Bóg Cię kocha i chce dla Ciebie dobra

Andrzej Macura

publikacja 25.11.2011 20:30

Kłopoty z wiarą współczesnego człowieka to chyba nie w pierwszym rzędzie problem z dowodami na jego istnienie, ale w przede wszystkim brak zaufania do Niego. Gdy żyje mi się w miarę dobrze po co mi Bóg, który mógłby wszystko zepsuć?

Bóg Cię kocha i chce dla Ciebie dobra Andrzej Macura / CC-SA 3.0 Bóg kocha. Ale jego miłość nie jest naiwnym głaskaniem po główce. Bywa surowa i wymagająca. Może dlatego w surowym pięknie gór wielu odkrywa Bożą twarz?

Była ciemna, bieszczadzka noc.  W okolicy żadnych domów, żadnych świateł. Zmęczony monotonią marszu po asfalcie bezskutecznie próbowałem zatrzymywać jadące co jakiś czas drogą samochody. Omijały mnie szerokim łukiem, a ja traciłem nadzieję, że gdziekolwiek uda mi się dotrzeć. W pewnym momencie minął mnie motocykl. Ku mojemu zdumieniu po chwili zawrócił, a jego właściciel życzliwie zapytał: „podwieźć gdzieś?”. Potem była zwariowana jazda z plecakiem na kierownicy i mną jako bagażem za siedzeniem, bo motor był ewidentnie jednoosobowy. W mojej głowie pozostał podziw dla odwagi tego człowieka. Przecież mogłem być jakimś opryszkiem, a nie mocno spóźnionym turystą. Człowiek poruszający się w dżungli codzienności ma chyba podobny problem z Bogiem.

W życiu jest jak jest. Raz gorzej raz lepiej. Choć wszystko i tak kiedyś skończy się katastrofą śmierci, nie ma powodu, by uprzykrzać je sobie, póki w miarę bezboleśnie się toczy. Co będzie potem? Ludzie mówią że jest Bóg. Mówią, że kocha każdego. I że chce dla każdego życia wiecznego. Jednak póki co niespecjalnie widać, by rzeczywiście chciał dla człowieka dobrze. Dlaczego dopuszcza, by dotykało nas tyle nieszczęść? Dlaczego ciągle tylko wymaga? Wprawdzie mówi się, że Bóg da w zamian za wierność jakieś życie wieczne ale skąd wiadomo czy przypadkiem nie jest tak, że chce tylko człowiekowi uprzykrzyć życie, a potem i tak zostawi go na pastwę śmierci?  Albo – jeśli już wierzyć w życie wieczne – czy nie będzie ono nieskończoną nudą wszechobecnej bieli i anielskich śpiewów?

Kim tak naprawdę jest Bóg? Jaki naprawdę jest jego stosunek do człowieka? Odpowiedzią na te pytania parali się teologowie wszystkich wieków. I to nie tylko chrześcijańscy. Wierzący w istnienie Boga - Stwórcy mogą mówić o Jego cechach mówić patrząc na Jego dzieło. Fizyk zakrzyknie zdumiony Jego wysublimowaną wiedzą matematyczną, biolog znajomością chemii, a humanista zachwyci się pięknem zachodu słońca czy polnych dzwonków kołyszących się na wietrze. Zważywszy, że to co wielkie – rośliny, zwierzęta – zazwyczaj wydaje się nam miłe i sympatyczne, a okropieństwa – jak muchy czy robaki – są raczej małe, Bóg chyba faktycznie człowieka lubi. Refleksja nad światem materialnym nie jest jednak do końca dobrym sposobem na poznanie Boga. Przecież na świecie istnieją jeszcze choćby straszne choroby, w których trudno dopatrywać się przejawów Bożej życzliwości. Na szczęście chrześcijanin nie jest zdany jedynie na takie poszukiwanie po omacku. Ma Biblię - objawienie, w którym Bóg przedstawił się człowiekowi.

Arogancją byłoby próbować streszczać w paru zdaniach wielokolorowy i wieloodcieniowy obraz Boga, który wyłania się z kart Pisma Świętego. Ale to nieprawda, że Bóg Starego Testamentu jest okrutny i bezduszny. Już czytając Księgę Rodzaju, od jej pierwszych rozdziałów,  można dostrzec wielkie zatroskanie Boga o człowieka i zafrapowanie jego – jakby niezrozumiałą dla Boga – złością, nieustannym odwracaniem się do Niego plecami. Uważnemu czytelnikowi Bóg jawi się tam jako ktoś niezwykle wyrozumiały dla swojego ulubionego, ale i kapryśnego stworzenia. W gruncie rzeczy nie inaczej jest w innych księgach. Piękną ilustracją postawy Boga wobec człowieka jest początek księgi Izajasza (jeśli chcesz przeczytać, kliknij). Bóg zagniewany niepojętą i bezmyślną złością człowieka używa wobec Izraela bardzo ostrych słów. Jednocześnie z każdego zdania przebija niezwykła wobec niego życzliwość. Nienawidząc całym serce ludzkiego zła, Bóg nie odwraca się od czyniącego zło człowieka, ciągle wskazując mu prostą drogę do nawrócenia. Bardzo podobny obraz Boga, objawionego w osobie Jezusa Chrystusa, malują przed nami autorzy Nowego Testamentu.

