Do światła przez krainę śmierci

Andrzej Macura

publikacja 09.04.2009 08:56

Triduum Paschalne to czas niezwykły. W tych kilku dniach jak w soczewce skupia się historia Jezusa z Nazaretu i dzisiejsza nadzieja wierzących. W opowieści o osamotnieniu, zdradzie, ludzkiej podłości, kłamstwach, wykrętach, odruchach litości ale i zdziwieniu nad pustym grobem, wierzący odnajduje swoje życie.

Do światła przez krainę śmierci Henryk Przondziono/Agencja GN W tych kilku dniach jak w soczewce skupia się historia Jezusa z Nazaretu i dzisiejsza nadzieja wierzących. W opowieści o osamotnieniu, zdradzie, ludzkiej podłości, kłamstwach, wykrętach, odruchach litości ale i zdziwieniu nad pustym grobem, wierzący odnajduje swoje życie.

Czasem jest mającym władzę, ale tchórzliwym Piłatem, czasem bezmyślnym oprawcą, lubiącym dołożyć innym swój kamyczek złośliwości, innym razem Jezusem, który mimo całego bólu i zmęczenia musi dźwigać swój krzyż. Pusty grób, nad którym razem z Piotrem i Janem staje wierzący, daje wtedy nadzieję, że życie człowieka nie jest jedynie – jak mówił Kohelet – marnością i pogonią za wiatrem. Jednocześnie wspominanie tych wydarzeń w liturgii Kościoła przynosi głębsze zrozumienie. Eucharystia przestaje być obowiązkiem, a staje się ucztą spotkania z Żyjącym na Wieki; przestają dziwić krzyże, na których Jezus nie jest powykręcanym w bólu skazańcem, ale Zwycięzcą; pusty grób przestaje być tylko dowodem na prawdziwość posłannictwa Jezusa, ale staje się blaskiem wschodzącej ludzkości nadziei na niekończące się życie. Warto w te dni wejść w przepaść męki Jezusa, by poranek zmartwychwstania prócz szynki i jajka przyniósł radość, że życie tu i teraz to dopiero przedsmak tego, co czeka wierzących w Chrystusa na progu wieczności.

Pierwsza taka pascha

Wszystko zaczęło się kilka dni wcześniej, w dzień uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Wtedy wiwatowali na Jego cześć, ale powoli zacieśniał się wokół Niego pierścień zła. W przeddzień swojej męki, świadom tego, co go czeka, Jezus postanawia spotkać się ze swoimi uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy. Nie była zwykłą kolacją, a ucztą paschalną. Podczas tego rytuału Żydzi co roku wspominali wielkie wydarzenia ze swojej historii – wyjście z Egiptu i zawarcie na Synaju przymierza z Bogiem. Jezus nadaje jej nowe znaczenie: wieczerza paschalna staje się Eucharystią.

By uratować od śmierci pierworodnych w Egipcie Izraelici musieli oznaczyć odrzwia swoich domów krwią zabitego baranka. Jezus biorąc do ręki chleb każe go jeść swoim uczniom mówiąc, że teraz jest on Jego Ciałem, które dla ich zbawienia zostanie wydane w ręce oprawców. Podobnie biorąc do ręki kielich z winem mówi, że to Jego krew, która za nich będzie wydana. Jego śmierć będzie jak śmierć paschalnego baranka, zabitego dla ocalenia Ludu Wybranego. Kiedyś, nad wodami Jordanu, tak zresztą przedstawił Jezusa Jan Czciciel – „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Jak prawdziwe było to proroctwo zobaczy stojący pod krzyżem inny święty Jan, Ewangelista. Patrząc jak łamią kości współskazanym, a Jezusowi tego bólu oszczędzają, przypomni sobie przepis prawa dotyczący paschalnego baranka: „kości jego nie będą łamane”…

Krew, którą Jezus daje do picia swoim uczniom jest też znakiem zapowiadanego przez proroków Nowego Przymierza. Stare, na Synaju, zawarto kropiąc ołtarz i lud krwią zwierząt. Nowe, tak pięknie zapowiadane przez Jeremiasza jako przymierze wypisane nie na kamieniu, ale w sercu, zostanie zawarte, gdy oprawcy Jezusa wyleją Jego krew na drzewie krzyża. Odtąd każda Eucharystia będzie pamiątka Nowej Paschy: przejścia Jezusa przez śmierć do życia. Będzie ucztą, na której Zmartwychwstały staje jest obecny w swoim Ciele i swojej Krwi...

 

Na Jego pamiątkę

Wydarzenie to wspominamy w Kościele w Wielki Czwartek. Tego dnia, jeśli nie liczyć odprawianej rano w katedrach Mszy olejów, (święci się podczas niej oleje używane przy sprawowaniu niektórych sakramentów, a kapłani odnawiają swoje przyrzeczenia), sprawuje się zasadniczo tylko jedną Eucharystię. Jest ona szczególną pamiątka tamtej wieczerzy sprzed dwóch tysięcy lat, w której Kościół widzi początek sakramentów Eucharystii i kapłaństwa. Od zwykłych, sprawowanych mniej czy bardziej uroczyście każdego dnia, różni się właściwie jednym elementem. W niektórych kościołach podczas tej Mszy sprawujący ją celebransi myją nogi wybranym przedtem wiernym. Robią tak na pamiątkę gestu samego Jezusa, który podczas Ostatniej Wieczerzy wstał od stołu i nie patrząc na protesty Piotra umył swoim uczniom nogi. Jak niewolnik. Zburzył tym sposobem logikę świata, który we władzy chciałby widzieć jedynie godność, a nie konieczność służby. Ten gest, powtarzany w Wielki Czwartek przez kapłanów przypomina wszystkim, że mówienie o „kapłańskiej posłudze” nie ma być tylko grzecznościowym zwrotem.

Nietypowe jest za to zakończenie wielkoczwartowej Eucharystii. Kapłani opróżniają tabernakulum. Pana Jezusa przenosi się w inne miejsce, do tzw ciemnicy, gdzie będzie adorowany do późnych godzin wieczornych i przez cały następny dzień. Gaśnie wieczna lampka, drzwi tabernakulum zostają otwarte, zdejmuje się z ołtarza obrus. Surowość tego widoku przypomina: to co się po Ostatniej Wieczerzy wydarzyło nie było piękne. Prozaiczne do bólu pokazało, że Bogu nie jest obcy nasz ból, nasze osamotnienie i nasze umieranie.

Za Cedron

Z Wieczernika do Getsemani nie jest daleko. Trzeba tylko zejść kawałek w dolinę Cedronu. Po Ostatniej Wieczerzy Jezus z uczniami udał się na noc do gościnnej posiadłości Marii, matki św. Marka. Wiedząc co go czeka prosi uczniów, aby wraz z nim czuwali. Niestety, choć niedawno słyszeli z ust Jezusa o zdradzie i męce, szybko posnęli. Nie pomaga nawet budzenie. Jezus zostaje sam na sam ze swoim strachem. Te i kolejne wydarzenia, aż do śmierci Jezusa na krzyżu wraz z Jego pogrzebem wspominamy w czwartkowy wieczór i w Wielki Piątek.

„A jego pot był jak gęste krople krwi sączące się na ziemię” notuje jeden z Ewangelistów. To pot strachu. Jezus prosi Ojca, aby, jeśli to możliwe, mógł uniknąć męki. Zdaje się jednak na Jego wolę świadom, że to, co go czeka otworzy ludziom bramy nieba. Dlatego, gdy nadchodzi zdrajca prowadząc ze sobą „tłum z mieczami i kijami” powstrzymuje uczniów, by nie stawali w jego obronie. Dwóch z nich pójdzie za Nim aż na dziedziniec domu Arcykapłana. By zobaczyć, jak się sprawy potoczą? By w odpowiednim momencie jakoś Mistrzowi pomóc? Bóg jeden wie. Skończyło się zaprzaństwem: „nie znam tego człowieka”...

 

„My mamy prawo”

„My mamy prawo, a według tego prawa On powinien umrzeć”. Te słowa oskarżających Jezusa przed Piłatem dostojników żydowskich są ilustracją gorzkiej lekcji, jak łatwo ukryć swoją podłość pod płaszczykiem respektowania prawa. Niebawem pytani przez Piłata, czy chcą, żeby ukrzyżowano ich króla zdobędą się nawet na zdradę narodowej dumy oświadczając służalczo, że „poza Cezarem nie mają króla”. A wszystko dlatego, ze wyrok na Jezusa został wydany na długo, zanim postawiono Go przed jakimkolwiek sądem.

