Serce skruszone

Ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 07.03.2015 23:00

Żal za grzechy. Miłość zrodzona z łez Boga. Gotowość, by On uczynił wszystko nowym. Ogień wypalający niewierność.

Serce skruszone Henryk Przondziono /Foto Gość Oto nie ukrywam swych ran: Tyś Lekarzem - ja chorym; Ty jesteś miłosierny - we mnie zaś wszystko woła o miłosierdzie.

Doświadczenie znane niemalże każdemu. Łzy rodzica i nasza reakcja. Gdy płacze matka, czasem ojciec, dowiadując się i grzechach swojego dziecka. Jeśli nawet nie czujemy żalu po naszym uczynku, jeśli nie mamy z tego powodu wyrzutów sumienia, jest doskwierająca świadomość cierpienia osoby bliskiej, zranienia kogoś nas bardzo kochającego. Choćby czyn z tą osoba nie był bezpośrednio związany.

Przywołaliśmy to doświadczenie nie bez powodu. Czyż nie śpiewamy w jednej z religijnych piosenek: „To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech…” Tym samych dochodzimy do tego szczególnego momentu naszego rachunku sumienia, tego dialogu miłości, gdy jasno dostrzegamy ranę w sercu Boga i Jego łzy. Tak, łzy… „Jeśli nie usłuchacie Mnie, w ukryciu płakać będę…” (por. Jer 13,17). „Gdy był już blisko, na widok miasta zapłakał nad nim (…) za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19, 41.44).

Słyszymy często o gniewie Bożym. A tak rzadko myślimy o Bożych łzach. O płaczu Boga patrzącego na nieposłuszeństwo człowieka i nie rozpoznającego chwili Jego przyjścia. On chce widzieć w nim tęskniącą oblubienicę, małżonkę rozkoszującą się Jego obecnością. Niestety, zamiast tęsknoty doświadcza obojętności, zamiast rozkoszy krwawienia serca.

Na łzy Boga człowiek odpowiada łzami, choć różna ich może być wymowa i znaczenie. Tradycja chrześcijańska mówi i dwóch rodzajach łez. O łzach Judasza i łzach Piotra. Łzach urażonej dumy, niespełnionych ambicji, braku nadziei, pustki zionącej z serca zamkniętego na wszystkich i wszystko, nie wierzącego w miłość, tym bardziej w przebaczenie. Choć był świadkiem płaczu Jezusa, słuchał przypowieści o wracającym synu, czytał na piasku, siedział za stołem w domu Zacheusza… I ogień łez wypalający niewierność, płonący w sercu pragnącym wrócić do pierwszej miłości. To więcej niż żal. To miłość zrodzona z łez Boga. To gotowość, by On uczynił wszystko nowym. To oczekiwanie na chwilę, gdy będzie można wyznać „Panie, Ty wszystko wiesz; Ty wiesz, że Cię kocham” (J 21,17). Oczekiwanie poprzedza modlitwa.

„Późno Cię ukochałem, Piękności dawna i zawsze nowa!
We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz i na zewnątrz Cię poszukiwałem.
Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś.
Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą.
Z dala od Ciebie trzymały mnie stworzenia,
które nie istniałyby w ogóle, gdyby nie istniały w Tobie.
Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę.
Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę.
Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie.
Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę;
dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju!
Ty, o Panie, widzisz mnie takim, jakim jestem.
Moje wyznanie przed Tobą odbywa się w ciszy i w wołaniu.
Milczą bowiem usta, ale woła serce.
Ty, Panie, osądzasz mnie. Jakże biedny jestem!
Panie, zmiłuj się nade mną!
Oto nie ukrywam swych ran: Tyś Lekarzem - ja chorym;
Ty jesteś miłosierny - we mnie zaś wszystko woła o miłosierdzie.” (św. Augustyn, Wyznania)

Bogu nie zależy na dręczeniu człowieka. Jego łzy nie są emocjonalnym szantażem, poprzez który chce wymusić coś na swoim dziecku. Jego budzące skruchę, żal i smutek serca łzy, są oczekiwaniem na chwilę, gdy będzie mógł powiedzieć obracam twój smutek w radość. Bo „błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” (Mt 5,4).