Modlitwa liturgiczna

Robert F. Taft SJ

publikacja 26.02.2013 22:39

Ikona naszego życia w Chrystusie.

Modlitwa liturgiczna Henryk Przondziono/Agencja GN

1. Życie chrześcijańskie to spersonalizowana liturgia*

w 1513 roku Michał Anioł Buonarroti ukończył malowanie fresków w Kaplicy Sykstyńskiej. We wspaniałej scenie stworzenia dający życie palec Boga wyciąga się w stronę i niemalże dotyka wyciągniętego palca półleżącego Adama. Liturgia jest tym, co wypełnia przerwę między tymi dwoma palcami. Bóg w metaforze sykstyńskiej jest stwarzającą, życiodajną, zbawczą, odkupicielską ręką, zawsze wyciągniętą w naszą stronę, a historia zbawienia to opowieść o naszych dłoniach wzniesionych (lub niechcących się wznieść) w niekończącym się przyjmowaniu tego daru i dziękczynieniu za niego. Oczywiście używam tu określenia «liturgia» w jego najszerszym, Pawłowym znaczeniu, obejmującym również to, co ojcowie Kościoła nazywali oikonomia lub commercium – tę ustawiczną, zbawczą wymianę między Bogiem a nami, drabinę Jakubową historii zbawienia.

Ta teologia chrześcijańskiej liturgii wypływa z zasady nowotestamentowego nauczania, że cała historia zbawienia zostaje podsumowana oraz „uosobiona” w Jezusie. Wszystko w historii świętej – każde wydarzenie, przedmiot, miejsce, teofania, kult – wszystko zostało włączone w osobę Chrystusa Wcielonego. On jest odwiecznym Słowem Bożym, Jego nowym stworzeniem i drugim Adamem, nową Paschą i Paschalnym Barankiem, nowym przymierzem, nowym obrzezaniem, manną niebieską, świątynią Bożą, nową ofiarą i jej kapłanem, wypełnieniem odpoczynku szabatu i mesjańską erą, która nadeszła.[1] Wszystko, co było wcześniej, znajduje w Nim spełnienie: „Prawo bowiem posiada tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy”, jak czytamy w Liście do Hebrajczyków (10, 1). I dotyczy to wszelkiego kultu.

To objawienie kładzie podwaliny pod wszelką chrześcijańską teologię liturgii i duchowości. Prawdziwe uwielbienie, to miłe Ojcu, to nic innego, jak zbawcze życie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Ale skoro przez chrzest my również jesteśmy Chrystusem, nasze uwielbienie jest Jego ofiarniczym istnieniem w nas. „Żyć to Chrystus” – mówi nam św. Paweł w Liście do Filipian (1, 21), a być zbawionym to przystosować się do Chrystusa, umierając w sobie i wstając do nowego życia w Nim,[2] który jako ostatni Adam (por. 1 Kor 15, 45) jest ostateczną formą odkupionej ludzkiej natury.[3] Poznamy bowiem „moc Jego zmartwychwstania” poprzez „udział w Jego cierpieniach, [...] upodobniając się do Jego śmierci” (Flp 3, 10).

Liturgia życia, nasza prawdziwa liturgia chrześcijańska, to wspólne kościelne uczczenie naszego zbawienia w Chrystusie. Jest to najdoskonalszy wyraz i urzeczywistnienie duchowości Kościoła. Życie duchowe to życie w Chrystusie, które jest stwarzane, podtrzymywane i odnawiane w liturgii. Uczestnicząc przez chrzest w tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania,[4] zmartwychwstajemy w nim, ponieważ „przyoblekliśmy się w Chrystusa” (Ga 3, 27), i to do tego stopnia, że – jak mówi św. Paweł – „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20; zob. też: Kol 2, 6). Od tej pory On mieszka w nas, modli się w nas, głosi nam słowo swojego Nowego Przymierza, przypieczętowuje je swoją ofiarą, żywi nas swoim Przenajświętszym Ciałem i Krwią, nakłania nas do skruchy i nawrócenia, wysławia Ojca w nas. W nauczaniu komunikuje nam swoje życie, w obrzędach i pieśniach czci je z nami, w sakramentalnej łasce daje nam siłę, by Nim żyć.

Tajemnica, jaką jest Chrystus, znajduje się w centrum chrześcijańskiego życia i to właśnie ją – i nic innego – Kościół odnawia w liturgii, byśmy zostali w nią wciągnięci. Kiedy opuszczamy zgromadzenie liturgiczne, by powrócić do innych zajęć, musimy tylko przyswoić sobie to, czego doświadczyliśmy, i realizować tę tajemnicę w naszym życiu – innymi słowy, musimy stać się Chrystusami. Celem liturgii jest bowiem wytworzenie w naszym życiu tego, co Kościół urzeczywistnia dla nas przez publiczne oddawanie czci. Życie duchowe to inne określenie osobistej relacji z Bogiem, a liturgia stanowi ni mniej, ni więcej jak tylko wyraz relacji Kościoła z Bogiem.

To uzasadnia niezwykłe stanowisko Kościoła katolickiego wobec natury chrześcijańskiego kultu, jak w stwierdzeniach Konstytucji o liturgii świętej Soboru Watykańskiego II:

Albowiem liturgia, przez którą [...] dokonuje się dzieło naszego Odkupienia, w największym stopniu przyczynia się do tego, aby wierni życiem swoim wyrażali oraz ujawniali innym misterium Chrystusa i rzeczywistą naturę prawdziwego Kościoła.[5]

Papież Pius XII wyraził tę samą doktrynę w Encyklice o liturgii świętej z 20 listopada 1947 roku, pełniącej rolę Magna Charta Libertatum współczesnego katolickiego ruchu liturgicznego:

W celebrach liturgicznych, a w szczególny sposób w Świętej Ofierze ołtarza, dzieło naszego Odkupiciela kontynuuje się niewątpliwie, i owocu jego dostępujemy.[6] [Dlatego:] Niewątpliwie modlitwa liturgiczna, jako nabożeństwo publiczne świętej Oblubienicy Jezusa Chrystusa, przewyższa godnością modlitwy prywatne,[7] [a] kult oddawany Bogu przez Kościół w zjednoczeniu z Jego Boską Głową, jest w najwyższym stopniu skuteczny dla osiągnięcia świętości.[8]

Znaczenie tego ostatniego stwierdzenia dla naszego życia duchowego powinno być oczywiste. Liturgia jest w samym centrum odkupicielskiego dzieła Chrystusa dokonywanego poprzez posługę Kościoła. Ten, kto nie celebruje i nie przeżywa kościelnej liturgii zgodnie z myślą Kościoła, nie może uważać się za chrześcijanina czy apostoła, wiernego Kościołowi Chrystusowemu.

Te nauki nie są jednak tylko „katolickie”. Sięgają bowiem w odległą przeszłość aż do tajemnicy teologii ojców Kościoła i dzieł klasycznych bizantyńskich komentatorów liturgicznych, w których padają stwierdzenia, że liturgia jest trwającym dziełem zbawienia Bożego Syna Jednorodzonego. Dlatego jeden z wybitnych łacińskich ojców Kościoła, papież św. Leon Wielki (440–461), ośmielił się stwierdzić: „Co było widoczne w naszym Odkupicielu, przeszło do sakramentów”[9]. Innymi słowy, to, czego Jezus dokonywał historycznie podczas swojego ziemskiego życia, kontynuuje w sposób sakramentalny poprzez tajemnicę liturgii sprawowanej w Kościele i razem z Nim.


* Fragment książki Liturgia. Wzór modlitwy. Ikona życia. Wydawnictwo PROMIC. Warszawa 2013.

2. Liturgia a formacja duchowa

Nasza podstawowa tożsamość jest chrześcijańska, a być chrześcijaninem to być jeszcze jednym Chrystusem. To sprawia liturgia poprzez sakrament chrztu, podtrzymuje w Eucharystii i głoszeniu Słowa Bożego, przywraca w spowiedzi i namaszczeniu chorych... Liturgia jest zatem miejscem naszego życia duchowego, bo w niej sam Chrystus kształtuje nas na swoje podobieństwo, byśmy się stali innymi Chrystusami.

Oto nauki św. Mikołaja Kabasilasa, żyjącego w XIV wieku największego spośród bizantyńskich teologów liturgicznych, wyłożone w jego traktacie o sakramentach zatytułowanym O życiu w Chrystusie:

W świętych misteriach [...] przedstawiamy Jego złożenie do grobu i głosimy Jego śmierć. Przez nie jesteśmy poczęci, ukształtowani i cudownie zjednoczeni z naszym Zbawicielem, bo one są środkiem, dzięki któremu „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Chrzest przynosi bycie i istnienie zgodnie z Chrystusem. Przyjmuje nas martwych i zepsutych i prowadzi do nowego życia. Namaszczenie olejem świętym doskonali tego, kto dostąpił [nowego] narodzenia, poprzez tchnięcie weń energii stosownej dla takiego życia. Święta Eucharystia zachowuje i podtrzymuje to życie i zdrowie, bo Chleb Życia pozwala nam zachować to, co otrzymaliśmy, i pozostać przy życiu [...] W ten sposób żyjemy w Bogu.[10]

A zatem to poprzez liturgię Duch Chrystusowy formuje nas jako chrześcijan, wprowadzając nas w życie Chrystusa i przystosowując do niego, a następnie ustawicznie podtrzymując i wzmacniając to życie w nas.

3. Liturgia uwewnętrzniona i przeżywana

Liturgia kształtuje nasze chrześcijańskie życie jeszcze w inny sposób, kiedy przyswajamy ją sobie i żyjemy zgodnie ze wzorem, jaki proponuje. Nie jest ona odbiciem życia – liturgia, w której rzeczywistość symbolizowana nie odpowiada przeżywanej, jest liturgią niedobrą. Krótko mówiąc, kamieniem probierczym naszej liturgii jest to, czy przeżywamy ją w komunii naszego życia. Czy moment symboliczny symbolizuje, czym naprawdę jesteśmy? Czy nasza wspólna celebracja życia jest znakiem, że prawdziwie żyjemy w ten sposób? Św. Paweł mówi wspólnocie Koryntian, że ich Eucharystia nie jest prawdziwa, ponieważ z braku miłosierdzia nie dbają o potrzeby ciała, czyli wspólnoty jako Ciała Chrystusa: „Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije” (1 Kor 11, 29).

Liturgia spełnia zatem funkcję kształtującą, bowiem zapewnia nam proroczy głos osądzający jakość naszego chrześcijańskiego życia. Pełne, aktywne, świadome, uwewnętrznione uczestnictwo w liturgii, jakie postuluje dokument Soboru Watykańskiego II Konstytucja o liturgii świętej (zwłaszcza paragrafy XIV–XXX), wymaga, byśmy widzieli w niej prawdziwe źródło i podstawę naszego życia duchowego. Albowiem liturgiczna tradycja lokalnego Kościoła, którą nazywamy «obrządkiem» – jak na przykład nasz obrządek bizantyńsko-słowiański – jest wzorem naszego życia eklezjastycznego i źródłem życia duchowego Kościoła.

Jeśli nie postrzegamy ich w szerszym kontekście całego życia chrześcijańskiego, nasze zachowania podczas liturgii nie mają wielkiego sensu, gdyż liturgia nie jest celem samym w sobie. Jest tylko środkiem i wyrazem wspólnego życia w Chrystusie. To jest pierwotne i najważniejsze: wspólne życie, wzajemne wsparcie i wielkoduszność, stawianie siebie na drugim miejscu i dawanie pierwszeństwa innym. Wspólna modlitwa jest jednym ze sposobów osiągania tej jedności, spoiwem grupy i radosnym celebrowaniem faktu, że owa jedność już istnieje, choć dopiero w zalążku, wciąż niedoskonała.

Liturgia jest bowiem spotkaniem teraźniejszym. Zbawienie dokonuje się teraz. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa należą do przeszłości tylko w sensie historycznym, czyli względem nas. Są natomiast wiecznie obecne w Bogu, który wkroczył w nasze dzieje, ale nie jest w nich uwięziony. Obecność Boga wśród nas znalazła spełnienie w Jezusie, będącym ciągle obecną zbawczą rzeczywistością, którą spotykamy w każdej chwili naszego życia. Zbawcza przeszłość, którą upamiętniamy w liturgii, jest w rzeczy samej efektywnym zbawczym zdarzeniem teraźniejszości, obecnym na nowo w formie symbolicznej. W Panu zmartwychwstałym stworzenie jest wreszcie widziane takim, jakie miało być, a Chrystus jest Adamem, czyli całą ludzkością.

4. Stanie się innymi chrystusami

To spełnienie przeszłości skierowane jest jednak ku przyszłości. Bowiem tak jak Chrystus stał się wszystkim i spełnił wszystko, my, abyśmy również się spełnili, musimy stać się Nim. A możemy tego dokonać tylko poprzez to, że pozwolimy Mu dostosować się do Niego: Boskiego wzoru, wzoru nowego stworzenia. To przemienienie nas w nową ludzkość stanowi prawdziwe uczczenie Nowego Prawa i prawdziwy kształt tożsamości wszystkich chrześcijan. Dawny kult i kapłaństwo zostały zastąpione samoofiarowaniem się Syna Bożego, a nasze nabożeństwo polega na powtarzaniu w naszym życiu tego wzoru, który symbolicznie naśladujemy, kiedy zbieramy się razem na pamiątkę tego, kim był i czym my mamy być w Nim. Tym sposobem liturgia staje się miejscem formacji – zaszczepia nas w Chrystusa.

