26. tydzień zwykły (2004)

publikacja 10.07.2006 18:12

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (26. zwykła)


Warszawa Wschodnia (Am 6,1a. 4-7; Ps 146; 1 Tm 6,11-16; Łk 16,19-31)

W pierwszym odruchu gotów jestem powiedzieć: ja bym nie pozwolił, aby okryty wrzodami żebrak leżał przy mojej bramie. Jednak po chwili zaczynam mieć wątpliwości. Wracam pamięcią do różnych sytuacji, w jakich bywałem i trafiam na to spotkanie. Wrzesień 1987 roku. Była prawie północ. Siedziałem w barze dworca wschodniego w Warszawie i czekałem na pośpieszny do Krakowa. Przede mną, na stoliku, talerz fasolki po bretońsku. Gdzieś w narożniku sali grupa mężczyzn raczej nie wzbudzających zaufania. W pewnym momencie jeden z nich wstał i zaczął zbliżać się do mojego stolika. Z odległości metra poczułem mdlący zapach. Gdy usiadł obok mnie, wpatrując się natarczywie w jedzenie, ocierając się o moją kurtkę i plecak, nie wytrzymałem. Wstałem od stołu i poszedłem na peron.

Więc jak to jest z tą moją wrażliwością? Owszem, skrupulatnie zapisuję wszystkie wydarzenia na plus. Wakacje z chorymi, godziny oddane młodzieży, nakarmione głodne dzieci, datki na cele charytatywne, odwiedziny u osób starszych i samotnych. Jednego nie jestem w stanie przewidzieć. Co bym zrobił, gdyby w dzisiejsze południe cuchnący żebrak zapukał do moim drzwi i poprosił o strawę. Jedzenie z pewnością by się znalazło. Ale czy zaprosiłbym go do środka i posadził przy stole?

Słuchając opowieści o bogaczu i Łazarzu modlę się o pokorę. Abym w dniu, gdy zobaczę żebraka z dworca wschodniego na łonie Abrahama, nie rozkazywał. Lecz uznawszy swój brak miłości miał dość odwagi, by powiedzieć: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”.

Myśl dnia

Kościół na nowo odczytuje orędzie miłosierdzia, aby skutecznie nieść pokoleniu końca drugiego tysiąclecia i przyszłym generacjom światło nadziei. Nieprzerwanie też Kościół prosi Boga o miłosierdzie dla wszystkich ludzi. «W żadnym czasie, w żadnym okresie dziejów — a zwłaszcza w okresie tak przełomowym jak nasz — Kościół nie może zapomnieć o modlitwie, która jest wołaniem o miłosierdzie Boga wobec wielorakiego zła, jakie ciąży nad ludzkością i jakie jej zagraża. (...) Im bardziej świadomość ludzka, ulegając sekularyzacji, traci poczucie sensu samego słowa 'miłosierdzie' — im bardziej, oddalając się od Boga, oddala się od tajemnicy miłosierdzia — tym bardziej Kościół ma prawo i obowiązek odwoływać się do Boga miłosierdzia 'wołaniem wielkim'» — to jest cytat z Dives in misericordia (n. 15). Właśnie dlatego na trasie mojej pielgrzymki znalazło się wasze sanktuarium. Przychodzę tutaj, aby zawierzyć wszystkie troski Kościoła i ludzkości miłosiernemu Chrystusowi. Na progu trzeciego tysiąclecia przychodzę, by raz jeszcze zawierzyć Mu moje Piotrowe posługiwanie — «Jezu, ufam Tobie!».

(Jan Paweł II)

Poniedziałek


Kto jest największy? (Hi 1,6-22; Ps 17; Łk 9,46-50)

Jedną z ważnych postaci mojego dzieciństwa i młodości była siostra Teresa. Misjonarka św. Wincentego a Paulo, jak wówczas mawiano – szarytka. Usunięta z innymi siostrami z pracy w szpitalu, przyjeżdżała tam w każdą niedzielę wcześnie rano, by przygotować Mszę św. i pomóc chorym w modlitwie. Czas oczekiwania na powrót kapelana z obchodu wypełniała przygotowaniem kaplicy, usadzaniem chorych, a gdy ich nie było, rozmowami z ministrantami. Uczyła wtedy adoracji Najświętszego Sakramentu, zasad dobrego wychowania, przybliżała postać założyciela zgromadzenia, odkrywała historię Cudownego Medalika, opowiadała o latach pracy przy chorych, z bólem wspominała dzień, w którym siostry musiały opuścić szpital.

Lubiłem te szpitalną kaplicę. Pewnie i dlatego, że było to jedyne miejsce, gdzie wszystkie funkcje ministranta należały do mnie. Do czasu, gdy kapelan przyprowadził kolegę. Wtedy – jak to zwykle bywa – zaczęła się rywalizacja. Jako stały bywalec i zarazem starszy wiekiem łaskawie dopuszczałem Grzegorza do jednej funkcji. Oczywiście dochodziło przy tym do przepychanek. Kolega zresztą też potrafił upominać się o swoje. Siostra bardzo szybko zauważyła nasze zachowanie. Nie krzyczała na nas. Nie próbowała godzić. Pewnej niedzieli poprosiła, bym po wszystkim odprowadził ją na przystanek. Przed odjazdem autobusu położyła mi rękę na ramieniu i powiedziała kilka zdań, które do dzisiaj przechowuję w swoim sercu. „To dobrze, że każdy z was chce być aktywny przy ołtarzu. Dobrze, że kochacie chorych i tę kaplicę. Dobrze, że starcie się wykonać swoje funkcje pięknie. Ale czasem mam wrażenie, że chcecie być ważniejsi od Pana Boga.”

Potem, pod troskliwym okiem siostry Teresy, dziecko uczyło się bycia dzieckiem.

Myśl dnia

Bóg tak zrządził, byśmy się uczyli jeden drugiego brzemiona nosić (Gal 6, 2); nikł bowiem nie jest bez wady, nikt bez grzechu; nikt nie wystarczy sam sobie, nikt tak mądry, by sobie we wszystkim poradził; potrzeba więc, byśmy wzajemnie się znosili, pocieszali, wspierali, pouczali i napominali.

Jaką kto posiada cnotę, widać najlepiej w razie przeciwności.

Albowiem nie czynią one człowieka ułomnym, lecz ukazują, jakim jest w istocie.

(Tomasz a Kempis)

Wtorek


Żeby spadł ogień (Hi 3,1-3.11-17,20-23; Ps 88; Łk 9,51-56)

Powywieszać ich wszystkich. Wystrzelać. Wysłać do obozu koncentracyjnego. „Żeby ogień z nieba spadł i zniszczył ich.” Ileż razy w życiu musiałem wysłuchiwać takie i podobne komentarze. Sfrustrowani nauczyciele, poszkodowane rodziny, wstrząśnięci widzowie. W odruchu rozpaczy i bezsiły widzimy tylko jedno wyjście. Zniszczyć nosiciela zła. Podświadomie licząc na to, że po zlikwidowaniu go przyjdzie czas nieba na ziemi.

Wczoraj na Śląsku odbyła się poważna dyskusja na temat wzrostu przestępczości wśród młodzieży. Raczej nie napawała optymizmem. Im więcej programów tym więcej agresji. W tle propozycja super programu, który integrowałby wszystkie dotychczas istniejące. Czytając wnioski zacząłem zastanawiać się. Mamy wyznaczone cele, środki, metody. Tracimy wiele czasu i energii na ich zrealizowanie. W pewnym momencie przychodzi złość, zniechęcenie, zauważamy brak skuteczności podjętych działań, bo.... Właśnie. Dlaczego? Przypadkiem program nie stał się celem, a człowiek środkiem?

Rozmowa z młodym księdzem o katechezie w szkole. Jest załamany. „Przecież ja wkładam tyle serca, żeby ich czegoś nauczyć.” Nie staraj się ich nauczać; staraj się ich pokochać, odpowiadam. A miłość bywa pozornie bezskuteczna. Czasem ze zranionym sercem trzeba udać się do innego miasteczka i czekać. Na owoce, które już kto inny będzie zbierać.

Myśl dnia

Wpatruj się w żywe przykłady Ojców świętych, którzy jaśnieli prawdziwą doskonałością i pobożnością, a zobaczysz jak niewielkim i prawie niczym jest to, co my czynimy.

Ach, czymże jest życie nasze w porównaniu z ich życiem!

Święci i przyjaciele Chrystusa służyli Panu w głodzie i pragnieniu, w zimnie i nagości, w pracy i znoju, w czuwaniu i postach, w modlitwie i świętym rozmyślaniu, w prześladowaniach i obelgach.

Jakże liczne i ciężkie utrapienia wycierpieli apostołowie, męczennicy, wyznawcy, dziewice i wszyscy inni, którzy chcieli iść śladami Chrystusa!

Albowiem nienawidzili na tym świecie dusz swoich, aby je na wieczny żywot posiadać (J 12,25).

(Tomasz a Kempis)

Środa


Ujrzycie aniołów Bożych (Dn 7,9-10.13-14 albo Ap 12,7-12a; Ps 138; J 1,47-51)

Rok 1999. Jasna Góra. Po radości powitania Matki Bożej rozczarowanie. Nie ma noclegu. Dom pielgrzyma zajęty przez kongresowych gości. Szukamy młodzieży, by dołączyć do niej, lecz tej też nie można znaleźć. Tam, gdzie mieli mieszkać, zawaliła się ściana i siostry odesłały ich w inne miejsce. Po kilku minutach wiemy adres. Gliwicka 26. Gdzieś na peryferiach Częstochowy. Jedziemy. Spotkana na korytarzu niewielkiego wzrostu kobieta okazuje się być przełożoną. Na prośbę o miejsce w kącie na podłodze odpowiada, że znajdzie się nawet łóżko i to w oddzielnym pokoju. Jak na pielgrzymie warunki – prawdziwy rarytas.

Wieczorem, podczas rozmowy, dowiadujemy się, że jest to dom Sióstr od Aniołów. Przełożona otwiera konstytucje zgromadzenia. Mają być siostrami aniołów nieba i aniołów ziemi, tzn. kapłanów. Ich najważniejszym zadaniem jest modlitwa za kapłanów i wspieranie ich w duszpasterstwie. Przez dwa dni doświadczamy, że nie jest to tylko zapis na papierze. Podobnego zdania była młodzież, która szybko poczuła, że jest u siebie.

Ale największym darem tego miejsca było pożegnanie. „Będę twoim aniołem – usłyszałem. Będę codziennie modliła się w twojej intencji. W szczególnie ważnych i trudnych sytuacjach proszę dzwonić lub napisać list. Podejmę dodatkowe umartwienia, będę pościła, towarzyszyła twojej pracy adoracją Najświętszego Sakramentu.” Czas, jaki upłynął, potwierdził siłę tej modlitwy.

Podobno teraz jest moda na anioły. Czy również na te niemodne? Te umartwiające się, poszczące, trwające godzinami na modlitwie?

Myśl dnia

O, jak surowe i pełne zaparcia życie wiedli święci Ojcowie na pustyni! Jak długie i ciężkie znosili pokusy! Jak często dręczeni byli przez nieprzyjaciela! Jak wiele żarliwych modłów zanosili do Boga! Jak ostre zachowywali posty! Z jak wielką gorliwością i zapałem dążyli do duchowego postępu! Jak zawziętą toczyli walkę dla poskromienia swoich wad. Z jakże czystą i prostą myślą zwracali się zawsze do Boga!

W ciągu dnia pracowali, a nocą trwali długo na modlitwie, choć i w czasie zajęć nie przestawali myślnie się modlić.

(Tomasz a Kempis)

Czwartek


List (Hi 19,21-27; Ps 27; Łk 10,1-12)

Marcinie drogi! Nasza rozmowa na czacie z konieczności co chwila urywała się, a potem Ty musiałeś przygotowywać konspekty do pracy. Dlatego większość pytań pozostała bez odpowiedzi. Dziś piszę do Ciebie ten list, by rzucić przynajmniej odrobinę światła na poruszane wtedy problemy. Nie będę jednak robił wykładu. Nie będę przedstawiał rzeczowych argumentów. Znajdziesz je w wysłanej wczoraj książce. Opowiem Ci pewną historię.

Przed dwudziestu trzema laty byłem na prymicjach mojego starszego kolegi. W gronie zaproszonych gości był kapłan staruszek. Wyświęcony przed II wojną, przeżył całą jej okropność jako więzień obozu koncentracyjnego w Dachau. Później, w bardzo trudnych latach, przyszło mu budować świątynię na nowym osiedlu dużego miasta. Postanowił, że powstanie ona bez kradzionych materiałów budowlanych i bez dawania komukolwiek łapówki. „Bo nie będzie chwały Bożej z grzechu” – tłumaczył. Wielu miało mu za złe, że przez tę jego nieprzejednaną postawę inwestycja bardzo przeciąga się w czasie. Gdy zabrał głos na przyjęciu, mówił krótko. „Wielu w wystarczający sposób powiedziało o trudach kapłańskiego życia i ofierze, jaką podejmuje młody człowiek. Dlatego nie chcę do tego wracać. Chciałbym natomiast, byś poszedł na żniwo Pańskie z przekonaniem, jakie ja od lat noszę w swoim sercu. Że kapłaństwo jest piękne.”

Marcinie drogi! Być może właśnie nadszedł czas, by zaprzestać ważenia racji. Przecież dla każdego argumentu „za” znajdzie się zawsze jakiś „przeciw”. Spróbuj spojrzeć w przyszłość oczami tamtego starego kapłana. Że to, do czego Cię Bóg wzywa, może być piękne.

Myśl dnia

Każdą chwilę pożytecznie wykorzystywali, a każdy moment poświęcony służbie Bożej wydawał im się krótki.

Dla wielkiej słodyczy kontemplacji zapominali nawet o potrzebie posiłku dla ciała.

Wyrzekali się wszelkich bogactw, dostojeństw, zaszczytów, przyjaciół i krewnych; nie pragnęli niczego od świata, przyjmując tylko rzeczy konieczne do życia i ubolewając nad tym, że ciału muszą służyć.

Byli przeto ubogimi w rzeczy ziemskie, lecz bardzo bogaci w łaski i cnoty.

Zewnętrznie pozbawieni wszystkiego, otrzymywali wewnętrznie łaskę i pociechę Bożą.

(Tomasz a Kempis)

Piątek


We włosiennicy i w popiele (Hi 38,1.12-21; 40,3-5: Ps 139; Łk 10,13-16)

Wiem. Zaraz zaczniesz mówić o Szymonie Słupniku i św. Aleksym. Z pewnym przerażeniem opiszesz procesje średniowiecznych biczowników. Wyrazisz radość, że świat wyzwolił się z ciemnoty i poniżających godność człowieka praktyk. A gdy już dokonasz sądu...

Zaczniesz swoją litanię niemożności. Litanię paraliżujących lęków. Mnożących się progów i barier. Ogarniających cię co chwila stanów depresyjnych.. Nawyków i nałogów, zmuszających do takich a nie innych zachowań. Stale powtarzających się grzechów, o których mówisz, że nie jesteś w stanie z nimi zerwać.

Potem zejdziesz na iksa i igreka. Niby z podziwem. Tak naprawdę zazdroszcząc. Nie tyle miejsca, co przebytej drogi. Umiejętności radzenia sobie z wiatrem, co zawsze przeciwny. Uporu pod górkę, gdy ziemia spod nóg ściągała w dół. Stanowczości w wychodzeniu z imprezy, chociaż inni szukali pretekstu, by zostać. Spokoju pośród ogólnej paniki. Niespełnionego mimo drwin drugiego toastu. Porządku dnia, w którym wszystko się zmieści. Cierpliwości w wysłuchiwaniu marudy. Pełnego ufności: „Nic to, wszystko przede mną”.

Wiem. Zapytasz. Co ma do tego Słupnik i Aleksy? Włosiennica i popiół?

Zamiast walczyć na słowa nie lepiej – spróbować?

Myśl dnia

Światu byli obcymi, lecz dla Boga najbliższymi i zażyłymi przyjaciółmi.

Sami sobie wydawali się niczym, a świat nimi gardził; lecz umiłował ich Bóg i byli drogimi w oczach Jego.

Trwali w prawdziwej pokorze, żyli w prostym posłuszeństwie, chodzili w miłości i cierpliwości i dlatego codziennie wzrastali wewnętrznie, zyskując wielką łaskę u Boga.

Dani są na wzór wszystkim zakonnikom; i więcej pobudzać nas mają do gorliwego doskonalenia się niż wielu oziębłych do rozprzężenia.

