Mistyka potoczności

Szymon Babuchowski

GN 51/2013 |

publikacja 19.12.2013 00:15

Gdy w czasie świąt śpiewamy: „Bóg się rodzi, moc truchleje”, niekoniecznie zdajemy sobie sprawę z tego, że słowa te napisał wybitny poeta. Twórczość Franciszka Karpińskiego, autora tekstu najpiękniejszej polskiej kolędy, bywa lekceważona. Niesłusznie.

Franciszek Karpiński, litografia Jana Zachariasza Freya według rysunku Henryka Hirszela, 1850 r. MUZEUM LITERATURY /EAST NEWS Franciszek Karpiński, litografia Jana Zachariasza Freya według rysunku Henryka Hirszela, 1850 r.

Otóż Franciszek Karpiński był według mego głębokiego rozeznania poetą wielkim – mówi o nim Zbigniew Herbert w jednym ze swoich ostatnich tekstów, napisanym dwa miesiące przed śmiercią. Nazwisko Karpińskiego autor „Pana Cogito” wymienia obok najważniejszych, jego zdaniem, twórców polskiej liryki: Kochanowskiego, Słowackiego, Norwida, Gajcego i Baczyńskiego. „Materią jego słów jest szelest spadającej o zaranku rosy/ delikatna mowa strumienia (…)/ i to przeraźliwe milczenie księżyca i słowika” – pisze Herbert wierszem. I prozą już dodaje: „Karpiński zna te głosy jak nikt, posługuje się nimi surowo i wylewnie, sentymentalnie i z klasyczną powściągliwością zarazem, znamieniem mistrza bowiem jest boska równowaga”.

Odporny na sławę

Kim był ten, nieco zapomniany dziś, poeta? Urodził się w 1741 r. w Hołoskowie, niedaleko Lwowa. Wykształcenie zdobywał w kolegium jezuickim w Stanisławowie, a następnie na lwowskim uniwersytecie. Uzyskał tam tytuł doktora filozofii i nauk wyzwolonych oraz bakałarza teologii. Na egzaminie obecny był arcybiskup Lwowa Wacław Sierakowski, który namawiał poetę, by przeszedł do stanu duchownego. Bezskutecznie jednak. Karpiński wybrał wyjazd do Wiednia, gdzie doskonalił znajomość języków obcych i słuchał wykładów wybitnych przyrodników. Tak wykształcony mógł podjąć pracę nauczyciela na magnackich dworach. Jako poeta debiutował późno, bo w wieku 40 lat. Jego pierwszy tomik nosił tytuł „Zabawki wierszem”. Pewnie przeszedłby bez echa, gdyby Karpiński nie przesłał go księciu Adamowi Czartoryskiemu – wielkiemu mecenasowi sztuki. W odpowiedzi książę napisał list do autora zbiorku, wzywając go do Warszawy i proponując stanowisko sekretarza interesów politycznych. Wkrótce został przedstawiony królowi i zlecono mu opiekę nad biblioteką Czartoryskich.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.