Żeby wyrazić to utożsamienie się z Chrystusem, św. Paweł używa kilku złożonych słów zaczynających się od łacińskiego przedrostka syn-: cierpię z Chrystusem, jestem ukrzyżowany z Chrystusem, umieram z Chrystusem, razem z Nim, jestem pogrzebany, zmartwychwstaję i żyję, wzięty jestem do nieba i siedzę po prawicy Ojca z Chrystusem.[11] To jeden ze sposobów, w jakie św. Paweł podkreśla konieczność osobistego udziału w odkupieniu. Musimy „przyoblec się w Chrystusa” (Ga 13, 27) i przyswoić Go, doświadczyć tajemnicy głównych zdarzeń, przez które Chrystus nas zbawił i powtarzać je w naszym własnym życiu, abyśmy mogli powtórzyć za św. Pawłem słowa: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). W porządku Nowego Testamentu liturgia jest zatem po prostu celebrowaniem chrześcijańskiego życia, wspólnym świętowaniem tego, czym się staliśmy i stale stajemy się w Chrystusie.

5. Jak liturgia tego dokonuje?

Jak liturgia może tego dokonać? Ponieważ liturgią Nowego Przymierza jest Jezus Chrystus. Jak niezmordowanie powtarzają klasyczne modlitwy eucharystyczne typu antiocheńskiego, takie jak Anafora św. Bazylego WielkiegoAnafora św. Jana Chryzostoma: kiedy grzęźliśmy w grzechu, Jezus umarł za nasze grzechy i zmartwychwstał dla naszego zbawienia, jednocząc nas z Bogiem i ze sobą nawzajem w Nim. Wedle Nowego Testamentu to właśnie wcielony Pan i zbawca w swoim ofiarnym, pojednawczym posłuszeństwie woli Ojca jest nową liturgią dla naśladowców Jezusa. Właśnie to, a nie nowy obrządek, spełnia i zastępuje wszystko, co działo się wcześniej. Nowa świątynia, jej kapłan i ofiara, nowe stworzenie i nowy Adam, nowe przymierze, obrzezanie i odpoczynek szabatu, nowa Pascha i Paschalny Baranek – to wszystko Jezus Chrystus w swoim zbawczym życiu dla innych. Jest On po prostu „wszystkim we wszystkich”, jak to ujmuje św. Paweł w Liście do Kolosan (3, 11); to „Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec” (Ap 1, 8; 21, 6; 22, 13). Wszystko, co działo się przedtem, ma w Nim spełnienie: „Prawo bowiem, posiada[jąc] tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy” (Hbr 10, 1). Dotyczy to, również realiów liturgicznych:

Niechaj więc nikt o was nie wydaje sądu co do jedzenia i picia bądź w sprawie święta czy nowiu, czy szabatu! Są to tylko cienie spraw przyszłych, a rzeczywistość należy do Chrystusa (Kol 2, 16-17).

Nasza liturgia to ta sama rzeczywistość, bowiem to Jezus Chrystus w nas. Nasze prawdziwe nabożeństwo ma być włączeniem się w Niego, który jest naszym wcielonym zbawieniem, i przeżywaniem Jego życia, tego wzoru, który dał nam za przykład, umierając dla grzechu, żeby powstać do nowego życia w Nim. Krótko mówiąc, nasze zbawienie to uwielbienie Boga, i to On daje je nam, nie my Jemu. Dokonuje tego poprzez Ducha mieszkającego i działającego w Jego Kościele.

Nasze liturgie w węższym znaczeniu nabożeństw czy uroczystości liturgicznych są uprzywilejowanym gruntem dla tego Boskiego spotkania, teofanii, czyli objawienia zbawczej obecności Boga wśród nas w dzisiejszym świecie. Nowy Testament opisuje zgromadzenia rodzącego się Kościoła – żeby słuchać Słowa i dzielić się Chlebem – jako uprzywilejowane chwile obecności Pana zmartwychwstałego. Nie są one bynajmniej jedynym miejscem tego spotkania, gdyż Bóg nie polega na naszych liturgiach, żeby nas spotkać i wezwać do siebie.

Skoro podstawą i źródłem tych pełnych łaski spotkań są śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, cała chrześcijańska liturgia rozgrywa tę jedną metaforę Misterium Paschalnego jako objawienia tym, którzy wkraczają w nią z wiarą, ostatecznej rzeczywistości, końcowego i definitywnego znaczenia całego stworzenia, dziejów i życia. Dla chrześcijanina Jezus jest obrazem Boga, a wszelkie inne doświadczenia i obrazy, które się z niego rodzą, są kształtowane, określane i reinterpretowane w świetle tego jednego, podobnie jak całe doświadczenie Izraela zostało niejako podsumowane w epizodzie Wyjścia i Przymierza. Chrześcijańska liturgia jest odegraniem Paschalnego Misterium Jezusa jako objawienia Boga i Jego zamysłów względem nas. W Liście św. Pawła do Kolosan (1, 15) Jezus jest nazwany „obrazem Boga niewidzialnego”, a dla greckich ojców liturgia jest obrazem tego obrazu.

6. Liturgia jest teraz

Teraźniejszość tego wszystkiego polega na tym, że nie świętujemy czegoś z przeszłości, lecz ustawicznie obecną rzeczywistość, ciągłe wezwanie i odpowiedź, nowe życie, które nazywamy zbawieniem, które zostało powołane do istnienia przez zbawcze zdarzenia będące przeszłością jedynie w sensie historycznym. Zbawcze wydarzenia z ziemskiego życia Jezusa są czymś więcej niż epifanią czy znakiem, czymś więcej niż tylko przejawem zbawienia. Są one bowiem faktycznym środkiem tego zbawienia, jego instrumentalną przyczyną. Owe zdarzenia z przeszłości są przeszłością tylko poprzez historyczny sposób pojawienia się – jako postrzegane przez nas w porządku dziejów ludzkości. Nasza tradycja naucza, poprzez prolog Ewangelii według św. Jana, że Jezus Chrystus jest nie tylko człowiekiem, ale też odwiecznym Słowem Bożym. Jako taki jest przez całą wieczność tym, co uczynił. Nie tylko Jego zbawcza ofiara jest wieczna – On sam jest swoją wieczną ofiarą i to właśnie w Jego obecności pośród nas ta Jego ofiara jest dla nas wiecznie obecna.

A zatem nasza liturgia nie świętuje przeszłego wydarzenia, lecz obecną osobę Boga, która zawiera w sobie wszystko, czym była oraz jest, i wszystko, co dla nas uczynił. Dlatego łaciński Kościół może śpiewać w dawnej pieśni: Iam pascha nostra Christus est, Paschalis idem victima (‘Bo Chrystus jest naszą Paschą i paschalną ofiarą’).

Innymi słowy, Jezus Chrystus, nasz Pan i Bóg, jest istotnym składnikiem liturgii. To sprawa zasadnicza: Jezus nie znajduje się na zewnątrz naszego kultu, lecz stanowi jego założycielski element. Św. Paweł mówi nam, że jest On Głową Ciała, a ciągnąc dalej tę metaforę, można zauważyć, że – podobnie jak w każdym żywym ciele – to sygnały z głowy, odbierane i wykonywane przez inne członki, sprawiają, że celebracja staje się celebracją. Jeśli czegoś brak – sygnału od Jezusa bądź naszego odbioru – nie ma celebrowania.

My także jesteśmy integralną częścią liturgii. Jeśli zgodnie z Nowym Testamentem nowy i od tej pory jedyny godny Ojca kult to ofiarna kenoza Jego Syna, nie sądźmy, że sami pozostajemy gdzieś poza tym. Nasze oddawanie czci to takie samo ofiarne życie, na wieki uosobione przez Pana zmartwychwstałego, przekazane, wyrażone i przeżywane w nas poprzez Ducha Świętego w kulcie Kościoła.

7. Źródło liturgii

Liturgia chrześcijańska oparta jest więc na rzeczywistości Chrystusa zmartwychwstałego, trafnie nazwanej liturgie de source przez melchickiego teologa Jeana Sorbona.[12] Ponieważ Jezus zmartwychwstały to ludzkość w chwale, jest On obecny poprzez Ducha w każdym miejscu i każdej epoce nie tylko jako Zbawiciel, ale i jako Zbawiający, nie tylko jako Pan, ale zarazem Kapłan, a także Ofiara. Nic w Jego istnieniu i działaniu nie jest przeszłością z wyjątkiem sposobu przejawienia się w porządku historycznym. W liturgii bizantyńskiej modlimy się: „Tyś jest ofiarującym i ofiarą, otrzymującym i darem”.

