Bez reedukacyjnej kolonii

Andrzej Macura

publikacja 12.09.2013 06:01

Garść uwag do czytań na XXIV niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Bez reedukacyjnej kolonii Henryk Przondzniono /GN Bóg autentycznie cieszy się z nawróconego grzesznika. Nie ma w tym żadnej pozy, udawania, grożenia palcem, że na przyszłość to... i innych temu podobnych. Bóg się cieszy. Chrześcijanin też powinien się z tego cieszyć

Jaki jest Bóg? Odpowiedź na to niezwykle ważne pytanie stanowi główny temat czytań tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania Wj 32,7-11.13-14

W Egipcie było im źle. Narzekali, to Bóg usłyszał ich skargi i posłał człowieka, który ich z niewoli wyprowadził. Widzieli wielkie znaki, doświadczyli cudów. Potem zawarli z Bogiem przymierze. Ale kiedy Mojżesz poszedł na górę i długo nie wracał, zniecierpliwili się. Zrobili sobie złotego cielca i oddawali mu cześć jako bogu.

Jak można być aż takim niewdzięcznikiem?  Widać można. Zresztą, jak się zastanowić i dziś nie brakuje podobnych postaw. Zarówno w wymiarze indywidualnym jak i społecznym. W każdym razie pierwsze czytanie tej niedzieli, to opowieść o tej właśnie chwili historii, gdy Izrael podczas wędrówki przez pustynię zapomina kto jest jego Bogiem i dobrodziejem.

A dzieje się rzecz w swojej wymowie piękna. Bóg wysłuchuje modlitwy Mojżesza i odstępuje od swojego zamiaru wyniszczenia Izraela. Okazuje się, że Bóg potrafi zmienić swoje zamiary. Potrafi się ulitować. I to pod wpływem modlitwy człowieka. Żeby jednak nie było tak jasno i miło trzeba przypomnieć, że niebawem stanie się rzecz straszna. Mojżesz sam ukarze lud. Każe gorliwym wyznawcom Pana na oślep zabijać. Zginie trzy tysiące Izraelitów…

Pan rzekł do Mojżesza: «Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko zawrócili z drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca odlanego z metalu, i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: „Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”».

I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: «Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Pozwól Mi, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem».

Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Pana, Boga swego, i mówić: «Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką? Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: „Uczynię potomstwo wasze tak licznym jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki”».

Wówczas to Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud.

Scenę kiedy Bóg mówi Mojżeszowi o buncie ludu, a Mojżesz wstawia się za nimi wybrano jako pierwsze czytanie chyba właśnie dlatego, żeby pokazać miłosiernego Boga, który pod wpływem modlitwy odstępuje od zamiaru ukarania. Chyba jednak zupełnie niepotrzebnie wyrzucono z czytania, z modlitwy Mojżesza jeden wiersz, 12. Zacytujmy tę modlitwę w całości,

Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką? Czemu to mają mówić Egipcjanie: „W złym zamiarze wyprowadził ich, chcąc ich wygubić w górach i wygładzić z powierzchni ziemi?” Odwróć zapalczywość Twego gniewu i zaniechaj zła, jakie chcesz zesłać na Twój lud. Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: „Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki”.

Bez tych dwóch zdań z dwunastego wiersza tekst modlitwy traci swoją dynamikę. Jest tylko odwołanie się do jakichś dawnych obietnic. Brakuje owego konkretu, jakim jest argument dotyczący tego, co o Bogu tu i teraz pomyślą sobie Egipcjanie. Widać ten, który dobierał tekst bał się o wiarę maluczkich. Wolał uniknąć najmniejszego pretekstu, by ktoś mógł pomyśleć o Bogu źle. Że niby Bóg mógłby zrobić dobrze, by doprowadzić do większego zła. Albo sugestii, że Bóg potrafi być zapalczywy w gniewie i robić człowiekowi coś złego. Niepotrzebnie się bał.  Bo przecież nie chodzi o to, by mieć obraz Boga ugładzony, dostosowany do naszych oczekiwań. Ważne by ten obraz był prawdziwy. No i co też nie bez znaczenia, kiedy się wycina takie zdania, Bóg przestaje być kimś zaangażowanym w relacje z człowiekiem, a staje się postacią z zamierzchłej przeszłości albo odległych zaświatów.

