Czytając Ewangelię...

publikacja 01.12.2002 21:15

"O Chrystusowa męko, kluczu mego życia! Ile się w tobie uczyć, ile kochać? O Chrystusowa męko, tyś jest błyskawica, co jasnego nieba rozpraszasz cień... Zachwyć mnie sobą krwią broczący Boże"...

Wszystko zaczęło się
przed Świętem Paschy


Znów rozpoczyna się Wielki Tydzień. Ten Tydzień, który każe mi wejść w mękę mojego Zbawiciela, abym tym bardziej umiał cieszyć się w poranek zmartwychwstania. Otwieram pokornie księgę Bożego Słowa na trzynastym rozdziale Ewangelii Jana...

Wszystko zaczęło się przed Świętem Paschy. "Jezus, wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował"... Jakże dziwnie się zachował. On, Pan i Nauczyciel, zaczął im umywać nogi. Jak niewolnik. Jak sługa. I nie było w tym dla Niego nic upokarzającego. Wielu wzdryga się na dźwięk słowa "służba". On wiedział, na czym polega prawdziwa miłość do człowieka. Nie dbał o wielkość, o to, co o Jego czynie powiedzą kiedyś wielcy tego świata. Ten, któremu powinien służyć cały świat, sam służy swojemu stworzeniu. "Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak ja wam uczyniłem". Jakiż piękny byłby ten świat, gdyby wszyscy chrześcijanie chcieli służyć, a nie gonić za wielkością....

Czytam dalej i zatrzymuję się, gdy po spożyciu kawałka chleba Judasz wychodzi z Wieczernika. "A była noc". Nie tylko ta, na dworze. Noc była przede wszystkim w sercu Judasza. Jakże straszna jest ciemność w sercu zdrajcy. A przecież nie mogę powiedzieć, że nigdy mojego Mistrza nie zdradziłem. Często także w moim sercu była noc, którą rozjaśniła dopiero jutrzenka Bożego przebaczenia. Gdy z tej perspektywy patrzę na ludzkie grzechy, wtedy łatwiej współczuć tym, którzy pogrążają się w nocy grzechu i śmierci...

Wybacz mi, Boże, że opuszczę teraz kilka stronic, by zatrzymać się dopiero na scenie, w której zmierzasz ze swoimi uczniami do Ogrójca. Tyle tam bogactwa, że sercu człowieka trudno to ogarnąć, ale nad jednym zdaniem muszę się zatrzymać. "Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali, jak ja was umiłowałem". Jakże inne jest Twoje rozumienie miłości od tego, co mówi dzisiejszy świat. Ludzie, szukając miłości, często mylą ją z egoizmem. Często oczekują, że miłość coś im da. A przecież w miłości chodzi przede wszystkim o to, by dawać... Tak, jak rodzice dają wszelkie dobro swoim dzieciom, jak kochająca żona daje opiekę swemu kalekiemu mężowi, jak kapłan w starej, wytartej sutannie daje swój czas stojącym w kolejce do konfesjonału... Już nie mówisz, byśmy kochali bliźniego, jak siebie samego. Dajesz nam wzór jeszcze bardziej szlachetny: "Tak, jak Ja was umiłowałem". A Ty przecież oddałeś za nas swoje życie. Jakże puste z tej perspektywy są wszelkie roztrząsania na temat konieczności kary śmierci, zabicia nienarodzonego dziecka czy dopuszczalności rozwodu... Jak Ty nas umiłowałeś, a nie według naszych małych, egoistycznych miar...

Jestem wraz z uczniami i tłumem w ogrodzie, który inni Ewangeliści nazwali Oliwnym lub Getsemani. Święty Jan nie pisze już o modlitwie Jezusa. Rozpoczyna się scena aresztowania. Mimo cudu, jakim było powalenie jednym słowem przeciwników na ziemię, nie rezygnują z aresztowania. Tak jak dziś. Nieraz wiele Bożych cudów działo się na naszych oczach. Uzdrowienie śmiertelnie zranionego Papieża, rewolucja bez rewolucji w roku 1989, nie mówiąc już o tych, które wydarzyły się w naszym prywatnym życiu. Ale nie chcieliśmy ich dostrzec. Mając tylko własne plany i marzenia, nie dostrzegliśmy, jak wiele zrobił dla nas ten, którego za chwilę powiedziemy przed nasz sąd.... Podziwiam cię, Piotrze. Nie tak dawno powiedziałeś Jezusowi: "Życie moje oddam za Ciebie". Teraz mężnie stajesz w Jego obronie i uderzasz mieczem. Nie wiem, czy w takiej sytuacji stać by mnie było na twoją odwagę. Ostatecznie wiele razy mogłem zabrać głos, a milczałem, wiele razy mogłem stanąć w obronie krzywdzonego, ale nie chciałem się wychylać... Jesteś odważny. Jeszcze nie wiesz, jaką pułapkę zgotował ci los...
Długie, niekończące się godziny...

Straszne były ta noc i dzień, w których wszystko się wykonało. Kiedy idziemy w Wielki Piątek do kościoła, wydaje się nam, że wszystko rozegrało się już szybko. Tymczasem były to długie, niekończące się godziny...