Jezus miał wielu sędziów. Zaczęło się od żydowskiej Wysokiej Rady chcącej zachować pozory praworządności procesu. Świadkowie zeznający przeciw Jezusowi nie byli jednak zgodni co do stawianych mu zarzutów. Arcykapłan, pytając Jezusa czy jest Synem Bożym, chciał znaleźć dobry pretekst do skazania. Otrzymał go. Odpowiedź Jezusa nie pozostawiała wątpliwości. Uważał się za równego Bogu. Nie trzeba już było więcej świadków. Jako bluźnierca powinien zostać zabity. Ale że Rzymianie, pozwalając Żydom mieć własne sądownictwo, dla siebie rezerwowali skazywanie na śmierć, potrzeba było zgody Piłata.

Piłat szybko się zorientował, że oskarżenia o bunt przeciwko Rzymowi, jakie stawiano Jezusowi, to jedynie pretekst. Zdawał sobie jednak sprawę, że trudno mu będzie rozsądzić rzecz sprawiedliwie. Szantażowany skargą do Cezara, że toleruje buntowników, próbował odpowiedzialność zrzucić na innego urzędnika Imperium, przebywającego właśnie w Jerozolimie króla Heroda. Z nadania Rzymu był on władcą sąsiedniej Galilei, z której pochodził Jezus. Ale Herod nie uznał za stosowne zajęcie się sprawą na poważnie. Chyba potraktował Jezusa jak jarmarcznego cudotwórcę. Wobec tego jednego sędziego Jezus milczał. Więc Herod odesłał Go do Piłata wpierw, na pośmiewisko, nakazując ubrać Jezusa w purpurowy płaszcz.

Piłat dalej starał się Jezusa uwolnić: licząc na współczucie oskarżycieli kazał Go ubiczować, rzucił propozycję uwolnienia go jako aktu łaski. Jednak oskarżycieli Jezusa nie wzruszyło Jego cierpienie. Woleli ułaskawienia dla zbrodniarza Barabasza, niż dla Króla Żydowskiego. Piłat stchórzył. Dla świętego spokoju skazał Jezusa na śmierć przez ukrzyżowanie. Woda, którą mył ręce pewnie nie zrobiła się czerwona. Ale przecież miał na rękach krew niewinnego człowieka. Był winny tchórzostwa.

Jedno wielkie bicie

Uważnego czytelnika Ewangelii musi zdumiewać, ile Jezus wycierpiał od ludzi którzy z własnej inicjatywy dokładali swoje razy. Nie tylko biczowanie z rozkazu Piłata dołożyło Mu cierpień. Był policzkowany i opluwany po wyroku Sanhedrynu, wyszydzony, opluty i bity przez żołnierzy, którzy włożyli mu na głowę koronę z cierni. Jakby oskarżenie – o bluźnierstwo czy o bunt nieważne – dawało prawo do znęcania się nad oskarżonym. Ileż morderczych instynktów ujawnił kalkulowany na zimno, niesprawiedliwy proces Jezusa?

A potem była jeszcze wędrówka z belką krzyża na miejsce kaźni. Poszturchiwania, upadki, być może kolejne razy – dziś wie to tylko dobry Bóg. Potem rozebranie go na oczach gawiedzi. A gdy w końcu został przybity do krzyża, jeszcze szyderstwa. „Zejdź z krzyża, a uwierzymy Ci”….
 

Spełniają się proroctwa

Straszna to musiała być śmierć. Skazaniec na krzyżu się dusi. Jak długo ma siły opierać się choć chwilę na nogach, ma szansę. Gdy zaczyna wisieć na rękach, niechybnie nastąpi porażenie nerwu oddechowego. „Zaliczony został pomiędzy przestępców”, „Podzielili miedzy siebie moje ubrania, i o moją szatę rzucili los”, „Kości jego nie będą łamane”, „Będą patrzyć na tego, którego przebili”. Nawet owo „Boże mój Boże, czemuś mnie opuścił” bardziej niż skargą było ostatnim kazaniem. Wszak Jego słuchacze znali zaczynający się od tych słów Psalm 22. A napis nad jego głową? To jest król Żydowski. Nie tylko on tak mówił, ale naprawdę nim był i jest. Piłat odmawiający zmiany napisu na tabliczce pewnie nie wiedział, jak prawdziwe były Jego słowa.

I tak się wszystko wykonało. Ciemności okryły ziemię, a świątynna zasłona rozdarła się na dwoje. Już nie ma podziału na lepszych i gorszych. Nastaje Jeremiaszowe Nowe Przymierze, w którym wszyscy mają przystęp do Ojca…

Dzień bez Eucharystii

W Wielki Piątek Kościół nie sprawuje Eucharystii. Odprawiane jest nabożeństwo Drogi krzyżowej i daje się wiernym wiele czasu na indywidualne rozmyślania nad męką Jezusa. Dopiero po południu – albo w polskich realiach wieczorem – odprawiane są wielkopiątkowe ceremonie. Zaczyna je przejmujący gest: po wejściu celebransa wszyscy klękają, a kapłani kładą się twarzą do ziemi przed ołtarzem. Wobec zbawczej męki Jezusa wszelkie słowa są zbyt małe. Dlatego pierwszą odpowiedzią wierzących jest milcząca adoracja. Dopiero potem rozpoczyna się Liturgia Słowa. Najpierw czytany jest fragment z księgi Izajasza, w którym prorok zapowiada mękę i śmierć Zbawiciela. Potem fragment z listu do Hebrajczyków w którym Jezus zostaje ukazany jako arcykapłan prowadzący wiernych do Ojca. W końcu czytane jest opowiadanie o Męce Pańskiej w wersji św. Jana. Zwięzłe i lapidarne pokazuje całą złość oskarżycieli i całą wielkość Jezusa. Choć po ludzku upodlony, jawi się jako prawdziwy król, wypełniający mgliste zapowiedzi Starego Testamentu.

Kolejną częścią wielkopiątkowych ceremonii jest uroczysta modlitwa wiernych, w której Kościół poleca Bogu cały świat i wszystkie jego sprawy. Po niej następuje adoracja krzyża. Kapłan bierze do ręki zasłonięty płótnem od piątej niedzieli Wielkiego Postu krzyż i stopniowo pokazuje jego części zgromadzonym wiernym. „Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata” – śpiewa, a lud odpowiadając „Pójdźmy z pokłonem” klęka oddając hołd Odkupicielowi. Później jest okazja, by każdy indywidualnie oddał hołd Zbawicielowi podchodząc do krzyża i całując go.

Ceremonie Wielkiego Piątku kończy, po Komunii, przeniesienie Jezusa do tzw Bożego Grobu. Tam, okrytego symbolizującym płótna którymi owinięto zmarłego Jezusa białym welonem, będzie można go adorować do późnych godzin wieczornych, a w niektórych kościołach nawet przez całą noc.
 

Dzień ciszy

Wielka Sobota to czas ciszy. Ciało Jezusa spoczywa w grobie i pozornie nic się nie dzieje. W świątyniach ciszę mącą tylko odgłosy kroków i – od czasu do czasu – święcenie wielkanocnych pokarmów. Kościół koncentruje się tego dnia na tajemnicy zstąpienia Jezusa do piekieł. Prawda ta pokazuje uniwersalizm zbawienia. Dostępują go także ci sprawiedliwi, którzy żyli przed Chrystusem. Jezus idzie do nich, by otworzyć im bramy nieba. To, czego my mamy dostąpić przez wiarę w Jezusa, oni otrzymują dzięki swojej prawości.
 

Noc, w której się łączy niebo z ziemią


Wieczorem, koniecznie po zachodzie słońca, zaczyna się Wielkanoc. Ewangeliści informują, że fakt zmartwychwstania odkryły w niedzielny poranek kobiety zamierzające dopełnić pogrzebowych zwyczajów, których zaniedbano w piątek ze względu na zbliżający się szabat. Wtedy jednak grób już był pusty. Jezus powstał z martwych nocą. Dlatego już wieczorem zaczynamy świętowanie tajemnicy zmartwychwstania.

