3. tydzień zwykły

publikacja 19.01.2007 17:30

Przeczytaj i rozważ

Niedziela


Ciężar? A nie dobra wieść? (Ne 8, 1–4a. 5-6. 8–10 Ps 19(18), 8–9. 10 i 15 l Kor 12, 12–30 Łk 4, 18 Łk 1, 1–4; 4, 14–21)

Czasami myślę, że niewierzącym jest łatwiej. Nie mają na sobie tego całego bagażu wskazań moralnych, które ja musze respektować. Tego mi nie wolno, tamto z kolei trzeba. Koniecznie. Bo inaczej grzech ciężki. Czy tak ma wyglądać to, co nazywają Dobrą Nowiną?

„Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”.

Chyba zbyt często zapominam, jak smutne byłoby moje życie, gdyby nie nadzieja życia wiecznego. Jestem ubogim tego świata, któremu ktoś obiecał królestwo. Jestem więźniem swojego ja, któremu ktoś pokazał, jak się z tych więzów wyzwolić. Nie miałbym żadnej nadziei, gdyby mi Jezus nie otworzył oczu na niebo. Czułbym się zniewolony układami i układzikami, gdyby Pan nie obdarowywał mnie płynącą z wiary wolnością.

Nie, to nie puste mrzonki. Dziś też, jak dwa tysiące lat temu, przez Jezusa naprawdę spełniają się zapowiedzi proroków…

Poniedziałek


Zgniły owoc wiecznego grzechu (Hbr 9,15.24-28; Ps 98; 2 Tm 1,10b; Mk 3,22-30)

„Poznacie ich po owocach”. Tak powiedział kiedyś Jezus, a mnie Jego słowa przypomniały się, choć ani słowem nie wspomina o nich Ewangelia, którą dziś Kościół daje mi do czytania. Próbuję sobie przypomnieć, jakie owoce wydaje to, co prawdziwie jest z Boga. Sprawiedliwość, pokój, radość w Duchu Świętym… Potem cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Sporo ich jest. Złymi owocami zaś są nienawiść, spór, zawiść, wzburzenie, niewłaściwa pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość.

Dziś nie zawsze stosuje się to proste ewangeliczne kryterium rozpoznawania tego, co naprawdę dobre. Bo jeszcze łatwiej stosować zasadę „swój=dobry – obcy=zły. Wybiela się wtedy swoich, a „ich” wzywa do nawrócenia, oskarża o niecne intencje i powtarza wszelkie złe plotki na ich temat.

Tak samo postąpili uczeni w Piśmie z dzisiejszej Ewangelii. Nie mieściło im się w głowie, że „obcy” może czynić dobro, więc woleli przypisać je działającemu w celu wywołania zamieszania Belzebubowi. A Jezus… On wypowiedział te strasznie niepokojące słowa, o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. O grzechu, który nigdy człowiekowi nie będzie wybaczony. Bo jeśli ktoś doszukuje się w dobru zła, by mieć powód do trwania przy swoim, to jak znajdzie moc do szczerego nawrócenia?

Królestwo Boże potrzebuje wielu rąk do pracy. Trzeba się cieszyć, że prócz mnie i ludzi skupionych wokół mojego działa są jeszcze całe rzesze innych pracowników Bożej winnicy.

Wtorek


Jak stać się Jego rodziną? (Hbr 10,1-10; Ps 40; Mt 11.25; Mk 3,31-35)

Najpierw euforia. Naprawdę spotkałem Jezusa! Potem coraz częstsze pytanie, czy jeszcze jest ze mną. Kiedy modlitwa nie daje radości, Eucharystia nuży, a dopiero co przeczytany fragment Ewangelii zdaje się niczego nowego nie wnosić. Cóż z tego, że mistrzowie dawno już zdążyli to opisać i nazwać brakiem duchowej pociechy? Wierzyłem, że mnie to ominie. I to najgorsze, natrętnie powracające pytanie: Bóg przestał mnie kochać?

Jeśli tylko pełnię wolę Bożą, jestem jednym z tych, którzy tamtego dnia, gdy Matka i bracia Jezusa stojąc na dworze pytali o Niego, siedzieli zasłuchani w Jego nauczanie. Do mnie skierował tamto zapewnienie, że jestem Jego bratem. Czy potrzeba mi większego zaszczytu? Może nie błyszczę, nie jestem w centrum uwagi, ale przecież należę do Rodziny…

Środa


Z motyką na serce (Hbr 10,11-18, Ps 110; Mk 4,1-20)

Siewca wyszedł siać. Swoje słowo. Ewangelię. Nie od Niego jednak zależy, na jaką glebę spadnie. To już moja sprawa. Bo to ja jestem albo glebą żyzną, albo zarośniętą cierniami, albo ledwie przykrywającą kamienie. Mogę być nawet tak twardy, jak ubita nogami tysięcy przechodniów droga.

Cóż mi pozostało? Trzeba się trochę natrudzić. Najlepiej wziąć jakąś duchową kopaczkę. Choćby modlitwy, postu i jałmużny. Powyrywać z serca chwasty, powyjmować kamienie. A jeśli trzeba, wziąć do ręki szpadel sakramentu pokuty i przeryć tak głęboko, jak się tylko da. Może nie od razu, ale w końcu coś na tej glebie wyrośnie. Siewca jest cierpliwy…

Czwartek


Cudów zabrakło? (Dz 22,3-16 lub Dz 9,1-22; Ps 117; J 15,16; Mk 16,15-18)

Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”. Wielka obietnica. Kiedyś tak podobno było. A dziś?

Może w grupach charyzmatycznych. Ale przecież wierzę, że prawdziwy Kościół nie tylko w nich jest. Jakby nam zabrakło tej odwagi, przebojowości i wiary w to, że czuwa nad nami Chrystus. Bo nie cudów zabrakło. Cięgle wyrzucamy przez posługę egzorcystów złe duchy. Języki… Prawda, glosolalia jakby w zaniku, ale przecież tylu dziś chrześcijan różnych języków. To też cud. Uzdrowienia.. Częściej modlimy się o uzdrowienie czy dobrą śmierć, godząc się na wolę Bożą. Czy to brak wiary? Raczej wielkie zaufanie. Nie wiem tylko, ile razy nie pokąsały nas jadowite węże i nie zatruły trucizny tego świata… Może nie jest tak źle?

Chyba nie. Czasem może bywam letnim chrześcijaninem. Ale widzę ten ciągły entuzjazm. Tę wiarę, że naprawdę czuwa nad nami Chrystus. W dniu śmierci Jana Pawła II i w dniu rezygnacji arcybiskupa Wielgusa. W wielu odważnych inicjatywach, w podejmowaniu zadań z pozoru beznadziejnych. To cuda inne niż te, dwa tysiące lat temu. Ale chyba właśnie na miarę naszych czasów…

Piątek


Samo rośnie (Hbr 10,32-39; Ps 37; Mt 11,25; Mk 4,26-34)

Za kilkaset lat nie będzie już chrześcijan. Tak wieszczą niektórzy na internetowych forach. Gdy słyszy się ilu ludzi odchodzi z Kościoła w niewiarę, do innych religii albo wyznań, wtedy można zacząć się zastanawiać, czy rzeczywiście Kościół przetrwa. To pytanie fundamentalne. Bo jeśli nie, to cóż warte są inne obietnice Mistrza z Nazaretu? Także ta najważniejsza, że kiedyś zmartwychwstaniemy?

Dziś czytam o ziarnie wrzuconym w ziemię , które samo kiełkuje i rośnie, choć człowiek nie wie jak. Pewnego dnia pojawi się źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Wtedy można zacząć żniwa. I zdumiony dostrzegam, że często tak właśnie jest. Ktoś oddalony od wiary odnajduje na swojej drodze Boga. Inny, choć w szkole zgrywał twardziela nieczułego na nauki Chrystusa, siedzi w kościele zasłuchany w nauki rekolekcjonisty. Nawrócenia w chorobie, czasem na łożu śmierci. Nie spodziewałem się, że to ziarno zasiane w nich przed laty ciągle rośnie, by wydać plon w chwili Bogu tylko wiadomej…

Już się nie martwię o przyszłość Bożego królestwa. Ona jest w ręku Boga, który wbrew takim czy innym „nowoczesnym” prądom ciągle robi swoje. Może nawet lepiej, że często nie widzę dobrych skutków mojego z Bogiem siania. Jeszcze bym popadł w pychę…

Sobota


Kim właściwie On jest? (Hbr 11,1-2.8-19; Łk 1; Hbr 4,12; Mk 4,35-41)

Łatwo mi dziś myśleć, że w sytuacji uczniów płynących po wzburzonej wodzie Jeziora Galilejskiego ja, świadom obecności Jezusa, umiałbym zachować się inaczej. Pewnie nie. Przecież ilekroć nadciągają życiowe burze tak samo jak oni błagam o ratunek. A gdy Bóg zdaje się milczeć, proszę jeszcze natarczywiej. Czasem też, tak jak oni, z wyrzutem…

A On spał. Zmęczony nauczaniem nie obudził się nawet wtedy, gdy łódź już się napełniała. Gdzieś w tyle łodzi, pewnie osłonięty przed wodą. Gdy Go obudzili natychmiast im pomógł. Tylko się zdziwił, że tak bardzo się bali…

Kim On jest, skoro potrafi uciszyć wiatr i wzburzoną wodę jeziora? Uczniowie może wtedy nie byli pewni. Ja już wiem: dla mnie jest prawdziwym Bogiem, który w swej wszechmocy zechciał stać się człowiekiem. Gdy przyjdzie kolejna życiowa burza chcę, choćby zalękniony i drżący, powtarzać: Jezu ufam Tobie…