Thomas J. Halley ujął to kiedyś w ten sposób:

Dzięki zmartwychwstaniu Chrystus jest teraz transhistoryczny i dostępny w każdej chwili. Nie możemy mówić o Chrystusie zmartwychwstałym w historycznej przeszłości. Jego męka jest zdarzeniem historycznym, ale Chrystus, który powstał z martwych, nie istnieje wówczas, lecz teraz, a żyjąc na tej ruchomej linii oddzielającej pamięć i nadzieję, pomiędzy pamięcią Jego męki a nadzieją na Jego ponowne przyjście, zawsze stoimy w obecności Chrystusa, który jest zawsze obecny dla każdego. W tym tkwi realna substancja naszej anamnezy.[13]

Jeśli zatem Biblia jest Słowem Bożym w słowach ludzkich, liturgia jest zbawczym działaniem Boga w uczynkach ludzi, którzy chcą w Nim żyć. Jej celem – żeby domknąć raz jeszcze nasze koło i powrócić do Pawłowej teologii liturgii, od której zaczęliśmy – jest włączenie nas w tę samą rzeczywistość. Celem chrztu jest uczynić z nas oczyszczające wody i uzdrawiający, wzmacniający olej, celem Eucharystii nie jest przemiana chleba i wina, lecz przemienienie nas. Poprzez chrzest i Eucharystię stajemy się dla siebie nawzajem Chrystusami i znakiem dla świata, który ma dopiero usłyszeć Jego imię.

Nasza prawdziwa liturgia chrześcijańska jest więc życiem Chrystusa w nas, jednocześnie przeżywanym i świętowanym. To życie to nic innego jak to, co nazywamy Duchem Świętym. To zbawienie, nasz cel ostateczny. Jedyna różnica między nim a tym, czym mamy nadzieję cieszyć się w ostatecznym spełnieniu, to fakt, że zwierciadło wspomniane w Pierwszym Liście do Koryntian (13, 12) nie będzie już potrzebne. Jak to ujął Adrien Nocent: zasłona opadnie.

Artykuł 7 soborowej Konstytucji o liturgii świętej stwierdza:

Aby urzeczywistnić tak wielkie dzieło, Chrystus jest obecny zawsze w swoim Kościele, zwłaszcza w czynnościach liturgicznych. obecny w ofierze Mszy świętej tak w osobie celebrującego [...] jak zwłaszcza pod postaciami eucharystycznymi. Jest obecny swoją mocą w sakramentach, tak że gdy ktoś chrzci, sam Chrystus chrzci. Jest obecny w swoim słowie, bo gdy w Kościele czyta się Pismo święte, On sam przemawia. Jest obecny, gdy Kościół modli się i śpiewa psalmy [...].

Przez wieki liturgia chrześcijańska celebrowała tę podstawową metaforę w Słowie i sakramentach, głównie i najbardziej pierwotnie podczas chrztu, Eucharystii, niedzieli, Wielkanocy, ale również podczas jutrzni i nieszporów, pogrzebów i ślubów, świąt, a w istocie zawsze – tylekroć, ilekroć chrześcijanie gromadzili się w imię Jezusa. Dom Gregory Dix wyraził to bardzo lirycznie w swoim klasycznym dziele o liturgii, The Shape of Liturgy:

W centrum tego wszystkiego jest działanie eucharystyczne, coś absolutnie prostego – branie, błogosławienie, łamanie i rozdawanie chleba oraz branie, błogosławienie i podawanie kielicha z winem i wodą, tak jak to pierwszy raz uczynił, nadając nowe znaczenie, młody Żyd przed i po wieczerzy w gronie przyjaciół, wieczorem przed dniem swojej śmierci [...]. Nakazał przyjaciołom, by odtąd czynili to „na Jego pamiątkę”, i tak też się stało i nadal dzieje.[14]

