Zbawienie przyszło przez… posłuszeństwo

Andrzej Macura

publikacja 20.03.2013 14:51

Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Zbawienie przyszło przez… posłuszeństwo Marek Piekara/GN Zbawienie przyszło przez krzyż, to znaczy przez posłuszeństwo aż do śmierci. Stacja Drogi Krzyżowej z kaplicy Ojców Białych w Lublinie.

Dlaczego dla naszego zbawienia Jezus tak cierpiał? Po co Ojcu były Jego cierpienia? Nie dało się inaczej? To między innymi pytania, na które odpowiada liturgia słowa tej niedzieli. Dla wielu pewnie w sposób zaskakujący.  
 

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 50,4-7

Tekst pochodzi z księgi Izajasza. Z części przypisywanej DeuteroIzajaszowi. To trzecia z czterech tzw. Pieśni Sługi Jahwe (Iz 42 1,nn;  49, 1nn; 50, 4nn; 52, 13nn). Gdy czyta się Izajasza zapominając o Jezusie, teksty te są niezrozumiałe. Nie bardzo wiadomo o co i o kogo chodzi. Czytane z perspektywy Nowego Testamentu stają się jasne i oczywiste. Zdumiewające że wiele wieków przed Chrystusem ktoś tak dokładnie Go scharakteryzował.

Pierwsze czytanie tej niedzieli to tylko fragment trzeciej pieśni. Warto więc przytoczyć ją w całości. Sam tekst czytanie - pogrubioną czcionką.

Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym,
bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu przez słowo krzepiące.
Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie.
Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.

Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni.
Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem!
Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie!
Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi?
Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich zgryzie (…).

Sługa Jahwe skarży się, że za pełnienie swojej misji jest prześladowany. Tak jak parę wieków później prześladowany był Chrystus. Bity, targany za brodę, znieważany, opluwany. Sługa Jahwe to przyjmuje, gdyż jest pewien, że wszystko dobrze się skończy. Tak jak Jezus wiedział o swoim przyszłym zmartwychwstaniu.

Warto jednak zauważyć, jak Sługa Jahwe charakteryzuje swoja misję. Jest tam mowa o pokrzepianiu serc ludzi strudzonych i o „otworzeniu ucha”, by sługa „słuchał jak uczniowie”. Kogo słuchał? Oczywiście Boga, nie trosk ludzkich (choć brzmiałoby to dobrze, w tekście tego nie ma). Tak wynika z kontekstu. Sługa wypełnia wolę Pana. Z tego posłuszeństwa woli Pana wynika jego misja pokrzepiania ludzkich serc. Ale też właśnie to posłuszeństwo powoduje, że spadają na niego różnorakie szykany. A On je przyjmuje.  

Trudno nie zauważyć, że dokładnie to robił Pan Jezus. Głosił Ewangelię, Dobrą Nowinę o nadchodzącym królestwie, o Bożym zmiłowaniu, o Jego zbawieniu. I leczył, wypędzał złe duchy, karmił.  Strudzeni codziennymi troskami znajdowali w Nim wsparcie. Ale właśnie z powodu swojej misji, będącej wypełnianiem woli Ojca, Jezus naraził się możnym swojego czasu. Przeszkadzało im Jego nauczanie, uzdrawianie, wypędzanie złych duchów. Właśnie dlatego chcieli się Go pozbyć. Bycie posłusznym Ojcu zaprowadziło Jezusa na krzyż.

Dokładnie ta sama myśl jest też zawarta  w drugim czytaniu, z listu do Filipian. A śpiewany w liturgii tego dnia Psalm responsoryjny stanowi zdumiewającą w swoich szczegółach zapowiedź cierpień, które spotkały Jezusa…

2. Kontekst drugiego czytania Flp 2, 6-11

Drugie czytanie tej niedzieli pochodzi z Listu św. Pawła do Filipian. To tak zwany „Hymn o kenozie” (uniżeniu). Uważa się go raczej za utwór wcześniejszy, tylko przez autora zamieszczony w tym liście. Wykorzystany by zachęcić chrześcijan do przyjmowania w pokorze różnych życiowych niedogodności ukazuje sens męki i zmartwychwstania Jezusa. Co ważne, ukazuje ten sens właściwie tak samo, jak ukazywała to prorocka zapowiedź Izajasza.

Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stając się podobnym do ludzi. A w zewnętrznej postaci uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem – ku chwale Boga Ojca.

Pobożność pasyjna każe nam rozpamiętywać okrutne męki, które zadano Jezusowi.  I każe myśleć, że „w Jego ranach jest nasze zdrowie” (z czwartej Pieśni Sługi Jahwe). To prawda. Ale nie do końca. Bo rodzi pewne nieporozumienie: myślenie, że zbawiły nas te wszystkie cierpienia Jezusa; że Jego fizyczny ból dał nam zbawienie. Stąd rodzi się czasem pytanie, czy przypadkiem Ojciec nie jest zwykłym okrutnikiem. No bo skoro dla naszego zbawienia potrzeba mu było strasznych cierpień Syna… to  czy nie jest tak, że znajduje On satysfakcję w zadawaniu Synowi (i człowiekowi) wymyślnych katuszy?

Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Go nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoja godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga). Nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.

Dlatego że jest wierny, posłuszny Ojcu, przyjmuje wszystkie cierpienia. Zniewagi, bicie, oplucie, szyderstwa, koronowanie cierniem, popychanie i przybicie do krzyża. Ale to nie przez ten fizyczny ból jesteśmy zbawieni, ale przez posłuszeństwo. Posłuszeństwo, które wiele kosztowało. Posłuszeństwo, które kazało Jezusowi nie cofnąć się nawet przed ogromnym cierpieniem, a w końcu także śmiercią. Jak przez nieposłusznego Adama na świecie zagościł grzech, a bramy raju zostały zamknięte, tak przez posłusznego Jezusa rozlewa się na świecie łaska i zbawienie.

Właśnie to dające człowiekowi zbawienie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci – pisze dalej autor hymnu o kenozie”  – daje Mu też w konsekwencji wywyższenie, „darowanie imienia ponad wszelkie imię” i wyznanie Jego uczniów, że Jezus jest Panem (czyli Bogiem).

3. Kontekst Ewangelii Łk 22, 14 – 23, 56

Dziś nie jest właściwie szczególnie istotny. Długa  opowieści o tym, co wydarzyło się w Wielki Piątek w Jerozolimie jest zwieńczeniem wszystkiego co Jezus zrobił wcześniej. Potem pozostanie jeszcze jedno: zmartwychwstanie, zebranie na powrót uczniów i powierzenie im misji głoszenia Ewangelii. Jej tekst jest bardzo długi, dlatego wkleję tu tylko link do niej, dokładniej do wszystkich czytań tej niedzieli.

4. Warto zauważyć

Przejmująca historia. Aż szkoda, że czytana tylko raz w roku. I to w całości, nie pozwalając się zatrzymać dłużej nad poszczególnymi scenami. Na dodatek – by nie przedłużać liturgii – rzadko wyjaśniania w homiliach. A przecież niesie ze sobą niesamowite treści. O Bogu, który wydaje samego siebie w złe ręce człowieka. O ludzkiej podłości. Warto zwrócić uwagę na dwie, fundamentalne sprawy

  • Na całość opowiadania trzeba patrzyć w kluczu czytanych dziś trzeciej Pieśni Sługi Jahwe i Hymnu o kenozie. To znaczy że wszystko co dzieje się z Jezusem jest konsekwencją posłuszeństwa Ojcu; wierności powierzonej przez Ojca misji. To właśnie ta misja jest powodem wielkiej agresji, która dotyka Jezusa.  
     
  • Przyglądając się oskarżycielom Jezusa nietrudno zauważyć, że wszelkie sądy nad Nim nie miały dla nich większego sensu. Oni wyrok wydali zanim doszło do zatrzymania. Szukali tylko pretekstu.

A ze szczegółów….

  • Piotra ukazuje się zazwyczaj jako tchórza, który się zaparł Mistrza. Tymczasem on nie tylko próbował  bronić Jezusa w Ogrójcu. Poszedł za Jezusem. Chciał być blisko. Może po to, by w odpowiednim momencie pomóc. Jego zdrada nie musiała wynikać ze strachu, ale być wynikiem chytrej kalkulacji, która kazała nie dać się zbyt wcześnie rozpoznać.  
     
