Blaszka a działa

Marcin Jakimowicz

GN 18/2013 |

publikacja 02.05.2013 00:15

Ten medalik ma naprawdę tak niezwykłą moc? A może jest podejrzaną fałszywką? Czy prorok Eliasz i Paweł Pustelnik byli pionierami światowej masonerii?

Blaszka a działa Henryk Przondziono

Zacznę od barwnej opowieści znajomego. – Dostaliśmy od Tomka Budzyńskiego medaliki z krzyżem św. Benedykta – opowiada Grzegorz Wacław „Dziki”, jeden z bohaterów książki „Radykalni”. – Jeden medalik dostałem ja, drugi Grzesiek Górny. Dostałem też opis i powiem ci szczerze – zachwyciło mnie to. Zacząłem go nosić. Robiliśmy wtedy dla „Frondy” film pod tytułem „Dzyń”. Miałem w nim zagrać postać Artura Rimbauda. Pojechaliśmy do Puław, całą noc ćwiczyliśmy z reżyserem wiersz, który miałem recytować. Po wszystkim poszedłem pod prysznic i powiesiłem medalik na haczyku. Wykąpałem się, wyszedłem i wyjechaliśmy z tego hotelu. Było to w Kazimierzu, a pojechaliśmy na wzgórza pod Puławami, gdzie Tomek doświadczał iluminacji, będąc w wieku młodzieńczym. (śmiech) W drodze powrotnej zorientowałem się, że nie mam medalika. Wpadłem w panikę. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczyłem. Nawet gdy dostałem nożem w brzuch, nie bałem się tak, jak wtedy. Krzyczę: „Szybko, musimy wracać do hotelu po medalik!”. Wróciliśmy. Wpadłem do hotelu, a kobieta w recepcji usłyszała tylko takie „ziiiiuuut” i już mnie nie widziała. Podbiegłem pod prysznic i nagle hotelem wstrząsnął ogromny ryk: „Jeeeest!!!”. (śmiech) To było takie irracjonalne doznanie, jakiego nigdy w życiu nie miałem. Ja po prostu wewnętrznie czułem, że tego potrzebuję, że jest to dla mnie dobre. To nie było myślenie magiczne, to było przeczucie. I faktycznie, myślę, że temu medalikowi zawdzięczam to, że trafiłem w końcu do Kościoła. Było też inne wydarzenie. Zachorowałem i nocowałem u znajomych na Targówku. Kładąc się spać, zdjąłem ten medalik i położyłem na stoliku obok łóżka. W momencie kiedy już spałem, sparaliżowało mnie coś, nie mogłem się poruszyć, ani nawet otworzyć oczu. Tylko doznanie takiej wszechogarniającej pustki, ciemności i zimna. Chciałem wołać o pomoc, przecież za ścianą spali znajomi, ale nawet najlżejszy szmer nie wydobył się z mojego gardła. Jakby zacisnęła się na mnie jakaś wielka łapa i ściskała z całej siły. Dotarło do mnie tylko, że ciągle mogę myśleć, pomyślałem więc: „Jezu, ratuj!” i... nagle puściło. Byłem taki spietrany, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Złapałem więc różaniec, owinąłem sobie dookoła ręki i modliłem się na nim aż zasnąłem. Podobnych ciężkich doznań, póki co, mi oszczędzono, ale było kilka zdarzeń, w których brałem udział i na własne oczy mogłem się przekonać, jaką siłą dysponuje nasz przeciwnik.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.