Czy kiedykolwiek jakieś inne polecenie znalazło taki posłuch? Stulecie za stuleciem, ogarniając stopniowo wszystkie kontynenty i kraje, wszystkie ziemskie rasy, podejmowano to działanie we wszelkich możliwych okolicznościach, w każdej ludzkiej potrzebie, od niemowlęctwa do podeszłego wieku, na szczytach ziemskiej wielkości, ale też w jaskiniach i innych kryjówkach, w których chronili się uchodźcy. Ludzie nie znaleźli niczego lepszego na przeróżne okazje: przy koronacji władców i przed posłaniem skazańca na szafot; dla triumfujących armii i dla młodej pary w małym wiejskim kościółku; przy ogłaszaniu dogmatów i w podzięce za udane żniwa; dla parlamentu potężnego narodu i dla schorowanej staruszki bojącej się śmierci; dla ucznia piszącego klasówkę i dla Krzysztofa Kolumba wyruszającego odkryć Amerykę; kiedy głodowały całe prowincje lub za duszę zmarłego ukochanego; by podziękować, że ojciec nie umarł na zapalenie płuc; by powstrzymać naczelnika wioski przed powrotem do czczenia dawnych bóstw, ponieważ nie obrodziły słodkie bulwy; dlatego, że Turcy stanęli u bram Wiednia; w intencji nawrócenia Małgorzaty; by szczęśliwie zakończył się strajk; za kapitana rannego w bitwie i wziętego do niewoli; kiedy lwy ryczały w pobliskim amfiteatrze; na plażach Dunkierki; kiedy przez kościelne okno dochodził odgłos kos ścinających dorodną czerwcową trawę; z drżeniem – stary mnich w pięćdziesiątą rocznicę złożenia ślubów; ukradkiem – biskup wygnaniec cały dzień ścinający drzewa w obozie pod Murmańskiem; z przepychem – podczas kanonizacji św. Joanny d’Arc... Można by zapełnić wiele stronic, wymieniając powody, dla których ludzie to robili, a i tak nie przedstawić nawet ich jednej setnej. A co najlepsze: dzień w dzień, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, przez setki tysięcy kolejnych niedziel, niezawodnie, wiernie, we wszystkich parafiach chrześcijańskich kapłani czynią to, żeby utworzyć plebes sancta Dei – „święty lud Boży”.

Dla tych, którzy trochę znają historię chrześcijaństwa, chyba najbardziej poruszającą refleksją na jej temat nie jest myśl o wielkich zdarzeniach i dobrze znanych świętych, ale o tych niezliczonych zastępach całkowicie anonimowych ludzi wiary, z których każdy miał własne nadzieje, lęki, radości, troski, miłości, a także grzechy, pokusy, modlitwy, niegdyś równie żywe jak teraz nasze. Nie pozostawili po sobie żadnego śladu, choćby nawet imienia, i odeszli do Boga całkowicie zapomniani. A przecież każdy z nich wierzył i modlił się, jak ja to dziś czynię, było im ciężko, czasem się zaniedbywali, grzeszyli, nawracali się i znów upadali. Każdy z nich czcił Boga w Eucharystii, ich myśli czasem błądziły, ponownie próbowali się skupić, czuli się ociężali i zobojętniali, a przecież wiedzieli – równie prawdziwie i żałośnie jak ja. Znamy pewne niezbyt ortograficzne, kiepsko wyrzeźbione epitafium z IV wieku pochodzące z Azji Mniejszej: „Tu śpi błogosławiona Chione, która odnalazła Jerozolimę, bo wiele się modliła”. Niczego więcej nie wiemy o Chione, jakiejś wieśniaczce żyjącej w tym nieistniejącym już świecie chrześcijańskiej Anatolii. Ale jakież to piękne, gdy po szesnastu stuleciach pozostaje po człowieku pamięć, że dużo się modlił, tak że sąsiedzi znający go całe życie są pewni, iż musiał odnaleźć Jeruzalem! Co oznaczała dla Chione cotygodniowa Eucharystia w jej wiejskim kościółku przez całe życie – dla niej i dla milionów jej podobnych wówczas i potem? Sama myśl o zadziwiającym ogromie miłości do Boga, którą to ustawicznie powtarzane działanie wyzwalało w rzeszach chrześcijan przez całe wieki, jest obezwładniająca. (Z tym wszystkim staje się co rano przed ołtarzem!).

To dzięki temu, że akcja eucharystyczna wryła się głęboko w życie ludów chrześcijańskich, zabarwiając całą via vitae zwykłych ludzi, znacząc ważne wydarzenia osobiste – śluby, choroby, śmierć i całą resztę – a rok w rok upływał w rytmie świąt, postów i niedziel, wplotła się ona nieodwołalnie w historię świata zachodniego. W Konstantynopolu czynią nadal to samo, używając identycznych słów i gestów, co w czasach, gdy srebrne trąby bazyleusa rozbrzmiewały nad Bosforem, w tym, co dziś wydaje się baśniową krainą cesarstwa bizantyńskiego. W XX wieku Charles de Foucauld w swojej saharyjskiej pustelni czynił to wedle tego samego rytu, co dwanaście stuleci wcześniej św. Cuthbert w pustelni na wysepce Lindisfarne na Morzu Północnym...