Dlaczego Bóg zechciał stać się jednym z nas? Dlaczego na świat przyszedł nie w pałacu, a stajni? Dlaczego pozwolił, by opiekowała się nim młoda dziewczyna? Dlaczego potem na swoich Apostołów wybrał nie uznanych mędrców, ale prostych rybaków? Dlaczego zgodził się, by potraktowano Go jak przestępcę? Te pytania zdumiewają każdego, który choć na chwilę próbuje się nad nimi zatrzymać. Zachwycamy się, gdy ten czy inny dostojnik zrobi coś, co stawia go w jednym rzędzie z prostymi ludźmi. Uściśnie rękę, powie dobre słowo. Bóg w swoim Synu zrobił znaczenie więcej. Widać nie gardzi naszymi prozaicznymi radościami i nieuchronnym bólem. Ale w Ewangeliach można znaleźć jeszcze więcej.

Czym Zacheusz zasłużył sobie, że Jezus zechciał odwiedzić go w jego domu? Czym cudzołożna kobieta, że jej wybaczył? A czym łotr, wiszący obok niego na krzyżu, że obiecał mu raj? Skłonni bylibyśmy w pierwszym wypadku widzieć wyrachowanie Jezusa, który znając przyszłość przewidział, że pod wpływem okazanej mu życzliwości, Zacheusz się nawróci. A w drugim i trzecim wypadku chcielibyśmy dopatrywać się skruchy, którą nieszczęśnicy „wysłużyli” sobie wybaczenie. Ale to chyba nie do końca tak. Jezus nie był wyrachowany. Raczej był bezinteresowny.  Dla każdego chciał jak najlepiej. To dlatego, gdy uzdrawiał najczęściej prosił, by ten fakt zachować w tajemnicy. Rozumiał zrozpaczonego chorobą dziecka ojca i płaczącą nad śmiercią syna matkę. Nie gardził wystraszonymi burzą na jeziorze uczniami ani głodnymi słuchaczami. Bo naprawdę kochał. Jeśli do kogoś był nastawiony niezbyt przyjaźnie to wobec tych, którzy pogardzali Nim i innymi i wiecznie się o wszystko czepiali: uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Ale tę surowość też dyktowała mu miłość: troska o to, by zmierzając ku potępieniu jednak znaleźli drogą zbawienia.  

Taki był Jezus. I taki jest Bóg. „Tak umiłował świat, że Syna swojego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Bóg chce dla każdego człowieka dobrze. Dlatego z Jego sprzeciwem spotyka się każdy, kto gardząc Nim próbuje swoje życie, życie wspólnoty w której żyje, budować według prawideł zła. Bo to droga donikąd. To droga ku wiecznemu zatraceniu. Ale jednocześnie Bóg nie przekreśla tych, którzy Mu się sprzeciwiają, jak nie przekreślił prześladowcy Szawła. Nie gardzi tymi, którzy się Go zapierają, jak pogardził tchórzliwym Piotrem. W świecie w którym człowiek zmierza od będących splotem często przypadkowych narodzin do nieraz głupiej śmierci życzliwe nastawienie Boga jest (jedynym) trwałym odniesieniem.

 

Z księgi Izajasza

 

 „Wykarmiłem i wychowałem synów, lecz oni wystąpili przeciw Mnie.
Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela,
Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie.

Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela, odwrócili się wstecz.
Gdzie was jeszcze uderzyć, skoro mnożycie przestępstwa?

Cała głowa chora, całe serce osłabłe;
od stopy nogi do szczytu głowy nie ma w nim części nietkniętej:
rany i sińce i opuchnięte pręgi, nie opatrzone ani przewiązane, nie złagodzone oliwą.
Kraj wasz spustoszony, wasze miasta ogniem spalone,
cudzoziemcy tratują wam niwy na waszych oczach:
spustoszenie jak po zagładzie Sodomy.

(...)

Przestańcie składania czczych ofiar!
Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu;
święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań...
Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.
Nienawidzę całą duszą waszych świąt nowiu i obchodów;
stały Mi się ciężarem; sprzykrzyło Mi się je znosić!

Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy.
Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham.
Ręce wasze pełne są krwi.

Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu!
Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem!
Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego,
oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!

Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! - mówi Pan.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją;
choćby czerwone jak purpura, staną się jak wełna.

Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni, dóbr ziemskich będziecie zażywać.
Ale jeśli się zatniecie w oporze, miecz was wytępi.

Iz 1, 2b-7.11-18