Jaki więc obraz Boga wyłania się z tej sceny? Przede wszystkim Boga mocno zaangażowanego w relacje ze swoim ludem. Boga, który nie boi się zejść z piedestału wielkości i przebywać blisko swoich wybranych. Jednocześnie Boga, który chcąc dobra nie boi się ubrudzić, narazić na oskarżenia o to, że jest zły. Boga, którego można wręcz upomnieć, poprawiać; Boga, któremu można przypominać o obietnicach. Przemilczeć ten aspekt obrazu Boga, a powiedzieć tylko, że jest miłosierny, że potrafi wybaczyć, to zupełnie ten obraz spłaszczyć.

Niestety, dość często czytając Biblię ten błąd popełniamy. Nie budujemy swojego obrazu Boga na podstawie tego, co o nim czytamy. Mamy pewne wyobrażenie Boga, a to co czytamy ma jedynie potwierdzić nasze przekonania.

2. Kontekst drugiego czytania  1 Tm 1,12-17

Na początku listu do Tymoteusza św. Paweł występuje przeciwko nieporządkom, do których dochodziło w Kościele. Chodziło o głoszenie jakiejś odmiennej nauki (w. 3) i zajmowanie się „baśniami i genealogiami” (w. 4). W tym kontekście św. Paweł przypomina swoją rolę w głoszeniu Ewangelii i miłosierdzie jakiego on, niegdyś prześladowca chrześcijan, doznał od Boga. To właśnie słyszymy w drugim czytaniu tej niedzieli.

Dzięki składam Temu, który mnie umocnił, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi sobie mnie, dawniej bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomością, w niewierze. A nad miarę obfita okazała się łaska naszego Pana, wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie.

Nauka to godna wiary i zasługująca na całkowite uznanie, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą na życie wieczne.

A Królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu – cześć i chwała na wieki wieków. Amen.

Jaki obraz Boga wyłania się z tego, co pisze w tym miejscu św. Paweł? To ledwie kilka  kresek tego obrazu, ale ważnych.

  • Bóg jest miłosierny dla człowieka, który czyni zło nie będąc świadom swojej podłości.
  • Bóg jest łaskawy; nie skąpi łaski z powodu dawnych grzechów, ale potrafi dać człowiekowi więcej niż można by się  po ludzku spodziewać.
  • Jezus przyszedł zbawić wszystkich grzeszników. A łaskawość jaką okazał Pawłowi jest otuchą dla innych grzeszników. Dla nich też jest nadzieja, oni też mogą się zbawić.
  • Bóg jest nieśmiertelnym i niewidzialnym królem wieków.

To przedstawienia Boga jest mniej dynamiczne niż scena z Księgi Wyjścia. Ale głównej jego rysy są podobne. Bóg jest nieśmiertelnym królem wieków. Pył i proch jakim jesteśmy my, ludzie, mógłby Go nie interesować. Ale jest dla nas dobry i łaskawy. Więcej, nie odwraca się ze wstrętem od grzeszników, ale dla nich też chce dobrze.

3. Kontekst Ewangelii Łk 15,1-32

Ewangelia tej niedzieli umieszczona jest w tej części dzieła Łukasza, w którym – co już piszę do znudzenia – Jezus uczy swoich uczniów, że pójście za nim to nie tylko radości i zwycięstwa, ale też porażki, konieczność ponoszenia wyrzeczeń, porzucenia spraw, do których się jest przywiązanym. Bezpośrednio przed czytanym tej niedzieli fragmentem Jezus uczy, że kto chce iść za Nim musi mieć w nienawiści swoich bliskich. A idąc za Nim musi brać też swój krzyż. I nagle pojawiają się trzy przypowieści, w których nie ma mowy o wymaganiach, ale o miłości, jaką Bóg darzy grzeszników. Dokładniej: o radości, jaką mu sprawiają nawrócenia. Skąd taki przeskok?

Wcale go nie ma. Jezus kontynuuje stawianie swoim uczniom wymagań. Chrześcijanin czytając ten fragment Ewangelii nie powinien identyfikować się z zaginioną owcą, zagubioną drachmą czy marnotrawnym synem. On jest tym, któremu Jezus przypomina: skoro Bóg szuka grzesznika, nie powinieneś wytykać ich palcami, ale włączyć się do poszukiwań; skoro Bóg cieszy się z nawrócenia grzesznika, cieszyć się powinieneś i ty. To dla ucznia Chrystusa niewątpliwie trudne. Dlatego dość często będzie przyjmował postawę owego starszego syna, którego złości fakt, iż ojciec z takimi honorami przyjął jego marnotrawnego brata. Ale  musi nauczyć się cieszyć z faktu, że ktoś był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się.

W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi».

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.

Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca».

Koniec krótszej perykopy.

Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek s trąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.

Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca.

A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Rozgniewał się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”».

4. Warto zauważyć

Wszystkie trzy przypowieści, które słyszymy tej niedzieli w Ewangelii – o zagubionej owcy, zgubionej drachmie i marnotrawnym synu –  dotyczą jednego tematu: stosunku Boga do grzeszników. Łączy je także wniosek z nich płynący: Bóg autentycznie cieszy się z nawróconego grzesznika. Nie ma w tym żadnej pozy, udawania, grożenia palcem, że na przyszłość  to... i innych temu podobnych. Bóg się cieszy. Chrześcijanin też powinien się z tego cieszyć, a nie marudzić, czuć się pokrzywdzony, wytykać nawróconemu dawne grzechy.  To wezwanie do radości widać w każdej z przypowieści. „Cieszcie się ze mną”, „trzeba się cieszyć”. Tak wygląda w skrócie główna myśl Ewangelii. Warto jednak zwrócić też uwagę na szczegóły.

  • W pierwszych dwóch przypowieściach to osoby symbolizujące Boga szukają. Pasterz zaginionej owcy, kobieta zgubionej drachmy. W przypowieści o marnotrawnym synu symbolizujący Boga nie szuka. Czeka. Ale gdy syn wraca, z radością go przyjmuje. Wydaje się, że to ważna wskazówka. Owca, pieniądz, nie maja rozumu. Syn – owszem.

    Wydaje się, że można sprawę ująć tak: tych zagubionych bez własnej winy, wskutek różnych niekorzystnych okoliczności, złych doświadczeń itd. Bóg sam szuka. Bo znając okoliczności ich zagubienia wie, że nie ponoszą za to (prawie) żadnej winy. Bywają jednak ludzie, którzy od Boga zupełnie świadomie; nie dowierzając Mu, nie chcąc Mu służyć. Tych Bóg niekoniecznie szuka. Raczej czeka. Czeka, aż sami się przekonają, że nigdzie nie jest lepiej, niż w domu Ojca. Ale kiedy już widzi nawrócenie, wychodzi człowiekowi naprzeciw.
     
  • W przypowieści o marnotrawnym synu zwraca uwagę proces, który doprowadza syna do domu ojca. To cztery z pięciu warunków dobrej spowiedzi. Najpierw jest uświadomienie sobie, co się narobiło. To rachunek sumienia. Potem jest żal – najemnicy ojca mają co jeść, a ja nie. Potem postanowienie poprawy: wstanę i pójdę do ojca i wyznam, że zgrzeszyłem. A potem jest wyznanie grzechów: syn faktycznie wyznaje przed ojcem, że zgrzeszył. Nie ma tylko zadośćuczynienia, którego można się już tylko domyślać….
     
  • Ojciec nie zmusza syna do pozostania w domu. Potem czeka, aż wróci. Ale gdy syn wraca, traci cierpliwość do tego czekania. Wybiega mu na spotkanie. Mogło być inaczej? Oczywiście. To przypowieść, nie faktyczne wydarzenie, więc Jezus mógł ją skonstruować inaczej. Ojciec mógł czekać aż syn dojdzie do domu i przyjąć go bardzo oschle. Mógł wyjść przed dom i czekać na homagium. Był dzień (ojciec widział go z daleka), mogło być wielu świadków. Byłaby piękna pokazówka. Ojciec chodziłby w glorii chwały tego, który wie lepiej, syn zostałby upokorzony bardziej niż przez sam powrót w łachmanach. Ale w Jezusowej przypowieści  ojciec wybiega synowi naprzeciw. Każe go porządnie ubrać, przyozdobić, a potem wyprawia dla niego ucztę. To waży element prawdziwego obrazu Boga. On przyjmując grzesznika nie napawa się sukcesem, nie moralizuje, nie grozi. Autentycznie się z tego powrotu cieszy.

Trudno nie zauważyć, że ów obraz Boga współgra jakoś z tym, co przedstawił w scenie pod Synajem autor Księgi Wyjścia i Paweł w liście do Tymoteusza. Bóg jest dobry. Jego przebaczenie jest chętne, szczere, autentyczne i nie stawiające warunków na przyszłość. A ten, kto wraca do Boga może liczyć nie tylko na skromne miejsce gdzieś w kąciku, ale na pełne przywrócenia w prawach syna; na wielkie i hojne obdarowanie. 

Warto się zastanowić, dlaczego tak. Dlaczego Bóg powracającego grzesznika nie stawia gdzieś na niezaszczytnym miejscu i nie czeka, aż sobie na Jego łaskawość zasłuży? Trudno odpowiadać za Boga, ale po ludzku rzecz biorąc… Co to za przebaczenie, które obwarowane jest wieloma warunkami, nieufnością czy jakimś odgrywaniem się na tym, komu niby się przebaczyło? Czy gdybyśmy my sami uzyskali takie przebaczenie, czulibyśmy się z nim dobrze? Choć nawet byśmy taką postawę rozumieli, nie smuciłoby nas, ze jesteśmy tymi gorszymi w towarzystwie Boga?

Bóg przebaczając jednocześnie podnosi człowieka. Bo tylko takie miłosierdzie wyzwala w człowieku pełnię pokoju.

5. W praktyce

Przebaczenie to trudny temat. Zwłaszcza kiedy ten, komu mamy wybaczyć niczego nie żałuje. Ba, nawet nie chce dostrzec wyrządzonej nam krzywdy. W takich sytuacjach pewna nieufność jest chyba nawet wskazana. Przecież tak naprawdę nie ma wtedy prawdziwego nawrócenia. Ale czytania tej niedzieli nie pozwalają na łatwe tłumaczenie się.

Analogicznie do dwóch typów postaw Boga wobec grzechu (szukanie grzesznika oraz czekanie na niego) można chyba mówić o dwóch postawach wobec tych, którzy nam zawinili.

  • Czasem ktoś zawini nam niechcący. Nie ma świadomości wyrządzonej nam krzywdy. Nie bardzo rozumie co się stało. Jeśli widać, że stara się o dobre relacje, że mu sytuacja ciąży, warto przebaczyć bez roztrząsania sprawy. Jak pasterz zagubionej, ale bezrozumnej owcy.
     
  • Temu, który uznaje swoją winę warto wybaczyć szczodrze, całym sercem. Żeby zła przeszłość nie ciążyła na przyszłości.

Że to wszystko nie takie łatwe? Wiadomo. Nie zawsze człowiek chce i potrafi wrócić do dawnej zażyłości, nie zawsze winowajca naprawdę żałuje. Ale warto zawsze dążyć do ideału, jaki wskazuje swoim uczniom Jezus.

Warto zwrócić tez uwagę na inny temat praktyczny, wyłaniający się głownie z Ewangelii, ale obecny i w drugim czytaniu.  Radości z nawróconego grzesznika. Chrześcijanie dość często przyjmują postawę starszego z synów. Narzekają, że choć są wierni, to otrzymują mniej, niż ci, którzy się dopiero co nawrócili. Tkwi w tym jakaś przewrotność. Czy trwanie przy Bogu nie jest same w sobie nagrodę? Czy jest czego zazdrościć grzesznikowi, który sobie pogrzeszył? Ważniejsze jest jednak w tej przypowieści co innego. Z nawrócenia grzesznika trzeba się cieszyć, a nie przyjmować je nieufnie, z przekąsem, domagając się dożywotniej pokuty za dawne winy czy publicznego upokorzenia grzesznika. Skoro Bóg nawróconego nie wysyła do reedukacyjnej kolonii, my też nie powinniśmy.