Dzieje przyjaźni

Ks. Jan Kochel

publikacja 03.04.2009 22:48

Wielki Tydzień 2009

Dzieje przyjaźni

NIEDZIELA PALMOWA – WITANY JAK PRZYJACIEL


Tegoroczny Wielki Tydzień – szczyt liturgii Kościoła – chciałbym przeżyć wraz z Wami, zgłębiając tajemnicę przyjaźni – dzieje przyjaźni człowieka z Boga. Nie ukrywam, że do podjęcia tematu zainspirowała mnie książka pani dr Wandy Półtawskiej Beskidzkie rekolekcje. Dzieje przyjaźni księdza Karola Wojtyły z rodziną Półtawskich (Edycja Św. Pawła 2009). Odkryłem w tym niezwykle osobistym „dzienniku duszy” opis pięknego doświadczenia – doświadczenia przyjaźni człowieka z Bogiem, przyjaźni kapłana i matki, biskupa/papieża i kobiety/lekarza.

Przyjaźń jest doświadczeniem, za którym tak bardzo tęsknimy. Jest nam dana i zadana. Jest rodzajem miłości. Grecka philia wskazuje na miłość przyjaźni, zażyłość. Termin przyjaciel pojawia się bardzo rzadko w Nowym Testamencie. Jedynie czwarty Ewangelista używa go na określenie relacji do Chrystusa.

Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy wiązał się z serdecznym przyjęciem ze strony mieszkańców świętego Miasta – czytamy: zrywali gałązki palmowe i wybiegli Mu na spotkanie, wołając: „Hosanna! Chwała Temu, który przychodzi w imię Pana. Tak wita się najlepszych przyjaciół.

Już prolog Ewangelii Jana zapowiadał: [Słowo] przyszło do swojej własności, lecz swoi Go nie przyjęli. Za chwilę ten sam tłum, który teraz woła: Hosanna! wykrzyczy: Ukrzyżuj Go! Szybko ujawnią się grupy nieprzyjaciół Jezusa, np. ci, którzy oskarżają Go o nieuszanowanie szabatu; ci, którzy potępiają Go, bo nie mieści się w faryzejskich schematach; dalej ci, którzy oskarżają Go o opętanie i chcą ukamienować, a nawet ukrzyżować.

Najbardziej gorzko brzmią dziś słowa: Wtedy wszyscy opuścili Go i uciekli (Mk 14,50). Przyjaźń poddawana jest próbie, jak złoto w tyglu. Przysłowie mówi, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”, czyli w momentach próby, cierpienia, odrzucenia. W opisu pasji Jezusa niewielu zostało aż do końca. Św. Marek zapisał: Setnik (…) widząc, że w ten sposób oddał ducha, powiedział: „Naprawdę ten Człowiek był Synem Bożym”. Stały tam też kobiety, które z dala przypatrywały się temu (Mk 15,39n). Był więc poganin, były niewiasty, a gdzie uczniowie?

Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko… – wyznał Jezus.

Co my jesteśmy w stanie Jezusowi ofiarować? Czy stać nas – w tym Wielkim Tygodniu – na dar modlitwy, na sakrament pokuty i pojednania, dar wspólnoty ludzi wiary, dar komunii św.?


WIELKI PONIEDZIAŁEK – „DOM PRZYJACIÓŁ”


W Wielkim Tygodniu poznajemy galerię portretów przyjaciół Jezusa. W poniedziałek wkraczamy do domu przyjaciół Jezusa (Łazarza, Marty i Marii), we wtorek poznajemy grupę uczniów wybranych i nazwanych przyjaciółmi, w środę spotykamy człowieka, którego Jezus nazwał przyjacielem, a on wzgardził tym darem i zdradził, w czwartek Przyjaciel umywa nogi i zaprasza do stołu, w piątek oddaje za nas życie, a w sobotę ogarnie nas zdumienie, bo Przyjaciel nie umarł (jak nie umiera prawdziwa przyjaźń). On żyje – zmartwychwstał!

Dr Wanda Półtawska zdecydowała się ujawnić zapis swojej przyjaźni z księdzem/biskupem/papieżem. Czternastego listopada 1993 r. Ojciec św. powiedział do niej: „Musisz napisać wspomnienia”. „Więc zaczęłam pisać” – wyznaje. Wcześniej jednak trwała niezwykła wymiana – kierownictwo duchowe. „Ksiądz Wojtyła wybierał teksty, nad którymi rozmyśliliśmy w ciągu dnia i omawialiśmy wieczorem – dodaje Pani Doktor. Ale gdy ktoś z nas wyjeżdżał, on pisał dla mnie teksty przeznaczone na każdy dzień, a ja ze swej strony pisałam, co myślę na dany temat (…) w zeszycie, który mu dawałam po spotkaniu. Czytał to zawsze i niekiedy robił swoje uwagi” (s. 13). Taka wymiana trwała wiele lat. Zapis bardzo zażyłej, bratersko/siostrzanej przyjaźni – duchowej przygody ubogaconej opisem wspólnych wędrówek, pięknem przyrody – po prostu rekolekcje – „rekolekcje beskidzkie”. „Przed spodziewaną już śmiercią Ojca Świętego – wyznaje Pani Doktor – zapytałam go, czy spalić te notatki. Odpowiedział: Szkoda. Ale jednak wahałam się. Dostałam jednak odpowiedź od spowiednika: Dzieje świętych należą do ludzi, nie są prywatną własnością – należą do Kościoła” (s. 14n).

W Betanii Jezus spotykał przyjaciół, u nich mieszkał, zasiadał przy ich stole, prowadził z nimi zażyłe rozmowy, nauczał, przyjął namaszczenie olejkiem, którego woń „napełniła cały dom”. Woń przyjaźni! Tęsknimy za nią, jak za domem.

W progu „domu przyjaciół Boga” pytajmy: Jakie są nasze przyjaźnie? Czy bylibyśmy w stanie opisać ich dzieje? Czy potrafimy mówić o nich z radością? Jezus zapewnia nas: Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynicie to, co wam przykazuję (J 15,14).



WIELKI WTOREK – JESTEŚCIE PRZYJACIÓŁMI


W „domu przyjaciół Boga” byli też uczniowie. Tam uczyli się przyjaźni od Mistrza, który im wyznał: Nazwałem was przyjaciółmi, gdyż dałem wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca. To nie wy wybraliście Mnie, lecz Ja wybrałem was i Ja wyznaczyłem was, abyście szli, przynosili owoc i aby wasz owoc był trwały… (J 15,15n).

Przyjaźni nie można wymusić, na nią trzeba się po prostu zgodzić – przyjąć jako dar. Jezus mówił: nie wy wybraliście Mnie, lecz Ja wybrałem was. Przyjaciela się wybiera, lecz przyjaźń trzeba umieć również przyjąć, zwłaszcza przyjaźń Jezusa. Można być bardzo blisko jak „umiłowany uczeń”. Jan zajmował miejsce najbliżej Jezusa. Św. Ambroży napisze: „Jan bardzo kochał i dlatego niezmiernie był umiłowany” (In Luc. VII, 25). Zażyłość ta stanie się imieniem własnym Apostoła – uczeń umiłowany, zaprzyjaźniony (por. J 13,23; 19,26; 20,2; 21,7.20).

