Bogu warto zaufać

Andrzej Macura

publikacja 05.06.2015 22:01

Garść uwag do czytań na X niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Wobec ryzyka Henryk Przondziono /Foto Gość Wobec ryzyka
Bogu w całej historii zbawienia chodzi chyba o to jedno: żeby człowiek, który zaczął wątpić w Jego dobroć w końcu Mu zaufał

O czym są czytania X niedzieli okresu zwykłego roku B? Zarówno w pierwszym jak i w Ewangelii pojawia się diabeł. Ale to nie on jest ich głównym bohaterem. Już szybciej jest nim człowiek. Człowiek, który czasem – idąc za podszeptem diabła – nie ufa Bogu, człowiek który Go o różne złe rzeczy oskarża, który wątpi, szuka, ale też z cała ufnością Mu się powierza. Tylko to ostatnie gwarantuje wieczne szczęście. Zresztą Bogu w całej historii zbawienia chodzi chyba o to jedno: żeby człowiek, który zaczął wątpić w Jego dobroć w końcu Mu zaufał... Ale tak naprawdę głównym bohaterem tych tekstów niedzielnej liturgii jest Potomek Człowieka, który zmiażdżył głowę Węża...

1. Kontekst pierwszego czytania Rdz 3,9-15

Pierwsze czytanie tej niedzieli to fragment opowieści Księgi Rodzaju o początkach świata. Konkretnie, fragment trzeciego rozdziału tej księgi, w którym autor natchniony snuje swoją odpowiedź na pytanie, skąd w doskonałym, stworzonym przez Boga świecie, pojawiło się zło. Trudno jednak nie zauważyć, że wybierając ten a nie inny fragment opowiadania, przygotowujący zestaw czytań na tę niedzielę nie kierował się chęcią odpowiedzi na to właśnie pytanie, ale raczej pokazaniem kim jest Wąż, Szatan.

Przypomnijmy: stworzony przez Boga świat to kompozycja mądrości i harmonii. Ale wchodzi weń Wąż, szatan, który chce zepsuć dobre relacje człowieka z Bogiem. Dlatego sugeruje kobiecie, że Bóg wcale nie jest taki dobry, jak się jej wydaje; że za Bożym zakazem zrywania owoców z jednego z drzew Edenu kryje się chęć utrzymania człowieka w roli głupiutkiej i bezwolnej istoty, przed którą Bóg z zazdrości ukrył to, co najważniejsze i najpiękniejsze – możliwość poznania (w sensie: doświadczenia) dobra i zła. I rzeczywiście, kobieta zrywa owoc z zakazanego drzewa, a skosztowawszy go daje też mężczyźnie. Faktycznie, poznają dobro i zło. Choć w tej chwili woleliby pewnie tego doświadczenia za sobą nie mieć. Bo tak oboje staja się winni grzechu. Wyrosłego z braku zaufania do Boga nieposłuszeństwa. Doświadczyli, że owoc, którego tak pożądali, bo tak pięknie wyglądał, tak naprawdę był owocem zgniłym...

I właśnie dalszy ciąg tej opowieści wybrano na pierwsze czytanie tej niedzieli. Przytoczmy ją dodając do niej dwa poprzedzające ją wiersze. Bo pokazują dwa, ważne skutki grzechu. Tekst samego czytania – pogrubiona czcionką.

(...) A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?»  On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się». Rzekł Bóg: «Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?» Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem». Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?» Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam».  Wtedy Pan Bóg rzekł do węża:

«Ponieważ to uczyniłeś,
bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych;
na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia.
Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę,
pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej:
ono zmiażdży ci głowę,
a ty zmiażdżysz mu piętę».

Bóg najpierw pyta mężczyznę, potem wskazaną przez Adama kobietę. Ale kiedy kobieta wskazuje na węża z nim Bóg już nie rozmawia, tylko ogłasza wyrok: na węża, potem – już tego w czytaniu nie ma – na kobietę i w końcu na mężczyznę. Czyli w kolejności odwrotnej od tej, w której ujawniani zostali kolejni winowajcy.

Warto zwrócić uwagę: w scenie tej widać trzy, niezwykle istotne skutki grzechu. Każdego.

  • Grzech powoduje wewnętrzny niepokój, skłócenie człowieka z nim samym. Obrazem tego są przepaski, które nagle pierwsi ludzie postanowili sobie zrobić. Wcześniej im nie przeszkadzało, że są nadzy, bo jedno nie podejrzewało drugiego o nic zdrożnego. Po grzechu już człowieka nurtują złe myśli.
     
  • Grzech niszczy przyjaźń z Bogiem. Obrazem tego jest ukrycie się ludzi przed Stwórcą, z którym dotąd żyli w wielkiej zażyłości.
     
  • Grzech niszczy więź między ludźmi. Mężczyzna szukając usprawiedliwienia dla własnego czynu pokazuje, że to kobieta jest winna. A przez to poniekąd sam Bóg, bo przecież to On dał mu tę towarzyszkę życia...

W dalszej części tej opowieści będzie jeszcze o innych skutkach grzechu: kobieta usłyszy o bólach rodzenia (obraz wszelkich chorób i boleści) i że mężczyzna będzie nad nią panował (społeczna nierówność, niesprawiedliwość). Mężczyzna usłyszy, że odtąd będzie musiał na swoje utrzymanie ciężko pracować (bunt przyrody wobec człowieka) i że kiedyś umrze. To ostatnie zobaczył Adam  najpierw na swoim synu, Ablu..

Ale – jak wcześniej napisałem – dobierającemu czytania chyba bardziej niż o pokazanie skutków grzechu chodziło o przedstawienie Węża – szatana. Pierwsza część wyroku, który słyszy, to raczej tylko jakieś wytłumaczenie czemu zwierzę to nie ma kończyn. Ale już w drugiej jest mowa o ciągłej konfrontacji, jaka teraz nastąpi między Wężem (Wężami – złymi duchami) a ludźmi.

  • „Wprowadzam nieprzyjaźń”...  Brzmi nieco karkołomnie. Jak Bóg pokoju i miłości może wprowadzać nieprzyjaźń? To raczej jednak typowy przykład sytuacji, w której autorzy natchnieni Starego Testamentu dokonują pewnego skrótu myślowego: jeśli coś na świecie jest – a jest nieprzyjaźń między szatanem a człowiekiem – to ostatecznie w jakiś sposób jest to zrządzone przez Boga, od którego wszystko pochodzi. Nawet jeśli my wolelibyśmy powiedzieć, że Bóg nie tyle coś zrządził, co w swojej opatrzności dopuścił...
     
  • Wrogość między szatanem  człowiekiem... Zwraca uwagę, że i tutaj i w całej Biblii szatan nie jest przedstawiany jako przeciwnik Boga. On jest przeciwnikiem człowieka! Być może jest tak dlatego, że złe duchy doskonale zdają sobie sprawę, iż nie są równorzędnym partnerem Boga i że ostatecznie nie mają z Nim żadnych szans. To na człowieku koncentruje się cała ich nienawiść. I tylko pośrednio – przez ugodzenie kochanego przez Boga człowieka – mogą ranić także Boga.
     
  • Konsekwencją tej wrogości jest walka. Śmiertelna walka. Zmiażdżysz głowę, zmiażdżysz piętę (albo: będziesz godził w jego piętę)... To pokazanie, że człowiek zada kiedyś szatanowi śmiertelny cios. Człowiek, bo chodzi o „ono”, potomstwo Adama i Ewy. Choć pewnie trzeba by napisać z wielkiej litery:  Człowiek, bo przecież pokonał szatana Syn Człowieczy będący jednocześnie Synem Bożym Jezus Chrystus. Ale – i to chyba te ważne – wedle zapowiedzi z Księgi Rodzaju ludzkość z tej walki też nie wyjdzie zupełnie bez szwanku, też zostanie jakoś w tym wszystkim zraniona albo przynajmniej zastraszona zranieniem...

Wydaje się, że to pokazanie wrogości świata człowieka i węża wydaje się bardzo istotne także dziś. W naszej kulturze (literatura, piosenki) jakoś zakorzeniło się przekonanie, że diabły to takie biedne, ale sympatyczne stworzonka; że szatan może być sojusznikiem człowieka w jego buncie przeciwko zbyt wymagającemu i surowemu Stwórcy. Nic bardziej błędnego. To sojusznik na wskroś fałszywy, który największa satysfakcję czerpie ze szkodzenia na wszelkie możliwe sposoby umiłowanemu Bożemu stworzeniu. Ktoś, kto kłamie, oczernia, a nawet jeśli powie prawdę to w taki sposób, by człowieka wprowadzić w błąd. „Na pewno nie umrzecie” skłamał Ewie. „Tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” – zareklamował zgniłe jabłko grzechu skrzętnie przemilczając, że to doświadczenie uczyni ich nieszczęśliwymi...

2. Kontekst drugiego czytania 2 Kor 4,13-5,1

Ta część 2. listu  do Koryntian, z której pochodzi czytany tej niedzieli fragment, to obrona św. Pawła przed zarzutami podważającymi wartość jego posługi. Ukazuje on życie Apostołów i wyjaśnia, skąd biorą oni motywację do takiego wysiłku. Dla większej przejrzystości przytoczmy drugie czytanie w nieco szerszym kontekście.

Przechowujemy zaś ten skarb (poznania Jezusa Chrystusa, poznania „chwały Bożej na obliczu Jezusa Chrystusa” - AM) w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele. Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was - życie. Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem; my także wierzymy i dlatego mówimy, przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami. Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu. Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.

Wiemy bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie. Tak przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek, o ile tylko odziani, a nie nadzy będziemy. Dlatego właśnie udręczeni wzdychamy, pozostając w tym przybytku, bo nie chcielibyśmy go utracić, lecz przywdziać na niego nowe odzienie, aby to, co śmiertelne, wchłonięte zostało przez życie. A Bóg, który nas do tego przeznaczył, dał nam Ducha jako zadatek. Tak więc, mając tę ufność, wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od Pana. Albowiem według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy. Mamy jednak nadzieję... i chcielibyśmy raczej opuścić nasze ciało i stanąć w obliczu Pana. Dlatego też staramy się Jemu podobać czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy. Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre.

Jakie zasadnicze myśli tego czytania należałoby uwypuklić?

  • Paweł głosi Chrystusa, bo uwierzył. Uwierzywszy nie potrafił tej nowiny zachować dla siebie. Ciekawe. Podobnie pisał też np. św. Jan na początku swojego pierwszego listu: że poznanie Jezusa, zachwyt Nim powodują, że człowiek nie może, nie potrafi  o Nim milczeć. Ważne pytanie: dlaczego wielu chrześcijan potrafi o Chrystusie nie mówić...
     
  • Paweł ma nadzieję, że dzięki jego głoszeniu i on, i ci, którym głosi Ewangelię będą godni stanąć przed Bogiem.
     
  • Zwiększanie liczby uczniów, dzięki działaniu Bożej łaski  zwiększa też chwałę Bożą.
     
  • Chyba w kontekście pozostały czytań najistotniejsze... Paweł nie przejmuje się trudnościami czy wręcz niebezpieczeństwami, jakie niesie ze sobą głoszenie Ewangelii, bo ufa Bogu i ma nadzieję na szczęśliwą wieczność. Wszystko co straci na tym świecie – dobytek a nawet własne ciało – odzyska znacznie lepsze w niebie...

Po raz kolejny wypada w tym miejscu podkreślić owo wychylenie ku przyszłości pierwszych uczniów Chrystusa. Przejmowali się teraźniejszością, ale głownie ze względu na możliwość działania, pozyskania innych dla Jezusa. Sprawy materialne czy nawet zdrowie i życie miały dla nich drugorzędne znaczenie. To bardzo ważny rys duchowości pierwotnego Kościoła. Wyjaśnia, skąd ci pierwsi chrześcijanie mieli w sobie tyle sił do tytanicznej nieraz pracy i ogromnych wyrzeczeń aż do narażenia swojego życia włącznie: bo pamiętali, że ich domem, dzięki Jezusowi Chrystusowi, jest niebo. My dziś chyba za bardzo wpatrujemy się w ziemię. Jesteśmy zawiedzeni, kiedy już tu na ziemi nie udaje się nam zaprowadzić niebiańskich porządków...

