Stacja u świętego Witalisa

George Weigel, Elisabeth Lev

publikacja 25.02.2016 23:00

II tydzień Wielkiego Postu - piątek.

Stacja u świętego Witalisa Di Fotografia autoprodotta, attraverso Wikimedia Commons W głębi świątyni barwy stają się żywsze. Tam Agostino Ciampelli namalował sceny męczeństwa patronów bazyliki...

Opis stacji

Sięgający starożytnych czasów portyk bazyliki św. Witalisa na Eskwilinie (Basilica di San Vitale in Fovea), do której się schodzi po stromych schodach od Via Nazionale, był schronieniem dla pielgrzymów już od czasów papieża Leona Wielkiego. Świątynia była pierwotnie dedykowana świętym Gerwazemu i Protazemu, dwom braciom męczennikom z północy Italii, do których nabożeństwo w Rawennie, Bolonii i Mediolanie zaowocowało niektórymi najpiękniejszymi kościołami na Półwyspie Apenińskim. Została ona poświęcona dodatkowo św. Witalisowi, uważanemu zgodnie z tradycją za ojca dwóch braci męczenników w 499 roku.

W roku 400 rzymska matrona Westyna z bogatej rodziny, których wiele mieszkało na Eskwilinie, zapisała w spadku swoje dobra z przeznaczeniem na budowę świątyni w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się prywatna kaplica poświęcona męczennikom. Forma architektoniczna przyszłej świątyni nie odbiegała od konwencji: wejście z portykiem, szeroka nawa, dwie nawy boczne i duża apsyda. W szóstym wieku papież Grzegorz Wielki włączył na stałe bazylikę św. Witalisa w tkankę miejską Rzymu, czyniąc ją jednym z kościołów stacyjnych i obierając za punkt wyjścia rzymskiej procesji wdów, być może na cześć św. Westyny.

Św. Leon III (papież w latach .195-816) odnowił kościół i wyposażył go w dzwonnicę, ale ponieważ bazylika znajdowała się na skraju stromego Eskwilinu, narażona była na uszkodzenia z powodu osuwania się ziemi. W renesansie św. Witalisa opisywano jako „ruinę”.

Papież Sykstus IV w ramach energicznych przygotowań do jubileuszu roku 1475 odrestaurował świątynię od samych podstaw i podarował jej główny ołtarz (na którym do dzisiaj widnieje jego herb), zamykając równocześnie ołtarze boczne. W rezultacie powstał jednonawowy kościół z ogromną ilością miejsca na ścianach.

Obecnie w kościele można zobaczyć panoramę różnych form męczeństwa przedstawionych na pochodzących z siedemnastego wieku freskach, które wykonali Andrea Comodo i Tarquini Ligustri. Akcentem wizualnym ścian są stworzone za pomocą techniki malarstwa iluzjonistycznego kolumny wyglądające tak, jakby wyrzeźbiono je z egzotycznych, barwnych marmurów. Tworzą one okazałe obramowania dla fałszywych okien wychodzących na pierwszy rzut oka na bukoliczne, tchnące spokojem widoki. Jeśli jednak przyjrzeć się im bliżej, możemy zobaczyć męczenników z pierwszych wieków chrześcijaństwa składających swoje życie w ofierze w kwitnących dolinach i pośród skalistych wzgórz na całym obszarze cesarstwa. Mamy tam św. Klemensa z zawieszoną u szyi kotwicą wrzucanego w odmęty Morza Czarnego; mamy św. Ignacego, który upada na ziemię atakowany przez lwy, a w oddali widać popadające w ruinę Koloseum. Niczym w sielance, Ignacy modli się cicho, zaś świętego Klemensa do podwodnej kaplicy odprowadza anioł. W porównaniu z wyrazistymi, krwawymi scenami w bazylice pod wezwaniem św. Szczepana przedstawione tu sceny męczeństwa przypominają idylliczne wejścia do raju.

W głębi świątyni barwy stają się żywsze. Tam Agostino Ciampelli namalował sceny męczeństwa patronów bazyliki: święci Gerwazy i Protazy są najpierw biczowani, a potem skazywani na ścięcie; św. Witalis jest rozciągany na łożu tortur, a następnie zostaje umieszczony w dole i zasypany kamieniami. Stojące w świątyni rzeźby przedstawiające Doktorów Kościoła odzwierciedlają chrześcijańskie rozumienie męczeństwa. Stąd nad wyobrażeniem św. Ambrożego umieszczono jego słowa: „Religia czyni swą nagrodę z tego, co niewiara uznała za karę”.

Ukoronowaniem wszystkich tych heroicznych świadectw jest obraz Chrystusa w apsydzie, padającego pod ciężarem krzyża. Niektórzy z przyglądających się drodze krzyżowej Pana mają na sobie szaty i tuniki z pierwszego wieku, na głowach innych widzimy jednak turbany, co przypomina nam o zaciekłych bitwach, jakie w tamtym okresie chrześcijaństwo toczyło z Turkami.

Łyk wody żywej

Stacja u świętego Witalisa   wydawnictwom.pl George Weigel: Rzymskie pielgrzymowanie Jest taka forma „zazdrości”, nad którą warto się dzisiaj zastanowić, a jest to zazdrość albo też gorliwość o sprawy Boże. Jak mówi nam o tym Katechizm Kościoła Katolickiego, kiedy Jezus przepędza bankierów i przekupniów ze świątyni, czyni to „przez zazdrosną miłość do Ojca”. Jego uczniowie, widząc to, „przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie»” [Ps 69] [J 2,16-17]. „Zazdrość” może się wiązać i najczęściej wiąże z zawiścią. Ale może oznaczać także gorliwość i oba znaczenia tego terminu zasługują na dzisiejszą wielkopostną refleksję.

Bycie uczniem bez kompromisów zawiera w sobie również wyzbycie się czerpania perwersyjnej przyjemności z kłopotów bliźnich, a także wyzbycie się lęków leżących u podłoża tego grzechu. Bycie uczniem bez kompromisów wzywa także tych, którzy idą za Jezusem, do gorliwej zazdrości o sprawy Boże, która – jeśli to konieczne – obejmuje również żarliwą obronę praw ludzi wierzących i praw Kościoła przed tymi, którzy chcieliby ograniczyć wolność religijną ludzi.

Jest to jak najbardziej właściwe zobowiązanie, nad którym warto się zastanowić w tym właśnie kościele stacyjnym, gdyż bazylika św. Witalisa była kościołem tytularnym św. Johna Fishera, który poniósł śmierć męczeńską w 1535 roku, broniąc gorliwie prawdy katolickiej przed królem Henrykiem VIII.