka. Uwaga uczniów Jezusa nie była skoncentrowana na osobie Chrystusa, lecz na zagrożeniu płynącym niejako z zewnątrz. W ogóle zachowanie uczniów wydaje się być dziwne. Mają do Niego pretensje, że spokojnie sobie śpi w sytuacji, w której oni nie są w stanie poradzić sobie z żywiołem. Czy to znaczy, że w ich mniemaniu Chrystus powinien od razu sam od siebie cudownie zainterweniować? Chyba nie. Zauważmy, że cudowna interwencja Jezusa Chrystusa polegająca na uciszeniu morskiej nawałnicy była dla Jego uczniów raczej zaskoczeniem: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” Co znaczą te słowa? Znaczą one przynajmniej tyle, że od samego początku nie było w nich wiary pozwalającej wiązać nadzieję zbawienia bezpośrednio z osobą Chrystusa. Jeśli mają do niego pretensje, to raczej o to, że nie uczestniczy w ich lękach, że spokojnie sobie śpi.
Czyż ta sytuacja nie odsłania dramatu, który rozgrywa się w każdym z nas? Jakże często za mało mamy wiary, by swój los i swoje bezpieczeństwo świadomie złożyć w ręce Bożej Opatrzności, a jednocześnie nosimy w swoich sercach ukryte pretensje do Boga, że „śpi”, że w naszych zmaganiach z przeciwnościami losu pozostawia nas własnej zaradności. Stąd bierze się tyle lęków. A cały problem polega na tym, by wszystkie nasze drobne i codzienne lęki, także lęk „przed Bogiem” zastąpić jednym lękiem, słusznym i zbawiennym: lękiem „o Boga”. By Jego nie utracić i mieć pełną świadomość Jego bliskości i Jego zbawczej mocy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |