Czy chrześcijanin jest niebem?

Andrzej Macura

publikacja 12.05.2016 11:20

Garść uwag do czytań na niedzielę Zesłania Ducha Świętego, rok C z cyklu „Biblijne konteksty”

Czy chrześcijanin jest niebem? Roman Koszowski /Foto Gość Jeśli w chrześcijaninie, którego prowadzi Duch mieszkają Syn i Ojciec... To chrześcijanin jest tabernakulum, monstrancją. A może nawet niebem...

Niedziela Zesłania Ducha Świętego. Ostatni akt wydarzenia Paschy Jezusa. Powstał, wstąpił do nieba, by zasiadłszy po prawicy Ojca zostać królem wszechświata. Teraz posyła obiecanego Ducha. Czytania tej niedzieli koncentrują się właśnie na Duchu Świętym. Jego tożsamość zostaje w nich ukazana przez pryzmat Jego działania. Oczywiście, nie brak w nich i innych wątków.

W nowym lekcjonarzu z 2015 roku zmienione zostały nieco czytania tej uroczystości. Dodano inne czytania na rok B i C. Zawsze jednak pierwsze zostaje to samo.  „Biblijne konteksty” na rok C trzeba było więc dopisać. Niech mi jednak Czytelnicy wybaczą, że nie wyważałem otwartych drzwi  w wyjaśnieniach dotyczących pierwszego czytania skorzystałem z tego, co napisałem wcześniej.

Zobacz też

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 2,1–11

Czytany w niedzielę Zesłania Ducha Świętego fragment Dziejów Apostolskich pochodzi z początku Łukaszowego dzieła. Po wstąpieniu Jezusa do nieba Apostołowie mają czekać. Uzupełniają grono dwunastu o Macieja. I zaraz potem zstępuje na nich Duch Święty. Historia ta stanowi z jednej strony spełnienie obietnicy Jezusa, z drugiej początek nowej epoki: rozszerzania się Kościoła na cały świat.

Wydarzenie ma miejsce w dzień Pięćdziesiątnicy. Czyli pięćdziesiąt dni po święcie Paschy, a zarazem pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Jezusa. Żydzi obchodzą tego dnia święto Szawuot, zwane też Świętem Tygodni,  Świętem Żniw czy Zielonymi Świątkami. Pierwotnie – co dla Polaka brzmi nieprawdopodobnie – było do święto dziękczynienia za zbiory. Tak tak, w tamtym klimacie zbiera się pierwsze plony wcześnie, nie mówiąc o tym, że jest jeszcze dość czasu na kolejne. Z czasem – jeszcze w czasach starotestamentalnych – święto zyskało nowy charakter: święta upamiętniającego nadanie Izraelowi prawa na Synaju.

Czy to dla opisywanej sceny ma jakieś znaczenie? Komentatorzy nie są tu zgodni. Część z nich jest zdania, że Zesłanie Ducha Świętego miało miejsce w to właśnie święto, bo przybywało na nie do Jerozolimy sporo pielgrzymów. Jak to czytamy w tekście Dziejów, także z bardzo odległych stron, „ze wszystkich narodów pod słońcem”.  Rzeczywiście, była to dobra okazja do rozpoczęcia działalności misyjnej nowo powstałego Kościoła (wydarzenie zesłania Ducha Świętego uważane jest za zakończenie procesu jego powstawania). Wcale nie jest jednak wykluczone, zwłaszcza że autorem Dziejów jest nie tylko Łukasz, ale i Duch Święty, że jednak mamy tu też i owo odniesienie do nadania prawa na Synaju.

Świętnie ujął to autor artykułu Nowe Przymierze... w Wikipedii, gdy zestawił dwa starotestamentalne proroctwa: Jeremiasza i Ezechiela. Pierwsze z nich to zapowiedź zawarcia Nowego Przymierza:

Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana – kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich Władcą – wyrocznia Pana. Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach – wyrocznia Pana: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać jeden mówiąc do drugiego: Poznajcie Pana! Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie – wyrocznia Pana, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał. (Jr 31, 31-34).

Co to ma wspólnego z zesłaniem Ducha Świętego? Ano samo w sobie nic. Wyjaśnia to dopiero drugie proroctwo, nieco późniejszego proroka, działającego podczas wygnania do Babilonii  Ezechiela.

I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. (Ez 36, 26-27).

Nawiązanie do proroctwa Izajasza jest tu ewidentne. Ezechielowi też chodzi o Nowe Przymierze. Będzie się ono wiązało z zabraniem serca ukształtowanego przez prawo wyryte w kamieniu, a zastąpienie go sercem z ciała które – i tu nowość w stosunku do Jeremiasza –  zostanie ożywione Duchem Bożym.  Czyli  dokonanie jakby stworzenia na nowo. To odrębny temat, ale już go w tym miejscu nie rozwijajmy.

Tak czy siak wydarzenie Zesłania Ducha Świętego jest pewnym zwieńczeniem dzieła Jezusa Chrystusa. Dzieła odkupienia człowieka, nazywanego też nowym stworzeniem i związanego z zawarciem przez Boga z ludzkością Nowego Przymierza we krwi Baranka.

Przytoczmy może teraz sam tekst czytania:

Kiedy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.

Przebywali wtedy w Jeruzalem pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak tamci przemawiali w jego własnym języku.

Pełni zdumienia i podziwu mówili: «Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami? Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże».

Duch Święty manifestuje swoją obecność na kilka sposobów. Łukasz najpierw pisze o wietrze: „jakby uderzenie gwałtownego wiatru”. Zarówno w języku hebrajskim jak i greckim na określenie „wiatru” i „ducha” używa się tego samego słowa, więc mamy tu do czynienia ze swoista grą słów. Dlatego niezręcznie byłoby napisać: „w tradycji biblijnej wiatr bywa znakiem objawiającego się Boga”. Wiatr i duch to nieraz to samo.

Z czym to wydarzenie może się skojarzyć? Przypomina się  Duch Boży unoszący się nad wodami chaosu na samym początku dzieła stworzenia (Rdz 1,2). Albo gwałtowna wichura, a po niej delikatny wietrzyk, który towarzyszył objawieniu się Boga Eliaszowi (Krl 19). Aż chciałoby się w tym miejscu przywołać scenę objawienia się Boga na Synaju, w burzy i ogniu (Wj 19). Ale to chyba jednak paralela dość odległa.

Podobnie jest z drugim sposobem manifestacji Ducha. „Języki jakby z ognia”. Ogień – jak napisano wyżej – na Synaju. Podobnie w scenie objawienia się Boga Eliaszowi. Płonący krzak, który wcześniej zobaczył Mojżesz pod Synajem. Ale tu też podobieństwo jest dość odległe. Dwom z tych starotestamentalnych wydarzeń towarzyszyły też inne znaki, choćby trzęsąca się ziemia. Także paralela z proroctwem Jana Chrzciciela, że Jezus będzie chrzcił Duchem i ogniem nie wygląda tu najlepiej. Trzeba się więc raczej zadowolić tylko stwierdzeniem, że tak to wszystko było, tak się Duch Święty objawił  i już...

Trzeci sposób, w jaki Duch Święty manifestuje swoją obecność, to dar języków. Apostołowie mówią. Słuchający ich, choć pochodzą z różnych stron świata, bez problemu ich rozumieją. Dlaczego? Każdy słyszy swój własny język. Trudno nie zauważyć, że to niejako odwrócenie tego, co stało się pod wieżą Babel. Tam ludzie mówili niby jednym językiem, ale przestali się rozumieć. Tutaj rozumieją, bo Apostołowie nagle uzyskali dar przemawiania do nich w ich własnych językach.

Trudno nie zauważyć, że Duch Święty manifestuje swoją obecność w jeszcze jeden sposób: dodając Apostołom odwagi. Wprawdzie od pewnego czasu nie zamykali się już jak wcześniej w Wieczerniku z obawy przed Żydami, ale też się specjalnie nie wychylali. Duch Święty sprawił, że wyszli na ulicę.

