Twój cuchnący brat

Andrzej Macura

publikacja 06.01.2012 22:00

W teorii wszystko jest proste. Gorzej w praktyce. Zwykłe przeoczenie możnego to afront i nietakt. Kto przejmuje się tym, co czują maluczcy?

Twój cuchnący brat Andrzej Macura / CC-SA 3.0 Pomóc? Ale jak? I czy w ogóle ktoś mojej pomocy chce?

Kiedy pierwszy raz przeczytałem w jakiejś książce opinię,  że bieda cuchnie, nie bardzo chciałem w to wierzyć. Miałem przecież wielu kolegów, w domach których się nie przelewało. Dopiero gdy zetknąłem się z prawdziwą nędzą, odkryłem, że jest w tej gorzkiej opinii sporo prawdy. Czy tylko dlatego, że bez tego charakterystycznego zaduchu biedy trudno ją w ogóle rozpoznać? Nie wiem. Ale gdy dziś, myśląc o św. Rajmundzie z Penyafort, wpisałem w wyszukiwarkę słowa tej gorszącej tezy, zobaczyłem, że nie jest to wcale zdanie odosobnione. Może nie zawsze trzeba je rozumieć dosłownie, ale inaczej trudno wytłumaczyć niechęć, z jaką możni tego świata odnoszą się do maluczkich.

Czym zasłużył się święty Rajmund z Penyafort – trzeci z kolei generał dominikanów, który żył na przełomie XII i XIII wieku? Hagiografowie zapisali, że był solidnym uczonym i dobrym nauczycielem. Napisał kilka podręczników, a zasłynął z uporządkowania prawa kościelnego, w jego czasach rozproszonego po różnych dokumentach w takim stopniu, że nawet specjalistom trudno się było w tym połapać. Był spowiednikiem papieża Grzegorza IX, potem króla Aragońskiego, Jakuba I. Położył wielkie zasługi w nawracaniu Maurów. Ale chyba najbardziej urzekającym rysem jego osobowości jest troska o ubogich.

Będąc spowiednikiem papieża – jak zapisano w legendach dominikańskich – „jako pokutę często nakazywał papieżowi zająć się sprawami ubogich, którzy mieli coś w kurii do załatwienia, a których niekiedy zbywano ze względu na ich ubóstwo. Nakazywał papieżowi, aby potraktował ich miłosiernie i wysłuchał w tym, co sprawiedliwe. Papież, pobożnie przyjmując zadaną pokutę, zlecał z kolei te sprawy bratu Rajmundowi, ufając mu, że załatwi je według roztropnego rozeznania i bez zwłoki”.

Czy święty Rajmund wiedział, że ubodzy, którymi urzędnicy papiescy gardzili nieraz pewnie w ogóle rezygnują z próby załatwienia czegokolwiek, przekonani, że nikt i tak nie zwróci na nich uwagi? Być może. Wiedział, że ubodzy zawsze się mają gorzej. Widząc rozpacz pojmanych do saraceńskiej niewoli, którzy nie mając nadziei na to, że ktoś ich wykupi, przyjmowali islam, założył Zakon Miłosierdzia. Jego zadaniem było zbieranie funduszy na okup za pojmanych. By nie tylko bogaci mieli szansę wrócić do domów.  

Być chrześcijaninem, być w Kościele to także zauważyć ubogich. Niekoniecznie zaraz angażować się w wielkie akcje charytatywne. Ale przynajmniej zauważyć, że biedny nie jest „patologią”, ale moim bratem.