A łączność tego czytania z pozostałymi? Nie ma tu mowy o Wężu czy Belzebubie. Ale jest o zaufaniu wobec Boga. Adam i Ewa nie zaufali, skończyło się fatalnie. Odrzucali Jezusa jemu współcześni zarzucając Mu, że działa przez Belzebuba. Nie bardzo też rozumiała Go też Jego rodzina. Paweł zaufał. I był przekonany, że to się dobrze skończy.

3. Kontekst Ewangelii Mk 3,20-35

Po okresie Wielkiego Postu i Wielkiej Nocy powróciliśmy w liturgii do lektury Ewangelii św. Marka. Na pewno warto w tym miejscu przypomnieć: zasadniczo dzieli się ona na dwie części. W pierwszej chodzi o odpowiedź na pytanie kim jest Jezus i czym królestwo, które głosi. W drugiej o wskazanie, na czym polega pójście za Chrystusem. Ewangelia tej niedzieli pochodzi z pierwszej części. Powinniśmy więc czytając ten jej fragment zadać raczej to pierwsze pytanie. Ale oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by nieco je doprecyzować.

Warto uzmysłowić sobie, że czytaną tej niedzieli opowieść poprzedza wspomnienie wyboru dwunastu Apostołów. Ciut wcześniej mamy ogólne stwierdzenie, że do Jezusa cisnęło się całe mnóstwo ludzi, bo Jezus uzdrawiał. Jego uczniowie trzymali łódkę w pogotowiu, żeby w razie czego mógł się przed cisnącymi się na Niego schronić na wodzie. I nawet  wychodzące z ludzi wskutek działań Jezusa złe duchy wyznawały, że jest On Synem Bożym. To pytanie, kim On jest, i w tej chwili ciągle unosi się nad Jezusem. Nic dziwnego, że i w interesującej nas w tę niedzielę opowieści znajdziemy jakieś próby odpowiedzi na to pytanie. Przytoczmy więc jej tekst.

Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem : „Odszedł od zmysłów”. Natomiast uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: „Ma Belzebuba i przez władcę złych duchów wyrzuca złe duchy”.

Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może szatan wyrzucać szatana? Jeśli jakieś królestwo wewnętrznie jest skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc szatan powstał przeciw sobie i wewnętrznie jest skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nie, nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże i wtedy dom jego ograbi.

Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego». Mówili bowiem: „Ma ducha nieczystego”.

Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”. Odpowiedział im: „Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących wokoło Niego rzekł: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.

4. Warte zauważenia

Kim jest Jezus? Szaleńcem, który postradał zmysły – uważają jedni. Człowiekiem opętanym przez przywódcę złych duchów – twierdzą z kolei uczeni w Piśmie. Nic dziwnego, że słysząc takie opinie bliscy chcieli Go powstrzymać. Dla nich był pewnie człowiekiem który chyba trochę się zagubił, przeszarżował w świętym zapale, więc potrzebował ich pomocy.

Jezus reaguje właściwie tylko na jeden z tych zarzutów: że wypędza złe duchy mocą władcy złych duchów. Wskazuje na jego niedorzeczność. Przy okazji wyjaśnia dwie rzeczy:

  • że jest mocarzem, który związał demony i zabiera im to, co wydawało się należeć do nich; czyli jest tym, który pokonuje złe duchy
     
  • że oskarżanie Go o działanie mocą diabła jest grzechem nieodpuszczalnym, bluźnierstwem przeciw Duchowi Świętemu.