Wanda Półtawska jako harcerka dostała się do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. W obozie została tzw. królikiem doświadczalnym – zoperowana przez hitlerowskich lekarzy. Po powrocie z gehenny obozowej szukała spowiednika, który dałby jej odpowiedź na trudne pytania: o sens, o cel, o przyszłość: jak dalej żyć? W Kościele Mariackim w Krakowie spotkała młodego ks. Karola. „Najpierw napełniło mnie zdumienie pomieszane z niedowierzaniem – wyznaje – naprawdę jest ktoś… (tak uważny, tak wsłuchany w to, co mówię, i w to także, czego wyrazić nie umiałam…). Ktoś, kto te funkcje kapłańskie spełnia właśnie tak, jak w Ewangelii – gotów iść nie pięć, ale ileś tam kroków – i nie jest mu obojętne, co się stanie z penitentem, z tą duszą, która mu się zwierzyła”. Od tego momentu ks. Wojtyła stał się jej powiernikiem, kierownikiem, bratem. Wskazał jej cel: troska o życie; świętość rodziny. Założyła rodzinę – wyszła za mąż za Andrzeja Półtawskiego; mają czwórkę dzieci i ośmioro wnuków. Ukończyła studia medyczne – psychiatrię; założyła Instytut Teologii Rodziny, później została członkiem Papieskiej Akademii Życia i Papieskiej Rady Rodziny.

Przyjaciel pomaga iść we właściwym kierunku: Daję wam – mówi Jezus do uczniów – nowe przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali (J 13,34). On wskazuje na miłość przyjaźni, na zażyłość. „Współpraca – wyznaje Pani Doktor – zacieśniała więzy przyjaźni… Ale pewne etapy były wyraźne, prowokowały niejako zbliżenie. Gdy zachorowałam w ostatnich tygodniach przed urodzeniem naszych bliźniąt, ksiądz (Wojtyła), który zasugerował (…) codzienne spotkania z Chrystusem, konsekwentnie umożliwiał mi to, przynosząc codziennie do mnie do domu Boga…”. Potem był cud uzdrowienia za sprawą ojca Pio; i nowe życie, dalsze wspólne wędrówki, które były tym, co „nazywałam rekolekcjami – dniami, kiedy człowiek odrywa się od ziemi, żeby się zbliżyć do Boga; a jeżeli zbliża się do ziemi, to po to, żeby ją uświęcić” (s. 40n).

Wielki Tydzień to czas rekolekcji, czas zażyłości z moim Przyjacielem. Czy w tych dniach pozwolę Jezusowi siebie oderwać się od ziemi, żeby się zbliżyć do Boga?


WIELKA ŚRODA – PRZYJAŹŃ ODRZUCONA


Wśród przyjaciół Jezusa był też Judasz „wybrany i nazwany przyjacielem”. W Getsemani Jezus powiedział do uczniów czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie, a tego, który Go pocałował zapytał: Przyjacielu, po co przychodzisz? (Mt 26,41.50). Tylko Mateusz przytacza te słowa.

Zdrada przyjaciela boli najbardziej! Judasz był blisko, cieszył się zaufaniem, był wtajemniczony w sprawy Ojca. W Betanii Jezus tłumaczył mu cierpliwie: „Dlaczego sprawiacie przykrość tej kobiecie? Przecież spełniła wobec Mnie dobry uczynek. Ubogich stale będziecie mieć u siebie, Mnie natomiast nie będziecie mieć zawsze” (Mt 26,10n). Mistrz zaprosił nawet Judasza na Ostatnią Wieczerzę. Ostrzegał: „Jeden z was mnie wyda (…) wyda Mnie ten, który zanurzył ze Mną rękę w misie”.

Biada zdrajcy, biada świętokradcy, biada tym, którzy nie pojednają się z Bogiem, nie żałują (jak marnotrawny syn), nie zapłaczą (jak Piotr), nie wyznają grzechów (jak dobry łotr). Byłoby lepiej dla tego człowieka, żeby się nie narodził! – powie Syn Człowieczy.

Nie pytaj jak Judasz: Chyba nie ja, Rabbi?

„Skrucha – uczy Sobór Trydencki – jest to ból duszy i wstręt do popełnionego grzechu z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości (…). Kościół zawsze zdawał sobie sprawę, że Pan ustanowił także dokładne wyznanie grzechów i że jest ono konieczne z prawa Bożego (iure divino) dla wszystkich, którzy upadli po chrzcie. Pan (…) pozostawił swoich zastępców kapłanów…, którym mają być przedstawione wszystkie grzechy ciężkie…”. Kapłan pełni zwyczajną posługę jednania. Jest w tym momencie szczególnym „przyjacielem” każdego z nas.

Dr Półtawska wie, że spowiedź sakramentalna to „wieka chwila w życiu człowieka i jakże często niedoceniane źródło życiowej siły. Zawsze wiedziałam, że jest to konieczność dla człowieka, który przecież bez rozgrzeszenia nie miałby dostępu do nieba (…)” (s. 36).

Jako lekarz-psychiatra wspomina też swoją służbę wobec poranionych i grzesznych: „Przyszła do mnie młodziutka dziewczyna – wspomina Pani Doktor, 18 lat, żyje z człowiekiem starszym od niej o 15 lat. Dziś upił się i skopał ją, przyszła pokrwawiona, buzia obrzękła, warga rozcięta, włosy posklejane – o Boże, co my robimy z Twoją miłością! Nie mówiłam nic, głaskałam ostrzyżoną krótko głowinę i modliłam się do jej patronki. Dziwna była ta wizyta lekarska… Modliłam się za nią, nieświadomą także tego, że można się modlić” (s. 127).

Módlmy się dziś o sakrament pokuty i pojednania dla tych, którzy dawno nie korzystali z tego daru.

WIELKI CZWARTEK – PRZYJACIEL UMYWA NOGI


Wielki Czwartek gromadzi nas w parafialnych wieczernikach. Każda świątynia w tym dniu – w szczególny sposób – przypomina ową salę na górze, gdzie Mistrz zebrał swoich uczniów. On wiedział, że nadeszła godzina Jego przejścia z tego świata do Ojca. A ponieważ umiłował swoich, którzy mieli pozostać na świecie, tę miłość okazał im aż do końca (J 13,1).

Św. Jan nie zachował opisu ustanowienia Eucharystii, ale opowiedział o Jezusie, który umył nogi swoim uczniom. Nie ma gestu wyrażającego większej intymności i zażyłości, jak umycie nóg komuś, kogo się kocha. Warto przypomnieć scenę z filmu Narodzenie, w której w drodze do Betlejem Maryja obmywa śpiącemu, zmęczonemu Józefowi obolałe i zakrwawione nogi.

W wielkiej tajemnicy eucharystycznej Bóg oddaje się nam całkowicie, intymnie, aż do końca – pozwala się spożyć. On ogołocił siebie samego, przyjmując naturę sługi i stając się podobnym do ludzi (Flp 2,7). Nie dziwmy się, że Piotr nie rozumiał. Tutaj i Anioł się zdumiewa! Dar i tajemnica kapłaństwa nierozdzielnie związane są ze służbą, z ogołoceniem, z umywaniem nóg, z cudem rozmnażania i rozdzielania Ciała i Krwi Pańskiej.

Pani Doktor Półtawska zapisała o kapłaństwie: „Usiłuję zrozumieć – wyznaje – co się dzieje na ołtarzu, uchwycić właściwe proporce. Jakże bardzo kapłan musi oderwać się od siebie i od wszystkiego, żeby wejść w tamten wymiar, jakby przejść na drugą stronę, w tamtą rzeczywistość Bożej Męki? Musi wszystko oddać, „wszystko stracić, żeby wszystko zyskać”. Gdy Bóg sam oddaje się w ręce człowiek, cóż może z tego wielkiego misterium pojąć zwykły człowiek” (s. 66n). Ona tak często przygotowywała ołtarz i widziała sprawującego Mszę św. kapłana, biskupa, papieża Wojtyłę. Ona tyle razy widziała jak on wszystko oddaje, jak odmienia się jego oblicze podczas Przeistoczenia.

Raz tylko sprawowałem Eucharystię z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo, latem 1994 r. Jakże chciałbym być tak blisko – tak intymnie – w takiej zażyłości z Mistrzem i Przyjacielem; doświadczyć na nowo czwartkowego umywania nóg i usłyszeć: i wy jesteście czyści…

Jako rektor proszę biskupa, by wyświęcił nowych prezbiterów i słyszę pytanie: Czy wiesz, że są tego godni? wtedy - w szczególny sposób - pojawia się przede mną misterium tej tajemnicy, gdy Bóg sam oddaje się w ręce człowiek, gdy umywa mu nogi i prosi przez Syna w Duchu Świętym: [Ojcze], aby wypełniała ich moja radość; abyś ich ustrzegł przed złem; aby i oni zostali uświęceni w prawdzie… (J 17,13.14.17).

Módlcie się dziś Bracia i Siostry za swoich kapłanów, bo – tak naprawdę – nikt z nas nie jest godzien być alter Christi (jako Chrystus).

WIELKI PIĄTEK – PRZYJACIÓŁ UMIŁOWAŁ DO KOŃCA


W Wielki Piątek wpisany jest w krzyż, który jak kotwica stanowi symbol nadziei (Hbr 6,19). Apostoł Paweł wołał: Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9,17). A jego Ewangelią jest „nauka krzyża”, która głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia (1 Kor 1,18; por. 2 Kor 4,3).

Lekcja krzyża prowadzi do mądrości krzyża, do mocy, która daje siłę, prowadzi do zbawienia.
W „szkole krzyża” często pobierała lekcje dr Wanda Półtawska, stąd tyle cennych jej refleksji na ten temat. Biskup Wojtyła w 1962 r. pisał w jej sprawie do Ojca Pio: „Wielebny ojcze, proszę o modlitwę w intencji czterdziestoletniej matki czterech córek z Krakowa w Polsce (podczas ostatniej wojny przebywała pięć lat w obozie koncentracyjnym w Niemczech), obecnie ciężko chorej na raka i będącej w niebezpieczeństwie utraty życia: aby Bóg przez Wstawiennictwo Najświętszej Dziewicy okazał swoje miłosierdzie jej samej i jej rodzinie”. Kilka dni później cudownie wyzdrowiała.

Jakże trudno przychodziło Pani Doktor przyjęcie tego nadzwyczajnego daru: „(…) fakt uzdrowienia, zamiast rzucić mnie na kolana z wdzięcznością dla Boga, wzbudził we mnie bunt (…). Boję się tego Boga, który uderzył we mnie mocą, i choć była to moc dobra, przecież powstał we mnie lęk, który przesłonił wdzięczność. Jestem ogłuszona tym doświadczeniem łaski (…). Cudowne uzdrowienie przeszkadza mi być sobą. A może odkrywa mnie dopiero? Nie wiem, ale ta świadomość, więcej, to przeżycie bezwzględnej zależności od Boga przeraziło mnie (…). Teraz żyję znowu i trzeba to życie jakoś podjąć (…) Boże, daruj, że nie umiem zwyczajnie, jak dziecko, dziękować… (s. 81n).

Później ukochała nabożeństwo drogi krzyżowej. Odprawiała je często u boku biskupa – papieża Wojtyły. Kiedy dotarła wiadomość o jego wyborze zapisała w swoich notatkach: „Trudno mi – to oderwanie boli (…). «Dlaczego Pan Bóg mi dał tak dziwny dar Brata, skoro wiedział, że ma być Papieżem?» Ksiądz Tadeusz [Federowicz] coś takiego mi powiedział: «To wszystko było po to, żeby go do tego przygotować». Cały dzień wpatruję się w Krzyż. Tak mi napisałeś: «Chrystus mnie powołał i idę za Nim» (s. 371).

I nas woła: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się wyprze samego siebie, niech codziennie bierze swój krzyż i niech Mnie naśladuje (Łk 9,23).


WIELKA SOBOTA – PRZYJACIEL ŻYJE – ZMARTWYCHWSTAŁ!


Wielka Sobota jest dniem ciszy, zatrzymania, nawiedzenia Grobu; dniem nadziei.

W jednym z listów do pani Półtawskiej Papież pisze z Turynu (wrzesień 1978): „Nawiedzenie św. Całunu – z głębokim przeżyciem na myśl, że to płótno-relikwia otaczało prawdziwe Ciało Chrystusa po złożeniu do grobu, i że było niemym świadkiem Zmartwychwstania. Zdumiewające są te ślady na Całunie, wszystkie tajemnice bolesne: biczowanie, ciernie, brzemię krzyża, ukrzyżowanie – zostały w nich ze szczególną precyzją… abyśmy po tylu latach, patrząc, pogłębiali naszą wiarę! (s. 344). Trzeba nam dziś „przystanąć” – zatrzymać się w zadumie nad tajemnicą Paschy Boga. On przeszedł ze śmierci do życia. On jest Drogą – Prawdą – Życiem! (J 14,6).

Kard. Martini w liście Matka Boża Wielkiej Soboty przekonywał, że „[Dobra Nowina] o zmartwychwstaniu została przyjęta tylko przez niektórych… Musi ona wciąż torować sobie drogę wśród niedowiarstwa i odrzucenia. Jezus ukrzyżowany już zasiada na tronie w chwale Ojca i jest Panem czasów („Dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi” – Mt 28,18). Lecz oczywistość Jego zmartwychwstania pozostaje zamglona. Chwałę Jego triumfu można oglądać oczyma wiary, przezwyciężając wstrząs Wielkiego Piątku i zwątpienie Wielkiej Soboty oraz przyjmując tajemniczy plan zbawienia przez krzyż („Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” – Łk 24,26). Jest to więc czas wiary i nadziei. Aby przyjąć „dobrą nowinę” trzeba otworzyć umysł („Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma” – Łk 24,45) i spojrzeć szerzej. Chodzi o to, aby w obliczu panującej wokół śmierci uwierzyć nadziei „wbrew nadziei” (Rz 4,18). Istotnie bowiem „jako ostatni wróg pokonana zostanie śmierć” (1 Kor 15,26). Nasze czasy określa się mianem „już, ale jeszcze nie”: Jezus już zmartwychwstał i wstąpił do chwały, Jego łaska zaczęła przemieniać serca i kultury, ale nie jest to jeszcze ostateczne i definitywne zwycięstwo, które nastąpi dopiero wówczas, gdy Pan powróci na końcu czasów. Dlatego uczucie zagubienia i lęku pierwszych uczniów w czasie Wielkiej Soboty trzeba w sobie zwalczyć i przezwyciężyć za pośrednictwem wiary i nadziei Maryi” (s. 12).

Matka Wielkiej Soboty zachęca nas, byśmy poszli Drogą Światła (Via Lucis). To piękne paschalne nabożeństwo ma – jak droga krzyżowa – czternaście stacji. Polega na rozważaniu wydarzeń, które miały miejsce po zmartwychwstaniu. Nie są to już stacje Męki, lecz spotkania Zmartwychwstałego z Matką, z Marią Magdaleną, z kobietami, z uczniami idącymi do Emaus, z Dwunastoma, Tomaszem, Piotrem, Szawłem na drodze do Damaszku… W nabożeństwie Drogi Światła (Via Lucis) wspominamy centralne wydarzenie wiary, jakim jest zmartwychwstanie Chrystusa, oraz fakt bycia uczniami Pana, którzy przez chrzest, jako sakrament paschalny, przeszli z ciemności grzechu do światła łaski (por. Kol 1,13; Ef 5,8).