Ezechiel: Rób Twoje

ks. Piotr Alabrudziński

publikacja 16.12.2014 07:39

Zwycięstwo, wzrost, jest tajemnicą wytrwałości. Czy posłuchają, czy nie – Ty rób swoje.

Ezechiel: Rób Twoje Henryk Przondziono /Foto Gość

Tekst do medytacji

A On rzekł do mnie: «Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów!» Otworzyłem więc usta, a On dał mi zjeść ów zwój, mówiąc do mnie: «Synu człowieczy, nasyć żołądek i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem». Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód.
Potem rzekł do mnie: «Synu człowieczy, udaj się do domu Izraela i przemawiaj do nich moimi słowami. Jesteś bowiem posłany nie do ludu o mowie niezrozumiałej lub trudnym języku, ale do domu Izraela; nie do wielu narodów o niezrozumiałej mowie i o trudnym języku, których słów byś nie rozumiał. Chociaż gdybym cię do nich posłał, usłuchaliby ciebie. Jednakże dom Izraela nie zechce cię posłuchać, ponieważ i Mnie słuchać nie chce. Cały bowiem dom Izraela ma oporne czoło i zatwardziałe serce. Oto Ja uczyniłem twarz twoją odporną jak ich twarze i czoło twoje twardym jak ich czoła, dałem ci czoło jak diament, twardszy od krzemienia. Nie bój się ich, nie lękaj się ich oblicza, chociaż są ludem opornym». Wreszcie powiedział mi: «Synu człowieczy, weź sobie do serca wszystkie słowa, które wyrzekłem do ciebie, i przyjmij je do swoich uszu! Udasz się do zesłańców, do twoich rodaków i powiesz im: Tak mówi Pan Bóg, czy będą słuchać, czy też nie».
Wówczas podniósł mnie duch i usłyszałem za sobą odgłos ogromnego huku, gdy chwała Pańska unosiła się z miejsca, w którym przebywała. Ten ogromny huk to szum uderzających o siebie skrzydeł istot żyjących i odgłos kół obok nich. A duch podniósł mnie i zabrał. I poszedłem zgorzkniały, z podnieceniem w duszy, a mocna ręka Pańska spoczywała nade mną. Przybyłem do zesłańców, do Tell-Abib, osiedlonych nad rzeką Kebar, <tam gdzie oni mieszkali>, i w osłupieniu pozostawałem tam przez siedem dni wśród nich.

(Ez 3,1-15)

Zjedz to i idź

Nie wiem, Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, czy miałaś/miałeś kiedyś problemy z jedzeniem, a konkretniej z brakiem apetytu? Ja przechodziłem przez coś takiego, będąc chyba w gimnazjum. Siedzisz nad talerzem – i nic. Masz co zjeść, wiesz, że tak trzeba, ale – nic. Po prostu nic. Fakt, faktem – nie był to post. Prędzej, czy później jakoś wmusiłem w siebie to śniadanie, ale lekko nie było. Nazajutrz tak samo. Kromka chleba z wędliną uśmiecha się do mnie, ale jakoś niespecjalnie chcę się z nią zapoznać…

Może podobny brak apetytu odczuwał kiedyś prorok Ezechiel? Może również jego trzeba było przymuszać do zjedzenia zwoju, który miał przed sobą? Może biedny prorok siedział i siedział, mając na głowie różne kłopoty i zmartwienia czasów wygnania – ale jeść nie chciał. Wiedział, że powinien – ale co z tego? Co pomogło pokonać patową sytuację? Łyżeczka za mamusię, łyżeczka za tatusia? Nie, w jego przypadku potrzebne było słowo: „Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą.” Słowo samego Boga…

„Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów!” Wykrzyknik? Nie musisz się ze mną zgadzać, ale chyba to potwierdza, że Ezechiel wcale nie był taki skory do zjedzenia zwoju. Swój człowiek…

Jak się okazało, nie miał się czego bać – jedzenie było słodkie. Bóg nie chciał go otruć. Poczęstował swoją słodyczą – jak miód. Czekaj, czekaj – miód? Widzisz to skojarzenie? Bóg, który wcześniej prowadził Izraela do ziemi opływającej w mleko i miód teraz daje swoje słowo – słodkie jak miód – do wnętrza człowieka. Nie musisz wędrować wśród głodu – tylko zjedz. Ziemia Obiecana – teraz już we mnie. Bóg, który daje jedzenie, ale nakazuje iść dalej z misją. Życie Ezechiela, życie Eliasza. Moje życie?

Tak, moje też. Przecież również przede mną każdego dnia leży ten zwój. Słowa Boga – w księdze Pisma Świętego, w telefonie, na komputerze, w Internecie, mp3… Zjedz to i idź. Przemawiaj do nich moimi słowami. Ile razy, nawet mimochodem, posługuję się aluzjami, czy cytatami biblijnymi… Ile razy jednak, gdy chcę mówić o Bogu, próbuję robić to „po swojemu”, własnymi słowami... Przecież tak będzie lepiej dla zrozumienia, przekazu… a może tylko lepiej dla mnie? Czy nie jest tak, że za bardzo poszedłem we własną mądrość zamiast w słowo Boga? Czy Kościół momentami nie idzie za bardzo w ludzką komunikację, zapominając, że Bóg wie, jakimi słowami warto rozmawiać z człowiekiem?

Z drugiej strony historia Ezechiela może skutecznie zniechęcać przed zapędami misyjnymi – po co iść do ludzi, skoro nie posłuchają, nie uwierzą? Przecież to bezsensowne… Zobacz, Bóg gra fair. Nie uprawia fikcji – wie, do jakiej misji, jakiej grupy ludzi posyła. Wspomina, jakie trudności mogą spotkać i spotkają Ezechiela: oporne czoło i zatwardziałe serce. Ale, paradoksalnie, Ezechiel jest taki sam…

Trudno Ci dotrzeć z Ewangelią, Bogiem, Dobrem do drugiego człowieka? Denerwujesz się? Złościsz? Wyzywasz? Hm… fajnie, tylko może zamiast tego warto stanąć przed lustrem? Uderzyć we własne piersi i przyznać do własnych słabości? Do własnego zamknięcia na Boga? Przecież On nigdy nie posyłał gotowych i uformowanych ekspertów. Nawet po zmartwychwstaniu wysłał z misją tych, którzy niedowierzali…

Szukasz momentu przełomowego u Ezechiela? Według mnie jest nim to zdanie: „Udasz się do zesłańców, do twoich rodaków i powiesz im: Tak mówi Pan Bóg, czy będą słuchać, czy też nie”. Tylko tyle? Ale czy to jest TYLKO? Zobacz, jak łatwo można się poddać, wiedząc, jakie trudności możemy spotkać na drodze. Łatwo się zniechęcić – to zrozumiałe. Ale zwycięstwo, wzrost, jest tajemnicą wytrwałości. Czy posłuchają, czy nie – Ty rób swoje. Święty Paweł powie podobnie: nastawaj w porę, i nie w porę. Rób swoje, nieś Ewangelię, mów jak Bóg, bo masz Go w sobie.

Jak na to wszystko reaguje Ezechiel? „A duch podniósł mnie i zabrał. I poszedłem ZGORZKNIAŁY, z PODNIECENIEM w duszy, a MOCNA RĘKA PAŃSKA spoczywała nade mną.” Tyle mądrości w jednym zdaniu. Tyle mnie w jednym zdaniu, prawda? Myślę, że znasz podobny stan. Kiedy widzisz trudności, kiedy myślisz, że to bez sensu, a jednak coś ciągnie Ciebie do wykonania zadania. Może się nie udać? Jasne, przecież widać, że masz marne szanse! Ale jeśli nie spróbuję? No właśnie – jeśli nie spróbuję… to na pewno się nie uda…

 

Panie Jezu, czekając na Twoje przyjście zarówno teraz w Tajemnicy Nowego, Małego Życia, jak i na końcu czasu, napełnia mnie i miód i gorycz. Wiem, czasem czuję, że jesteś i działasz we mnie. Czasem Twoje słowo niesie mnie, ale innym razem nie widzę nic. Ani nadziei, ani sensu, ani nawet wiary w świecie, we mnie samym. Tracę siły…

Dziękuję, że dajesz mi do refleksji takie wydarzenie z życie proroka Ezechiela – zgorzkniałego człowieka, który jednak równocześnie płonął Twoim entuzjazmem, Twoim ogniem. Proszę Cię, naucz mnie tańczyć mój taniec – niezależnie od muzyki granej przez otoczenie. Proszę Cię, Panie, naucz mnie wytrwałości i obojętności na obojętność.

Pomnóż we mnie głód i apetyt – na Twoje słowo, na misję, którą mi zlecasz, na drugiego człowieka, którego kochasz… Niezależnie – słucha, czy nie…

Pomóż robić swoje – albo nie! Raczej – robić Twoje…