(Tomasz a Kempis)

Sobota


Dzieci i ryby... (Hi 42,1-3.5-6.12-17; Ps 119; Łk 10,17-24)

...głosu nie mają. Ile razy musiałem ocierać się o to przysłowie. Niekoniecznie w wieku dziecięcym. Bo dziecko staje się pierwszakiem, następnie kotem, stażystą, podwładnym. A gdy już osiągnie wiek w pełni dojrzały zawsze można powiedzieć, że ma mniejsze doświadczenie życiowe. Czasem też, po ukończeniu stażu, zajęciu kierowniczego stanowiska, zdobyciu większego doświadczenia życiowego, dziecko przypomina sobie przysłowie.

Niekiedy rodzice, tuląc dziecko, mówią do niego: ty mój aniołku. Potem przerażeni odkrywają, że aniołek potrafi mówić i ma własne zdanie, wyrażane niekoniecznie w sposób konwencjonalny. Wtedy przestaje być aniołkiem, zyskując miano niewdzięcznego bachora. Jakby aniołowie służyli tylko do przytulania, bez prawa do samodzielnego myślenia i mówienia.

Św. Benedykt w swojej Regule nakazuje opatowi przed podjęciem ważnej decyzji zwoływać całą wspólnotę, by wysłuchać jej zdania. Pisze m.in.: „Powiedzieliśmy zaś, że wszystkich należy zwoływać na radę, gdyż Pan często właśnie komuś młodszemu objawia to, co jest lepsze”.

Strzeż się! Sygnał wysłany do mnie. By brak pokory i pogarda dla „tych małych” nie przesłoniły tego, co lepsze.

Myśl dnia

Jak ważne jest dziecko w oczach Pana Jezusa! Można by wręcz powiedzieć, że Ewangelia jest głęboko przeniknięta prawdą o dziecku. Można by ją nawet w całości odczytywać jako „Ewangelię dziecka”.

Co to znaczy: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”? Czyż Pan Jezus nie stawia dziecka za wzór także ludziom dorosłym? Jest coś takiego w dziecku, co winno się odnaleźć we wszystkich ludziach, jeżeli mają wejść do królestwa niebieskiego. Niebo jest dla tych, którzy są tak prości jak dzieci, tak pełni zawierzenia jak one, tak pełni dobroci i czyści. Tylko tacy mogą odnaleźć w Bogu swojego Ojca i stać się za sprawą Jezusa również dziećmi Bożymi. (...)

Dla iluż dzieci w dziejach Kościoła Eucharystia była źródłem duchowej siły, czasem wręcz bohaterskiej! Jakże nie wspomnieć na przykład tych świętych chłopców i dziewcząt z pierwszych wieków, jeszcze dzisiaj znanych i czczonych w całym Kościele? Wystarczy tu przypomnieć św. Agnieszkę, która żyła w Rzymie, św. Agatę, umęczoną na Sycylii oraz św. Tarsycjusza — chłopca, którego słusznie można nazwać męczennikiem Eucharystii, gdyż wolał poświęcić życie niż oddać Pana Jezusa, którego przenosił pod postacią chleba.

I tak, poprzez wieki aż do naszych czasów nie brak dzieci, nie brak chłopców i dziewcząt wśród świętych i błogosławionych Kościoła. Tak jak w Ewangelii Pan Jezus okazuje im szczególne zaufanie, tak również Jego Matka Maryja w ciągu dziejów nieraz czyniła małe dzieci powiernikami swej matczynej troski. Przypomnijcie sobie św. Bernadettę z Lourdes, dzieci z La Salette, czy też już w naszym stuleciu Łucję, Franciszka i Hiacyntę z Fatimy.

Wspomniałem wcześniej o „Ewangelii dziecka”: czyż nie doczekała się ona w naszym stuleciu szczególnego wyrazu w duchowości św. Teresy od Dzieciątka Jezus? Prawdą jest, że Pan Jezus oraz Jego Matka wybierają często właśnie dzieci, ażeby powierzać im sprawy wielkiej wagi dla życia Kościoła i ludzkości. Wymieniłem tutaj tylko niektóre dzieci, powszechnie znane, ale jest jeszcze wiele innych! Odkupiciel ludzkości niejako dzieli się z nimi troską o innych ludzi: o rodziców, o kolegów i koleżanki. Czeka bardzo na ich modlitwę. Jakże ogromną siłę ma modlitwa dziecka! Staje się ona czasem wzorem dla dorosłych: modlić się z prostotą i całkowitą ufnością, to znaczy zwracać się do Boga tak, jak czynią to dzieci.

(Jan Paweł II)