Nie ma niczego dziwnego w tym, że Eucharystia ma tę moc zawładnięcia ludzkim życiem, nie tylko w sensie abstrakcyjnym, lecz w konkretnych realiach – moc sięgania nie tylko do wielkich bezosobowych spraw poruszających całe narody, ale i drobnych spraw ludzkiego życia i śmierci, chwytania ich i przekładania na coś poza czasem. Takie było od początku jej nowe znaczenie. List do Hebrajczyków ukazuje naszego Pana mówiącego od chwili swoich narodzin w Betlejem: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało [...] Oto idę [...] abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10, 5 i 7). Ostatniej nocy Jego życia było to samo: „To jest Ciało Moje...”; „Ale teraz idę do Ciebie...” (J 17, 13). To właśnie całe przeżyte przez Niego doskonale ludzkie życie zostało wzięte, wypowiedziane, celowo podzielone i rozdane przy ustanowieniu Eucharystii.[15]

Nic dodać, nic ująć.

8. Nasza modlitwa

 

wykorzystajmy resztę tej godziny, rozchodząc się i rozważając wielką tajemnicę Chrystusa, do odprawiania której wspólnie z Nim zostaliście powołani jako prezbiterzy jego Świętego Kościoła. Zastosujcie metodę lectio divina do Anafory św. Bazylego Wielkiego, powoli i w sposób modlitewny czytając jej błogosławione słowa i czyniąc je własnymi, w dziękczynnym zachwycie nad tajemnicą Bożej ekonomii zbawienia tak pięknie wyrażonej w tej wspaniałej modlitwie, którą kiedyś odmawiać będziecie przed ołtarzem.

 



[1]     Por. J 1, 1; 2 Kor 5, 17; Ga 6, 15; Rz 8, 19 i nast.; Ap 21-22; 1 Kor 15, 45; Rz 5, 14; 1 Kor 5, 7; J 1, 29 i 36; 19, 36; 1 P 1, 19; Ap 5 i nast.; Mt 26, 28; Mk 14, 24; Łk 22, 20; Hbr 8-13; Kol 2, 11-12; J 6, 30-58; Ap 2, 17; J 2, 19-27; Ef 5, 2; Hbr 2, 17–3, 2; 4, 14-10.14; Kol 2, 16-17; Mt 11, 28–12, 8; Hbr 3, 7-4. 11. Łk 4, 16-21; Dz 2, 14-36
 
[2]     Por. 2 Kor 4, 10 i nast., 13, 4; Rz 6, 3 i nast.; Kol 2, 12-13 i 20; 3, 1-3; Ga 2, 20; Ef 2, 1 i nast.; Flp 2, 5 i nast.; 3, 10-11. 18. 21.
 
[3]     Por. 1 Kor 15, 21-22; Rz 5, 12-21; Kol 3, 9-11; Ef 4, 22-24.
 
[4]     Por. Rz 6, 3-11; Kol 2, 12-13. 20; 3, 1-4.
 
[5]     Sobór Watykański II, Konstytucja o liturgii świętej Sacrosanctum concilium, wstęp, za: [online] http://archidiecezja.lodz.pl/czytelni/sobor/kl4.html.
 
[6]     Pius XII, Encyklika o liturgii świętej Mediator Dei et hominem, nr II, 8, za: [online] http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xii/encykliki/mediator_dei_20111947.html
 
[7]     Tamże, nr II, 16.
 
[8]     Tamże, nr II, 5.
 
[9]     „Quod itaque Redemptoris nostri conspicuum fuit, in sacramenta transivit”: Sermo LXXIV, 2, w: PL 54, 398. Oczywiście łacińskie słowo sacramenta w języku ojców Kościoła odnosi się do całej widocznej liturgicznej posługi Kościoła, a nie tylko «sakramentów» w zawężonym współczesnym znaczeniu.
 
[10]    Mikołaj Kabasilas, De vita in Christo, I, 6, w: PG 150; wydanie angielskie: The Life in Christ, tłum. C.J. de Catanzaro, St. Vladimir’s Seminary Press, Crestwood 1974, s. 49–50.
 
[11]    Zob. Rz 6, 3-11; Ga 2, 20; 2 Kor 1, 5; 4, 7 i nast.; Kol 2, 20; Ef 2, 5-6. Zob. także: David M. Stanley, A Modern Scriptural Approach to the Spiritual Exercises, Institute of Jesuit Sources, Chicago 1967, s. 210–211.
 
[12]    Zob. Jean Sorbon OP, Liturgia. Źródło wody życia, tłum. A. Foltańska, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2005.
 
[13]    Z niepublikowanych notatek lekcyjnych na temat roku liturgicznego (zaznaczenie kursywą pochodzi ode mnie), które śp. ks. Halley był uprzejmy przekazać do mojej dyspozycji parę lat temu.
 
[14]    Gregory Dix, The Shape of Liturgy, Dacre Press, London 1945, s. 612.
 
[15]    Tamże, s. 743–746.