Daj miejsce Duchowi Świętemu

ks. Henryk Seweryniak

publikacja 16.05.2016 11:50

Jak chrzczono dawniej, gdy wiara zakorzeniała się na naszej ziemi, odczytujemy z kart odzyskanego w starym roku bezcennego „Pontyfikału Płockiego”.

„Pontyfikał Płocki” – bezcenny zabytek z XII wieku – diecezja płocka odzyskała w ubiegłym roku zdjęcia ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość „Pontyfikał Płocki” – bezcenny zabytek z XII wieku – diecezja płocka odzyskała w ubiegłym roku

W kwietniu minionego roku nasza diecezja odzyskała bezcenny pontyfikał z XII wieku – księgę liturgiczną biskupów płockich. Dzięki temu mamy rzadką sposobność sięgnięcia do liturgii, prawa i myśli teologicznej średniowiecza, znowu podczas niedawnych wyborów postponowanego przez niektórych polityków.

Owszem, średniowiecze to niemało zabobonu i okrucieństwa... Ale to także i przede wszystkim: duchowość św. Franciszka z Asyżu, wielkie Sumy św. Tomasza z Akwinu, pisma mistyczne i medyczne Hildegardy z Bingen, strofy Dantego, wiara i bohaterstwo rycerzy krzyżowych, pierwsze uniwersytety, architektura romańskich i gotyckich świątyń, kamienne ciosy płockiej katedry, niepodrabialny błękit witraży, iluminacje psałterzy, sakramentarzy i pontyfikałów. To również wymagające niemałej ciekawości intelektualnej i odwagi wędrówki w poszukiwaniu wiedzy: teologicznej, filozoficznej, prawnej i medycznej do Krakowa, Bolonii czy Padwy. To wyrażające się w podróżach i pielgrzymkach biskupów, zakonników, scholarów, artystów i rzemieślników dzielenie się dobrami duchowymi i material- nymi z Krakowem, Gnieznem, Pragą, Magdeburgiem, Liège i Malonne.

Księga z duszą

„Pontyfikał Płocki”, także ze swoją jasną i prostą łaciną, która stanowiła wtedy dogodny instrument przekazywania i wymiany myśli, jest owocem tamtego ducha i wędrówek. Niektóre jego części pochodzą z Rzymu, inne z cesarskiego ośrodka myśli teologicznej w Moguncji, jeszcze inne powstawały jako adaptacje dla potrzeb Kościołów lokalnych w innych centrach i skryptoriach zachodniej i centralnej Europy – w Bambergu, w Eichstätt, w krainie Mozy, czyli w dzisiejszym belgijskim Liège (Leodium) i w Malonne. Spisując pontyfikał, dodano prawdopodobnie także coś ze stołecznego Płocka, ale chyba niewiele – nasz Kościół, fundując sobie pontyfikał, nie czynił tego, żeby być oryginalnym, ale żeby włączyć się w nurt świętego, łacińskiego średniowiecza. Warto przyjrzeć się, jak wtedy modlono się, sprawowano rozmaite obrzędy, co poświęcano, jak błogosławiono władców i co załatwiano na synodach. Jest święto Chrztu Pańskiego. Rozpocznijmy więc naszą „pontyfikalną” wędrówkę od chrztu...

Obrzędy wstępne

Z pontyfikału wynika, że chrztu udzielano zasadniczo tylko dwa dni w roku – w Wielką Sobotę i wigilię Zielonych Świątek. W Wielką Sobotę ceremonię rozpoczynano o 9.00. Orszak procesyjny udawał się przed świątynię, gdzie odbywał się obrzęd poświęcenia ognia i paschału. Następnie wracano do świątyni, diakon odśpiewywał Exultet i przystępowano do poświęcenia wody oraz chrztu dzieci. Najpierw – stwierdza się w pontyfikale – biskup lub księża „katechizują” dzieci (być może nie były to niemowlęta?). Ma to polegać na tym, że biskup pyta o ich imię i trzy razy tchnie w ich twarze, aby wyrzucić złego ducha. Towarzyszyło temu wezwanie: „Wyjdź duchu nieczysty i daj miejsce Duchowi Świętemu!”.

Następnie biskup lub kapłan czynił kciukiem krzyż na czole chrzczonego dziecka, a kładąc dłoń na jego głowie, modlił się, aby wyzbył się pożądliwości i cieszył się słodyczą przykazań. Po czym poświęcał sól i jej odrobinę podawał do ust dzieci, aby była dla nich solą mądrości, sposobiącą na życie wieczne. Ponownie czyniąc znak krzyża na czołach dzieci i kładąc dłoń na ich głowach, modlił się nad nimi, aby opuścił je duch nieczysty. Rzecz ciekawa, używano przy tym innych formuł nad dziewczętami i nad chłopcami.

Dalej czytano tekst z Ewangelii św. Mateusza 19,13-15 o Jezusie błogosławiącym dzieci, odmawiano „Ojcze nasz” i „Wierzę w Boga” oraz sprawowano egzorcyzm, podczas którego prezbiter miał dotykać śliną uszu i nozdrzy dzieci, mówiąc... Effeta. Śpiewano Litanię do Wszystkich Świętych (jedyną litanię – jak się wydaje – znaną w średniowieczu) i udawano się w uroczystej procesji do chrzcielnicy. Biskup poświęcał wodę tak, jak dokonuje się tego dzisiaj (z niewielkimi wyjątkami), kropił nią zgromadzonych i chrzcił jedno z dzieci. Sprawując tę czynność, zadawał najpierw pytania dotyczące wyrzeczenia się zła i wyznania wiary (jak dzisiaj), a następnie namaszczał „dziecko na piersiach i ramionach olejem świętym”. Teraz pytał o wolę przyjęcia chrztu i wymawiał formułę chrzcielną taką samą jak dzisiaj (nie przytaczał chyba tylko imienia dziecka).

Chrzest... przez zanurzenie

Chrzest odbywał się przez trzykrotne zanurzenie. Zwyczaj chrztu przez zanurzenie przetrwał jeszcze jakiś czas w Polsce – w diecezji wrocławskiej notowany jest jeszcze na początku XIV wieku. Odbywało się to w ten sposób, że przy wymawianiu słów: „w imię Ojca” zanurzano dziecko pierwszy raz, „i Syna” – drugi raz, „i Ducha Świętego” – trzeci raz. Pierwszy raz kierowano głowę dziecka w stronę wschodu, drugi raz – w stronę południa, trzeci – w stronę północy. Potem chrzestni lub chrzestne, odebrawszy dziecko z rąk kapłana, trzymali je tak, by nogi pozostawały jeszcze w wodzie, dopóki kapłan nie namaścił głowy dziecka krzyżmem. Następowało nałożenie białej szaty na... główkę dziecka, wkładano mu do ręki świecę i udzielano bierzmowania.

Tak działo się w Wielką Sobotę i wigilię Zielonych Świąt. „Pontyfikał Płocki” przewiduje już jednak odstępstwo od reguły celebrowania chrztu tylko w te dni – naszą księgę zamyka bowiem oddzielny „Obrzęd chrztu dzieci”. Jest on żywcem wzięty z obrzędu Wigilii Paschalnej, z tym wyjątkiem, że pierwsza część ceremonii odbywała się przed kościołem. Rodzice i chrzestni chrzczonych chłopców stawali po prawej stronie, dziewczynek – po lewej. Jest też różnica w obrzędzie Effeta – kapłan, jak Jezus, mieszał ślinę z ziemią i tą odrobiną błota czynił znak krzyża na czole chrzczonych. Następnie podawał stułę chrzestnym (nie bardzo wiadomo, co ten gest oznaczał) i wprowadzał ich do świątyni. W rycie nie ma już mowy ani o synchronizowaniu kolejnych zanurzeń dziecka z imionami osób Trójcy, ani o orientowaniu jego ciała na poszczególne strony świata. Zamiast białej szaty nadkładano na głowę dziecka wianek i kończono modlitwą, aby cieszyło się ono zawsze miłosierdziem Bożym. To tyle na dobry początek.

W następnym odcinku przyjrzymy się średniowiecznemu bierzmowaniu.

TAGI: