Święci przebaczenia w Rzymie

Beata Zajączkowska

publikacja 08.02.2016 14:24

Rzym już tak dawno się nie modlił. Ludzie czekają godzinami w długich kolejkach, by móc spotkać świętych kapucyńskich spowiedników. A po modlitwie przy relikwiach o. Pio i o. Leopolda Mandića szturmują konfesjonały.

Święci przebaczenia w Rzymie ALESSANDRO DI MEO /PAP/EPA Rzym padł na kolana, zaczął się modlić. I to publicznie, na ulicach, a nie tylko w zaciszu kościołów

- Włoskie gazety prześmiewczo pisały o „procesji trupów” i „zaściankowej pobożności rodem ze średniowiecza”. To co się dzieje w konfesjonałach najlepiej zadaje kłam temu szyderstwu – mówi franciszkanin spowiadający w bazylice watykańskiej. Do spowiedzi stoją tam długie kolejki. Każdy wypatruje na konfesjonale kartki ze swoim językiem: włoski, francuski, niemiecki, polski, węgierski, rosyjski, arabski, itd. W tej różnorodności widać powszechność Kościoła. Pielgrzymi wychwytują też w tłumie księży przychodzących po prostu pomodlić się przy relikwiach i proszą o rozmowę i spowiedź. – Przyszedłem na chwilę, a zostałem kilka godzin. Siadłem w ławce i po prostu spowiadałem – mówi ksiądz z Argentyny. Jeden z porządkowych dodaje: - Ostatnio taka atmosfera modlitwy panowała w bazylice, gdy cały świat przychodził tu pożegnać Jana Pawła II. Niestrudzenie odbiera od wiernych: zdjęcia, różańce, medaliki, święte obrazki, chustki, listy, bileciki… Dotyka nimi pancernych urn, w których złożone są ciała świętych spowiedników. Mama tłumaczy może siedmioletniej dziewczynce kim byli ci kapucyni. A mała z zachwytem wpatruje się w urny i mówi przejęta: ale mają fajne brody…

Starsza kobieta swymi łzami dosłownie zrosiła fotografię na której widać uśmiechniętą dziewczynkę. – To moja wnuczka Laura. Ma osiem lat i od urodzenia wędruje po szpitalach. Przyjechałam z północy Włoch, by prosić ojca Pio o zdrowie dla niej – mówi. I szepcze przez łzy: - Poprosiłam, by jej zdjęcie przyłożyli do relikwii obu świętych, a potem stał się cud. Niespodziewanie przyszedł papież Franciszek i po odmówieniu z nami różańca podszedł do nas i pobłogosławił zdjęcie mojej wnuczki. Prosiłam, by się za nią modlił, na co skinął głową. Wracam do domu z ogromną nadzieją. 90-letnia Maria na wózku inwalidzkim przyjechała, by u stóp świętych dziękować za piękne życie. – Jako dziecko byłam z rodzicami w San Giovanni Rotondo. Oni się tam spowiadali, a ja otrzymałam od ojca Pio błogosławieństwo. Bóg dał mi piękne życie, co nie znaczy, że zawsze było łatwo. Miałam siedmioro dzieci, bieda nieraz aż piszczała, ale udało mi się wytrwać przy Bogu i tę wiarę, którą dostałam od rodziców przeszczepić moim dzieciom, a potem wnukom i prawnukom. Jest za co dziękować.

Dziewięć dni peregrynacji relikwii zmieniło oblicze Rzymu. Podniesiono alert antyterrorystyczny, wszędzie widać uzbrojonych policjantów i samochody opancerzone, a ludzie idący na spotkanie ze świętymi poddawani są podwójnej kontroli bezpieczeństwa. Relikwie przenoszone są z honorami oddawanymi królom i głowom państw. Dla pielgrzymów powstały polowe szpitale. W sklepach z pamiątkami pojawiła się masa gadżetów z o. Pio i św. Leopoldem. Nawet biura podróży zaczęły oferować wycieczki do świętych, jak się reklamują szybsze, bo omijające kolejki. Ile w tym prawdy trudno powiedzieć. Jednak najważniejsza zmiana jest inna. Rzym padł na kolana, zaczął się modlić. I to publicznie, na ulicach, a nie tylko w zaciszu kościołów. Kiedy w minioną środę relikwie dotarły do bazyliki św. Wawrzyńca czekały tam tłumy wiernych. Czekały nieustannie się modląc. Ludzie stojąc nawet trzy godziny w kolejce sami intonowali różaniec za różańcem…

Tak samo było później w kościele Najświętszego Zbawiciela. To jedna ze świątyń na trasie jubileuszowej pielgrzymki miłosierdzia. I w niej chyba najmocniej widać było to, że przybyły relikwie nie kogo innego, tylko świętych spowiedników. Tylko ten kościół na czas peregrynacji pozostał otwarty przez całą noc. I cały czas były tam rzesze wiernych. Księża spowiadali w wielu językach przez całą noc. Całą noc też były sprawowano Msze św. Jeden ze spowiedników wyznał, że jeszcze nigdy w czasie swego już kilkunastoletniego kapłaństwa nie doświadczył tak wielkiego zapotrzebowania na Boże Miłosierdzie: - Byli ludzie, którzy nie spowiadali się całymi latami, ale i tacy którzy w spowiedzi byli zaledwie kilka dni temu. Wielu mówiło mi o potrzebie serca, która dosłownie popchnęła ich do konfesjonału i o tym, że widząc spowiadających się ludzi doświadczyli obecności Boga. – Przeszedłem tu tylko dlatego, że po wspólnej kolacji w pizzerii nieopodal szli tu moi przyjaciele. Jestem rozwodnikiem, mam nową rodzinę i niewiele myślę o Bogu i tym bardziej Kościele. Gdy patrzyłem z ironią na tych modlących się ludzi wydarzyło się we mnie coś niepojętego. Przez dwie godziny rozmawiałem o tym z księdzem. Dał mi na koniec błogosławieństwo - wyznał Matteo dodając, że nie rozumie tego wszystkiego, ale wie, że coś się wydarzyło.

