Przed nami droga. Niekoniecznie długa...

Andrzej Macura

publikacja 01.06.2017 11:40

Przystanek XIV: Jezus posyła Kościołowi Ducha Świętego.

Przed nami droga. Niekoniecznie długa... Andrzej Macura Nie ma takich ugorów, na których nie mogą z czasem zakwitnąć kwiaty

Nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy. Tym razem wszyscy byli razem. Usłyszeli szum, jakby uderzenie wichury. Wichury, która nie pozostała na dworze, ale wdarła się do ich domu.  I pokazały im się języki, jakby z ognia, które rozdzieliły się tak, że nad każdym z nich spoczął jeden. Spoczął, czyli usiadł. Duch dotarł tam gdzie chciał. Odnalazł ich. I wziął ich w swoje posiadanie.

Zaraz też wyszli na ulice i zaczęli mówić różnymi językami. Mogło się wydawać, że coś bełkoczą, ale o dziwo, pochodzący z różnych zakątków ówczesnego świata rozpoznawali w tym gwarze własne, ojczyste języki. Usłyszeli, jak uczniowie zabitego Jezusa z Nazaretu ogłaszają wielkie dzieła Boże. Jak mówią, że ich Mistrz zmartwychwstał i został Panem.

Już się nie bali. Już się nie zamykali w Wieczerniku. Wyszli na ulice. Tak zadziałał w nich Duch. I zaczęło się głoszenie Ewangelii. W Jerozolimie, w Judei. Potem w Samarii i dalej, dalej, aż dotarli do Rzymu i na krańce znanego wówczas świata. Może z biegiem czasu ich entuzjazm nie był już tak wielki, jak w dniu Zesłania Ducha Świętego. Może radość nie unosiła ich, jak wtedy, pół centymetra nad ziemię. Ale ich żar nie osłabł. Tej sprawie wszyscy poświęcili swoje życie. Prawie wszyscy w końcu za nią swoje życie oddając. Aż do końca. A potem ten trud wzięli na siebie inni....

A my, chrześcijanie XXI wieku? Duch Święty udziela swoich darów kiedy i jak chce. Jeśli nasze głoszenie Ewangelii dziś nie jest tak spektakularne, bo brakuje uderzenia wichru, ognia i umiejętności przemawiania w nieznanych językach, to przecież niczyja wina. Widać Duch prowadzi nas dziś inaczej. Zresztą... Jedno chyba się nie zmieniło: odwagi głosicielom Ewangelii nie brakuje. Przecież podejmują nieraz bardzo trudne wyzwania. Nie tylko ci, którzy jadą w nieznane sobie krainy. Często przecież i zwykli katecheci, którzy muszą mierzyć się z tyloma przeciwnościami, posługując wśród teoretycznie wierzących. Ale przecież i zwyczajni ludzie – rodzice dzieciom, dzieci rodzicom, bracia siostrom i siostry braciom. Często muszą zdobyć się na odwagę i być uczniami Chrystusa, choć słyszą kpiny i docinki....

Duch dziś prowadzi nas inaczej. Nie rezygnując z tego cudownego sposobu, jakim jest spotkanie z człowieka z człowiekiem wykorzystuje nasze struktury, naszą organizację społecznego życia, zdobycze dzisiejszej techniki, nowoczesne środki komunikacji. No i udziela wielu zupełnie nie spektakularnych darów. On dalej jest z nami. Działając w nas, w naszych sercach, i wśród nas, w Kościele.

Czasem słychać głosy, że wiara ginie. Że świat się laicyzuje. Jest w tym trochę prawdy. Trzeba jednak pamiętać, że choć tu i ówdzie ginie, w innych miejscach rozkwita. I nie chodzi o statystyki, ale o serca chrześcijan, gotowych żyć Ewangelią i jeśli będzie trzeba, dla niej swoje życie oddać. Nie, wiara nie ginie. To nie jest tak, że jesteśmy takimi nieudacznikami, że nawet Duch Święty nie jest w stanie nam pomóc. Takie rozumowanie prowadziłoby do absurdu: wierzylibyśmy w niby potężnego Boga, który tak naprawdę nic nie może. Być może dziś wielu ludziom Bóg do niczego nie jest potrzebny i dlatego zamykają na niego swoje serca. Ale Duch Święty ciągle działa; ciągle przemienia nas, Kościół i cały świat tchnieniem swojej mocy.

A że nie jest tak, jakbyśmy sobie wymarzyli? Cóż, Apostołowie też długo czekali na przywrócenie królestwa Izraela, a dopiero potem zrozumieli, że prawdziwy Izrael to Kościół, zarówno ten ziemski, jak i ten już triumfujący w niebie. Nie jest naszym obowiązkiem cały świat zamienić w Kościół. Mamy dać się prowadzić Duchowi. A czy i kiedy On do tego doprowadzi, to już Jego sprawa.... Tylko jednego możemy być pewni: on zawsze jest z nami. I zawsze jest z nami Chrystus. Aż do skończenia świata. A potem to święto bycia z Trójjedynym Bogiem będzie trwało bez końca...
 

***

To już koniec Drogi Światła, po której staraliśmy się kroczyć od dnia, w którym wspominaliśmy zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.  Koniec zanurzania się w tamte niezwykłe spotkania, by odnaleźć z nich odpowiedzi na pytania o nasze tu i teraz. Czy staliśmy się inni? Czy został w nas więcej tego blasku zmartwychwstania Jezusa? Nie wiem. Oby tak było. Oby przyszłość była ciągle opromieniana blaskiem Chrystusa Zmartwychwstałego. Na koniec jeszcze jedno: piosenka – modlitwa do Ducha Świętego. Niech stanie się dodatkowym źródłem nadziei. Bo przecież nie z wiary, ale przede wszystkim z nadziei wykluwa się miłość, prawda?

 

Duchu Ogniu, Duchu Żarze,
Duchu Światło, Duchu Blasku, Duchu Wichrze i Pożarze,
ześlij płomień Twojej łaski.

Chcesz, rozpalisz i rozognisz,
serca wzniesiesz na wysokość
w ciemność rzucisz blask pochodni
i rozproszysz grzechu mroki.

Naszą nicość odbudujesz,
w najpiękniejsze znów struktury,
tchnieniem swoim świat przesnujesz
w szeleszczących modlitw sznury.

Z mgieł konkretny kształt wywodzisz
i z chaosu piękno ładu.
Tyś spokojem wśród niezgody
w bezradności Tyś jest radą.

Twe zbliżenie zaróżowi
pulsem życia, wzrostu drżeniem.
Narodzimy się na nowo,
ciemność stanie się promieniem.

Przeczytaj też: Pozostałe teksty z cyklu