W czytaniu tym nie chodzi jednak tylko o samo opowiedzenie o zesłaniu Ducha Świętego. Gdy się zastanowić nad wymową czytanego tej niedzieli fragmentu Dziejów Apostolskich to wydaje się, że co najmniej równie ważne, jak samo opisanie tego faktu jest uświadomienie czytelnikom, że zbawienie, które przynosi Jezus Chrystus jest ofertą dla wszystkich. Niezależnie od tego do jakiego narodu przynależą. W tym też duchu wypowie się za chwilę św. Piotr: „Bo obietnica Boża dotyczy was i waszych dzieci oraz tych wszystkich, którzy są daleko, a których Pan, Bóg nasz, powoła do siebie (Dz 2, 39).

2. Kontekst drugiego czytania Rz 8, 8-17

List do Rzymian to w głównej mierze swoista apologia zbawienia przez wiarę, nie dzięki realizowaniu prawa. Dlaczego? Między innymi dlatego, jak to pisze Paweł na początku ósmego rozdziału tego listu, że „ciało czyniło je (prawo) bezsilnym”.  Wyjaśnijmy: chodzi nie o ciało fizyczne, ale tzw. cielesność, przez którą można rozumieć – tak mniej więcej – kręcenie się wokół własnego „ego”, utopijną próbę osiągnięcia takiej doskonałości, by zbawienie darowane przez Chrystusa nie było potrzebne albo by przynajmniej móc powiedzieć, że się na tę łaskę doskonałym zachowywaniem prawa zasłużyło, a przy tym ciągły brak przestawienia hierarchii wartości, ciągłe uwikłanie w czysto ludzkie, przyziemne patrzenie na świat. (Uff, ale zagmatwana definicja ;)) W pewnym momencie (w siódmym rozdziale) Paweł pisze nawet Rzymianom, że dzięki Chrystusowi chrześcijanin dla prawa umarł! Teraz – wyjaśnia dalej św. Paweł – chodzi o życie w łasce, życie według Ducha.  

Przytoczmy może w tym miejscu tekst czytania:

Ci, którzy według ciała żyją, Bogu podobać się nie mogą. Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś ktoś nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. Skoro zaś Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na skutki grzechu, duch jednak ma życie na skutek usprawiedliwienia. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.

Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha zadawać będziecie śmierć popędom ciała – będziecie żyli.

Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!»

Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa; skoro wspólnie z Nim cierpimy, to po to, by wspólnie mieć udział w chwale.

Trochę to chyba zagmatwane. Jak wiele listów Pawła, a już list do Rzymian w szczególności. Co wydaje się, że warto tu zauważyć?

  • Warunkiem należenia do Boga, podobania się Mu, jest posiadanie Ducha, fakt jego zamieszkiwania w człowieku. I „domyślnie” chrześcijanin tego Ducha ma.
     
  • Chrześcijanin, posiadając Ducha, według Ducha powinien też żyć. Nie według ciała, czyli spełniając zachcianki swojej cielesności (czyli tego, by wszystko kręciło się wokół niego, by nawet Bóg był na jego usługi, bo się człowiekowi należy). Jeśli żyje według ciała, znaczy, że tak naprawdę nie ma Ducha, a więc nie podoba się Bogu.
     
  • Ten, w którym Ducha zamieszkuje wprawdzie umiera, umiera jego ciało, ale zawsze żyje jego duch. Ale i więcej, może liczyć na to, że kiedyś zostanie wskrzeszony.
     
  • Ci, którzy mają Ducha, których Duch Boży prowadzi, są Bożymi synami. Nie jakimiś nieznaczącymi dla Boga niewolnikami czy sługami. Synami.
     
  • Będąc dziećmi Bożymi, Bożymi synami i córkami jesteśmy – niesamowite –  dziedzicami Boga. Razem z Jego Jednorodzonym Synem, Jezusem Chrystusem...

