Błogosławieni...

ks. Arkadiusz Nocoń

RADIO WATYKAŃSKIE |

publikacja 14.04.2012 19:29

...którzy nie widzieli, a uwierzyli. Radio Watykańskie na II Niedzielę Wielkanocną

Błogosławieni...

Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (J 20,25).

Dramat wiary św. Tomasza, który jako ”niewierny Tomasz” stał się synonimem wątpliwości i którego palec wyciągnięty w kierunku ran Chrystusa stał się symbolem niedowierzania, to także nasz dramat, bo przecież w każdym z nas jest pragnienie zobaczenia i dotknięcia Boga. Jak przeżywamy ten nasz dramat wiary? Jak sobie z nim radzimy? Postawy mogą być różne.

Jedni, traktują wiarę jak kłopotliwy spadek po swoich przodkach. Nie pozbywają się go, bo kiedyś może się przydać, ale tak na co dzień więcej z nim problemów niż pożytku. Jakże łatwiej byłoby żyć – myślą w duchu – bez tych wszystkich przykazań i sakramentów...



Inni, próbują z Bogiem prowadzić grę: „Ja to w Boga nie wierzę – usłyszałem kiedyś w telewizji – ale jak po śmierci okaże się, że jest, to będzie dla mnie miłą niespodzianką”. I tu uśmiech, a w domyśle: będzie Bóg – w porządku, nie będzie – trudno, lecz przynajmniej nie wygłupiłem jak ci wszyscy wierzący. Logiczne i proste. Prawda? Nie, proszę pana. Uwierzyć, w Boga, to spotkać miłość. I to miłość największą! Niech pan pomyśli o swojej żonie: o ile byłby pan uboższy, bez tego uczucia, które towarzyszy wam od lat, bez uśmiechu, którym pana wita, dzieci, które panu dała. Jakże innym, o wiele bardziej biednym, byłby pan człowiekiem, idąc samotnie przez życie. Podobnie jest z wiarą. Przejść przez życie bez Boga, to nie spotkać największej miłości, i to jest dopiero nieszczęście. To dlatego w dzisiejszej Ewangelii Chrystus mówi nam: Błogosławieni, czyli szczęśliwi, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,29).

Są jeszcze i tacy, którzy z wiarą walczą. W salonach francuskiego pisarza i polityka François-René de Chateaubrianda, gdzie większość gości stanowili niewierzący filozofowie, artyści i dyplomaci, zdarzało się często krytykować wiarę. Słysząc to Chateaubriand powiedział kiedyś: „Panowie, z rękę na sercu, przyznajcie, że bylibyście ludźmi wierzącymi, gdybyście tylko potrafili wieść czyste życie”. Myślę, że wielu z tych, którzy dzisiaj publicznie wyśmiewają wiarę, uwierzyłoby w Chrystusa, gdyby tylko potrafili wieść czyste życie.

Do wszystkich jednak: wierzących w Niego i upadających, obojętnych, cynicznych i wrogich, wychodzi On dzisiaj na przeciw i ukazuje swoje rany, a słowami siostry Faustyny zapewnia nas, że nie ma takiego grzechu, od którego by się odwrócił i nie ma takiej winy, której nie pragnąłby zmazać. I nawet jeśli komuś zamknęła się jedna droga do zbawienia, ukazuje dziesięć innych:

„Wołają mnie do umierającej kobiety. Przychodzę do niej z sakramentami: nie ma sytuacji uregulowanej, żyła w konkubinacie, ale na łożu śmierci można jej dać wszystkie sakramenty, można udzielić jej sakramentu chorych, można ją wyspowiadać, można jej dać komunię. I ona, która należała do Grupy Miłosierdzia Bożego, otrzymuje to całkowite pojednanie, tak jak to było powiedziane Siostrze Faustynie, że kto odmawia Koronkę nie umrze bez pojednania i będzie miał spokojną śmierć...”.

Boga, który nasze grzechy pisze na piasku (por. J 8, 3-6), a do powracającego grzesznika wychodzi na przeciw, rzuca mu się na szyję i całuje go (por. Łk 5,20), nie ma żadna inna religia.

* * *

Jezu najmiłosierniejszy, którego serce jest samą miłością, przyjmij do mieszkania swego serca dusze, które czczą i wysławiają wielkość Twego miłosierdzia. Niech spełni się względem nich Twoja obietnica, że dusze, które czczą Twe niezgłębione miłosierdzie, Ty sam będziesz bronił w życiu, a szczególnie w godzinie śmierci, jako swojej chwały. Amen. (z modlitwy św. Faustyny).