Z otwartym sercem

ajm

publikacja 23.05.2012 17:02

W teorii – zawsze łatwo. Apelować o nie może nawet furiat…

Z otwartym sercem Józef Wolny/GN Owocem Ducha Świętego nie jest pomysłowość we wdeptywaniu ludzi w ziemię, ale opanowanie i łagodność. Wbrew okolicznościom.

„Baba za kierownicą” to gatunek na drodze irytujący, ale w sumie w swej nieprzewidywalności przewidywalny, a przez to bezpieczny. Niezdecydowanie i nieporadność mogą złościć, ale dla uważnego kierowcy nie stanowią większego zagrożenia. Równie niegroźny jest gatunek „chłop w kapeluszu”. Prawda, irytuje to jego wymuszanie na innych przestrzegania przepisów (jazda lewym pasem dokładnie z dozwoloną prędkością, trzymanie się środka drogi, gdy można by ułatwić wyprzedzenie przez trzymanie się prawej strony), ale w sumie nic strasznego. Co innego z gatunkiem „świetny kierowca”. Zajeżdża drogę, przy wyprzedzaniu zmusza jadących z przeciwka do hamowania (oczywiście myśli, że dobrze ocenił odległość i spokojnie się zmieścił), w korkach wyprzedza innych jadąc poboczem albo pasem dla pojazdów jadących z przeciwka, a jeśli do tego ma trochę większy samochód, to ustępuje z drogi tylko ciężarówkom. Uważny obserwator zauważy, że w mieście można jeszcze spotkać gatunek łączący wady wszystkich trzech wyżej wymienionych: „taksówkarz”. Niezdecydowany jak „baba za kierownicą”, zarozumiały jak „chłop w kapeluszu”, a jednocześnie lekceważący innych  jak „świetny kierowca”.

Po co ten przydługi wstęp? Droga, jak chyba żadne inne miejsce we współczesnym świecie, daje wgląd w plątaninę charakterów, nastojów, stylów radzenia sobie z nieporadnością czy złośliwością innych. Każdy rozumie, jak w tym wszystkim ważna jest jedna cecha, umiejętność, bez której jazda samochodem zamieniałaby się w nieprzewidywalny koszmar: opanowanie.

Wraz z łagodnością stanowi ono owoc Ducha Świętego. Nie znaczy to oczywiście, że łagodny i opanowany nie może być człowiek niewierzący. Gdy jednak człowiekowi wierzącemu brakuje łagodności, a zwłaszcza opanowania, pytanie o to, czy faktycznie daje się prowadzić Duchowi Świętemu, staje się jak najbardziej sensowne.

Przyglądam się publicznej debacie. Czytuję, słucham, oglądam. Szczególnie tych, którzy gromadzą się pod katolickimi sztandarami. Ile jest w nich łagodności? Czy potrafią się opanować? Do rangi cnoty coraz częściej podnoszona jest podejrzliwość, gwałtowność i niepohamowaną złość. Ta ostatnia – szczególnie zasmucająca. Bo cel nie uświęca środków. Kiedy w imię choćby najważniejszych spraw rzuca się bez umiaru oskarżenia i bez mała obelgi, zło triumfuje. Choćby walczyło się o najświętszą sprawę. Owocem Ducha Świętego nie jest pomysłowość we wdeptywaniu ludzi w  ziemię, ale opanowanie i łagodność. Wbrew okolicznościom. Przecież do bycia łagodnym i opanowanym, gdy wszystko idzie po naszej myśli nie trzeba Ducha Świętego…

Miał na imię – powiedzmy – Marcin.  Siedział w ostatniej ławce i zdecydowanie nie należał do orłów. Tłumaczyłem coś, a on głośno skomentował czy zaprotestował używając między innymi powszechnie uważanego za obraźliwe słowa na „k”. Klasa zamarła z przerażenia. On też, bo przecież nie zrobił tego celowo, tylko mu się wyrwało. Przerwałem, uśmiechnąłem się i… kontynuowałem wywód. Ale napięcie w klasie nie zgasło. Jak to, nie będzie dalszego ciągu? Kiedy podobne słowo wymknęło się temu samemu chłopakowi na innej lekcji, ich bardzo pobożna nauczycielka zrobiła mu dziką awanturę. Teraz nic się nie stało?

– Rozumiem, że tamto słowo ci się wymknęło, tak?
– Tak. Przepraszam.
– No to możemy wrócić do sedna sprawy. Już tłumaczę…
– To nie zgłosi pan tego wychowawczyni? – padło niepewne pytanie z sali.
– Nie, po co. Przecież tylko mu się wymknęło. Więc tak..

Nie wiem, czy za takie rozwiązanie problemu pochwaliliby mnie dzisiejsi tropiciele moralnej niepoprawności. Byłem wtedy katechetą z niewielkim doświadczeniem, ale jakoś wydawało mi się, że malując  przed oczyma tych młodych ludzi obraz wielkości Boga i piękna wskazań Ewangelii nie mogę robić awantury z powodu jednego nieopatrznego słowa. I to rzuconego przez kogoś, kto odzywając się, być może pierwszy raz od dawna chciał wziąć czynny udział w lekcji.  On sam i jego koledzy odetchnęli wtedy z ulgą. A ja się cieszyłem, że trochę odruchowo, trochę bezmyślnie, ale tak właśnie zareagowałem. Bo przecież owocem działania Ducha Świętego nie jest skrupulatne pociąganie ludzi do odpowiedzialności za to lub tamto, ale łagodność.