6. tydzień Wielkanocny

publikacja 12.05.2007 23:27

Przeczytaj i rozważ

Niedziela


Światło w ciemności (Dz 15,1-2.22-29; Ps 67; Ap 21,10-14.22-23; J 14,23; J 14,23-29)

Czytamy dziś epizod z życia pierwotnego Kościoła, kiedy wysłano w misję z Pawłem i Barnabą Judę i Sylasa, by przekazali wszystkim przesłanie apostołów: „Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne. Powstrzymajcie się od ofiar składanych bożkom, od krwi, od tego, co uduszone, i od nierządu. Dobrze uczynicie, jeżeli powstrzymacie się od tego”. To apostołom powierzono rozeznawanie, co jest wolą Boga dla istniejącego Kościoła. Zastanawiające, czym ją tłumaczą: troską, by nikogo nad miarę nie obciążyć, szukaniem tego, co przyniesie ludziom dobro.

Chciałabym, aby ci, którzy mają władzę nade mną, kierowali się tym samym – nawet jeśli zasłużyłam na nauczkę. Chciałabym ze strony ludzi, którzy mnie otaczają, doświadczyć troskliwości – bez udowadniania sobie nawzajem, kto tu rządzi. Tęsknię do świata, który budował Jezus, ukazując się apostołom po zmartwychwstaniu i mówiąc im: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!”.

Zawsze wydawało mi się dziwne, że Jezus kierował te słowa otuchy do grupy dorosłych facetów. To nie były dzieci, którym trzeba zostawić na noc zapaloną lampkę i pocałować w czółko, by odgonić złe sny… Być może każdy z nas odczuwa czasem lęk. Nie widzimy jasno własnej drogi i boimy się zaufać; odczuwamy strach przed posłuszeństwem, które zawsze zakłada zgodę na niewiadomą; istnieje coś, co napełnia nas trwogą – choć inni machnęliby na to ręką... Dzisiejsze czytania próbują pokazać nam świat z innej perspektywy. Wzywają, byśmy nie nakładali na samych siebie więcej niż to konieczne. Są niczym światło w mroku – ukazują Jezusa, który obdarza nas pokojem; Ojca, który chce z nami przebywać; Ducha, który chce nas pocieszać i uczyć.

Poniedziałek


Obserwator czy świadek (Dz 1,15-17.20-26; Ps 113; J 75,76; J 15,9-17)

Kiedy apostołowie wybierali Dwunastego w miejsce Judasza, uznali, iż ma to być „jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania” – a więc współtowarzysz, uczestnik, świadek. Jezus, nazywając nas nie sługami, a przyjaciółmi, żąda tego samego: uczestnictwa, bliskości, wspólnoty. Mówi: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego”.

Sami sobie narzucamy czasem rolę obserwatora: to nam się w chrześcijaństwie podoba, tamto nie; to nas w parafii przyciąga, tamto uwiera. To niekoniecznie jest źle: mamy prawo do własnych sądów i opinii; ba! pewne rzeczy widać nawet jaśniej z dystansu. Jednak ten, któremu zostało przekazane, co i dlaczego czyni jego Pan i który wypełnia Jego przykazania – dostrzega czasem jeszcze więcej. Zostaliśmy dopuszczeni do tajemnicy, możemy współuczestniczyć.

Niekiedy, w międzyludzkich relacjach, przyjaźń ma swoją cenę. Rezygnujemy z wielu rzeczy, a swoje życie układamy w pewnej mierze pod kątem drugiego – jej czy jego sprawy stają się dla nas ważne, chcemy uczestniczyć w radościach i smutkach, znamy się. Jezus mówi dziś o największej miłości – gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół. To właśnie Bóg uczynił dla swoich stworzeń – nie chce uczynić z nas precyzyjnych mechanizmów, przestrzegających reguł i bijących pokłony. Chce tego samego, czego żądał od apostołów: bliskości, wspólnoty, współuczestnictwa.

Wtorek


Na swoim miejscu (Dz 16,22-34; Ps 138; J 16,7.13; J 16,5-11)

Jezus tłumaczy się przed nami, mówi o tym, że „pożyteczne będzie dla nas” Jego odejście. Kiedy spojrzymy na całe Pismo Święte, dostrzeżemy łatwo, że takich momentów tłumaczenia się Boga jest w Biblii bardzo wiele (tęcza na znak przymierza z ludzkością; to, że Mojżesz miał mówić ludowi „Jestem posłał mnie do was”; czy krzew rycynusowy, przez który zostało ukazane Jonaszowi miłosierdzie Boga). Tak jakby Bóg pragnął, abyśmy zrozumieli, odkryli sens całej historii zbawienia. W dzisiejszym czytaniu – tego, że Chrystus narodził się, żył, umarł, zmartwychwstał, a teraz ma zasiadać po prawicy Ojca. Każdy z tych etapów ma Boży sens, przynosi nam błogosławione owoce.

Jezus zapowiada Ducha Pocieszyciela, który ma przekonać świat o grzechu, sprawiedliwości i o sądzie. Te trzy elementy mają wspólny mianownik – dotyczą prawdy i naszej relacji wobec niej. Charakterystyczne, jak Jezus objaśnia te terminy: „O grzechu – bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś – bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie – bo władca tego świata został osądzony”. Istotą naszego grzechu jest to właśnie – niewiara w prawdziwego Odkupiciela; sprawiedliwość dotyczy tego właśnie: prawdy o Boskiej misji Jezusa, że jest Tym, za Kogo się podawał; sąd – prawdy o tym, co rządzi światem, prawdy o ostatecznej klęsce Złego.

Prawdy nie musimy się lękać – jakkolwiek dziwnie to brzmi, zważywszy, że najczęściej odsłania ona naszą słabość. Trzeba nam jednak zmienić perspektywę – Jezus, mówiąc o Duchu Pocieszycielu, wskazuje właściwą: centrum stanowi On sam, Mesjasz, Pan, Zbawiciel (przypomnijmy: grzech – to niewiara w Niego, sprawiedliwość – uprawomocnienie Jego misji, sąd – Jego zwycięstwo). Jaka to ulga móc w końcu przestać się o siebie wykłócać, zrezygnować z konieczności argumentacji i usprawiedliwień! Odkryć, że naprawdę nie warto tyle zabiegać o własne ja. Nie dlatego, że jesteśmy nie ważni, ale dlatego że o nas już zadbano. Jeżeli Bóg stoi w centrum, wszystko inne trafia na swoje miejsce.

Środa


W górę, w górę! (Dz 16,22-34; Ps 138; J 16,7.13; J 16,5-11)

Jedna z najbardziej przejmujących modlitw: „Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał”. „Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś”… „Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich”… Każdy z nas jest ogarnięty tą modlitwą. Należymy do tym, którym zostało objawione; którzy uwierzyli dzięki słowom apostołów; należymy do tych, którzy należą do Jezusa; których On chce mieć przy sobie.

Charakterystyczne, że łatwiej o tym mówić, używając wyrażeń nieco archaicznie brzmiących: jesteśmy wybrańcami, wywyższono nas, umiłowano… Język, którym posługujemy się codziennie, który ma nas dopingować – jest zupełnie inny: każą nam odnieść sukces, mamy być asertywni, przebojowi, mamy wykorzystywać swój potencjał… Siłą rzeczy zaczynamy niekiedy funkcjonować tak, jakby ideałem był samorozwój, zdobywanie kolejnych stopni. Jeśli coś nie wychodzi – to dlatego, że jesteś, człowieku, za bardzo pasywny, za mało elastyczny, zbyt niemrawy… Po prostu nie sprawdzasz się. Czy w takim świecie jest miejsce na świadomość wybraństwa? Poczucie własnej wyjątkowości, bo stoi za nami Bóg?

Jeżeli chcę zadbać o jakieś fundamentalne poczucie tego kim jestem, jaki jest mój ostateczny cel – dobrze jest wsłuchiwać się czasem w modlitwie Jezusa. Nie zapewni mi tego ani kolejny dobrze wykonany projekt, ani zdobyta umiejętność, ani nawet wychowawczy sukces. Ostatecznie jesteśmy w ręku Boga i to On zapewnia nam zwycięstwo.

Czwartek


Prosta scieżka (Dz 18,1-8; Ps 98; J 14,18; J 16,16-20)

Czasem nie wiemy tak do końca, co się dzieje, widzimy nieostro, „zdaje się nam”, „mamy przeczucie”… Nie jesteśmy pewni, jak postąpić. Warto może wtedy wykorzystać sytuację, obrócić ją na swoją korzyść. Tak jak Paweł w dzisiejszym czytaniu. Tak się złożyło, że działał w czasie, gdy Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. W Koryncie Paweł spotkał małżeństwo wysiedlonych, Akwilę i Pryscyllę. Tak się złożyło, że znał to samo, co oni, rzemiosło – zamieszkał więc u nich i zarabiał na utrzymanie wyrobem namiotów, nauczając. Potem, gdy po przybyciu współtowarzyszy mógł całkowicie oddać się głoszeniu Dobrej Nowiny, zamieszkał u Tycjusza Justusa. Traf chciał, że jego dom stał w pobliżu synagogi. O nauce Pawła dowiedział się więc Kryspus, przełożony synagogi. I „uwierzył w Pana z całym swym domem”.

Paweł wiedział, kim jest i jakie jest jego zadanie – i w warunkach, jakie zastał (okoliczności historyczne), jakie stworzył sobie sam (uprawiany zawód), jakie zależały od innych (przybycie współgłosicieli) – konsekwentnie i wytrwale robił to, co do niego należy. Można wykorzystać ten Pawłowy sposób na życie – nieomal w każdej sytuacji, każdego dnia. Bez długich deliberacji i zastanawiania się nad następnym krokiem, wpisać się w okoliczności, we własne uwarunkowania, przyjąć odpowiedzialność za swoje wybory i zaakceptować to, co wnoszą w nasze życie inni ludzie. W tym właśnie uprawiać swój mały kawałek kamienia. I być sobą. Po prostu.

Piątek


Stroma ścieżka (Dz 18,9-18; Ps 47; J 16,28; J 16,20-23a)

Świat Biblii jest światem obietnic, a zderzone z nim nasze codzienne życie wydaje się czasem beznadziejnie szare i bez większych wzlotów. Nieraz pewnie słyszeliśmy, że chrześcijanin powinien być radosny i to w sposób widoczny. I choć generalnie zgadzamy się z tym stwierdzeniem (radość ze zmartwychwstania, uczestnictwo w odkupieniu, łaska, itp.), niekiedy budzi się w nas wątpliwość lub nieokreślony niepokój. Bowiem – nie bójmy się przyznać – chrześcijaństwo do prostych nie należy.

Nie myślę tu nawet o sprawach takich, jak miłość nieprzyjaciół czy oddanie życia za przyjaciół. Wystarczy już sama odpowiedzialność za każdą chwilę, każdy osobisty wybór; trud wytrwałej modlitwy, mozolne poznawanie Boga przez lekturę Biblii, liturgię Kościoła; czy to, jak wiara poszerza nasze serce i chcemy wspomóc dzieci w Afryce czy sprzątać Kościół w sobotnie przedpołudnie. Realizacja chrześcijaństwa w praktyce nie jest łatwa. Warto i w tym kontekście posłuchać dziś słów Jezusa: „Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać”.

Nasze dzisiaj jest czasem oczekiwania – wcale nie bezczynnego. Chcemy, by nasze życie wydało owoce i chcemy spotkać Boga twarzą w twarz. To pragnienie jakiegoś fundamentalnego dopełnienia naszego życia i doświadczenia Boga żywego jest czasem trudniejsze, dotkliwsze niż zazwyczaj – towarzyszy mu wtedy poczucie niespełnienia, jakiś głęboki smutek. Właśnie wtedy na nowo trzeba nam zanurzyć się w świat biblijnych obietnic, choćby poprzez lekturę Pisma czy uczestnictwo w „ponadprogramowym” nabożeństwie. Nasza stroma ścieżka nie stanie się prawdopodobnie przez to łatwiejsza, ale może zobaczymy przebłysk światła na kolejnym zakręcie drogi.

Sobota


Jestem Twoim dzieckiem (Dz 18,23-28; Ps 47; J 16,28; J 16,23b-28)

„O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. (…) Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna. (…) W owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga” – wiara w Jezusa jest dla nas gwarantem… czego? Wysłuchania modlitw? Otrzymania dóbr? Chodzi tu chyba jeszcze o coś więcej – o coś głębszego, albo, powiedzielibyśmy, bardziej fundamentalnego.

Dlaczego bowiem mamy w ogóle prosić o coś Boga? Każda modlitwa jest uznaniem Jego władzy nad nami; zgody na to, kim my jesteśmy i kim jest On; odnalezienia samych siebie w relacji Stwórca – stworzenie. To jest także nasze „fiat”, nasze „tak” wobec historii zbawienia i tego, w jakim jej momencie przyszło nam się urodzić. Nie chodzi nawet o świadomość roli, jaką w tej historii mamy do odegrania (choć czasem warto pomyśleć i o tym) – ale o odwagę zaufania, że Bóg o nas pamięta.