Spotkaj siebie – spotkasz Boga

Justyna Nowicka

publikacja 15.12.2013 21:54

Bóg dostrzega, odsłania rany, ale nie zostawia bez pomocy.

Spotkaj siebie – spotkasz Boga Henryk Przondziono /GN Miłosierny Samarytanin. Polichromia kościoła w Sierakowicach. Joannes Ignatiuk, XVII w.

„Zostaw przeszłość za sobą!”. „Nie myśl już o tym”. „Nie skupiaj się na tym, co złe, ale na tym, co dobre”. Ile razy słyszeliśmy te słowa z ust bliskich, znajomych czy spowiedników. Kiedy słyszę takie „rady” często mam przed oczyma przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Widząc cierpiącego, pobitego człowieka wielu przeszło obok. Zostawili go za sobą, nie myśleli o tym, nie skupili się na nim. Ale aby dokonać zmiany, żeby uleczyć, ukoić cierpienie, trzeba zauważyć tego pobitego. Trzeba zauważyć go w sobie. Co więcej – trzeba podejść blisko. Spojrzeć. Pochylić się. Innymi słowy: nie ignoruj tego, co cię boli, przestań „zamiatać pod dywan”, nie chowaj smutku pod maską, nie umniejszaj go. Podejść do siebie, zobaczyć. Poznać, czyli dotknąć prawdy o sobie razem ze wszystkimi dobrymi i złymi doświadczeniami. To poznanie oznacza coś więcej niż intelektualne uświadomienie sobie faktów z życia. Jest zbliżeniem się do swoich uczuć, do subiektywnych przeżyć. Trzeba poznać i zrozumieć swój stan.

Bóg zawsze jest tym Miłosiernym Samarytaninem. Nigdy nie porzuca, na żadnym etapie drogi. W Jego obecności nie trzeba czuć się potępionym. Bóg dostrzega, odsłania rany, ale nie zostawia bez pomocy. Wspiera i prowadzi - od złudzenia do prawdy, od osamotnienia do spotkania, od śmierci do Życia.

Nie chcemy poznawać i przeżywać trudnych rzeczy ze swojego życia w samotności. Chcemy, żeby ktoś był obok, żeby współczuł. Jeśli nie chcemy nikogo obok to najczęściej boimy się, że tego współczucia nie otrzymamy i dlatego wyprzedzająco odrzucamy. Nie chodzi oczywiście o użalanie się nad sobą, czy sentymentalizm, ale autentyczne przyjęcie. Jeśli doświadczamy tego współczucia wobec siebie, wtedy będziemy w stanie przyjąć je także od innych. Pozwolimy, by ktoś opatrywał nasze rany. Pozwolimy, by Bóg przyjął nas grzesznymi i zranionymi, by mógł być dla nas miłosierny, by mógł uleczyć.

Droga rozpoczyna się od poznania, zrozumienia, akceptacji, ale na tym się nie kończy. Potrzebujemy innych, którzy nas wesprą i nauczą tego, czego zostaliśmy pozbawieni. Nie zapominajmy jednak, że zranieni i niedoskonali już teraz mamy wszystko, czego potrzeba, aby zostać świętymi. Każdego dnia możemy odrobinę bardziej żyć i odrobinę bardziej kochać.

Milczenie przygotowuje, otwiera na Słowo. Słowo wypowiadane przez Boga ma moc stwórczą i zbawczą. Poznanie siebie, zaakceptowanie swojej historii, swoich słabości sprawia, że przestajemy zajmować się w życiu tym, co kompletnie nie istotne, co nie jest prawdziwym nawróceniem. Przestajemy skupiać się na sprawach drugorzędnych, by unikać dotykania tego, co naprawdę istotne. Pozwalamy, by Słowo rozdarło nasze serce. By przeniknęło nasze myślenie o sobie, o innych i o Bogu.

W kolejnym tygodniu Adwentu pozwólmy Bogu okazać nam miłosierdzie. Pozwólmy, by ono przewartościowało nasze życie.

 

Zobacz także: