Wybrani bez zasług

Andrzej Macura

publikacja 14.01.2015 15:16

Garść uwag do czytań na II niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Wybrani bez zasług Henryk Przondziono /Foto Gość Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr

Kogo Bóg wybiera na swojego współpracownika? Wokół tego pytania i szerzej, powołania jako takiego, koncentrują się czytania tej niedzieli. Odpowiedź niby nie zaskakuje. Gorzej z przełożeniem jej na praktykę życia. 

1. Kontekst pierwszego czytania 1 Sm 3,3b-10.19

Pierwsze czytanie tej niedzieli to scena powołania małego Samuela. W przyszłości miał stać się wielkim i znanym sędzią Izraela. Póki co jest dzieckiem...

Najpierw jednak wyjaśnijmy: Samuel miał w przyszłości zostać sędzią. Nie takim od sądzenia, tylko przywódcą. Trochę nieformalnym, cieszącym się autorytetem ze względu na charyzmat,  ale jednak nie mającym władzy, wojska, policji itd. Bo Izrael po ucieczce z Egiptu i wejściu do Kanaanu nie stał się monarchią. Ustrój, w którym żył przypominał raczej amfiktonię, czyli był dość luźnym związkiem izraelskich plemion. Ich jedynym królem był Bóg. Sędziowie zaś byli przywódcami którzy mieli scalać naród w obliczu jakiś niebezpieczeństw, prowadzić go w razie potrzeby do walki. Byli autorytetami, ale nie mieli władzy takiej, jaką wśród ościennych narodów miewali królowie. Ot, charyzmatyczni przywódcy...

Samuel miał być ostatnim z sędziów. Izraela. Przyszło mu namaścić pierwszego króla Izraela, Saula, a potem i drugiego, Dawida. To nie był jego pomysł.  Mamy w opowieści Biblii piękna scenę,  kiedy Samuel burzy się na żądanie Izraelitów, by ustanowił dla nich króla. Bóg uspokaja wtedy Samuela przypominając, że choć przecież to Jego, Boga odrzucają, to jednak On godzi się na ten ich wybór. Póki co jednak w scenie przypomnianej tej niedzieli Samuel jest mały. I nawet nie jest jeszcze sędzią. Jest nim stary arcykapłan Heli.

Samuel był dzieckiem Elkany (to imię męskie) i jego ukochanej, choć długo bezdzietnej żony Anny. Druga żona Elkany dokuczała Annie. Ta żarliwie prosiła Boga o dziecko obiecując, że jeśli tylko urodzi chłopca, odda go na służbę Bogu, gdy tylko odstawi go od piersi. I gdy w końcu Bóg spełnił jej prośbę, tak zrobiła.

Chłopiec od wczesnego dzieciństwa był więc sługą Helego. A ten, choć sam pobożny i uczciwy, miał paskudnych synów, Chofniego i Pinchasa. Ich zachowanie wobec składających Bogu ofiary pokarmowe przynosiło spore zgorszenie. Bóg więc postanowił ich zgładzić. Jednocześnie wybrał na nowego duchowego przywódcę Izraela dopiero dorastającego Samuela. Właśnie  ta scena to pierwsze czytanie tej niedzieli. Przytoczmy opowieść autora Ksiąg Samuela w całości, nie ograniczając się do samej sceny powołania (tekst czytania – pogrubiona czcionką)

Młody Samuel usługiwał Panu pod okiem Helego. W owym czasie rzadko odzywał się Pan, a widzenia nie były częste. Pewnego dnia Heli spał w zwykłym miejscu. Oczy jego zaczęły już słabnąć i nie mógł widzieć. A światło Boże jeszcze nie zagasło. Samuel zaś spał w przybytku Pańskim, gdzie znajdowała się Arka Przymierza. Wtedy Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: «Oto jestem». Potem pobiegł do Helego mówiąc mu: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli odrzekł: «Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać». Położył się zatem spać. Lecz Pan powtórzył wołanie: «Samuelu!» Wstał Samuel i poszedł do Helego mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Odrzekł mu: «Nie wołałem cię, synu. Wróć i połóż się spać». Samuel bowiem jeszcze nie znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione. I znów Pan powtórzył po raz trzeci swe wołanie: «Samuelu!» Wstał więc i poszedł do Helego, mówiąc: «Oto jestem: przecież mię wołałeś». Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: «Idź spać! Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha». Odszedł Samuel, położył się spać na swoim miejscu.

Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: «Samuelu, Samuelu!» Samuel odpowiedział: «Mów, bo sługa Twój słucha».
Powiedział Pan do Samuela: «Oto Ja uczynię taką rzecz Izraelowi, że wszystkim, którzy o niej usłyszą, zadzwoni w obydwu uszach. W dniu tym dokonam na Helim wszystkiego, co mówiłem o jego domu, od początku do końca. Dałem mu poznać, że ukarzę dom jego na wieki za grzech, o którym wiedział: synowie jego bowiem ściągają na siebie przekleństwo, a on ich nie skarcił. Dlatego przysiągłem domowi Helego: Wina domu Helego nie będzie nigdy odpuszczona ani przez ofiarę krwawą, ani przez pokarmową».

Samuel leżał do rana, potem otworzył bramę przybytku Pańskiego. Obawiał się jednak Samuel oznajmić Helemu o widzeniu. Lecz Heli zawołał Samuela i rzekł: «Samuelu, synu mój!» On odpowiedział i rzekł: «Oto jestem». [Heli] zagadnął: «Co to za słowa, które [Bóg] wyrzekł do ciebie? Niczego przede mną nie ukrywaj! Niechaj ci Bóg to uczyni i tamto dorzuci, gdybyś ukrył coś przede mną ze słów, które do ciebie powiedział». Samuel opowiedział więc wszystkie te słowa i nic przed nim nie zamilczał. A [Heli] rzekł: «On jest Panem! Niech czyni, co uznaje za dobre».

Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię. Wszyscy Izraelici od Dan aż do Beer-Szeby poznali, że Samuel stał się rzeczywiście prorokiem Pańskim. I w dalszym ciągu Pan objawiał się w Szilo, albowiem ukazywał się Samuelowi w Szilo. Heli był bardzo stary, tymczasem jego synowie trwali w złym postępowaniu wobec Pana.

Synowie Helego niebawem zginą. Ale to już historia na inną opowieść...

Na co w tekście czytania na pewno warto zwrócić uwagę?

  • Darmowość Bożego wyboru. Samuel jest dzieckiem. Nijak nie zasłużył sobie na zaszczyt Bożego wybrania. To jeden z wielu biblijnych obrazów pokazujących, że Bóg wybiera kogo chce, a nie tych, którzy jakoś sobie na Boży wybór zasłużyli. Tak samo będzie później z wyborem Apostołów. Co istotne, najpewniej i dziś Bóg działa podobnie. Ważne dla wszystkich sfrustrowanych brakiem awansu w kościelnej hierarchii. I choć na pewno trudno takim czy innym nominacjom albo też ich brakowi przypisywać zaraz Bożą inspirację, to przecież na pewno musi być na nie przynajmniej zgoda ze strony Boga...
     
  • Bóg działa w szarości życia. Czasami może się nam wydawać, że Boży wybór powinien dokonywać się w podniosłej atmosferze jakiejś uroczystości. Choćby prywatnej, np. po wielogodzinnej modlitwie zainteresowanego. A Bóg powołuje wkraczając w szarzyznę życia. I niekoniecznie zaraz z niej wyrywając. Przecież mały Samuel nie przestał być z dnia na dzień sługą Helego. Bóg tak jednak pokierował sprawami – śmierć synów Helego i jego samego, odebranie Izraelitom Arki Przymierza – że Samuel zaczął wyrastać na przywódcę...
     
  • Gotowość słuchania (?).  Tak się czasem mówi, żeby odkryć Boże powołanie trzeba się wsłuchiwać w wole Bożą, być na nią otwarty. Historia Samuela pokazuje co innego. Bóg kiedy kogoś do czegoś powołuje, to znajdzie sposób, żeby to zainteresowanemu zakomunikować. I w sumie to zrozumiałe. Bóg przecież wie, że za mali jesteśmy, by czytać w Jego myślach i rozpoznawać z nich Jego plany.

Następujący po czytaniu Psalm widzi sprawy z nieco innej perspektywy:

Z nadzieją czekałem na Pana,
a On się pochylił nade mną
i wysłuchał mego wołania.

Czyli Bóg odpowiada na oczekiwania i prośby człowieka. Pewnie może być i tak i tak...

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 6,13c-15a.17-20

Pierwszy list św. Pawła do Koryntian to prócz wielu innych tematów także potępienie trzech grzechów głównych adresatów listu. Tak to przynajmniej nazywają bibliści. Jest to potępienie kazirodztwa (rozdział 5.), szukania w sporach między chrześcijanami sprawiedliwości przed trybunałami pogańskimi (pierwsza część rozdziału 6.)  i swoboda obyczajów (druga część rozdziału 6.). Drugie czytanie tej niedzieli to fragmenty wyjaśnień na trzeci z tych tematów. Przytoczmy go w całości (tekst czytania pogrubioną czcionką). W tym kontekście, wskazania Pawła zyskują nieco na dynamice.

Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę. Pokarm dla żołądka, a żołądek dla pokarmu. Bóg zaś unicestwi jedno i drugie. Ale ciało nie jest dla rozpusty, lecz dla Pana, a Pan dla ciała. Bóg zaś i Pana wskrzesił i nas również swą mocą wskrzesi z martwych. Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusa? Czyż wziąwszy członki Chrystusa będę je czynił członkami nierządnicy? Przenigdy!  Albo czyż nie wiecie, że ten, kto łączy się z nierządnicą, stanowi z nią jedno ciało? Będą bowiem - jak jest powiedziane - dwoje jednym ciałem. Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem. Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!

Ciekawe co też chodziło po głowie Koryntianom, że nie widzieli w rozpuście nic złego, prawda?

Wydaje się, że musiało być wśród nich wielu Żydów czy sympatyzujących z judaizmem, bo chyba zachłysnęli się wolnością, uwolnieniem od prawa mojżeszowego, jakie przynosi Chrystus. Stąd to przekonanie, że teraz już wszystko im wolno, że nie muszą trzymać się prawa. Paweł nie ma nic przeciwko odrzuceniu zasad dotyczących pokarmów czystych i nieczystych i pewnie też przeciwko przepisom postnym. Bo nie ma nic przeciwko tezie, że jedzenie jest dla żołądka, a żołądek dla jedzenia. Czyli że jedzenie nie jest tylko po to, by zaspokoić głód, ale może też dawać przyjemność. Ostro występuje jednak przeciwko myśleniu, że skoro jesteśmy wolni, to już swobodnie możemy decydować o swoim ciele w sferze seksualnej. Bo ciało chrześcijanina, cały chrześcijanin, należy do Chrystusa. Dlatego nie powinien się on oddawać nierządnicom – mówi św. Paweł.

Przypomina więc Koryntianom, że:

  • że grzech nieczystości, bardziej niż inne uderza we wnętrze człowieka; każdy inny grzech jest jakoś bardziej zewnętrzny od tego
  • powtórzmy raz jeszcze, że ciała chrześcijan w Koryncie, podobnie jak oni sami, są już własnością Boga,
  • że mieszka w nich Duch Święty.

Drugie czytania w ciągu roku nie są dobierane do pozostałych czytań. Jak to jednak zwykle w tym wypadku bywa, jakiś związek i tu widać. Wywód Pawła też dotyka przecież zagadnienia chrześcijańskiego powołania. Paweł uczy, że odpowiadając na powołanie człowiek musi oddać Bogu całego siebie. Także swoje ciało.

3. Kontekst Ewangelii J 1,35-42

Czemu w roku B, czyli roku gdy czyta się Ewangelię Marka, nagle pojawia się czytanie z Ewangelii Jana? Pewnie dlatego, że opowieść o powołaniu pierwszych uczniów w tej Ewangelii jest dość zdawkowa. Podobnie jak u Mateusza i nieco inaczej niż u Łukasza. Więc tym razem Marka zastąpiono Janem....

W obu tych Ewangeliach opowieści o powołaniu pierwszych uczniów umieszczono zaraz po opisie wydarzeń związanych z chrztem Jezusa (choć obaj autorzy robią to różnie, Marek opowiada, Jan wkłada opowieść w usta Jana Chrzciciela). To dość znamienne. Dlaczego? Wynika z tego, że aby zostać powołanym do stania się uczniem  Jezusa nie trzeba nie wiadomo jakich lat przygotowań. Najpierw jest decyzja: chcę. Potem dopiero wprowadzanie w przyniesioną przez Jezusa tajemnicę. Znów, jak w wypadku Samuela, najpierw jest więc ten wybór Boga. Potem do tego wyboru się dorasta...

Przytoczmy najpierw ową bardziej zdawkowa wersję Marka

Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.

Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Prosto, zwięźle. Jan wprowadza w wydarzenie więcej tematów.

Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?»  Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr.

4. Warte zauważania

Może od najmniej ważnego dla tej sceny, ale teologicznie bardzo istotnego...

Jan Chrzciciel wskazując na Jezusa mówi: „Oto Baranek Boży”.... Kompletnie bez sensu, prawda? No, chyba żeby owo"Baranek Boży" rozumieć, że łagodny jak baranek. Czyli w duchu proroctwa Izajasza o niełamaniu nadłamanej trzciny i niegaszeniu knotka o nikłym płomyku. Ale nie o to przecież chodziło  Może jego uczniowie coś z tego rozumieli, bo Jan im coś wcześniej tłumaczył, ale czytelnik Ewangelii, jeśli nie zna jeszcze historii Jezusa, na pewno nie rozumie nic. A jednak tytuł się pojawia. Pewnie dlatego, że Ewangelia Jana nie jest dla nieprzygotowanych czytelników...

W dziele tego Ewangelisty temat powróci w scenie ukrzyżowania Jezusa. Dokona się ona w porze zabijania baranków na zbliżające się święto Paschy. Przypomnijmy: święta te to wspominanie wyjścia Izraela z Egiptu i zawarcia przymierza z Bogiem na Synaju. Wielką rolę w historii wyjścia odegrały baranki, baranki paschalne. W noc, w którą Izrael zrzucił jarzmo niewoli każda izraelska rodzina miała takiego zabić, jego krwią oznaczyć odrzwia domów, by ustrzec pierworodnych przed dziesiątą plagą, śmiercią pierworodnych. A potem, podczas uczty poprzedzającej wyjście - zjeść. Jeden szczegół w przyrządzaniu tegoż baranka musiał być jednak dla Izraelitów zupełnie zaskakujący: przy przygotowywaniu posiłku nie wolno było połamać jego kości.

Autor czwartej Ewangelii, Jan Apostoł, stojąc pod krzyżem widzi umierającego w porze zabijania baranków paschalnych Jezusa. Więcej, widzi, że żołnierze, dla przyspieszenia agonii skazańców, łamią im kości, ale Jezusowi nie. On już nie żyje. Pewnie w tym monecie Jan zaczyna rozumieć słowa swojego pierwszego mistrza, Jana Chrzciciela „oto baranek Boży”. Baranek paschalny ratował pierworodnych w Egipcie od śmierci. Jezus, Baranek Boży, gładzi przez swoją śmierć ludzkie grzechy i ratuje wszystkich (oddających się w Jego opiekę) od śmierci wiecznej.

Tyle tłumaczeń teologicznych. Teraz już sedno sceny, powołanie pierwszych uczniów....

  • Droga Andrzeja... Andrzej i Jan (bo to on pewnie był owym drugim uczniem) słysząc słowa Jana Chrzciciela decydują się pójść za Jezusem. Inicjatywa wychodzi od nich.

    „Gdzie mieszkasz”.... Trochę dziwne pytanie. Mógłby je zadać spokojnemu człowiekowi jakiś bandzior. Tu chyba jednak to pytanie ma znaczenie bardziej duchowe. Chodzi o pytanie kim jesteś, jakie jest Twoje miejsce na tym świecie.

    Nie wiadomo ile czasu minęło między rozmową Andrzeja z Jezusem, a spotkaniem z bratem, Szymonem Piotrem. W Ewangelii Jana dzieje się to dość szybko. Andrzej przekonuje się „gdzie mieszka” ten za którym poszedł i zaraz obwieszcza bratu, że spotkał Mesjasza. Jakby jedno popołudnie i wieczór (spotkanie ma miejsce koło godziny 10, czyli naszej 16) wystarczył, by się przekonać...
     
  • Droga Piotra... Ten właściwie tylko daje się bratu przyprowadzić. I zaraz słyszy „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas”. Nie wygląda to na powołanie. Zwykłe, trochę tylko zaskakujące, nadanie przydomku. Podobnie jak wcześniej nazwanie Jezusa „Barankiem Bożym”, tak teraz nazwanie Piotra „Skałą” jest  zupełnie niejasne. Dopiero z czasem odsłoni się sens tego stwierdzenia. Ale w intencji Jezusa jest to pewnie już jakiś wybór Szymona. Jakby proroctwo na jego temat...

W obu wypadkach, zarówno Andrzeja jak i Szymona, wybór, którego dokonuje Jezus, poprzedzony jest pewnymi krokami samych zainteresowanych. Andrzej wprasza się do Jezusa, Szymon pozwala się do Niego zaprowadzić. To nie jest więc tak, że Jezus powołuje ludzi zupełnie przypadkowych. Oczywiście, podobnie jak Bóg Samuela, nie wybiera ich dla jakichś zasług. Ale jakiś krok ku niemu musieli jednak zrobić...

5. W praktyce

W praktyce, choć przecież powołanie to rzecz tak mało namacalna, tak ulotna...

  • Bóg powołuje w szarości życia. Nie musi czekać na zatopienie się przyszłego  powołanego w głębokiej modlitwie, na jego udział w rekolekcjach czy coś jeszcze innego, a bardzo pobożnego. Bóg wkracza w takie życie człowieka, jakim ono jest.
     
  • Andrzej z tym swoim "znaleźliśmy Mesjasza". Szybko doszedł do wiary i szybko stał się głosicielem Chrystusa. Najpierw wobec najbliższego - brata. I nie jest to pouczanie go. To ogłoszenie mu radosnej wieści. Jakoś tak ciężko chyba niejednemu z nas powiedzieć swoim bliskim "znalazłem Mesjasza". Dlaczego? Zaszłości i nieporozumienia? Pewnie bardzo utrudniają...
  • Bóg wybierając współpracowników nie patrzy na ich zasługi. Może zna ich serce, ich osobowość, ale to nie to samo co uwzględnianie życiowego dorobku. Wybiera tego czy innego, bo tak chce, bo tak Mu to pasuje. Bywa że ten powołany w porównaniu z innymi jest zupełnie zielony. Bywa, że pierwszy powołany, jak Andrzej,  zostanie usunięty w cień, a największą karierę robi ten przez niego przyprowadzony.
     
  • Jak w przypadku Andrzeja, może okazać się, że powołanie tego czy innego człowieka polega na doprowadzeniu do Jezusa tego, którym Bóg będzie się chciał potem posłużyć w jakiś bardziej spektakularny sposób.  Bycie droga dla innych to też ważne powołanie... Podobnie zresztą jest z Janem Chrzcicielem. Nie zatrzymuje uczniów dla siebie. Wskazuje im Jezusa...
     
  • Jeśli Bóg czegoś od człowieka czegoś bardziej konkretnego niż, ogólnie, wypełniania przykazania miłości, znajdzie sposób, żeby go ku temu czemuś prowadzić. Nawet jeśli okoliczności zdają się temu nie sprzyjać. Bo, jak w przypadku Samuela, ktoś jest zwyczajnym młodym sługą, czy, jak w przypadku Andrzeja i Piotra, zwykłym rybakiem.
  • Zawsze, w każdym powołaniu, trzeba jakieś otwarcia na Boże wezwanie. Jak Samuela czy Andrzeja i Piotra. „Nie chcę”, „mam swoje plany” może i nie wyklucza Bożego wezwania, ale pewnie sprawę Bogu komplikuje...
  • Wypływające najbardziej chyba z drugiego czytania... Modne jest dziś mówienie o potrzebie samorealizacji. Tymczasem chrześcijanin nie żyje po to, żeby się realizować. Jak mąż do żony, a żona do męża, tak on należy już do Chrystusa. Nie wyklucza to samorealizacji, ale nadaje jej inny wymiar...