W szkole posłuszeństwa

Elżbieta i Piotr Krzewińscy

publikacja 21.03.2015 20:51

Człowiek posłuszny nie jest człowiek pełen lęku i strachu. To ktoś, kto się nie boi, będzie umiał i chciał zrezygnować ze starań, by realizowały się jego racje, jego punkt widzenia, jego pomysły.

W szkole posłuszeństwa Jakub Szymczuk /Foto Gość

Kiedy wymienia się rady ewangeliczne, podaje się je zazwyczaj w takiej kolejności: czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Tymczasem, naszym zdaniem, to posłuszeństwo powinno być na pierwszym miejscu, bo ono jest najważniejsze i z niego wypływa zachęta do życia w czystości i ubóstwie. Dlatego najpierw opowiemy o roli posłuszeństwa w naszym małżeńskim życiu.

Przede wszystkim chcemy podkreślić, jak wielka jest mądrość Pana Boga w tym, że ludzie żyją ze sobą, w małżeństwie, rodzinie. Coraz wyraźniej dostrzegamy, że wzrastać, dojrzewać do pełni człowieczeństwa możemy tylko w relacji do drugiego człowieka: rodziców, rodzeństwa, współmałżonka, dzieci, przyjaciół, znajomych, sąsiadów. Nie można, żyjąc bez ludzi, bez relacji z nimi, wzrastać w jakiejkolwiek cnocie. Dlatego staramy się dziękować za tych ludzi, których Pan Bóg postawił i nieustannie stawia na naszej drodze. I staramy się za każdym razem odkryć, jaki był czy jest Jego zamysł względem nas, gdy pojawiają się trudności w relacjach.

Jak do wszystkiego, tak i do życia posłuszeństwem dorastamy. To nie jest coś, co osiąga się natychmiast, od razu, po podjęciu jakiejś decyzji. Z tym byciem w drodze związane są zarówno chwile dobre, jak i złe, momenty upadku i buntu.

Pierwszą szkołą posłuszeństwa winien być dom rodzinny. To tam dzieci powinny uczyć się bycia posłusznymi wobec rodziców. Jeżeli choć trochę tego zmysłu posłuszeństwa z domu rodzinnego dziecko wyniosło, będzie mu potem łatwiej być posłusznym w małżeństwie. Jeśli jednak w domu rodzinnym między rodzicami panowała walka o władzę, o rządzenie, gdy jedno z rodziców było wiecznie zmuszane do ustępstw, wówczas taki sam model małżeństwa dziecko będzie realizowało ze swoim współmałżonkiem. I z tego często biorą się tragedie rozwodów.

Przy czym warto wyjaśnić, co to znaczy, być posłusznym, bo bardzo często we współczesnym świecie dewaluuje się wartość posłuszeństwa.

Pomaga w tym św. Paweł, który w Liście do Efezjan pisze: „Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej!” (Ef 5,21).

Człowiek posłuszny to nie jest człowiek pełen lęku i strachu przed drugim człowiekiem. Tylko ktoś, kto się nie boi, będzie umiał i chciał zrezygnować ze starań, by realizowały się jego racje, jego punkt widzenia, jego pomysły. Tylko ktoś, dla kogo Chrystus jest żywy i realnie obecny w życiu, będzie potrafił uznać rację drugiego człowieka i zgodzić się na to, by to cudze pomysły były realizowane najpierw. Bo ludzie mają racje, każdy swoją i każdy jedynie słuszną, ale to Pan Bóg ma Prawdę.

Jak już wspomnieliśmy, do bycia ludźmi posłusznymi dorasta się. Wprawdzie z pewnością niektórzy dzięki Bożej łasce od razu osiągają wysoki stopień posłuszeństwa Bogu i ludziom (bo te dwa posłuszeństwa są ze sobą nierozerwalnie związane), ale dla większości jest to droga i proces.

Na pewno wielką pomocą w tym wzrastaniu jest spotkanie człowieka, który słucha. Tak samo w byciu posłusznym Panu Bogu pomaga doświadczenie bycia słuchanym przez Ojca.

Jeśli ktoś mnie słucha, to znaczy, jestem dla tej osoby ważny/ważna. Jeżeli doświadczam przyjęcia, akceptacji moich słabości, niedoskonałości, wad, jeżeli czuję się kochany/kochana, dużo łatwiej mi zrezygnować z forsowania swoich pomysłów na życia i odpowiedzieć wzajemnością: wysłuchaniem drugiego człowieka i zgodzeniem się na jego propozycje, jego pomysły.

Ale działa to i w drugą stronę – jeżeli kocham drugiego człowieka i troszczę się o jego dobro, słucham i realizuje jego plany, wówczas ofiaruję mu dar, na który może odpowiedzieć mi wysłuchaniem moich pomysłów i pójściem za nimi. Widzimy, że w naszym małżeństwie tak to funkcjonuje.

Wobec dzieci działało to na początku trochę inaczej, gdyż małe dziecko nie ma jeszcze takiej wiedzy i rozumu, by być równorzędnym partnerem dla rodziców. Ale to, że słuchaliśmy naszych dzieci, że rozmawialiśmy z nimi, że staraliśmy się je przekonać, a nie na siłę wymuszać jakieś zachowanie, zaowocowało tym, że mieliśmy u nich autorytet i były nam posłuszne. Oczywiście, do czasu dorastania, kiedy to sam fakt bycia synem/córką wiązał się z „koniecznością” bycia nieposłusznym. Ale taki czas trzeba po prostu przeczekać, mając nieustannie w pamięci, że miłość jest cierpliwa!

Św. Paweł, kontynuując swoja myśl, podkreśla w następnym zdaniu: „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła: On - Zbawca Ciała” (Ef 5,22-23).

To bardzo ważna wskazówka dla wszystkim młodych (i tych starszych też) mężatek. Tylko dzięki takiej postawie żony mąż stanie się człowiekiem, na którym można polegać, który swoją postawą zapewni żonie i dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Ale najpierw kobieta musi temu mężczyźnie zaufać. Inna sprawa, że powinna na męża wybrać mężczyznę godnego zaufania, ale w życiu różnie bywa. Jeśli jednak mąż w jakimś stopniu nie dorównuje temu ideałowi, to zmieni się tylko wtedy, gdy poczuje na sobie ciężar odpowiedzialności, ciężar bycia „głową” rodziny. Tak przynajmniej stało się w naszym małżeństwie: im bardziej żona starała się być poddana mężowi, tym bardziej mąż starał się temu sprostać. Ale potrzebna była swego rodzaju odwaga żony i zaufanie, że on temu podoła. Owoc okazał się bardzo słodki: mąż utwierdził się w poczuciu własnej wartości jako mężczyzna, dlatego nie forsował swoich pomysłów na siłę, a czasami z ochotą jest „posłuszny” żonie w dziedzinach, w których ją ceni i podziwia.

W naszym małżeństwie był też jednak i taki moment, gdy święte okazało się nieposłuszeństwo. Bo nieposłusznym trzeba być wtedy, gdy współmałżonek namawia nas do czynienia zła. W tej materii nie może być mowy o posłuszeństwie. Wtedy trzeba bardziej słuchać Boga, niż człowieka. Nawet najbliższego.

Im dłużej jesteśmy w małżeństwie, widzimy, że naprawdę warto zaufać mądrości, ukrytej w Bożym Słowie, warto być jej posłusznym i za nią iść. To Słowo, przyjęte w małżeńskim życiu, zawsze przynosi dobre owoce.