22. tydzień zwykły (2004)

publikacja 10.07.2006 18:07

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (22. zwykła)


No i dokąd się tak pchasz? (Syr 3,17–18.20.28–29; Ps 68; Hbr 12,18–19.22–24a; Łk 14,1.7–14)

Mówią mi: „W życiu do niczego nie dojdziesz. Niczego nie osiągniesz. Zmarnujesz swoje zdolności. Nie zrealizujesz siebie. Jeśli myślisz, że ktoś cię doceni w myśl zasady ‘siedź w kącie, znajdą cię’, jeśli myślisz, że wystarczy być po prostu dobrym, aby cię zauważyli inni, prezentujesz wyjątkową naiwność”.

Podobno czasy są takie, że trzeba się pchać. Podobno trzeba mówić światu, jakim się jest wybitnym, pracowitym, inteligentnym, aktywnym. Podobno trzeba być ważnym i trzymać się zawsze blisko najważniejszych. Najlepiej wystąpić dużo razy w telewizji.

Podobno warto się uczyć autoreklamy i autopromocji. Wyspecjalizowane firmy biorą za to duże pieniądze od szukających pracy. A ci, którzy zajmują intratne stanowiska podobno płacą różnym specjalistom od „wizerunku” nie tylko po to, aby ich nie stracić, ale także po to, by wydać się lepszymi i zająć jeszcze intratniejsze posady.

Krąży taka opowieść, podobno prawdziwa: Człowiek, który przez całe życie rozpychał się łokciami, robił karierę nie przebierając w środkach, który nigdy nie stał w kolejce, tylko zawsze się wpychał przed innych, który niejednego wypchał od stołu prezydialnego i wielu rywali najzwyczajniej wygryzł, umarł pewnego dnia. Po śmierci postanowił iść do nieba. Patrzy, a tu spora kolejka. Ruszył więc do przodu omijając dusze pokornie czekające u niebieskich bram. Sprytnie wymanewrował jakiegoś żebraka z Afryki i już robił krok przez niebiański próg, gdy schwyciły go silne dłonie św. Piotra. „A ty dokąd się pchasz? Tu się tak nie wchodzi” - zawołał Apostoł i wskazał mu drzwi, za którymi była wygodna winda. Prosto do piekła.

Myśl dnia

„Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i dał Mu imię, które jest ponad wszelkie imię” (por. Flp 2, 8-9).

Słowa te, w jędrnym Pawłowym skrócie oddają to, co stanowi o tajemnicy Odkupienia, dokonanego przez Chrystusa. Stanowi o niej uniżenie Syna Bożego przez śmierć krzyżową i wywyższenie przez zmartwychwstanie. Stanowi: posłuszeństwo aż do śmierci wobec Ojca — i wzajemny dar Ojca udzielany w imieniu Chrystusa człowiekowi i całemu stworzeniu. Odkupienie jest nowym stworzeniem. Stworzenie było pierwszym i podstawowym obdarowaniem świata i człowieka przez Boga. Odkupienie przezwycięża nieposłuszeństwo człowieka wobec Stwórcy, czyli grzech — ten grzech bierze Chrystus na krzyż, aby swym posłuszeństwem aż do śmierci otworzyć Nowe i Wieczne Przymierze Boga z człowiekiem: nową skalę obdarowania w Duchu Świętym, nowe życie.

Kościół wyłonił się z tajemnicy Odkupienia — i tajemnicą tą żyje na co dzień. W tej tajemnicy znajduje swoją najgłębszą rację bytu. Tę tajemnicę głosi i przepowiada w Ewangelii. Tę tajemnicę sprawuje w sakramentach, a nade wszystko w Eucharystii.

(Jan Paweł II)

Poniedziałek


Prorok w ojczyźnie (1 Kor 2,1-5; Ps 119; Łk 4,16-30)

Nie mam problemów z klasyfikowaniem ludzi. Tych dalekich też, ale najlepiej idzie mi to z ludźmi z najbliższego otoczenia. Spojrzę i już wiem: ten osioł, tamten pacan, ta blondynka, na tamtego trzeba uważać, bo dość inteligentny, tamta mogłaby się lepiej prowadzić...

Najbardziej mnie irytują ci, którzy trochę się wyrwali z naszego grajdoła i próbują udawać kogoś innego. Widzę niektórych w telewizji i mruczę: „No i kogo ty chcesz nabrać? W końcu razem graliśmy na placu, a ty teraz udajesz wielką postać”. Mam ochotę wykrzyczeć to na cały świat. To niemożliwe, żeby oni do czegoś doszli, cos w życiu osiągnęli, skoro ja z tej samej miejscowości, z tego samego skrawka ziemi, spod tego samego nieba, znad tej samej kałuży, jestem nikim!

Tak, jestem nikim. Wstrętnym zazdrosnym nieudanym nikim. I nie pozwolę, by ktoś, kogo znam, okazał się lepszy ode mnie. Przynajmniej w moich oczach.

Ale dlaczego? Rety. Panie Jezu. Przecież nie muszę być nikim. I nie muszę za wszelką cenę ściągać innych do bajora, w którym siedzę. Pomóż.

Myśl dnia

Dobrze to dla nas, że doznajemy czasem przykrości i przeciwności; one bowiem często pobudzają człowieka do zastanowienia, przypominając mu, że jest na wygnaniu i że nie może pokładać nadziei w rzeczach tego świata.

Dobrze też jest, że spotykamy się czasem z przeciwnym zdaniem i że źle i opacznie bywamy sądzeni nawet wtedy, gdy czynimy dobrze i w dobrej intencji; to bowiem budzi w nas pokorę i broni przed próżną chwałą.

Skwapliwiej szukajmy Boga, świadka naszych wewnętrznych spraw, gdy inni jawnie nas lekceważą i nie dowierzają nam.

(Tomasz a Kempis)

Wtorek


Po prostu z nim nie dyskutuj (1 Kor 2,10b-16; Ps 145; Łk 4,31-37)

On to robi zawsze tak samo. Od tysiącleci. Arsenał środków ma raczej ograniczony. Zadać przewrotne pytanie. Zasiać wątpliwość. „Dowartościować”. Odwołać się do daru wolności. Zasugerować, że nic złego się nie stanie. Czasami wziąć na litość. I tyle.

Często mu się sprawdza. Niejednego już nabrał. Zaczęło się w raju. Tam przeprowadził test. I udało mu się. Okazało się, że łatwo jest mącić ludziom w głowach.

To go rozzuchwaliło. Postanowił próbować się z samym Bogiem. Z Bożym Synem, który stał się człowiekiem. I... przegrał.

Warto zauważyć metodę Jezusa. On mu nie daje się wciągnąć w dyskusję. Jego odpowiedź na szatańskie prowokacje zawsze jest krótka i jednoznaczna - „Nie”. Czasami więcej niż zdecydowana - „Milcz”. Z nim nie ma sensu dyskutować. Dyskusja ma sens tylko wtedy, gdy zmierza do znalezienia prawdy. „Ojciec kłamstwa” nie jest zainteresowany znalezieniem prawdy. Jego interesuje jej zniszczenie. Prawda jest dla niego zagrożeniem.

Gdy nadchodzi pokusa próbuję z nią dyskutować. Błąd. Nie z każdym należy podejmować dialog. Z szatanem po prostu się nie rozmawia.

Myśl dnia

Człowiek przeto powinien tak się umocnić w Bogu, by nie musiał szukać wiele pociech u ludzi.

Kiedy człowieka dobrej woli trapią troski, pokusy lub złe myśli, rozumie, jak bardzo potrzeba mu Boga i że bez Niego nic dobrego uczynić nie może.

Smuci się też. wzdycha i modli się w nędzy, której doświadcza.

Czuje również niechęć do dalszego życia i pragnie śmierci, by, wolny od cielesnych więzów, mógł się połączyć z Chrystusem.

Wtedy także dobrze poznaje, że prawdziwe bezpieczeństwo i zupełny spokój na tym świecie ostać się nie mogą.

(Tomasz a Kempis)

Środa


Świadectwo bez wartości (1 Kor 3,1-9; Ps 33; Łk 4,38-44)

Standardowe pytanie-argument-zarzut-usprawiedliwienie ludzi poszukujących, którzy z różnych względów nie identyfikują się z chrześcijaństwem: „Dlaczego mimo upływu dwóch tysięcy lat od przyjścia Chrystusa, nadal większość ludzi w Niego nie wierzy?”.

Odpowiedź (jedna z możliwych, niewątpliwie prawdziwa): Dlatego, że chrześcijanie żyją za mało po chrześcijańsku.

Inaczej mówiąc, gdyby chrześcijanie lepiej dawali świadectwo swej wierze, z pewnością ludzie szukający wiary chętniej zostawaliby wyznawcami Chrystusa. Tak właśnie trzeba powiedzieć. Nie można powiedzieć, że chrześcijanie nie dają świadectwa. Dają. Ale ich świadectwo często jest nieskuteczne. W perspektywie rozprzestrzeniania Dobrej Nowiny okazuje się działaniem bez wartości.

Dlaczego?

Prawdziwie skuteczne świadectwo jest jednoznaczne i zdecydowane. Jest całkowitą zgodnością myśli, słów i czynów. Świadek, który głosi miłość, a za chwilę wybucha nienawiścią, nigdy nie odniesie sukcesu.

Św. Jakub Apostoł napisał, że złe duchy wierzą w Chrystusa i drżą. Gdy Jezus je wyrzucał, zabraniał im mówić, chociaż głosiły prawdę, że On jest Synem Bożym. Nie chciał takiego świadectwa.

Myśl dnia

Dopóki żyjemy na ziemi, nie możemy być wolni od utrapienia i pokus.

Stąd w księdze Joba napisano: „Bojowaniem jest żywot człowieczy na ziemi” (Job 7,1).

Każdy przeto powinien troskliwie baczyć na siebie w chwilach pokus i czuwać w modlitwie, aby się nie dać, zwieść szatanowi, który nigdy nie usypia, „lecz jako lew ryczący krąży, szukając kogo by po-żarł” (1 P 5,8).

Nikt nie jest tak doskonały i święty, by od czasu do czasu nie doświadczał pokus; i nigdy nie możemy być od nich zupełnie wolni.

(Tomasz a Kempis)

Czwartek


Przestraszony przez samego Boga (1 Kor 3,18-23; Ps 98; Łk 5,1-11)

Żyję w miarę przyzwoicie. Ani jakoś przesadnie dobrze, ani przesadnie źle. Stać mnie na gest miłości w stosunku do drugiego człowieka, ale też stać mnie na świństwo. Właściwie żyję tak, jak „przeciwnik”, czyli drugi człowiek, pozwala. Sam raczej nikogo nie zaczepiam. Ale jeśli ktoś próbuje ingerować w moje życie, niech ma pewność, że spotka się z należytą odprawą. Moje życie, to moja sprawa. Powtarzane przez różnych telewizyjnych gadułów zdanie „Nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć”, wywołuje we mnie pozytywne odczucia.

Oczywiście, zaliczam się do ludzi wierzących. Ale bez przesady z tą wiarą. Nie wszystko, co głosi moja wspólnota wiary, traktuję z cała powagą. Trzeba iść z duchem czasu. To, co było realne pięć wieków temu, dzisiaj jest przeżytkiem. Nie da się zatrzymać czasu. Nie da się zatrzymać postępu. Nie da się zatrzymać przemian w ludzkim życiu. Dlatego uważam, że nie da się dziś ściśle przestrzegać wszystkich zakazów i nakazów mojej religii. One komplikują życie. Utrudniają je. Zmuszają do wysiłku. A przecież życie człowieka powinno być coraz łatwiejsze.

Co zrobię, gdy nagle odkryję, że w moje życie wszedł osobiście Jezus Chrystus? Oczywiście, nie wykluczam takiej możliwości. I bardzo się boję, że to może nastąpić. Myślę, że postaram Mu się wtedy wytłumaczyć, żeby poszedł do kogoś innego. Bo to, jak pisał Gałczyński, byłby „za duży wiatr na moją wełnę”. Może powiem tak: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. Niech mi da spokój, bo ja mu przecież spokoju nie zakłócam.

„Nie bój się...”.

Myśl dnia

Pokusy, mimo że dokuczliwe i ciężkie, są jednak często pożyteczne dla człowieka; służą bowiem ku jego upokorzeniu, oczyszczeniu i doskonaleniu.

Każdy święty przechodził przez wiele utrapień i pokus i dzięki nim postępował w cnocie.

Ci jednak, którzy pokusom się nie oparli, odpadli i zostali odrzuceni.

Nie ma tak świętego zakonu ani tak ukrytego miejsca, gdzieby nie było pokus lub przeciwności.

(Tomasz a Kempis)

Piątek


Moj świat jest pełen łat i dziur (1 Kor 4,1-5; Ps 37; Łk 5,33-39)

Połatana ta moja rzeczywistość. I co chwilę wyskakuje nowa dziura. Nie, nie tylko w systemie mojego komputera. Właściwie w każdej dziedzinie. Nie wiadomo skąd pojawiają się dziury w ubraniu. Wczoraj nagle zaczęło kapać z rury w łazience. Od tygodnia nie mogę znaleźć w sklepie nowej dętki do rowerka mojej córeczki, bo stara bez szczególnego „się przedziurawiła”. Tak samo bez powodu ktoś w zeszłym miesiącu zrobił dziurę w głowie mojego synka. Trzeba było zakładać szwy.

Ale najgorsze są dziury w relacjach z najbliższymi. „Nasza miłość się przeciera” - powiedziała najbliższa mi osoba. „Chyba trzeba ją podreperować”. Łatana miłość. To głupio brzmi, ale tak jest. Pełno w niej łat, większych i mniejszych. Te łatki to najsłabsze miejsca. Wiele razy zdarzyło się, że trzeba było na nowo łatać to samo miejsce.

Chrystus mówił, żeby nie łatać starego materiałem wyrwanym z nowego. To wymaga daru przewidywania i zapobiegliwości. To znaczy, że należy mieć zapas tego samego materiału, aby móc go użyć do łatania. Czy ktoś o tym pamięta? Czy ktoś pamięta, aby wtedy, gdy jest nadmiar miłości, zachować część na przyszłość, kiedy pojawią się dziurki i przetarcia?

„Stare jest lepsze”. Dlaczego? Bo stare jest wygodniejsze. Nawet młodzi ludzie wolą stare rozdeptane adidasy od nowych, które trzeba będzie dopiero rozchodzić. Wolą chodzić w starym dziurawym dresie, niż w nowym, pachnącym jeszcze fabryką.

Ewangelia to dziwna nowina. Jest stale nowa. Wcale się nie starzeje. I być może dlatego tak trudno ją przyjąć. Nie jest wygodna.

Myśl dnia

Człowiek dopóki żyje, nie jest zupełnie wolny od pokus; w nas samych tkwi ich źródło, gdyż narodziliśmy się w pożądliwości.

Gdy jedna udręka lub pokusa ustępuje, nadchodzi druga i zawsze będziemy cierpieć; albowiem utraciliśmy dobro pierwotnej szczęśliwości.

Wielu usiłuje uciec od pokus, a głębiej w nie wpadają.

Nie możemy zwyciężyć przez samą tylko ucieczkę; lecz przez cierpliwość i prawdziwą pokorę staniemy się silniejsi od wszystkich nieprzyjaciół.

(Tomasz a Kempis)

Sobota


Prawo dla człowieka (1 Kor 4,6b-15; Ps 145; Łk 6,1-5)

Wobec prawa, czyli przepisów, czyli zestawu nakazów i zakazów (niezależnie od tego, kto jest ich autorem) można przyjąć dwie zasadnicze postawy.

Pierwsza polega na ścisłym przestrzeganiu prawa i odwoływaniu się do niego we wszystkich sprawach, nawet najdrobniejszych. Pozornie nie ma w tym nic złego. Zwłaszcza, gdyby taka postawa dotyczyła prawa Bożego lub prawa naturalnego. Z pewnością te prawa nie są ułomne, nie są przeciwko człowiekowi, a więc nie mogą mu zaszkodzić.

Jest jednak problem. Każdy, kto stosuje prawo, mniej lub bardziej świadomie, dokonuje jego interpretacji. Inaczej po prostu nie da się stosować prawa. Trzeba je dostosować do konkretnej sytuacji. A to już jest interpretacja. Interpretacja może być fałszywa. I często bywa. A jeśli jest fałszywa, to przynosi szkodę. Zauważył to już bardzo dawno Cyceron. Na tym polegała szkodliwa postawa faryzeuszy wobec prawa. O to miał do nich pretensje Jezus.

Jest też druga postawa. Lekceważenie prawa. Traktowanie go jako spisu zasad, które trzeba omijać w taki sposób, aby się nie dać złapać. Ta postawa jest dziś w ofensywie. Jej skrajną formą jest całkowite odrzucenie prawa, podważanie sensu istnienia przepisów regulujących życie człowieka, zwalczanie nakazów i zakazów, usuwanie tych, które są (nawet jeśli są prawem naturalnym) i niedopuszczanie do ustanowienia następnych.

Człowiek potrzebuje prawa. Ono mu ułatwia życie. Pod warunkiem, że stosuje nie tylko jego literę, ale także ducha. Bo prawo musi mieć ducha, aby zasługiwało na swoją nazwę.

Myśl dnia

Wolność człowieka i Boże prawo nie są ze sobą sprzeczne, ale przeciwnie - wzajemnie się do siebie odwołują. Uczeń Chrystusa wie, iż jego powołanie jest powołaniem do wolności. „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności” (Ga 5, 13), woła z radością i dumą apostoł Paweł. Natychmiast jednak dodaje: „Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie!” (tamże). Stanowczość, z jaką Apostoł przeciwstawia się tym, którzy wiążą swoje usprawiedliwienie z Prawem, nie ma nic wspólnego z „wyzwoleniem” człowieka od przykazali, które - przeciwnie - służą praktykowaniu miłości: „Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: miłuj bliźniego swego jak siebie samego” (Rz 13,8-9). Św. Augustyn, gdy mówi o przestrzeganiu przykazań jako o pierwszej niedoskonałej wolności, dodaje: „Dlaczego - zapyta ktoś - jeszcze niedoskonałej? Ponieważ «w członkach moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu». Częściowa wolność, częściowa niewola: wolność na razie nie jest całkowita, nie jest czysta, nie jest pełna, bo nie osiągnęliśmy jeszcze wieczności. Po części podlegamy nadal słabości, a po części zyskaliśmy już wolność. Wszystkie nasze grzechy zostały zgładzone przez chrzest, czy jednak wraz ze zniszczeniem niegodziwości zniknęła także słabość? Gdyby ona zniknęła, żylibyśmy na ziemi bez grzechu. Któż ośmieli się powiedzieć, że tak jest, jeśli nie człowiek pełen pychy, niegodny miłosierdzia wyzwoliciela? Ponieważ więc nadal podlegamy słabości, śmiem twierdzić, że jesteśmy wolni w takiej mierze, w jakiej służymy Bogu, o ile zaś idziemy za prawem grzechu, o tyle jesteśmy niewolnikami”.

Kto więc żyje „według ciała”, odczuwa prawo Boże jako ciężar, więcej - jako zaprzeczenie, a w każdym razie ograniczenie swojej wolności. Kto zaś ożywiany miłością „postępuje według ducha” (por. Ga 5, 16) i pragnie służyć innym, znajduje w prawie Bożym pierwszą i niezastąpioną drogę czynnego okazywania miłości, dobrowolnie wybranej i przeżywanej. Co więcej, odczuwa wewnętrzne przynaglenie - które jest prawdziwą i właściwą „koniecznością”, a nie tylko zewnętrznym przymusem - by nie ograniczać się do wypełniania minimum wymaganego przez prawo, ale by żyć jego „pełnią”.

(Jan Paweł II, Veritatis splendor)