  • Wobec Sanhedrynu Jezus wyznaje że jest Bogiem. W najważniejszej chwili, gdy waży się Jego los. „Lecz odtąd Syn Człowieczy będzie siedzieć po prawej stronie Wszechmocy Bożej”. Po prawej, a więc tam, gdzie przy królu zasiada syn, następca tronu. Dla nas dziś to może niejasne, ale doskonale zrozumieli Jezusa jego sędziowie. Dla nich było to jawne bluźnierstwo. Ważne: nie chodziło o sam tytuł Syna Bożego, bo przecież oni sami siebie za takowych uznawali, ale o dosłowne jego rozumienie.
     
  • Przed Piłatem zgromadzeni Żydzi nie podają prawdziwego powodu oskarżenia. Przedstawiają Jezusa jako buntownika, którym On nie był. Wiadomo, jak się chce uderzyć, kij się znajdzie.
     
  • Znamienne jest milczenie Jezusa przed Herodem. Dlaczego milczał? Pewnie dlatego, że Herod potraktował Go trochę jak dziwadło czy okaz zoologiczny. Jezus był dla niego ciekawostką, a nie kimś, kim faktycznie trzeba się przejąć. Zasypywał Go pytaniami, ale pewnie dotyczącymi spraw w zaistniałych okolicznościach bez znaczenia.
     
  • „Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?”. Jezus zwracając się do płaczących niewiast zapowiada klęskę Izraela. Doszło do niej w 70 roku naszej ery…
     
  • Łukasz pisząc o godzinie męki Jezusa posługuje się żydowską miarą czasu. Od 6 do 9 znaczy od 12 do 15.
     
  • „Zasłona przybytku”, która rozdarła się w chwili śmierci Jezusa oddzielała „miejsce święte” świątyni od „miejsca najświętszego”, do którego tylko raz w roku wchodził arcykapłan w Dniu przebłagania. Jezus przez swoją śmierć dokonał przebłagania za grzechy raz na zawsze…

5. W praktyce

Tematów które można by rozważyć jest cała masa, gdyż opowieść o ukrzyżowaniu Jezusa jest bardzo bogata w treści. Może tylko parę..

  • Nasze posłuszeństwo wobec Ojca. Łatwe, kiedy nie tylko nie boli, ale jeszcze przynosi splendor. Podobno jednak wcześniej czy później zawsze musi napotkać krzyż. Chrześcijanin w obliczu trudności nie powinien rezygnować z posłuszeństwa Ojcu. Pobożna gadka? Niekoniecznie. Chodzi np. budowanie relacji w rodzinie. Tam łatwo o wzajemne zranienie się. Nigdy nie wolno rezygnować z zasad ewangelicznych. Czyli z szacunku dla człowieka. Albo w pracy, zwłaszcza gdy rodzą się w niej konflikty i istnieje pokusa rozwiązań skutecznych, ale godzących w godność bliźniego.  Albo w życiu społecznym. Żaden, nawet najbardziej szlachetny cel nie uświęca środków….
     
  • Uprzedzenia. Dość powszechnym zjawiskiem w naszym życiu publicznym stało się w ostatnich czasach łatwe wydawanie sądów. Nie ma próby wgłębienia się w sprawę, zrozumienia adwersarzy.  Jak w przypadku Jezusa, wyrok został wydany. I tylko czyha się na preteksty, drobiazgi, które utwierdzają w z góry przyjętych założeniach. A gdy ktoś próbuje się tym uprzedzeniom dokładniej przyjrzeć, rozważyć roztropnie za i przeciw, podnosi się krzyk.
     
  • Święty spokój. To o Piłacie. Nie znalazł winy w Jezusie. Sam to powiedział. Ale żeby zadowolić tłum, skazał Go. Czy należy dla świętego spokoju godzić się na rzeczy złe? Na przykład na upolitycznianie Kościoła? Albo na przywileje niektórych grup społecznych, za które płacić musi reszta?