I tydzień Wielkiego Postu

publikacja 05.03.2006 05:07

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (1. Wielkiego Postu)


Zwykły znak niezwykłości (Rdz 9,8-15; Ps 25; 1 P 3,18-22; Mt 4,4b; Mk 1,12-15)

Kiedy Bóg po potopie zawarł przymierze z Noem, stała się rzecz niebywała. Trochę tak, jakby po raz drugi stworzył świat i darował go człowiekowi – w ogrodzie Eden Adamowi i Ewie została powierzona cała ziemia, by na niej gospodarzyli. Przymierze po potopie było dla Noego przymierzem – „z wami i z waszym potomstwem, które po was będzie: z wszelką istotą żywą, która jest z wami”. To, że Noe był dobry, sprawiło, że arka ocalała i uratowały się razem z ludźmi także zwierzęta, całe jego otoczenie.

Moja przyjaźń z Bogiem jest błogosławieństwem dla moich bliskich, dla wszystkich i wszystkiego wokół. Piszę to i wiem, że trudno w to uwierzyć – o wiele częściej widzę i doświadczam, jak zło jednego rozlewa się na innych. Nawet zwykła bylejakość, niesolidność mają moc przyciągania. Każda z minionych wojen udowadnia kruchość „porządnych” ludzi.

A jednak człowiek, z którym Bóg zawiera przymierze zawsze ma imię. Inaczej mówiąc – od kogoś trzeba przecież zacząć. Od czegoś trzeba zacząć. Każdego dnia jakieś dobro ocala świat, tak jakby Bóg, ufając człowiekowi, stwarzał świat na nowo i na nowo człowiekowi go powierzał.

Tak, wiem, stwarzanie świata dzięki myciu naczyń brzmi cokolwiek śmiesznie. Ale tak jak normalne przyrodnicze zjawisko – tęcza zjawiająca się zwykle po burzy – było dla ludzi znakiem czegoś o wiele większego, tak samo dzieje i dziś. Troskliwość rodziców oznacza, że Bóg mnie miłuje, życzliwość sąsiada przypomina, że Bóg o mnie pamięta; dobro, które dla kogoś uczynię, pokazuje, że świat jest dla niego.

Poniedziałek


Nowość stara jak świat (Kpł 19,1-2;11-18; Ps 19; 2 Kor 6,2b; Mt 25,31-46)

Przykazania, które Bóg przez Mojżesza przekazuje Izraelowi, brzmią dziwnie. Bo przecież na dobrą sprawę powinny być przestarzałe i mieć się nijak do naszej codzienności. A tu jest w nich świeżość i przejrzystość: jakby na przekór temu, że tamten biblijny świat jest tak odległy od naszego. Bo co oni – z ich prorokami, ofiarami i wojnami – co oni wiedzą o naszych politycznych dylematach, o bezrobociu, Internecie i hipermarketach?!

Gdzie się podziały moje uniki? („...nie będziecie oszukiwać jeden drugiego...”). Co z moim udawaniem, że dopóki nikt nie wie, wszystko jest OK? („nie będziesz złorzeczył głuchemu, nie będziesz kładł przeszkody przed niewidomym…”). Jak się ma do tego moja polityczna poprawność? („Nie będziesz stronniczym na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego…”). Czym jest to, co podsycam we własnym sercu? („Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata…”).

Ten odległy biblijny świat, który minął już dawno, okazuje się nowocześniejszy od mojego. To w nim jest postęp i rozwój, wolność i prawdziwa dojrzałość; w nim jest radość, której nie ubywa z wiekiem, i żywotność, która się nie starzeje.

Wtorek


Pada, pada śnieżek biały, dawno go nie było… (Iz 55,10-11; Ps 34; Mt 4,4b; Mt 6,7-15)

Zmora podstawówki – kiedy wywołany do tablicy człowiek dukał coś niepewnie aż w końcu poległ, padało sakramentalne: „nie pytam, czy się Uczyłeś, ale czy się NAuczyłeś”. Ta sytuacja powtarza się w naszym życiu ciągle, na różny sposób – w zarabianiu na życie, próbach porozumienia się z ludźmi, w szukaniu pracy czy mieszkania… Kiedy nasze działania nie przynoszą efektu ze względu na niezależne od nas okoliczności lub – równie często, przyznajmy – przez nasze błędy, dobór niewłaściwych metod, nierozeznanie sytuacji, czy stwarzanie pozorów pracowitości.

W sferze duchowej przyzwyczajeni jesteśmy mówić o bezinteresowności, o tym, że nie wszystko da się przeliczyć, zmierzyć przypadającą nam korzyść. A jednak dzisiejsze czytanie mówi nam o skuteczności: „słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”. Boże słowo jest w myśleniu biblijnym tożsame z Jego działaniem – cokolwiek On pomyśli, dzieje się. Skuteczność wynosi więc tutaj 100 procent. I, co charakterystyczne, ta skuteczność jest życiodajna. Nie chodzi bowiem o efektowne piruety a o to, by było „nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego”.

Ulewa i śnieg mają to do siebie, że padają na wszystkich – kiedy tylko znajdziemy się na dworze. I może właśnie o to dzisiaj chodzi – byśmy wystawili się na Boże słowo tak, jak człowiek wystawia się na deszcz. Czasem trzeba opuścić to przyciasne duchowe lokum, w którym zamieszkujemy – przeczytać o uzdrowieniu jawnogrzesznicy, pomodlić się psalmem, zawołać w niebo wraz Hiobem, dowiedzieć się, co Bóg chce uczynić dla nas.

Środa


Przekonać bohatera (Jon 3,1-10; Ps 51; Jl 2,13; Łk 11,29-32)

Ktoś dowiaduje się, że za jakiś czas wydarzyć się ma coś strasznego. Można jednak zapobiec tragedii, zatrzymać serię niefortunnych zdarzeń, które zmierzają do katastrofy. W kulminacyjnym momencie, zrozpaczony, musi jeszcze przekonać kogoś, najczęściej jakąś szychę, aby stała się sprzymierzeńcem. Kiedy już prawie stracił nadzieję – udaje się. Potem jeszcze ostatni wysiłek i mamy szczęśliwe zakończenie.

Opis filmu wchodzącego w marcu na ekrany kin? Nie. To streszczenie fragmentu księgi Jonasza czytanego dzisiaj. Oto na Niniwę miało spaść zasłużone nieszczęście. Jonasz pokonał wiele – samego siebie nawet – przybył, by ostrzec miasto. Przekonał króla i los się odwrócił.

Gdy by ktoś przyszedł do mnie, ostrzegł w porę... Gdyby powiedział: „zrób to i to, a nieszczęście się nie stanie; uwierz mi, a klęska się nie dokona”. Wiem, ile razy poganiałam w myśli filmowych bohaterów – „no, dalej, do roboty” – a oni lekceważyli rady, pozwalali ostatniej szansie rozwiać się jak dym.

A teraz? A teraz jest wieli post i zewsząd płyną ostrzeżenia: „nawróć się, zacznij post, pokutuj”.

...za jakiś czas wydarzyć się ma coś strasznego. Można jednak zapobiec tragedii, zatrzymać serię niefortunnych zdarzeń, które zmierzają do katastrofy. W kulminacyjnym momencie, zrozpaczony, musi jeszcze przekonać...

Czwartek


Którędy do wyjścia? (Est (Wlg) 4,17k.l.m.r.s.t; Ps 138; Ps 51,12a.14; Mt 7,7-12)

Są dni, kiedy nasze relacje z innymi zapętlają się, jesteśmy w sytuacji bez wyjścia, brak prostych rozwiązań, nie widać możliwości kompromisu. Jesteśmy tak jak Estera – uwikłana w relację z pogańskim królem, czująca więź ze swoim narodem, lękająca się wrogów swego ludu – tak samo niepewni, tak samo zdesperowani.

Właśnie wtedy modlitwa jest jak ostatnia deska ratunku: „Panie mój, Królu nasz, Ty jesteś jedyny, wspomóż mnie samotną, niemającą prócz Ciebie żadnego wspomożyciela, bo niebezpieczeństwo jest niejako w ręce mojej”.