Gdy relikwie świętych  były procesyjnie przenoszone do bazyliki watykańskiej śpiew litanii na zmianę z różańcem rozchodził się echem po całej okolicy. Z samochodów stojących na zablokowanych ulicach wychodzili kierowcy zainteresowani przyczyną przedłużających się korków. Dwie turystki z Japonii wysiadły z taksówki i zaczęły wszystko fotografować nie pojmując kompletnie tego, co się dzieje. W sukurs przyszedł im starszy mężczyzna, który zaczął wszystko wyjaśniać. Zdumienie na ich twarzy było jeszcze większe, gdy ludzie zaczęli klękać oddając cześć przechodzącym relikwiom. Prowadząca do bazyliki watykańskiej via della Conciliazione stała się ziemią naznaczoną obecnością kolejnych świętych. W ruch poszły aparaty fotograficzne, tablety i smartphony, bo selfie ze świętym, to obowiązkowa pamiątka z peregrynacji…

- Kiedy byłam dzieckiem babcia wkładała mi pod poduszkę obrazek ojca Pio prosząc, by mnie strzegł. To sprawiło, że przez całe życie mam do niego szczególne nabożeństwo – mówi stojąca tuż przy barierce Annamaria. By być blisko przenoszonych relikwii ustawiła się z rodziną na watykańskiej alei już dwie godziny wcześniej. Jej mąż wyznaje, że by dobrze przeżyć czas peregrynacji wzięli trzy dni urlopu i z Sycylii przyjechali do Rzymu. – To naprawdę wielkie przeżycie i czas łaski – mówi Giancristoforo. A ich nastoletni syn dodaje: - Papież Franciszek otwiera nas na Boże Miłosierdzie i robi to w sposób zrozumiały także dla młodych ludzi, jego język do nas trafia. Gdy powiedziałem jednak kolegom, że jadę do Rzymu, by modlić się z rodzicami przy relikwiach, to patrzyli na mnie jak na ufoludka, ale myślę, że wielu z nich w głębi serca ma pragnienie spotkania Boga. Ja mam przykład wspaniałych rodziców, nie każdy jest jednak takim szczęściarzem.

Franciszek zaprosił do Rzymu dwóch świętych spowiedników, czyniąc ich patronami Roku Miłosierdzia, a peregrynację ich relikwii centralnym wydarzeniem Jubileuszu. Bardziej znany o. Pio zepchnął jednak o. Leopolda do cienia. Wszyscy trąbią o świętym z Pietrelciny, a ten z Padwy uchodzi uwagi wielu. Udało mi się jednak spotkać kobietę zachwyconą o. Mandićem. Gdy zapytałam ją o to „zapomnienie” o św. Leopoldzie ona z całą prostotą zacytowała mi jego słowa: „Winniśmy, jeśli to tylko możliwe, przejść po ziemi, jak cień, który nie pozostawia po sobie śladu”. Wspomniała, że jej mama wielokrotnie mówiła o przejrzystości swego spowiednika, który nigdy nie zasłaniał sobą Boga i miał świadomość, że sam jest niczym, bo to Bóg działa. Wyznała, że od mamy nauczyła się wierności temu sakramentowi i w końcu sama znalazła spowiednika, który jest jak św. Leopold: czeka, słucha, wymaga, prowadzi do Boga. Właśnie te cztery elementy wymieniła. Dodała też, że od mamy uczyła się też codziennej modlitwy o wiarę, do której zachęcał ją jej święty spowiednik.

Szacuje się, że przy relikwiach o. Pio i o. Leopolda modliło się już ok. stu tysięcy wiernych. Franciszek zachęcił ich, by pamiętali, że modlitwa jest kluczem do serca Boga i siłą poruszającą świat. Przypomniał zarazem, że serce Boga nie jest opancerzone wieloma zabezpieczeniami, a obowiązkiem spowiedników jest hojne rozdzielanie Bożego Miłosierdzia. I to będzie najmocniejszy akcent tej historycznej peregrynacji. W Środę Popielcową papież pośle w świat 1075 misjonarzy miłosierdzia, by tak jak święci spowiednicy, w najdalszych zakątkach globu hojnie rozdawali Boże przebaczenie. W czwartek święci kapucyni rozpoczną drogę powrotną do San Giovanni Rotondo i do Padwy. Po drodze odwiedzą jednak jeszcze kilka miast. Ambulanse wiozące urny z ich relikwiami zatrzymywać się będą, tak jak to miało miejsce w tę stronę, na stacjach benzynowych i parkingach. Tak, jakby ci święci chcieli pokazać światu, że Bóg wychodzi do człowieka wszędzie. – Właśnie te niespodziewane spotkanie ze św. Leopoldem na parkingach było dla mnie największym przeżyciem tej peregrynacji – mówi kierowca ambulansu wiozącego jego relikwie. - Przypadkowo napotkani ludzie klękali i się modlili, starali się dotknąć urny, ale też nas obojętnie mijali, a nawet kpili i wyśmiewali. Tak samo przecież reagowano na Chrystusa.