Wystarczy dziś dotknąć kontaktu, a najciemniejsze pomieszczenia rozświetla światło elektrycznej żarówki. Tylko ci, którym dane było błąkać się ciemna nocą po lesie wiedzą, jaka ulgę przynosi widok zapalonego światła. A ci, którzy chodzili w ciemności, w której nie widać nawet na wyciągnięcie ręki wiedzą, o ile łatwiej chodzi się widząc co ma się pod nogami. Liturgia Wigilii Paschalnej rozpoczyna się... przy ognisku przed kościołem. Kapłan żłobiąc napisy na świecy przypomina: On jest początkiem i końcem, Jego jest czas i wieczność. Wkładając zaś w nią pięć ziaren symbolizujących pięć głównych ran Jezusa, prosi o Boża opiekę. W kościele jest wtedy zupełnie ciemno. Kapłan wchodząc do świątyni z zapalonym paschałem staje w jej drzwiach wołając „światło Chrystusa”. Stopniowo od paschału wszyscy zapalają swoje świece, a gdy w końcu celebrans dochodzi do ołtarza zapalają się wszystkie światła. Symbolikę tego obrzędu wyjaśnia później śpiew „Exultet”: niebo i ziemia mogą się radować, bo Król odniósł zwycięstwo. Mroki grzechu i śmierci rozproszyło zmartwychwstanie Jezusa. Tej nocy łączy się niebo z ziemią, sprawy ludzie ze sprawami Bożymi. Zmartwychwstanie Jezusa jest światłem dla ludzkości żyjącej w mroku grzechu i lęku przed ostateczną, niekończącą się ciemnością śmierci; jawi się jako nadzieja zmartwychwstania dla wszystkich wierzących.

Niezwykle rozbudowana Liturgia słowa ceremonii Wigilii Paschalnej przypomina historię zbawienia. Od stworzenia świata Bóg nie przestaje się o człowieka troszczyć. W Jezusie Chrystusie ludzkości rozbłysło nie znające zachodu Słońce. Wierzący mogą mieć nadzieję na życie wieczne. Udział w nim mają poprzez zanurzenie w śmierć Jezusa, przez obmycie wodą chrztu. Dlatego kolejnym elementem Wigilii Paschalnej jest liturgia chrzcielna. Kapłan w długiej modlitwie przypomina symbolikę wody i błogosławi wodę do użytku chrzcielnego. Jeśli w kościele są katechumeni, przyjmują wtedy chrzest. Jeśli nie, wszyscy zebrani odnawiają swoje przyrzeczenia chrzcielne odrzucając zło i wyznając wiarę w Trójcę Świętą.

Dalej msza toczy się swoim zwykłym torem: następuje Liturgia Eucharystyczna, podczas której grają już milczące od Wielkiego Czwartku organy. Wierni przyjmują Ciało Chrystusa może bardziej niż kiedy indziej uświadamiając sobie, jak bardzo ważnym jest ono pokarmem na drodze do wieczności, do Ojca, który dla naszego zbawienia nie wahał się poświęcić własnego Syna.

Jeszcze tego wieczoru (w niektórych kościołach dopiero w niedzielę rano) wieść o zmartwychwstaniu ogłoszona zostaje całemu światu. Wierni w procesji ze śpiewem, któremu wtórują dzwony, przypominają, że czas otrzeć łzy, bo tak jak On zmartwychwstał i my kiedyś zmartwychwstaniemy. Staja się przez to podobni do tych, którzy spotkali Jezusa po swoim zmartwychwstaniu: Marii Magdaleny, która z początku pomyliła Jezusa z ogrodnikiem, Apostołów zamkniętych w Wieczerniku i dwóch uczniów idących do Emaus. Tak jak dzięki nim wieść o zmartwychwstaniu rozniosła się po świecie, tak wierzący dziś w zmartwychwstanie Jezusa rozgłaszają tę dobra nowinę całemu światu.

Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał – pisał kiedyś święty Paweł – daremna była by nasza wiara; starając trzymać się jakich zasad bardziej od innych bylibyśmy godni politowania. Dzięki Niemu każdym nawet najbardziej szary dzień, opromienia blask wieczności…