Katechizm wymienia kilka grzechów przeciwko Duchowi Świętemu:  o łasce Bożej rozpaczać,  przeciwko miłosierdziu Bożemu grzeszyć zuchwałością, uznanej prawdzie chrześcijańskiej się sprzeciwiać, bliźniemu łaski Bożej zazdrościć, na zbawienne napomnienia być zatwardziałym; rozmyślnie trwać w niepokucie. Warto jednak zawsze podkreślać: ich istotą zawsze jest zła wola. Zła wola tak wielka, że każąca  w dobru upatrywać zła. I jeśli jest to grzech nieodpuszczalny to nie z powodu ograniczenia mocy miłosierdzia Bożego, ale dlatego, że taka zła wola zamyka na nawrócenie. Dopóki człowiek twierdzi, że Jezus działa mocą diabła i nie widzi, nie chce widzieć w Nim mocy Bożej, nawrócenie nie jest możliwe. Nie trzeba się zastanawiać. Wystarczy wszystko zbywać złośliwą uwagą, cynicznym żartem...

A scena z krewnymi Jezusa? Warto podkreślić, że z tekstu nie wynika, jakoby to oni uważali, że Jezus postradał zmysły. Ale słyszeli że tak się mówiło, więc chcieli z Nim pogadać. Pewnie namawiać, żeby trochę przyhamował albo coś  w ten deseń. Jezus w gruncie rzeczy wcale przeciwko nim jakoś mocno nie występuje. Nie gani ich, niczego im nie wyrzuca. Można się sprzeczać, na ile tym co zrobił, Jego bliscy – w tym Matka – poczuli się dotknięci. Ale w scenie ważne jest co innego: korzystając z okazji że przychodzi do Niego rodzina, Jezus daje słuchaczom ważne pouczenie: jeśli pełnią wolę Bożą to  są jego rodziną. Bardziej niż ci z którymi wiążą Go tylko więzy krwi.

Kim więc jest Jezus? On sam daje w Ewangelii tej niedzieli dwie odpowiedzi:

  • jest mocarzem, który wiąże demony i ograbia je z tego, co im się nie należy – z posiadania ludzi (bo opętany jest człowiekiem, którego demony niejako posiadły)
     
  • jest bratem i synem tych, którzy pełnią wolę Bożą

Pamiętając o poprzednich czytaniach można dodać: Jezus jest tym potomkiem niewiasty, który depcze głowę Węża, szatana. Jest tym – jak mówi Paweł –  który prowadzi ludzkość do nowego, lepszego świata, w którym nie będzie niedostatków ani cielesnych niedomagań. Dzisiejszemu człowiekowi pozostaje Mu zawierzyć; zaufać działającemu przezeń Bogu. Nawet jeśli się wydaje, że to mało rozsądne. Bóg tego właśnie od człowieka oczekuje. A grzechy? Wiele z nich wynika z ludzkiej słabości. Ale najgorzej, gdy człowiek je popełnia lekceważąc Boga albo wręcz oskarżając Go  o jakieś zło. Jak Adam i Ewa czy owi przybyli z Jerozolimy uczeni w Piśmie z Ewangelii. Jeśli jest gdzieś w sercu zaufanie do Boga, pragnienie by Bożą wolę pełnić, słabości chyba nie są już takie ważne

5. W praktyce

  • Grzech to często wynikłe z braku zaufania do Boga nieposłuszeństwo wobec Niego. My dziś często widzimy tylko to drugie: nieposłuszeństwo. I chętnie dzielimy na nieposłuszeństwo w sprawach istotnych (ciężka materia grzechu) i tych mniej istotnych (lekka materia grzechu). Tymczasem czy materia ciężka czy lekka brak zaufania podobny. To już lepsze wytłumaczenie ma grzesznik, który uznając swoją winę powołuje się na brak dostatecznego rozeznania (świadomość) czy odwagi (dobrowolność), by jednak spełnić wolę Bożą... Słowem, grzechów lekkich nie powinno się lekceważyć.
     
  • Zaufanie Bogu zawsze jest godne pochwały. Ale jego brak nie zawsze wymaga tak samo ostrego sądu. Jezus wobec tych, którzy uważali, że odszedł od zmysłów nie postąpił tak samo jak z tymi, którzy uznali, że działa w Nim demon. I dziś odrzucanie Jezusa nie zawsze powinniśmy tak samo surowo ganić...