Alleluja, jest niebo!

Andrzej Macura

publikacja 01.11.2014 05:00

Wszystkich Świętych to urealnienie teoretycznej wiary w nasze zbawienie. W ten dzień trzeba przyznać: jest niebo. I jest wielu takich, którzy już je osiągnęli.

Alleluja, jest niebo! Fra Angelico /fot. Wikimedia/PD Niebem nazywamy doskonałe życie z Trójcą Świętą, komunię życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi

„W majestacie na niebieskim tronie siedzi Jezus”.... A wokół niego mnóstwo aniołów i świętych. To obraz znany z popularnej pieśni, śpiewanej także w uroczystość Wszystkich Świętych. Czasem jednak pojawiają się pytania. Dlaczego ich czcimy? Czy cześć nie należy się tylko Bogu? Po co tylu pośredników? Te pytania niejednego już zaniepokoiły. I skłoniły do myślenia, że różne obchody ku czci świętych w Kościele katolickim, także uroczystość Wszystkich Świętych,  to jakaś ledwie ochrzczona tradycja mająca swoje źródło w pogaństwie. Można tłumaczyć, że cześć oddawana Bogu i ludziom mocno się jednak różnią, można wyjaśniać, że jedno słowo „pośrednik” może dotyczyć różnych rzeczywistości. Ale można też zwyczajnie wtedy zapytać: czy wierzysz, że Jezus naprawdę nas zbawił? Przecież to, co nazywamy kultem świętych to najprostsza konsekwencja centralnej prawdy wiary wszystkich chrześcijan: Chrystus przez swoją śmierć, zmartwychwstanie i wstąpienie do nieba otworzył nam bramy nieba.

Prawdziwość naszego zbawienia

Po co Jezus umarł? Po co zmartwychwstał? Przecież nie dla siebie. Wierzymy, że dzięki temu dokonało się nasze zbawienie. Wykupieni zostaliśmy „z jarzma grzechu i śmierci i wezwani do chwały”. Grzech Adama, który zaowocował śmiercią, stracił swoją śmiertelną moc. Każdy wierzący w Jezusa zyskuje przebaczenie i życie wieczne. Brzmi nieźle. A konkretnie co znaczy?

Kościół wierzy, że ci, którzy umierają zjednoczeni z Chrystusem, zanim nastąpi Sąd Ostateczny i zmartwychwstanie ciał (dla Boga zresztą nie ma czasu), podobnie jak skazany razem z Jezusem i skruszony łotr, zaraz po śmierci (albo po jakimś czasie) cieszą się radością oglądania Boga twarzą w twarz. Umarło ich ciało. Ale żyje ich dusza. Kiedyś Bóg tę duszę na powrót przyoblecze w ciało, ale już dziś ludzie ci żyją blisko Boga. Bo Bóg, znając ich wiarę w Jego Syna, przyjął ich do siebie.

Jak tu nie cieszyć się, że nasi starsi bracia i siostry już teraz radują się oglądaniem Boga twarzą w twarz? Jak nie świętować, że dobry Bóg chce nas wszystkich mieć u siebie? Kult świętych, w tym wszystkich świętych, to tak naprawdę wyraz naszej wiary w to, że całe to gadanie o naszym zbawieniu to nie puste słowa, ale konkret: przed nami szczęśliwa wieczność. Część z nas, także z naszych bliskich, już tam jest. Jest z czego się cieszyć. To raczej tych, którzy zżymają się na nasze świętowanie, trzeba zapytać, czy wierzą, że zbawienie to coś naprawdę realnego.

Wielość możliwości naśladowania

Wszystkich Świętych to też okazja do uradowania się prawdą, że żeby osiągnąć zbawienie, nie trzeba dopasować się do jednego, ściśle określonego schematu. Bo święci byli bardzo różni. Ten święty był taki, tamten był inny. Ten zajmował się tym, tamten czym innym. Jeden wiele się modlił, drugi więcej służył bliźnim, trzeci był świetnym kaznodzieją, a czwarty takim sobie człowiekiem, który w chwili próby zdał egzamin oddając za Jezusa swoje życie. Takie bogactwo, taki wybór różnych postaw. Wszystkich świątobliwych postaw. Patrząc na tę mnogość uświadamiam sobie, że by osiągnąć niebo, nie muszę zmieniać ani swojego charakteru, ani otoczenia, w którym żyję. Chodzi tylko o to, żeby moją zranioną grzechem naturę w tych okolicznościach, w których mi przyszło żyć, podniósł ku Bogu. Spojrzenie na świętych bardzo w tym pomaga.

Taki święty Andrzej Apostoł – pierwszy powołany. A przecież grał potem rolę drugoplanową. Nie zostanę jak on misjonarzem. Ale patrząc na niego mogę odnaleźć się na tym drugim planie. Zawsze solidny, prowadzący innych do Chrystusa. I nie obraził się, kiedy jego rodzony brat, Szymon Piotr wysunął się przed niego.