Najpierw zawiedli Go do Annasza. Pytali Go o Jego uczniów i naukę. Jakby nie mogli dowiedzieć się tego przedtem, inaczej. My też nieraz robimy podobnie. Najpierw traktujemy człowieka jak przestępcę, potem dopiero, ewentualnie pozwalamy mu się bronić. Ale nawet, gdy spróbuje coś powiedzieć, wszystko co powie, obrócimy przeciw niemu. Bo przecież myśmy już wyrok wydali. Potrzebny jest nam tylko pretekst, abyśmy mogli go skazać. Podobnie jest z Jezusem. Tak naprawdę nikt nie chce Go słuchać. Pozostali Ewangeliści pokazali to jeszcze wyraźniej....

Tragiczna jest rola Piotra. Ten, który jeszcze nie tak dawno zarzekał się, że dla Jezusa gotów jest oddać życie, a w ogrodzie stanął w Jego obronie, teraz stoi w domu arcykapłana. Miał odwagę pójść za Jezusem dalej niż większość Jego uczniów. Kiedy odźwierna pierwszy raz pyta go, czy był uczniem Jezusa, zaprzecza. Być może nie zauważa, że zdradza swojego Mistrza. Przecież mógł odejść, a jednak czeka. O czym myślał? Jakie były jego plany? Może szukał stosownej okazji, by Jezusa uwolnić, a pytanie odźwiernej mogło te rachuby przekreślić i dlatego wyparł się znajomości Jezusa? A może noc i długie oczekiwanie wyssały z niego całą odwagę? Nie wiemy. Dość, że gdy po raz drugi i trzeci zapytano go o znajomość z Jezusem, zaprzeczył... Jakże łatwo nam mówić, że zaparł się Jezusa. Nie zrobiłby tego, gdyby nie poszedł za Jezusem dalej, niż inni. Jakże łatwo nam wskazywać dziś grzechy tych, którzy poświęcili dla Jezusa całe swoje życie. Jakże trudno uderzyć się we własną pierś...

Żydzi nie byli panami we własnym kraju, dlatego zdecydowawszy się, że Jezusa trzeba uśmiercić, musieli po zatwierdzenie wyroku udać się do Piłata. Nie weszli jednak do pretorium, gdyż kontakt z poganami uczyniłby ich nieczystymi. Dlatego Piłat musiał wyjść do nich na zewnątrz. Wyjdzie do nich jeszcze dwa razy. I dwa razy powróci do pretorium, by porozmawiać z Jezusem. Tych pięć scen, w których kluczową jest środkowa, pokazuje, jak głuchym na wszelkie argumenty są ci, którzy w sercu już wydali wyrok i do jakiej zdrady może się posunąć człowiek, który chce wygrać...

..."Nam nie wolno nikogo zabić". Oczywiście, trzymamy się litery prawa. Ale zrobimy wszystko, by nasze było na wierzchu. Jak łatwo nam domagać się przestrzegania prawa, gdy chodzi o skazanie innych. Jak wielkie oburzenie się w nas rodzi, gdy ktoś stosuje prawo wobec nas... Wtedy jest głupie, śmieszne, nieżyciowe. Wtedy okazuje się, że jest wolność słowa, a nie ma definicji pornografii... Tak jest wygodniej...

..."Królestwo moje nie jest z tego świata". Żyjemy na tym świecie i troszczymy się o sprawy tego świata. A jednak mamy świadomość, że nie jesteśmy stąd, że nasza ojczyzna jest w niebie. Dlatego choć na tym świecie doznajemy czasem porażek, wiemy, że należymy do Ostatecznego Zwycięzcy, do Jezusa, który przez chrzest zanurzył nas w swoją śmierć i zmartwychwstanie. To jest prawda o naszym chrześcijańskim życiu. I choć nie zawsze potrafimy na tej ziemi jasno oddzielić prawdę od fałszu, wiemy, że Bóg ją zna. Nie musimy za Piłatem retorycznie pytać: "Cóż to jest prawda"...

...Piłat kazał ubiczować Jezusa. Chciał Go uwolnić. Zapewne liczył, że po biczowaniu tłum nie będzie się domagał najsurowszej kary - śmierci. Żołnierze, już z własnej inicjatywy, dołożyli cierniową koronę, purpurowy płaszcz i policzkowanie. Ale gdy wyprowadzono Go na zewnątrz, okazało się, że biczowanie nie zmniejszyło nienawiści do Jezusa. "My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć". Coraz natarczywiej Żydzi domagają się śmierci Jezusa. Nic ich nie obchodzi, co na ten temat myśli Piłat... My też nieraz mamy swoje zasady i według tych zasad ktoś jest winny. Nas też nie obchodzi, czy jest to sprawiedliwe... "My mamy prawo..." Jezu, ucz mnie dostrzegać Ciebie w każdym sponiewieranym przez życie człowieku. Ucz mnie, że królowanie z Tobą nie znaczy błyszczeć, ale być nieraz samotnym, wyszydzonym i oplutym...

Piłat wraca do pretorium. Znów rozmawia z Jezusem. Chyba coraz lepiej poznaje prawdę, ale staje przed szantażem: "Jeśli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi". Piłat już raz naraził się Żydom, a ci poskarżyli się na niego u Tyberiusza. Czy Cezar będzie słuchał jego tłumaczeń? Czy nie dojdzie do wniosku, że on, Poncjusz Piłat, toleruje buntowników? Jakże trudno być wiernym prawdzie i uczciwym, kiedy może nas to drogo kosztować...

Jak daleko może posunąć się człowiek w obawie o własny los? Piłat umywa ręce. Do czego popchnąć może człowieka nienawiść? Do zdrady własnych ideałów. "Poza Cezarem nie mamy króla". Przecież te słowa nie mogły przejść przez gardło żadnemu pobożnemu Żydowi. Przecież uważali, że ich królem jest Bóg, a Rzymian nienawidzili całym sercem. Ale by Jezusa skazać gotowi byli nawet wyrzec się na chwilę swoich poglądów... Jakże często my także, zaślepieni nienawiścią czy tylko niechęcią wobec drugiego człowieka godzimy się na takie "drobne" kłamstwa...

Teraz pozostało już tylko wykonać wyrok... Nawet, jeśli sprawa wydaje się przegrana

Jezusowi pozostało już tylko pójść krzyżową drogą. Sponiewierany, obolały poniósł krzyż na Golgotę. Nad Jego głową umieszczono napis z podaniem winy: "Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski".

Dlaczego Piłat nie chciał, by napisano: "On powiedział: jestem królem żydowskim"? Może był już całą sprawą znużony, może zrozumiał, że przegrał; może chciał choć w ten sposób pokazać, że jednak jest niezależny... Ale przy okazji nam, żyjącym w XXI wieku, niechcący pokazał, że prawdziwego Króla ludzie niechętnie przyjmują... Zawsze znajdzie się powód, by go odrzucić... A przecież patrzący na wydarzenia towarzyszące śmierci Jezusa mogli zobaczyć, jak spełniają się Boże proroctwa: "Rozdzielili między siebie moją szatę, a los rzucili o moją suknię..."
Tak niewielu bliskich stało pod Jego krzyżem. "Niewiasto, oto Syn Twój... Oto Matka Twoja". Sukces ma wielu ojców, do porażek niechętnie się przyznajemy. A przecież uczciwość powinna nam nakazywać, by być wiernym aż do końca...

Skazańcom połamano golenie, aby szybciej skonali. Swoisty akt łaski dla konającego czasem przez kilka dni człowieka. Ty już skonałeś. Dlatego tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Ci bok. I wypłynęły z niego krew i woda... Jakże poruszył ten widok świętego Jana. Być może dopiero potem zrozumiał, że zobaczył symbole dwóch sakramentów, wypływających z Twojego krzyża - chrztu i Eucharystii. Ale stojąc pod krzyżem zrozumiał, co powiedział o Tobie kiedyś nad wodami Jordanu jego pierwszy mistrz - Jan Chrzciciel: "Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata". Gdy w świątyni zabijano baranki paschalne, Ty umierałeś na krzyżu. Twoje kości też - jak baranka paschalnego - nie były łamane. Jakże innego wymiaru nabrały teraz słowa z Wieczernika: "To jest Ciało Moje, które za was będzie wydane". Jak baranka paschalnego zabito, by uratować od śmierci pierworodnych w Egipcie, tak Ty zostałeś zabity, aby nas, nędznych, wybawić od śmierci wiecznej. Nie wiem, czy najwierniejszy Twój uczeń już wtedy zrozumiał także inne Twoje słowa z Wieczernika o Nowym i Wiecznym Przymierzu. Bo przez swoją śmierć, swoją krew, zawarłeś Nowe Przymierze między Bogiem a ludźmi. Nie jak przymierze, które Twój i nasz Ojciec zawarł niegdyś z ojcami Twoich morderców na Synaju. Tamto przymierze złamali. Więc przez swoją śmierć zawarłeś Nowe Przymierze, a jego prawo jest dziś wypisane nie na kamiennych tablicach, ale w głębi naszego jestestwa (Jr 31, 31-34). Jak Ci dziękować?... Bo przecież nie jestem lepszy od tych, którzy Cię skazali...

"Boże, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta me siły" (Ps 131, 1). Daj mi, bym zawsze był dobrym człowiekiem. Nieraz nie mam okazji robić rzeczy wielkich. Ale często mogę zadbać o tak potrzebne, proste posługi. Jak Nikodem i Józef z Arymatei. Tylko Twój pogrzeb. Daj, Panie, abym umiał być jak oni - wierny do samego końca. Nawet, jeśli sprawa wydaje się przegrana.

Dziękuję, że zmartwychwstałeś. Pokonałeś szatana, grzech i to, co w moim życiu najstraszniejsze - śmierć. Dziękuję, że końcem życia nie jest ciemny grób. Mam nadzieję, że skoro razem z Tobą przez chrzest umarłem, razem z Tobą też zmartwychwstanę...