33. tydzień zwykły

publikacja 19.11.2006 05:20

Przeczytaj i rozważ

Niedziela


Wynik ostateczny (Dn 12,1-3; Ps 16; Hbr 10,11-14.18; Łk 21,36; Mk 13,24-32)

Podobno wszyscy przegrywamy. Podobno umiera się zawsze w samotności. Podobno klęska jest pewna – w obliczu Kosmosu, własnej słabości i tak zwanych kolei losu.

Myślę o M. najbardziej pokornym człowieku, jakiego znam. O B., która umie usuwać się w cień, by światło wydobyło z mroku innych. O J., która często mówi dobre słowa. Myślę o panu Z., który pisał wiersze. O księdzu K., który nie robił nic wielkiego, tylko otwierał kościół grupie nastolatków i prowadził nas przed tabernakulum.

Czytam: „Mądrzy będą święcić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze”. Czytam i nie godzę się z przegraną, z samotnością i klęską. Jestem żywym dowodem na dobro tylu ludzi. Dowodem na światło, które pokonało obecną w nich ciemność.

Poniedziałek


Pierwsza Miłość (Ap 1,1-4;2,1-5a; Ps 1; J 8,12b; Łk 18,35-43 (z dnia) lub Iz 61,1-3a; Ps 89 albo Hbr 10,32-36; Ps 124; J 17,19; J 17,11b-19)

Kiedy Apokalipsa stawia Kościołowi w Efezie zarzut: „odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości”, nie oznacza to jedynie wezwania do powrotu do naszej osobistej gorliwości (Nie zawsze zresztą kiedyś była ona większa niż teraz i trudno porównywać, przyznajmy, siedmiolatka przyjmującego Komunię z rodzicem, który chrzci własne dziecko). „Pierwotna miłość”, od której odeszliśmy i my, to Bóg – to Początek wszystkiego; to zbawczy plan; to, że uczynił nas na swój obraz i podobieństwo.

Nasza uwaga skupia się na stu tysiącach drobiazgów albo sprawach ogólnych. Smażymy rybę w piątek, albo jesteśmy przekonani, że obecność w niedzielę na mszy to nasza zasługa. To są rzeczy ważne, tak jak posłanie dziecka na religię, znajomość prawd wiary, moralne życie. Jednak podstawą, źródłem tego nie są nasze własne starania, lecz Bóg – Miłość, która jest pierwotna, to znaczy stoi u Początku wszystkiego.

Apokalipsa św. Jana rozpoczyna się tak: „Objawienie Jezusa Chrystusa, które dał Mu Bóg, aby ukazać swym sługom, a On wysławszy swojego anioła oznajmił przez niego za pomocą znaków słudze swojemu Janowi”. Zdążyliśmy o tym zapomnieć: cofanie się wstecz prowadzi ostatecznie do Boga, Jego zbawczej woli. I to zarówno w historii Kościoła, jak i w naszej w naszej osobistej historii. Dlatego jeśli patrzymy wstecz na własne życie i przygniatają nas nasze błędy, których konsekwencje cierpimy dzisiaj – miejmy odwagę spojrzeć jeszcze dalej: istnieje Bóg, który nas chciał i który z miłości do nas posłał na świat swojego Syna; objawił się przez proroków i apostołów; natchnął Jana, by napisał Apokalipsę… Ta historia miłości do nas w Bogu ma początek i ciągnie się dalej, aż do dzisiaj.

Wtorek


Pozory mylą (Ap 3,1-6.14-22; Ps 15; 1 J 4,10b; Łk 19,1-10 (z dnia) lub Za 2,14-17; Ps: Łk 1,46-55; Łk 11,28; Mt 12,46-50)

Dwa apokaliptyczne posłania z dnia dzisiejszego łączy jeden wątek. W nauce skierowanej do Kościoła w Sardes czytamy: „Znam twoje czyny: masz imię, [które mówi], że żyjesz, a jesteś umarły”. Zaś do Kościoła w Laodycei Bóg mówi: „Ty bowiem mówisz: «Jestem bogaty», i «wzbogaciłem się», i «niczego mi nie potrzeba», a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi”. W sumie moglibyśmy wskazywać palcem ludzi i sytuacje, w których „pozory mylą”. Nieco trudniej przyglądnąć się sobie: bo i my zaliczamy się przecież do mieszkańców Smyrny i Laodycei.

Jestem dorosła (tak samo jak – najprawdopodobniej – większość Czytelników tej rubryki „naście” lat mam już za sobą). Jestem dorosła, a dojrzałość mojej wiary pozostawia wiele do życzenia. Za dużo w niej jeszcze dziecinnego skupienia uwagi na własnej osobie, za mało odwagi. Jestem chrześcijanką – ale moja tożsamość opiera się raczej na „nie” niż na „tak”. To znaczy „nie pracuję w niedzielę” wyraża ją częściej niż „daję komuś swoją uwagę, swój czas”. Jestem śmiertelna – lecz żyję tak, jakbym była niezastąpiona (gdyby umrzeć dzisiaj, zostałby po mnie jeden wielki bałagan).

Pozory mylą, ale Bóg mnie zna lepiej niż inni. Spogląda głębiej i widzi: jestem godna litości, ślepa, martwa. Nie można Go oszukać – ale można oszukać mnie. Omamić mnie mogą moje słuszne czyny, cierpliwe wysiłki, dobre intencje. To, co Bóg mówi do Kościołów, może więc być dla mnie dzisiaj ostrzeżeniem. Jest także jednak zaproszeniem i zachętą: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną”. Wezwaniem do dojrzałości, do chrześcijaństwa, do nieśmiertelności.

Środa


Niebo: pułapki wyobraźni (Ap 4,1-11; Ps 150; J 15,16; Łk 19,11-28 (z dnia) lub Kpł 19,1-2.17-18; Ps 15; J 14,23; Mt 7,21-27)

Wspaniałość otaczająca Zasiadającego na tronie, oddający Mu pokłon dostojni starcy i niesamowite zwierzęta – apokaliptyczna wizja niebiańskiej adoracji pełna jest symboli. Słowa, które słyszy Jan, wskazują na potęgę Boga, Jego nieporównywalność z niczym, moc, która przewyższa wszystko: „Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć, i moc, boś Ty stworzył wszystko, a dzięki Twej woli istniało i zostało stworzone”.

Istnieje dystans pomiędzy Bogiem a nami, zasadnicza różnica między Stwórcą a stworzeniem. Jeśli zastanawiamy się, „jak będzie w niebie?” – myślimy zazwyczaj, co przytrafi się nam, jak będzie tam nam. Czy każda nasza łza będzie rzeczywiście starta, jak zmienią się nasze stosunki z bliskimi, a nawet – czy nie będziemy się nudzić. Rzadko, może nigdy nie myślimy o niebieskiej chwale w taki sposób, jak pokazuje dzisiejsza Apokalipsa: jako o tym, co przynależy Bogu, jako o powinności stworzenia wobec Stwórcy wszystkiego.

Być może życie nas do tego przyzwyczaiło: zwykliśmy mówić, że komuś „nie należy się” taka pensja, że ktoś inny „nie powinien” mieć takich przywilejów, że „nie jesteśmy gorsi niż” XY… W relacji z Bogiem chętnie słuchamy o przyjaźni, o Jego miłości do nas. I choć są to rzeczy prawdziwe – to nie niwelują różnicy miedzy Nim a nami. Bogu naprawdę coś się ode mnie należy. Bóg powinien coś od mnie otrzymać, powinnam zachować się wobec Niego w określony sposób, jestem Mu coś winna. Pokłon? Adorację? Posłuch? Uznanie władzy nade mną? Każdą z tych rzeczy i może jeszcze kilka pomniejszych, takich, o których wiem tylko ja i On.

Czwartek


Bierz i jedz! (Ap 5,1-10; Ps 149; Ps 95;8ab; Łk 19,41-44)

Niekiedy czujemy się jak dziecko przed automatem ze słodyczami – zapłakane albo kopiące weń ze złością, bo żaden batonik nie wylatuje. Nic nie pomaga – ani bunt, ani rozpacz: sytuacja wydaje się bez wyjścia, choć jesteśmy, zdawałoby się , krok od rozwiązania. Znam doskonale to uczucie frustracji, więc rozumiem opisywaną dziś scenę. Oto Jan widzi opieczętowaną księgę. Pisze: „A ja bardzo płakałem, że nikt nie znalazł się godzien, by księgę otworzyć ani na nią patrzeć”.

Rozumiesz to? Stoisz przed drzwiami… i nie możesz wejść. Wyciągasz rękę po dar… ale nie możesz dosięgnąć. Widzisz pokarm… ale za szklaną szybą.

Bóg obiecał, że zaspokoi nasze potrzeby, obdarzy mocą, poprowadzi. Ale gdzie jest ten pokarm? Ten dar? Ta otwarta droga? Czy rozumiesz, o czym mówię? Czy znasz to uczucie, ten rozpacz i bunt? Czy to pytanie rozlegało się w twoich uszach – po mądrym kazaniu, w czasie rekolekcji, po spowiedzi, gdy słuchałeś nawróconego – „Dlaczego to, co właśnie usłyszałem, jest nieprawdą w moim życiu? Dlaczego chodzę głodny, smutny? Dlaczego jestem zagubiony i nie wiem, dokąd iść?”.

Jeśli to rozumiesz, jeśli to znasz – czytaj dalej: „I mówi do mnie jeden ze Starców: Przestań płakać: Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida, tak że otworzy księgę i siedem jej pieczęci”.

Jezus jest Odpowiedzią. Jezus jest Chlebem. Jezus jest Drogą. Jezus JEST. Teraz. Tutaj. Przy tobie.

Piątek


Nawiasem mówiąc... (Ap 10,8-11; Ps 119; J 10,27; Łk 19,45-48 (z dnia) lub Rz 8,31b-39; Ps 116B; 1 P 4,14; Łk 9,23-26)

Tak się zaczyna: „A głos, który słyszałem z nieba, znów usłyszałem, jak zwracał się do mnie…”. (Trwać w gotowości do słuchania. Wierzyć, że Bóg będzie mówił do mnie – czyli, że chce łączności ze mną; że zależy Mu, abym zrozumiał.)

Anioł poleca Janowi wziąć książkę, mówi: „Idź, weź księgę otwartą w ręce anioła stojącego na morzu i na ziemi!”. Poszedłem więc do anioła, mówiąc mu, by dał mi książeczkę”. (Zaufać Bogu jak Jan, zrobić kolejny krok – choć jeszcze nie wiadomo, czemu to ma służyć i co będzie dalej.)

Każe mu potem: „Weź i połknij ją, a napełni wnętrzności twe goryczą, lecz w ustach twych będzie słodka jak miód”. (Przyjąć to, czym karmi nas Bóg – bez szemrania. Wierzyć, że cokolwiek daje, cokolwiek przynosi dzień – jest w stanie nas nakarmić.)

Potem zaś anioł mówi: „Trzeba ci znów prorokować o ludach, narodach, językach i o wielu królach” („Prorokować” to, w tradycji biblijnej, nie tyle wieścić przyszłość, co wskazywać na Boży sens zdarzeń, służyć dobru i nadziei. Kiedy już nakarmimy się Bogiem, poznamy Jego miłość do nas, wsłuchamy się w Jego Słowo – możemy służyć tym innym.)

Sobota


My czy Oni? (Ap 11,4-12; Ps 144; 2 Tm 1,10b; Łk 20,27-40)

…„Oni są dwoma drzewami oliwnymi i dwoma świecznikami, co stoją przed Panem ziemi. A jeśli kto chce ich skrzywdzić, ogień wychodzi z ich ust i pożera ich wrogów. (…) A gdy dopełnią swojego świadectwa, Bestia, która wychodzi z Czeluści, wyda im wojnę, zwycięży ich i zabije. (…) A po trzech i pół dniach duch życia z Boga w nich wstąpił i stanęli na nogi. (…) Posłyszeli oni donośny głos z nieba do nich mówiący: «Wstąpcie tutaj!» I w obłoku wstąpili do nieba, a ich wrogowie ich zobaczyli”.

Wystarczy przedrzeć się przez skomplikowany opis, wczytać się w przypisy, by odkryć, iż w teorii spiskowej tkwi ziarno prawdy – wszystko to sprawka tych Onych! Kim są? Biblijny komentarz nazywa ich „świadkami” – zbiorowym symbolem ludzi Bożych, skupiających cechy wielu postaci Starego i Nowego Testamentu, działających przez całą doczesność, aż do dzisiaj.

Powiedzmy otwarcie: Oni tu są, wśród nas. I tak jak w apokaliptycznej wizji walczą po stronie Stwórcy przeciw Bestii – doczesnej potędze wrogiej Bogu i Kościołowi. Męczennicy umierają, każdy wyznawca Chrystusa doświadczy śmierci. Lecz zwycięstwo Bestii jest krótkotrwałe – Bóg wskrzesza swoich świadków. To nie jest historia science-fiction, wbrew pozorom. Choć stojące naprzeciw siebie wrogie armie są realne (i barwniejsze niż w niektórych książkach), równowaga sił jest tu tylko pozorna, a tryumf Zła – przelotny.

I pozostaje tylko zapytać, kto zwycięży. Bóg? On na pewno. Lecz w pytaniu „Kto zwycięży?” chodzi o rzecz inną, wydawało by się – banalną: odmianę czasownika w liczbie mnogiej. Nie trzeba sięgać po „Słownik języka polskiego”, by odpowiedzieć. Należy raczej zajrzeć w serce: „oni zwyciężą” czy „my zwyciężymy”? Po której jestem stronie?