Sztuka celebracji

Artysta bez warsztatu może być gwiazdą jednego wieczoru. Może jednego sezonu. Ale mając solidny warsztat, bez tego czegoś w oku i sercu, można być najwyżej rzemieślnikiem. Lepszym lub gorszym.

Sztuka celebracji

Wieczorne spotkanie przy ognisku przeniosło nas  do świata sztuki. Pretekstem była krótka wizyta pewnego aktora. Przy okazji przypomniałem sobie wywiad-rzekę, jakiego przed kilku laty udzielił Jerzy Stuhr. Jeden wątek zapadł mi w pamięci. O bolesnej gimnastyce na początku studiów. Bolesnej, gdyż – jak wyznał – on chciał być wielkim artystą, tymczasem proponowano mu ćwiczenia zginania łokcia. Dopiero po latach – dodał – odkrył ich sens. „Oni dawali solidny warsztat, bez którego nie ma wielkiej miary artysty.”

Ta refleksja doprowadziła nas do prostej konkluzji. Artysta bez warsztatu może być gwiazdą jednego wieczoru. Może jednego sezonu. Ale mając solidny warsztat, bez tego czegoś w oku i sercu, można być najwyżej rzemieślnikiem. Lepszym lub gorszym.

Myśląc o warsztacie spojrzałem na półkę i trafiłem wzrokiem na „Rzymskie pielgrzymowanie”. George Weigel we wstępie pisze o korzeniach rzymskich kościołów stacyjnych. Ich fenomen lepiej zrozumiałem pielgrzymując do Wiecznego Miasta. Pierwsze spojrzenie z tarasu domu przy Via dell’Olmata i spacer po Via Merulana. Wokół kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt świątyń. Wiele z nich – pisze Weigel – „było dawniej rzymskimi kościołami domowymi”. Stąd I Kanon Rzymski mówi o „circumstantes” – stojących wokół, co w przekonaniu wielu liturgistów oznacza po prostu otaczających kołem ołtarz, będący najczęściej zwykłym stołem. (Taki kształt zachował niemalże do końca średniowiecza.) Nie było tronów, welonów, drobiazgowych przepisów, nawet na kadzidło spoglądano nieufnie ze względu na jego pogański rodowód, w okresie wielkanocnym obowiązywała postawa stojąca. A jednak przeżywana tam liturgia kształtowała świadków, męczenników. Choć dziś w pewnym gronie wzbudziła by wiele kontrowersji.

Niedawno trafiłem na wywiad, jakiego udzielił po tegorocznych warsztatach Ars celebrandi ksiądz biskup Wiesław Mering. Moją uwagę zwróciła retoryka zadawanych pytań. Dla przykładu: „Duże zain­te­re­so­wa­nie tra­dy­cyjną litur­gią łaciń­ską obser­wu­jemy zwłasz­cza wśród ludzi mło­dych. Czy litur­gia ta może poma­gać w kształ­to­wa­niu dobrej chrze­ści­jań­skiej ducho­wo­ści i poboż­no­ści wśród młodzieży?" Nie trzeba być wytrawnym analitykiem, by zauważyć ukrytą sugestię. Dobrą duchowość i pobożność kształtuje tylko tradycyjna liturgia łacińska. Znaczy odnowiona już jej nie kształtuje. Zaś z wielu innych wypowiedzi (choćby po Światowych Dniach Młodzieży) może wynikać iż po prostu ją psuje. Rzeczywiście?

Oddajmy głos papieżowi emerytowi i nieżyjącemu ojcu Joachimowi Badeniemu. Ostatni, pytany jak dobrze przewodniczyć celebracji, odpowiedział z rozbrajającą prostotą: „nie wydziwiać, trzymać się tego, co napisane czerwonymi literami w mszale”. Ale pierwszemu to nie wystarcza. Benedykt XVI, co wielokrotnie powtarzał, sens nowej reformy liturgicznej upatruje w umiejętnym przejściu od rubryk do nigryk. Od tego, co w Mszale wydrukowano czerwonymi literami, do tego, co w Mszale wydrukowano literami czarnymi. Od przepisów do samych tekstów liturgicznych. Mówiąc językiem świata sztuki połączyć warsztat z tym „czymś”. To, co z jednej strony zawarte jest w tekstach liturgicznych i dotyka głębin serca, z przepisami nie tyle utrwalającymi martwe formy, co określającymi formy i gesty, poprzez które wyraża się duch liturgii.

O tym, czy z owego napięcia pomiędzy formą i treścią (bo ono zawsze jest obecne w liturgii) zrodzi się zdrowa pobożność i duchowość nie decyduje sam ryt: tradycyjny lub odnowiony. I w jednym, i w drugim przypadku można być kiepskim rzemieślnikiem lub gwiazdą jednego sezonu. Prawdziwą sztuką jest umiejętnego korzystanie z warsztatu i wchodzenie w głąb. Przy czym mówienie iż jedyny prawdziwy warsztat to Msza Wszechczasów jest historycznym błędem. Z dwóch powodów. Jej kształt formował się długo jeszcze po bulli św. Piusa V Quo primum. Po drugie święty papież nie odciął się od bogactwa, wyrażającego się w wielu starożytnych rytach. Przeciwnie. Ustanawiając w bulli zasady porządkujące ryt rzymski wyraził w niej zgodę na pielęgnowanie rytów mających dłuższą niż dwustuletnia historię. Do tych starożytnych korzeni sięgali odnawiający liturgię po Soborze Watykańskim II. Ale o tym wiedzą jedynie mający dobry warsztat.

TAGI: