Kto do Mnie przychodzi

ks. Arkadiusz Nocoń

RADIO WATYKAŃSKIE |

publikacja 04.08.2012 12:23

Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął. Radio Watykańskie na XVIII Niedzielę Zwykłą

Kto do Mnie przychodzi

Pełnia lata, środek wakacji, a Chrystus nie opowiada nam budujących przypowieści o miłosiernym samarytaninie czy zagubionej owcy. Nie karmi nas obrazami lilii polnych czy ptaków niebieskich, tylko przez pięć kolejnych niedziel głosi nam bardzo trudną katechezę na temat wiary i Eucharystii, która wymaga od nas wysiłku, koncentracji i przynajmniej ogólnej znajomości Księgi Wyjścia. Katecheza ta rozpoczęła się, jak sobie przypominamy, tydzień temu, cudem rozmnożenia chleba, którego przesłanie, czyli zapowiedź Eucharystii, było bardzo czytelne. Dodatkowo, karmiąc do sytości tysięczne rzesze głodnych ludzi, zaledwie pięcioma chlebami i dwoma rybami, które przyniósł Mu jakiś chłopak, nasz Zbawiciel chciał nam powiedzieć, że jeśli to niewiele co, posiadamy, to niewiele, co potrafimy i to niewiele, czym my sami jesteśmy, ofiarujemy Chrystusowi, to On zrobi już resztę. Zaspokoi nie tylko głód naszego ciała, ale także głód ducha, uczuć, głód naszego serca. Ważne, abyśmy to niewiele umieli Chrystusowi oddać. Bez Niego pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby nie znaczą nic: cóż to jest dla tak wielu? – pytali apostołowie (por. J 6,9). Z Chrystusem to nic staje się nieprzebranym bogactwem, zdolnym samymi ułomkami napełnić jeszcze dwanaście koszów...



Cud z zeszłej niedzieli, nie został, niestety, przez ludzi właściwie odczytany: nie wywołał pragnienia Boga, nie zbliżył ich do wiary, nie nauczył zaufania, a jedynie spotęgował chciwość.

Chrystus nie odmawia swojemu ludowi znaków i nie gardzi naszymi prośbami: On sam w Modlitwie Pańskiej uczył nas prosić Ojca o chleb… Wszystkie cuda i znaki jakimi nas obdarza mają jednak prowadzić do tego najważniejszego – do zażyłej przyjaźni z Bogiem: już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi (por. J 15,15). Lud na pustyni nie umiał czy nie też chciał stać się przyjacielem Chrystusa, wolał pozostać sługą, byle tylko miał zapewnioną codzienną dystrybucję chleba. Sługa czeka na dary, które do końca i tak go nie zaspokoją, bo rzeczy materialne nie są w stanie zaspokoić człowieka. Przyjaciel czeka na obecność, największy z darów, innych nie pragnie, inne go krępują: „niepotrzebnie to kupowaliście”, „dajcie spokój”, „nie trzeba” – mówimy przyjaciołom wręczającym nam prezent. Cieszymy się nim, owszem, ale przecież nie on jest najważniejszy.

Dla kogoś, kto nie wierzy, kto nie ma osobistej relacji z Chrystusem, każdy cud jest niewystarczający: „Jakiego dokonasz znaku, abyśmy ci uwierzyli? – pytają Żydzi w dzisiejszej Ewangelii (por. J 6,30), choć jeszcze wczoraj byli świadkami cudu i chcieli Chrystusa obwołać królem (por. J 6,15). Dla kogoś kto wierzy, wierzy naprawdę, każdy cud jest zbyteczny. Popatrzmy chociażby na Maryję: jako Matka Jezusa miała do Niego szczególne prawo, a jednak nigdy nie prosiła dla siebie o cud, choć na pewno nie było jej w życiu łatwo i Józef odszedł z pewnością za wcześnie… Jeśli prosiła, to tylko dla innych, jak wtedy w Kanie dla nowożeńców. Jej wystarczyło, że Chrystus był blisko. Właśnie po to pozostał z nami w Eucharystii, aby być nas blisko. Dla człowieka wierzącego nie ma większego cudu.

* * *

Panie Jezu, Ty jesteś chlebem życia i kto do Ciebie przychodzi, nie będzie już łaknął, naucz nas szukać Ciebie dla Ciebie samego, a wszystko inne będzie nam dane. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.