Albo taki Jan Ewangelista. Powołany, kiedy był jeszcze chłopcem, umarł, gdy już był starcem. Piękny patron wszystkich młodych, którzy w młodości stają przed wyzwaniami, których z racji wieku nie powinni udźwignąć. I tych, którzy na starość, mając już dość wikłania się w drobiazgi, gotowi są dać światu najmądrzejsze syntezy.

Święty Franciszek z Asyżu? Trudno naśladować jego umiłowanie ubóstwa. Zwłaszcza tym, którzy na co dzień muszą utrzymywać swoje rodziny. Ale przecież pociągać może jego pokora. Albo umiłowanie świata przyrody...

Tyle możliwości, tyle dobrych wzorów. Czy to nie piękne?

Proszę ich jak braci i siostry

Kult świętych? Tak, ale przecież to nie palenie im kadzidła. To raczej szacunek. I czasem zachwyt z próbą naśladowania ich. Jeśli to cześć, to zupełnie inna od tej, którą oddajemy Bogu, Panu panujących i Królowi królujących. Nie ma w niej nic z bałwochwalstwa. Przecież doskonale wiemy, że sprawcą ich i naszego zbawienia, jest Jezus Chrystus. I że te wszystkie heroiczne cnoty, które się w życiu świętych objawiały, to wyraz działania w nich Bożej łaski.

Czcząc świętych czcimy tak naprawdę Boga działającego w słabym człowieku.  A jeśli prosimy ich w jakichś sprawach, to przecież nie dlatego, jakoby sami z siebie mogli coś nam ofiarować. Dawcą wszelkich łask zawsze jest Bóg. Oni mogą nam pomóc te łaski wyprosić.  Podobnie jak nasi bliscy, których nieraz prosimy o pomoc w różnych sprawach. W kulcie świętych tak naprawdę objawia się oddawanie czci Bogu, który swoje niezbadane i niezmienne wyroki zmienia pod wpływem zwyczajnej ludzkiej prośby...

Można oczywiście żadnego świętego o nic nie prosić. A swoje potrzeby przedstawiać bezpośrednio Panu Bogu. Albo liczyć, że wymodli mi tę łaskę mój brat czy siostra, żyjący tu, na ziemi. Ale czy ci, którzy są w niebie, nie są też moimi braćmi i siostrami? I to braćmi i siostrami, którzy już wydoskonalili się w miłości? Dlaczego mieliby być obojętni na moje prośby. Bóg ich do siebie nie dopuszcza? Są w niebie, ale są trzymani na dystans? A może śmierć  wykopała między nami przepaść obojętności i guzik ich obchodzą ludzkie sprawy? Przecież to  byłaby jakaś karykatura nieba. Bo jest ono doskonałą wspólnotą zbawionych z Bogiem i między sobą...

Dlatego, choć zawsze Bogu przedstawiam swoje prośby, nie wstydzę się czasem zawołać: wszyscy święci i święte Boże, wy wszystko widzicie już z innej perspektywy; ale wstawcie się w mojej sprawie u Boga. Przecież Bóg naprawdę nieraz ustępuje przed ludzką prośbą. Pewnie wtedy, gdy widzi, że wysłuchanie najbardziej nawet zuchwałej przyniesie więcej dobra, niż trwanie w tym, co już było postanowione...

Naprawdę wszystkich

Ilu ich jest? Nawet tych oficjalnie beatyfikowanych i kanonizowanych trudno policzyć. A oprócz nich jest cała rzesza tych, o których wyniesienie na ołtarze nigdy nikt się nie starał i starać nie będzie. Ich imion nikt  nie zna. I tylko ich najbliżsi cieszą się nadzieją, że ten czy innych bliski zmarły już ogląda Boga twarzą w twarz. Bo przecież jeśli nie oni, to kto?

Wszystkich świętych to także ich święto. Tego dnia Kościół uświadamia sobie, że świętość nie jest jakimś nieosiągalnym ideałem. Jest na wyciągniecie ręki. Przecież tylu zwyczajnych ludzi już ją osiągnęło...

 

***

Z Katechizmu Kościoła katolickiego (1023-1024)

Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni, żyją na zawsze z Chrystusem. Są na zawsze podobni do Boga, ponieważ widzą Go "takim, jakim jest" (1 J 3, 2), twarzą w twarz:

Powagą apostolską orzekamy, że według powszechnego rozporządzenia Bożego dusze wszystkich świętych... i innych wiernych zmarłych po przyjęciu chrztu świętego, jeśli w chwili śmierci nie miały nic do odpokutowania... albo jeśliby wówczas miały w sobie coś do oczyszczenia, lecz doznały oczyszczenia po śmierci... jeszcze przed odzyskaniem swoich ciał i przed Sądem Ostatecznym, od chwili Wniebowstąpienia Zbawiciela, naszego Pana Jezusa Chrystusa, były, są i będą w niebie, w Królestwie i w raju niebieskim z Chrystusem, dołączone do wspólnoty aniołów i świętych. Po męce i śmierci Pana Jezusa Chrystusa oglądały i oglądają Istotę Bożą widzeniem intuicyjnym, a także twarzą w twarz, bez pośrednictwa żadnego stworzenia .

To doskonałe życie z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, jest nazywane "niebem". Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia.