Za pokutę...

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 28.03.2015 22:13

Pokuta nie jest karą. Nie jest też czymś, co zastąpi ofiarę Jezusa Chrystusa. Pokuta to zanurzenie w Miłość i odpowiedź miłości na Miłość.

Za pokutę... Karolina Pawłowska /Foto Gość

Zanim spowiednik udzieli rozgrzeszenia wyznacza pokutę, jaką należy odprawić po spowiedzi. To ostatni z pięciu warunków, nazywany zadośćuczynieniem Panu Bogu i bliźniemu. Takie określenie intryguje i skłania do zadania pytania o sens tej praktyki. Po co, skoro Jezus wziął na siebie nasze grzechy, złożył z siebie ofiarę na Krzyżu, żeby wynagrodzić Ojcu za grzechy ludzi każdego czasu. Jak mówi prorok Izajasz „wziął na siebie nasze grzechy”. Inni zauważają, że człowiek nigdy nie będzie w stanie sam z siebie Bogu Ojcu wynagrodzić. Bo gdyby potrafił, był w stanie, Jezus nie umarł by na krzyżu i nie zmartwychwstał. Ostatecznie „jeżeli Jezus nie zmartwychwstał daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w grzechach waszych”. Tym argumentom trudno zaprzeczyć dlatego trzeba szukać sensu tej kościelnej praktyki.

Gdy wrócimy do czasów starożytnych odkryjemy, że pokutę odprawiano przed udzieleniem rozgrzeszenia i ponownym przyjęciem do wspólnoty świętych (tak określano przystępujących do Stołu Pańskiego). Pokutujący bądź to nie uczestniczył w Eucharystii, prosząc u wejścia o modlitwę za niego, bądź – w przypadku grzechów „lżejszych” – był wypraszany ze zgromadzenia po liturgii słowa. Ten ostatni obrzęd do dziś zachowany jest w liturgii Kościołów Wschodnich. Wniosek jest oczywisty. Pokuta była narzędziem służącym nawróceniu. I takim pozostała do dziś z tą różnicą, że odprawiana jest już po otrzymaniu sakramentalnego rozgrzeszenia.

Zatem zadośćuczynienie Panu Bogu. Praktyki pokutne złagodniały. Dziś z reguły jest to zadana do odmówienia litania, koronka, adoracja Najświętszego Sakramentu, lektura Pisma Świętego. Zatrzymajmy się na moment przy pierwszej. Najczęściej zadawana litania – ta do Serca Pana Jezusa. Owszem, można przebiec ją oczami, odklepać – jak mawiają młodzi. Można też jak święty Jan Paweł II na Wawelu. Poświęcić jej dłuższy, a nawet bardzo długi, czas i po każdym wezwaniu kontemplować Boskie Serce Jezusa, odkrywać niewysłowione skarby Jego miłości. Dać się porwać. Bo temu właśnie służy praktyka pokutna. Jak Eliasz, jak święty Paweł, daję się porwać Bożej miłości, której symbolem, urzeczywistnieniem na ziemi jest przebite Serce Jezusa. Miłość rodzi miłość. Zanurzenie w tajemnicy Bożego miłosierdzia, jakie człowiek przeżył w sakramencie pojednania, znajduje swoje przedłużenie w praktyce pokutnej, a swój szczyt osiągnie w Eucharystii. To doświadczenie jest tak mocne, że rodzi w człowieku nie tylko większą miłość do Boga, ale także wstręt do grzechu i pragnienie trwania w łasce Bożej.

Patrząc na pokutę od tej strony można powiedzieć, że tych kilka zadanych przez kapłana praktyk stanowi pewien plan minimum. Jego spełnienie wystarczy, by trwać w zadowoleniu i mieć święty spokój. Chcąc iść dalej trzeba zauważyć to, co objawił Pan Jezus świętej Marii Małgorzacie Alacoque. Dla Bożego Syna najpiękniejszym zadośćuczynieniem jest wynagradzająca za grzechy świata Komunia święta. Czyli ten moment, kiedy człowiek jednoczy się z ofiarą Jezusa Chrystusa i siebie z Nim składa Ojcu w ofierze za grzechy swoje i całego świata. Ostatnie słowa dodatkowo przywołują na myśl koronkę do Bożego Miłosierdzia.

Sumując. Pokuta nie jest karą. Nie jest też czymś, co zastąpi ofiarę Jezusa Chrystusa. Pokuta to zanurzenie w Miłość i odpowiedź miłości na Miłość.

Z tą większą miłością – „starajcie się o większe dary a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą” – wynagradzamy bliźniemu za wyrządzone mu zło, naprawiamy zło, przemieniamy zło w dobro, w miłość. Bez miłości, jaką Bóg „rozlewa w sercach naszych przez Ducha Świętego” każdy gest naprawienia krzywdy byłby gestem pustym. Bez niej „stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Bez niej nikt nie zdobędzie się choćby na zostawienie daru przed ołtarzem by pójść i pojednać się z bratem.