My nie widzimy rozwiązania – ale Bóg je zna. My nie wiemy, jak pogodzić relację ze stworzeniem i relację ze Stwórcą – ale Bóg potrafi to zrobić. My nie rozumiemy, jaki sens ma to, że jesteśmy właśnie dziś w tym ściśle określonym miejscu – ale Bóg wyciąga z tego dobro.

Co robić, gdy świat nas przygniata? Wołać, wołać jeszcze głośniej. To jedyny sposób, jaki znamy: „Wspomnij, Panie, pokaż się w chwili udręczenia naszego i dodaj mi odwagi”.

Piątek


Tak, ale… (Ez 18,21-28; Ps 130; Ez 33,11; Mt 5,20-26)

„Czyż ma mi zależeć na śmierci występnego, mówi Pan Bóg, nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?”. To pytanie tylko z pozoru jest retoryczne. Przyzwyczailiśmy się bowiem z podejrzliwością patrzeć na wszelkie korzystne oferty, w tym także na Boże. Bo jak tu uwierzyć, że nawet jeśli ktoś popełnia błędy, ale przestanie postępować w życiu źle, to ostatecznie osiągnie szczęście? Czy Bóg naprawdę daje nam drugą szansę? Nam wszystkim?

Przywykliśmy powoływać się na swoje dobre postępowanie z przeszłości – tak jak byśmy za każdym razem pisali swoje curriculum vitae, wymieniając osiągnięcia w porządku chronologicznym. I czujemy się obrażeni, kiedy Bóg pyta – „dobrze, to było rok temu, to tydzień temu, a jak żyjesz dziś?”.

Za każdym razem chcielibyśmy przecież po prostu wyjść na swoje. Jeśli zgrzeszy ktoś inny, szczególnie jeśli to nam wyrządził krzywdę – koniec, nie ma już dla niego miejsca wśród porządnych ludzi. Jeśli upadamy sami – przebaczenie nam się należy, bo przecież śpiewaliśmy w scholi w II klasie podstawówki.

Czy Pan Bóg ma być dobry? Tak., ale… Ale ma być dobry dla nas. Musi widzieć moje porządne czyny, doceniać dobre chęci, przymykać oko na drobne ustępstwa.

„…Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne?”.

Sobota


Czysty zysk (Pwt 26,16-19; Ps 119; 2 Kor 6,2b; Mt 5,43-48)

Mówiąc Izraelitom o przymierzu z Bogiem, Mojżesz tłumaczył im jak dzieciom – to uzyska Bóg, to uzyskacie wy. Takie tłumaczenie jest potrzebne także i nam dzisiaj. Oto zawieramy układ. Ja będę spełniać Boże prawa, w zamian za to Bóg będzie Bogiem dla mnie. Bóg da mi swoją opiekę i w zamian za to… będzie mnie kochał. Zaraz, zaraz… A gdzie tu jest haczyk?...

Może zobowiązania, które mam podjąć, owe Boże prawa są zbyt ciężkie? Tyle, że jeżeli Bóg jest stwórcą, to prawa są dla stworzenia – pozwalają osiągnąć rozwój, doskonałość, dojrzeć, zrealizować się. A jaki zysk z tego układu jest dla mnie? Będę miała własnego Boga. Tak, własnego – Boga dla mnie.

Znów się zapętlam, staję w punkcie wyjścia… Więc raz jeszcze, z dystansu, na spokojnie: co mogę uzyskać, sprzymierzając się z Bogiem i co On będzie z tego miał, zawierając przymierze ze mną? Na drugą część pytania bardzo trudno odpowiedzieć… No, bo w sumie czemu Bogu zależy na relacji ze mną? Mojżesz mówi – „Pan uzyskał to, żeś ty dzisiaj obiecał być dla Niego ludem wybranym”. Ale to tak naprawdę nie wyjaśnia niczego. Być wybrańcem Boga to znaczy – być kochanym przez Niego. I to ma być ten zysk, to, co Bóg chce dla siebie uzyskać: chce mnie kochać?

Ten układ dziwnie się chwieje, bo przynosi mi jedynie korzyści. Nawet zysk Boga jest ostatecznie moim zyskiem. Może dlatego właśnie ten zysk jest czysty. Jak woda – gasi pragnienie, obmywa.