Żywa obecność

Ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 27.11.2008 12:32

Wspólnota to „jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest" (Ef 4,5) a także „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25,40). Nad leżącym na drodze najpierw trzeba się pochylić, obmyć mu rany, a dopiero potem zawieźć do gospody.

Tam niech ksiądz nie idzie, oni przeszli do sekty, ostrzegali sąsiedzi. Obawiając się zwykłej, ludzkiej złośliwości, ale i wiedziony ciekawością, poszedłem. Na stole, nakrytym białym obrusem, leżała Biblia. Nie było krzyża i świec. Wspólnie odmówiliśmy Modlitwę Pańską, potem, trzymając nad ich głowami Pismo święte, wypowiedziałem nad nimi błogosławieństwo Aarona. Rozmowa, zainicjowana przez gospodarzy, nie miała nic wspólnego z przeciąganiem liny. Po prostu opowiedzieli swoją historię. Na rodzinę spadło szereg nieszczęść. Wielokrotnie zwracali się do najbliższych i sąsiadów z prośbą o pomoc. Za każdym razem wyciągnięta ręka trafiała w próżnię. Zostali sami na przysłowiowym lodzie. I wtedy pojawili się oni. W następnym domu pytano, czy mnie nawrócili. Owszem, odpowiedziałem, dzięki nim lepiej wiem, na czym polega żywa obecność Kościoła. Ożywienie parafii przez ofiarowanie wiernym poczucia wspólnoty chrześcijańskiej, o czym mówił przed laty w słynnym „Raporcie o stanie wiary” obecny papież, to nie tylko dobre kazanie, porywający śpiew i pięknie przygotowana liturgia. Parafia to także spora grupa ludzi bezradnych, zagubionych, uwikłanych w trudne sytuacje życiowe, nie zawsze mających siłę i odwagę by kolejny raz wołać o pomoc. To, że nie ma ich na niedzielnej liturgii, nie są zaangażowani w życie społeczności lokalnej, nie oznacza, że należy ich przekreślić, kwalifikując do tzw. obojętnych religijnie. Tym bardziej nie można odmówić im zaszczytnego tytułu brata i siostry w wierze. Ich nieobecność jest raczej niemym wołaniem o odrobinę choćby zainteresowania i życzliwości nie tylko duszpasterza, ale i miejscowej wspólnoty. Ostatniego słowa użyłem z pełną świadomością. Bo wspólnota nie oznacza jednakowo przeżywanego dobrego samopoczucia. Wspólnota to „jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4,5) a także „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Nad leżącym na drodze najpierw trzeba się pochylić, obmyć mu rany, a dopiero potem zawieźć do gospody. W jednej z parafii młodzież zaczęła przygotowywać niedzielną Mszę św.. Zadbano o piękny śpiew i komentarze. Szybko jednak odkryto, że tej liturgii brak jest dalszego ciągu. Dlatego w pewnym momencie pojawiło się ogłoszenie, że od następnej niedzieli przed kościołem zbierane będą dary dla „dzieci ulicy”. Te dary niesiono do ołtarza w procesji, a następnie – przez cały tydzień – rozdzielano dzieciom w świetlicy środowiskowej. Wspólnota chrześcijańska nie może być wyłącznie wspólnotą kultu. Liturgia domaga się dalszego ciągu. Jeśli go zabraknie, przyjdą inni i zagospodarują wolną przestrzeń. To niekoniecznie muszą być sekty. Bliżej jest beznadzieja, alkohol i narkotyki. Ta trójca tylko czeka, by zamknęła się furtka pomiędzy liturgią a życiem.