Jest drabina do nieba

Marcin Jakimowicz

publikacja 04.04.2007 22:50

Czy piękno zbawi świat? A może go tylko bawi?

Jest drabina do nieba

Szarpnęło. Rozklekotana „szóstka” ruszyła do Chorzowa. Przez nieszczelne okna wdarł się do wagonu pierwszy wiosenny podmuch wiatru. Na osiedlu Tysiąclecia do tramwaju wskoczyło nagle trzech kiboli. Kominiarki na twarzach. Tramwaj ruszył, a jeden z chłopaków huknął butem w okno. Szyba posypała się w drobny mak. Przerażeni ludzie cofnęli się do przodu. Kibole z rechotem wyszarpnęli drzwi i zniknęli w mroku chorzowskiego parku.

Kwadrans później wszedłem do zatopionego w świetle ciepłego kościoła. Przy ołtarzu gromadził się stuosobowy chór uczestników warsztatów liturgicznych. Niektórzy poznali się dopiero wczoraj. Za chwilkę ruszy nagrywanie płyty dla „Gościa”. Cisza jak makiem zasiał. Młodziutka Magda z Wrocławia intonuje delikatnie: „Chrystus Pan zmartwychwstał”, a chór jednym głosem odpowiada: „Zwycięstwo otrzymał”. Ciarki. Piękno zbawi świat – myślę.

Noc w pustym kościele
W otoczonej szarymi kamienicami parafii św. Jadwigi przez trzy dni śpiewano, modlono się i dyskutowano o pasyjnym śpiewie liturgicznym. Przygotowane przez Ruch Światło–Życie warsztaty liturgiczne przyciągnęły w pierwszych dniach marca ponad setkę młodych ludzi. Spotkania prowadzili znani liturgiczni kompozytorzy, dominikanin o. Dawid Kusz i Paweł Bębenek oraz Adam Strug, Sławomir Witkowski i Wojciech Radziejewski. W ciągu kilku godzin można było przeżyć dramatyczne wydarzenia Triduum. W sobotnią i niedzielną noc połączone siły zespołów Circulum, Cantorum Minorum Chosoviensis i uczestników warsztatów nagrały płytę, którą dołączyliśmy dziś do „Gościa”.

Mija 22.00. Za oknami czerń. – Długo tu posiedzicie? – pytam Łukasza Sitka i Marka Rusinowskiego, realizatorów dźwięku. – Poprosimy o drugi zestaw pytań – śmieją się. Oj, przydałyby się im śpiworki.
– Spotkaliśmy się w piątkowy wieczór, a w sobotę wieczorem już nagrywaliśmy. Do 3 w nocy – opowiada pomysłodawca projektu ks. Bartosz Zygmunt. – Następnego dnia siedzieliśmy do pierwszej w nocy. W kościele panowała cisza, tylko czasem przeszkadzały nam tramwaje. Trzeba było powtórzyć nagranie – śmieją się pomysłodawcy.

Binladeny z Chorzowa
Kilkuosobowy męski chór mocnymi głosami śpiewa staropolską ludową pieśń „Jest drabina do nieba”. Wykonuje ją potężnie, wręcz surowo. Nie ma sielankowych, cukierkowych wersji. Te pieśni wyrastają z kultury ludowej i muszą być zaśpiewane szczerze, autentycznie – wyjaśniają muzycy. – A skąd u was ten bizantyjski zaśpiew? – pytam. – Jak się słucha Ensemble Organum i chorału korsykańskiego, to coś w głosie zostaje – śmieją się. Gdy kiedyś ten słynny zespół Marcela Peresa śpiewał w Jarosławiu, ludzie kręcili głowami: – A cóż to za arabskie wycia. – Na nas też kiedyś, gdy śpiewaliśmy chorał zaczerpnięty z liturgii bizantyjskiej, wołano na Śląsku Binladeny – wybucha śmiechem Sławek Witkowski.


Pamiętam, jak jego zespół śpiewał na niezwykłej Mszy. Przed dwoma laty, tuż po śmierci Jana Pawła II, stadion chorzowskiego Ruchu wypełniły po brzegi po raz pierwszy zgodne siły kibiców „niebieskich”, GKS-u, Górnika, Odry i Piasta. Na trybunach szum. Gdy nadszedł czas psalmu, ku zaskoczeniu wszystkich chorzowska schola zaczęła go śpiewać a cappella na orientalną nutę. Potężny śpiew. Mocne, męskie głosy. Stadion zamarł w skupieniu. Pieśń przemieniła atmosferę pikniku w liturgiczne święto. Hmm. Znów piszę o kibicach, a miałem o liturgii Triduum.

39 zwrotek
– W Wielki Piątek ubiegłego roku byłem kantorem – opowiada Sławek Witkowski. – Po całym dniu niejedzenia śpiewałem i śpiewałem. Nie tylko pieśni, również rolę narratora w pasji. Nastąpił moment, gdy umiera Chrystus. Uklęknąłem i zrobiło mi się czarno przed oczami. Ale to zmęczenie fizyczne w tym dniu ma też swoje znaczenie. Bardzo podoba mi się wzmianka, że w dawnej Polsce w czasie czuwań śpiewano kilka pobożnych pieśni. Czyli co? Pół godzinki i do domu? Nie! Śpiewano wszystkie zwrotki! W ubiegłym roku zaśpiewaliśmy podczas adoracji… 39 zwrotek popularnej pieśni „Ogrodzie Oliwny”. Niesamowite wrażenie. Na pierwszej stronie śpiewnika było dziesięć zwrotek, ludzie dojechali do ostatniej, przewrócili kartkę i zdębieli: czekało ich jeszcze 29 dodatkowych! To był moment kryzysowy tej liturgii – głośno śmieje się Sławek Witkowski.

Im dłużej trwa piękna liturgia, tym… więcej ludzi przychodzi na Triduum. Przekonali się o tym krakowscy dominikanie. Na ich wielkosobotnią liturgię nie można wcisnąć szpilki. Coraz więcej ludzi przychodzi też do chorzowskiej parafii św. Jadwigi. W tym kościele przed laty proboszczem był ks. Henryk Markwica, charyzmatyczny kapłan, który zaraził swą pasją do muzyki mnóstwo osób. Żartował, że nie odejdzie, dopóki nie nauczy swych parafian śpiewu Missa de Angelis. Nie jestem pewien, czy zdążył. Zginął w wyniku powikłań po wypadku samochodowym. Ziarno obumarło, a dziś przynosi obfity owoc. W jego ukochanej „Jadwidze” stuosobowy chór śpiewa właśnie pieśń „Zgromadzeni na modlitwie”. Napisał ją ks. Henryk.

Chór ćwiczy inne pieśni Wielkiego Czwartku, Piątku – czyli, jak mówi o. Dawid Kusz, „najbardziej wstrząsającej liturgii w ciągu roku” i Rezurekcji. Tylko Wielka Sobota jest niema. W tym dniu nic się w liturgii nie dzieje. To dzień wielkiej ciszy – opowiada dominikanin. – Wiem, w naszych kościołach wygląda to inaczej: święcenie pokarmów ściąga do świątyń rozgadane tłumy. Trudno o ciszę i skupienie.

W Chorzowie gasną latarnie
Rezurekcja powinna zacząć się, gdy na dworze zapadnie zmrok. To niesłychanie ważne – przekonuje ojciec Kusz. – Rok temu, choć zaczynaliśmy o 20.00, nie było jeszcze dostatecznie ciemno i proboszcz zapowiedział: rozpoczniemy za chwilkę, gdy zapadnie zmrok – opowiada ks. Bartek Zygmunt. – A przez ten czas opowiadał ludziom o znaczeniu liturgii paschalnej.

Przechodzący w wielkosobotni wieczór obok chorzowskiego kościoła mogą zauważyć dziwne zjawisko. Gasną latarnie. – Każdego roku, by znak światła był wyraźniejszy, proboszcz, ksiądz Pietryga, załatwia z energetyką, by wyłączyła oświetlenie kościoła i pobliskie latarnie – opowiada ks. Bartek. – W świątyni zapadają dosłownie egipskie ciemności. Nie widać kompletnie nic. Nikły płomyk paschału jest jedynym źródłem światła. Bardzo mocno brzmią wtedy słowa: „Światło Chrystusa”. Piękno liturgii przyciąga do kościoła z roku na rok coraz więcej ludzi.

Niektórzy muzycy, których słyszymy na płycie, kościoły omijali szerokim łukiem. Usłyszeli liturgiczną muzykę, zafascynowała ich i zostali. Współczesnego człowieka często do wiary może przekonać jedynie piękno.

Jezus bawi Łódź
Kiedyś w przejściu podziemnym w Łodzi widziałem napis sprayem: Jezus zbawi Łódź. Ktoś inny zamalował literkę „z”. „Jezus bawi Łódź” – bił po oczach komunikat. Słuchając śpiewu „Jest drabina do nieba, każdemu nią iść trzeba”, myślałem o kibicach, których widziałem przed godziną. Założyli tak wiele masek ironii i cynizmu, że na twarzach mieli wypisane hasło: „Piękno bawi świat”. Czy oni też przyjdą na Triduum?
– Mam nadzieję, że tak. Każdy człowiek szuka prawdy i dobra, potrzebuje piękna.

Nie chciałbym, by piękna liturgia była tylko sztuką dla sztuki – zdecydowanie mówi ks. Zygmunt. – Już św. Augustyn pisał o takim zagrożeniu. Miał wątpliwość, czy muzyka, którą słyszy, nie odciąga jego zmysłów od Boga. Dbamy o to, by muzyka nie wyszła na pierwszy plan. Na nim zawsze jest cierpiący i zmartwychwstały Jezus. Jeśli nasze serce będzie trwało przy Nim, nie grozi nam sztuka dla sztuki. Gdy słyszę, jak schola przejmująco śpiewa „Krew się lała z ran Jego dla człowieka grzesznego”, nie myślę już o kibicach, jawnogrzesznikach. Myślę o sobie.