Ten fragment listu do Rzymian pokazuje więc wielką godność, jaką otrzymał każdy chrześcijanin. Z godności tej wynika tez jednak zobowiązanie: życia według Ducha. To znaczy? Żyć według Ducha to – uogólniając – stawiać  na pierwszym miejscu Boga. Nie siebie, nie swoją „cielesność” (w znaczeniu o jakim pisałem wyżej), swój egoizm, swoje zachcianki. Kto żyje według Ducha może liczyć na to, że podoba się Bogu; że choć umrze, Bóg go wskrzesi i da mu jego niebieskie dziedzictwo...

Hmmm... A my, chrześcijanie w Polsce początku XXI wieku? Wydaje mi się, że cały list św. Pawła jest dziś dla nas bardzo ważny. Można powiedzieć – mocno upraszczając – że pojawia się wśród nas mocna tendencja do zastępowania żywej wiary wypełnianiem Bożego prawa. Oczywiście, to jest ważne. Ale nie powinno wynikać z owej „cielesności”. To znaczy z jakiegoś egocentryzmu, który nawet Bogu mówi „patrz jaki jestem dobry, ja na Twoją łaskawość i zbawienie wręcz zasługuję”. Ów egocentryzm sprawia zresztą, że człowiek tak naprawdę nie jest w stanie według Bożego prawa żyć. Dość jasno widać to, gdy przyjrzeć się postawie osób gwałtownie domagających się przestrzegania we wszystkim Bożego prawa. Dość często gorliwość w tej materii sprawia, że ludzie ci popełniają cała masę innych grzechów. Np łatwo ranią słowem używając różnych obraźliwych określeń, łatwo im przychodzi pogardzać niepobożnym bliźnim, oskarżać go itd. itp.

Tymczasem człowiek żyjący według Ducha, czyli stawiający Boga na pierwszym miejscu, łatwo dostrzega, że grzech bliźnich nie zwalnia go z obowiązku kochania ich. Że nawet najgorszy człowiek zasługuje na życzliwość i szacunek. Bo przecież sam Bóg żadnego z tych grzeszników nie skreśla;  i nie pozwala sobie odnosić się do takich ludzi obelżywie. Warto przypomnieć tu słowa Jezusa o Bogu, który pozwala świecić słońcu i padać deszczowi zarówno na sprawiedliwych, jak i grzeszników....

Tak, jeśli człowiek stawia nie siebie, ale Boga na pierwszym miejscu, to może i czasem upada, ale jego upadki nie mają w sobie tego przerażającego elementu, jakim jest jakiś rozsypujący się fundament, przegniłe podstawy, na których reszta ledwo się trzyma....

3. Kontekst Ewangelii J 14, 15-16. 23b-26

Trochę to dziwna sprawa. Tekst niedawno był czytany. W Szóstą Niedzielę Wielkanocną. Dokładnie czytano wtedy fragment  J 14,23-29. No ale...

Przypomnijmy: scena rozgrywa się w Wieczerniku przed męką Jezusa. To fragment jego mowy pożegnalnej, czyli swoistego testamentu, który zostawia swoim uczniom. Jezus przed swoją śmiercią wyjaśnia uczniom swoje posłannictwo, przypomina to, co najważniejsze. Całą owa mowa zasługuje na dokładną analizę, ale teraz nie czas na to i nie miejsce. Przytoczmy jednak nieco szerszy fragment Ewangelii... Tekst czytany tej niedzieli w kościele – pogrubioną czcionką.

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela (Parakleta) da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was.

Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie». Rzekł do Niego Juda, ale nie Iskariota: «Panie, cóż się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?» W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca.

To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel (Paraklet), Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka! Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie. Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał. Wstańcie, idźmy stąd!

4. Warte zauważenia

Ciekawe czemu w czytaniu opuszczono wiersz 18, który bliżej określa Ducha Świętego jako Ducha Prawdy, który „u was przebywa i w was będzie”. Przecież to rozróżnienie „u was przebywa” – czyli wśród was, w Kościele i „w was” – czyli w każdym pojedynczym chrześcijaninie, jest wręcz kapitalne... No, choć prawda, Biblia Poznańska ma „bo mieszka i jest w was”. Ale już w tłumaczeniu ekumenicznym czytamy podobnie jak w Biblii Tysiąclecia: „przebywa z wami i w was będzie”. Swoją drogą ciekawe, że pierwsza w czasie teraźniejszym, drugie przyszłym...

Ale zostawmy te rozważania, a skoncentrujmy się na tym, co słyszymy w czytaniu, bo i tak tych parę zdań jest niezwykle bogatych w treść. Najpierw pytanie: kim jest ten, którego zazwyczaj nazywamy Duchem Świętym?

  • Już samo określenie „Duch Święty”, którego używa Jezus wskazuje na jakąś bliskość, zażyłość tego kogoś z Bogiem. Bo przecież tylko On jest święty... W tym kontekście zwraca uwagę, że Jezus mówi, że będzie On posłany przez Ojca w imieniu Syna. Tak, ta więź między Ojcem Synem i Duchem jest tu dość wyraźnie zarysowana.
  • Skoro w nowym lekcjonarzu zdecydowano się zrezygnować z niezbyt szczęśliwego tłumaczenia słowa „parakletos” na „pocieszyciela”, a zostawić oryginalny termin (Paraklet), wypada go nieco przybliżyć. W jednym ze słowników biblijnych napisano, że paraklet  to „zdolny do udzielania zachęty, odwagi, pomocy; zdolny do pokrzepiania, orędownik, rzecznik, pocieszyciel”. Może więc po prostu „adwokat”? To pewnie też nie byłby najszczęśliwszy termin. Nie najlepiej się kojarzy. Podobnie jak „pocieszyciel”, który może się wydawać kimś, kto głaszcze płaczącego po główce i wyciera mu mokry nos. Duch Święty jest Pocieszycielem, ale w sensie owego orędownika, rzecznika, udzielającego wsparcia; w sensie dodającego swoją obecnością odwagi, idącego z odsieczą. I chyba dobrze się stało, że zdecydowano się tego terminu nie tłumaczyć. Tyle że koniecznie trzeba go wyjaśniać...

    Zwraca uwagę, że Jezus nazywa Ducha Świętego „innym Parakletem”. A kim jest ten Paraklet, którego uczniowie już znają? To oczywiście sam Jezus. Duch Święty ma więc w pewnym zakresie pełnić wobec uczniów tę samą funkcję co Jezus. W pewnym zakresie, podkreślam...
    .
  • Wydaje mi się, że mimo wszystko warto w tym miejscu zauważyć owo opuszczone w czytaniu określenie Ducha Świętego jako Ducha Prawdy. Czyli? Najprościej byłoby powiedzieć, że chodzi o Ducha Jezusa. Wszak On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Nieuchronnie wchodzimy tu jednak w rozważania na temat Jezusa jako Prawdy. Jezusa jako tego, który przynosi i objawia prawdę. O Bogu, o człowieku, o ich wzajemnych relacjach, o pochodzeniu, kondycji i ostatecznym celu człowieka. Jakże spłycana jest ta myśl, gdy stwierdzenie Jezusa „prawda was wyzwoli” odnosi się do ujawnienia czyichś wstydliwych tajemnic...

    Wydaje się, ze właśnie do Ducha Świętego jako Ducha Prawdy można szczególnie odnieść owo stwierdzenie Jezusa, że On wszystkiego uczniów nauczy i przypomni im Jego naukę... Nie przynosi nowego objawienia. Tylko przypomina, wyjaśnia i pozwala coraz głębiej rozumieć naukę Jezusa. Jest Duchem Jezusa...

Tenże Duch Święty, Paraklet, Orędownik,. Rzecznik, Pocieszyciel, Duch Prawdy przypominający i pomagający zgłębić i zachować naukę Jezusa pozostanie z uczniami na zawsze – mówi Jezus. Ale wcale nie znaczy to, że Jezus swoich uczniów na zawsze opuści, a teraz zajmie się nimi Jego Wysłannik. Nie! Zapowiada, że On sam wróci do swoich uczniów. I nawet więcej: do tych którzy Go miłują przyjdzie z Ojcem i Obaj zamieszkają w takim człowieku; jak poprawiono w lekcjonarzu wcześniejsze tłumaczenie Biblii Tysiąclecia, Obaj „uczynią w nim mieszkanie”. Swoje znaczy się...

Tak zupełnie na marginesie: proszę zwrócić uwagę, że wbrew temu, co czasem się słyszy od podważających bóstwo Ducha Świętego, Jezus wyraźnie przedstawia tu Go jako osobę odrębną od Ojca i siebie samego. Osobę, która choć nie tak jawnie objawia się światu jak Syn, w dziele zbawienia też spełnia swoją ważną rolę...

Wydaje się, że rozważając ten tekst trzeba koniecznie też zwrócić uwagę na to, kim w jego świetle jest chrześcijanin. W sumie to odpowiedzi na to pytanie udzieliłem już, przynajmniej częściowo, gdy tłumaczyłem kim jest Duch Święty. Ale chyba warto jeszcze raz spojrzeć na to z innej strony, właśnie od strony odpowiedzi na pytanie: kim jest chrześcijanin?

  • Chrześcijanin to ten, kto miłuje Jezusa i dlatego zachowuje Jego naukę, Jego przykazania. Jego i Ojca, bo, jak wyjaśnia Jezus,Jego nauka tak naprawdę nie jest Jego ale Ojca, który Go posłał. Przypominają się tu słowa Jezusa z innej Ewangelii, że nie wystarczy mówienie Mu „Panie, Panie”. By móc uważać się za ucznia Jezusa trzeba Go kochać. A ta miłość wyraża się w zachowywaniu Jego nauki. Całej, a nie w wybieraniu z niej co wygodne.
     
  • Chrześcijanin to ten, kto może liczyć na wsparcie Parakleta. Nigdy nie jest sam. Zawsze ma i w Kościele i w sobie samym Ducha Świętego, który wspiera go w przeciwnościach, dodaje odwagi, zachęca, wspiera.
     
  • Chrześcijanin to ten, który nie musi się obawiać, że nie zna nauki Boga, że coś przekręcił, że czegoś ważnego nie zrozumiał. I w Kościele i w sobie ma Ducha Prawdy, który prowadzi go po ścieżkach prawdy i Prawdy....
     
  • Chrześcijanin to nie tylko ten, kto zna Ojca i Syna ale ten, w którym Syn i Ojciec mają swoje mieszkanie. Dziwnie to zabrzmi, ale wychodzi na to, że chrześcijanin jest niebem.... Przy tym blednie nawet stwierdzenie św. Pawła z drugiego czytania, że jesteśmy dziećmi Bożymi i dziedzicami nieba...

5. W praktyce

Nie wiem jak Czytelnicy, ale ja mam tendencję do moralizowania. To znaczy do mówienia „skoro Bóg tak a tak, to myśmy powinni to i to”. Dziś bardzo chciałbym tego uniknąć. Bo te dzisiejsze czytania, jak zresztą dość często i zestawy czytań na inne okoliczności, to przede wszystkim pokazanie nam, chrześcijanom naszej niezwykłej godności; pokazanie jak wielkim zostaliśmy obdarowani skarbem, jak nie musimy się niczego bać, jak możemy śmiało kroczyć przez życie pewni, że każda, nawet bardzo niebezpieczne przygoda na pewno dobrze się skończy. Nie chciałbym, by radość z tej wieści zatruła myśl, że Bóg znów czegoś od nas wymaga i już nie bardzo wiemy, jak tym wszystkim wymaganiom sprostać...

Chrześcijaninie, poznaj swą godność, wołają czytania w Boże Narodzenie; chrześcijaninie, zobacz jakie jest Twoje przeznaczenie – radujemy się w Wielkanoc. A dziś możemy tak wyraźnie zobaczyć, jak w świetle naszej wiary bliski jest nam Ten, w którego wierzymy i przed którym padamy na kolana. Myślę, że nie ma siły, świadomość tego wywyższenia musi nas czynić lepszymi i szlachetniejszymi. Ale dziś nie chciałbym narzucać nikomu żadnej konkretnej odpowiedzi. Niech prawda o naszym wywyższeniu wraz prawdą o pięknie życiu według Ducha, dzięki Bożej łasce, same zrobią w nas swoje...