Święto Eucharystii

publikacja 08.08.2006 14:44

Boże Ciało - skąd to święto się wzięło? Co tego dnia szczególnie wspominamy? O wymowie teologicznej, ale i niezwykłych cudach.

Święto Eucharystii Andrzej Macura "Ty co jak pelikan Krwią swą karmisz lud Przywróć mi niewinność oddal grzechów brud Oczyść mnie Krwią swoją która wszystkich nas Jedną kroplą może obmyć z win i zmaz". Mozaika z klasztoru w Kykkos na Cyprze


 

Zaczęło się w Liège

Szczególnie uroczysty przebieg obchody Bożego Ciała miały w czasach kontrreformacji. Katolicy chcieli wówczas dobitnie pokazać swą wiarę w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Świętu towarzyszyły wtedy nie tylko procesje, ale nawet przedstawienia teatralne.
 

Boże Ciało wprowadzono do kalendarza liturgicznego w XIII wieku. Bezpośrednią przyczyną ustanowienia święta były objawienia błogosławionej Julianny (1193 – 1258), przeoryszy augustianek z klasztoru Mont Cornillon, nieopodal Liège (obecnie miasto w Belgii). Julianna wielokrotnie miała widzenia jaśniejącej tarczy, jakby księżycowej, z ciemną plamą. W okolicach Liège interpretowano jej wizje jako znak braku w kalendarzu liturgicznym specjalnego dnia poświęconego uczczeniu Najświętszego Sakramentu. Pod wpływem tych objawień biskup Robert ustanowił w 1246 r. takie święto dla diecezji w Liège. W następnych latach święto zdobywało popularność w sąsiednich diecezjach. W 1261 r. kolejnym papieżem (pod imieniem Urban IV) został biskup Verdun Jacques Pantaleon. W połowie XIII w. był on archidiakonem katedry w Liège. W 1264 r. wprowadził nowe święto jako festum Corporis Christi (święto Bożego Ciała) w całym Kościele.

Święto Eucharystii  

 

 

Wkrótce świętu zaczęły towarzyszyć uroczyste procesje. Prawdopodobnie najpierw odbywały się one w latach 1265-1275 w Kolonii (Niemcy), a w XV w. w całych Niemczech, Anglii, Francji, Polsce i północnych Włoszech.

W Polsce po raz pierwszy Boże Ciało świętowano w 1320 r. w diecezji krakowskiej, na polecenie biskupa Nankera. W 1391 r. papież Bonifacy IX nakazał obchodzić Boże Ciało wszędzie, gdzie dotąd tego nie czyniono.

Nazwy, procesja, oktawa

Adam Kaniuk

To dzień kochany przez Polaków. Chętnie budujemy ołtarze i dekorujemy trasę. Udajemy się na Eucharystię, aby oddać hołd Chrystusowi w sposób oficjalny, publiczny. Dzień ten jest dla nas okazją do osobistego wyznania wiary. Po przyjęciu Słowa i Boskiego Pokarmu idziemy wraz z innymi w procesji z Chrystusem, niesionym uroczyście po naszych drogach, wśród śpiewu pieśni eucharystycznych.

Nazwy

Papież Urban IV ustanowił tę uroczystość bullą "Transisturus" i określił jako pamiątkę bardziej uroczystą i świąteczną w porównaniu z sakramentalną pamiątką, sprawowaną w codziennej Eucharystii. Ten sam papież używa w innym miejscu określenia: Święto Najświętszego Ciała Naszego Pana Jezusa Chrystusa. W językach europejskich nosi nazwy: w Italii - Corpus Domini, w Wielkiej Brytanii - Corpus Christi, we Francji - Fète-Dieu, a w Mszale Rzymskim z 1970 roku - Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, w języku potocznym zwana Bożym Ciałem.

Procesja

Bulla "Transisturus" papieża Urbana IV nie mówiła nic o procesji Bożego Ciała. Spotykamy ją jednak dość wcześnie - w 1277 roku w Kolonii i w 1286 roku u benedyktynów w Beuron. W wieku XIV rozpowszechniła się w innych krajach. Procesja w rozumieniu liturgii rzymskiej polegała na kroczeniu ze śpiewem, na zakończenie którego udzielano błogosławieństwa.

Tak wyglądała pierwotna forma procesji z Najświętszym Sakramentem. W XV wieku procesja zatrzymywała się na czterech stacjach, symbolizujących cztery strony świata. Przy każdej z tych stacji odczytywana była Ewangelia jako formuła błogosławieństwa. Z połączenia obu form procesji ukształtowała się w rezultacie obecna procesja z czterema stacjami, na których odczytywany jest fragment Ewangelii i następuje błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. Z biegiem czasu procesje Bożego Ciała uświetniano nowymi elementami, niesiono w nich na przykład obrazy czy chorągwie. W XIV wieku pojawiły się tzw. żywe obrazy, tworzone ze śpiewaków przedstawiających sceny z życia Pana Jezusa.

W Polsce po raz pierwszy wprowadzono uroczystość Bożego Ciała w diecezji krakowskiej. Było to w 1320 roku. Śpiew Ewangelii przy czterech ołtarzach pojawia się w diecezji płockiej około 1430 roku. Kościół w Polsce w 1967 roku wprowadził nowe teksty procesji: teksty suplikacji, teksty Ewangelii związane z Eucharystią i orację kończącą. Błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem można udzielać albo przy każdym ołtarzu, albo na zakończenie procesji.

Uroczystość Bożego Ciała w religijności polskiej ma duże znaczenie. Trzeba podkreślić związek Eucharystii w tym dniu z całym misterium zbawczym, paschalnym. Zakorzeniona nazwa Boże Ciało (chociaż Mszał Rzymski łączy Ciało i Krew Chrystusa) kładzie akcent na Boskość Chrystusa.

Oktawa

Uroczystość Bożego Ciała przypada w pierwszy czwartek po niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Należy do jednej z dziesięciu najważniejszych uroczystości Kościoła katolickiego. Dlatego od wieków obchodzi się oktawę tej uroczystości. W czwartek po uroczystości Bożego Ciała kończą się ośmiodniowe obchody ku czci Najświętszego Sakramentu. Po procesji i błogosławieństwie eucharystycznym kapłan błogosławi przyniesione przez wiernych wianki splecione z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Lud wraz z kapłanem prosi Boga, aby swą wszechmocną opieką otaczał pola, łąki i lasy, strzegł przed zatruciem i zniszczeniem oraz pozwolił im wydać obfite owoce i plony. Nasz udział w tych obchodach jest prawdziwym wyznaniem wiary i jeszcze bardziej jednoczy nas z naszym Panem Jezusem Chrystusem. Przyniesione wianki są symbolem ludzkiej pracy, którą uświęca zjednoczenie z Chrystusem Eucharystycznym. Oktawa Bożego Ciała jest szczególnym czasem łaski. Dlatego Kościół zachęca nas do tego, byśmy nie zmarnowali okazji do zdobycia tych łask i jak najpełniej z nich korzystali.

 

 

 

 

 

Dla niedowiarków

Gabriela Szulik

W Bolsena zdarzył się cud. W czasie Mszy na ołtarz spłynęła z Hostii prawdziwa Krew. To wydarzenie między innymi przyczyniło się do ustanowienia święta Bożego Ciała w całym Kościele i zapoczątkowania procesji ku czci Ciała i Krwi Pańskiej.

W zielonym sercu Italii, w Umbrii, tuż przy Autostradzie Słońca leży Orvieto. Widać je z daleka, bo wznosi się dostojnie na wulkanicznych skałach. W tym niewielkim mieście na wielkim placu stoi katedra. Zbigniew Herbert pisał o niej, że rozdziera przestrzeń i przyprawia o zawrót głowy. Pielgrzymi zmierzający do Wiecznego Miasta zatrzymują się tam i czczą w orvietańskiej katedrze korporał ze śladami Krwi Chrystusa. Ten sam, na którym w Bolsena w 1263 roku kapłan Piotr z Pragi odprawiał Mszę świętą.

Krew na korporale

Był wiek XIII. W Europie szerzyły się herezje podważające prawdziwą obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Ksiądz Piotr z Pragi też zwątpił w tę Tajemnicę. Pielgrzymował do Rzymu, by tam u grobu świętych Apostołów Piotra i Pawła odzyskać dar głębokiej wiary. Zatrzymał się w Bolsena, by odprawić Mszę św. W chwilę po wypowiedzeniu słów konsekracji, z Hostii na korporał zaczęły spływać krople Krwi. Przerażony, chciał ukryć Krew. Zawinął Hostię w korporał i włożył do kielicha. Kilka kropel upadło na posadzkę.

 

 

Relikwiarz z Orvieto

Relikwiarz z Orvieto

 

 

 

 

W tym czasie w pobliskim Orvieto przebywał papież Urban IV, któremu doniesiono o niezwykłym wydarzeniu. Gdy wysłannicy papieża potwierdzili jego prawdziwość, Urban IV nakazał przewieźć korporał do Orvieto. Rok później, bullą "Transiturus", papież ustanowił święto ku czci Ciała i Krwi Pańskiej dla całego Kościoła. Dotąd było ono obchodzone tylko w belgijskiej diecezji Liége.
Dla godnego uczczenia relikwii wzniesiono w Orvieto potężną gotycką katedrę. Zakrwawiony korporał umieszczono w relikwiarzu, w którym do dziś w Kaplicy Korporału można czcić Najświętszą Krew. Co jakiś czas Korporał badają eksperci. Za każdym razem stwierdzają, że krew zachowuje właściwości krwi ludzkiej.

Natomiast w Bolsena, w kościele św. Krystyny, zachowano skrwawione kamienie. Jeden wmurowano za ołtarzem, przy którym zdarzył się cud, a drugi czci się w relikwiarzu podczas procesji Bożego Ciała.

Niewierny zakonnik

W różnych miejscach na świecie w ciągu 1250 lat (od 750 roku) odnotowano 132 cuda eucharystyczne. Zwykle pojawiały się one, gdy Najświętszy Sakrament był lekceważony, przyjmowany niegodnie albo gdy ludzie wątpili w prawdziwą obecność Chrystusa w Eucharystii. Hostie krwawiły lub przemieniały się w Ciało, a wino w Krew Pańską. Wiele cudów eucharystycznych znanych jest ze źródeł historycznych, a jeszcze więcej zachowało się w ustnych przekazach i opowiadaniach.

Pierwszy, najbardziej znany, potwierdzony przez współczesną naukę cud eucharystyczny wydarzył się w klasztorze w Lanciano. Tu w VIII wieku żył bardzo wykształcony zakonnik, ale pełen wątpliwości w sprawach wiary. Nie mógł się uwolnić od pytania, czy konsekrowana Hostia jest Ciałem Chrystusa, a wino rzeczywiście Jego Krwią? Podczas jednej z Mszy św. wątpliwości były szczególnie silne i natarczywe. To niemożliwe, myślał zakonnik, żeby chleb i wino mogły się przeistoczyć. Tego dnia, gdy wypowiadał słowa: "To jest Ciało Moje... To jest Krew Moja...", zauważył, że chleb rzeczywiście stał się Ciałem, a wino Krwią. Najpierw oniemiał, a potem, gdy strach ustąpił, przepełniła go wielka radość, że doznał takiej łaski. - Patrzcie - powiedział zebranym - oto prawdziwe Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa, które uczynił widzialne dla mnie w tym celu, abym nie był już niedowiarkiem, lecz wierzącym.

Hostia ludzkim sercem

W 1971 r. relikwie Najświętszego Ciała i Krwi z Lanciano poddano badaniom. Wyniki były sensacyjne. Pisały o nich wszystkie włoskie gazety. Profesor Odoardo Linoli z Arezzo potwierdził, że Hostia z VIII wieku jest ludzką tkanką mięśnia sercowego. Znaleziono w niej m.in. komórki układu nerwowego typowe dla takiej tkanki. Pusta przestrzeń wewnątrz odpowiada komorze sercowej. Mimo upływu czasu nie znaleziono żadnych śladów substancji konserwującej. Nie stwierdzono też cięć ostrym narzędziem, co wyklucza możliwość pobrania tkanki z innego ciała ludzkiego.

Niemniej zadziwiające były wyniki badań bryłek skrzepniętej krwi. Okazało się, że to ludzka krew grupy AB. Tę samą grupę krwi znaleziono w sercu - Hostii. Z naukowego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć, dlaczego Ciało i Krew przez dwanaście wieków nie uległy rozkładowi i w tak doskonałym stanie zachowały się do naszych czasów.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że ślady krwi zachowane na Całunie Turyńskim również należą do grupy AB.

Cuda w sercu

Jeżeli Bóg ukazuje Niewidzialne w widzialnym - jak mówi ks. Aleksander Posacki SJ - to nie po to, żeby wzbudzić sensację, ale żeby obudzić wiarę w człowieku. Cuda eucharystyczne to znaki szczególnego rodzaju. Wskazują na prawdziwą obecność Jezusa w Eucharystii.

Podczas Kongresu Eucharystycznego w Lourdes w 1981 roku Jan Paweł II powiedział: "Trzeba wiedzieć, że Pan nasz Ukrzyżowany i Zmartwychwstały jest naprawdę, rzeczywiście i substancjalnie obecny w Eucharystii, że pozostaje tak długo, jak długo istnieją postacie chleba i wina. Należy Mu się nie tylko największy szacunek, ale i nasza adoracja".

Kiedy jeszcze jako kardynał przyjechał do Lanciano, trzy lata po badaniach naukowych (3 listopada 1974 r.), całą noc spędził na modlitwie adorując eucharystyczny cud, a potem w księdze pamiątkowej pozostawił taki wpis: "Spraw, abyśmy w Ciebie bardziej wierzyli, pokładali nadzieję i miłowali".

 

 


 

Chodzenie po śladach Chrystusa

Katarzyna Migdoł-Rogóż

Wiem, że Pan Jezus obecny w małej Hostii właśnie w Boże Ciało przechadza się ulicami miasta. Czuję nawet świętość ulic w następnym dniu po procesji.

- Nie mogę patrzeć, jak niektórzy w czasie procesji Bożego Ciała rozmawiają, urządzają sobie radosną wycieczkę. Nie rozumiem, po co zabierają spod ołtarzy tatarak, płatki kwiatów lub odłamują gałązki brzózki - mówi Paweł, student czwartego roku psychologii. Odkąd studiuje, przestał uczestniczyć w procesji Bożego Ciała. Denerwuje go zabobonne traktowanie tego święta przez większość ludzi.

Towarzyszyć Jezusowi

Pani Jadwiga ma 73 lata. Nie pamięta, żeby kiedykolwiek opuściła uroczystości związane z Bożym Ciałem. Nawet teraz, kiedy nogi odmawiają już posłuszeństwa, dzielnie towarzyszy Jezusowi podczas procesji ulicami swojego miasta. - Myślę, że to moje przyznanie się do Chrystusa - tłumaczy pani Jadwiga. W środę wieczorem stroi swoje okna, nawet jeśli procesja nie przechodzi obok jej bloku. - Tak trzeba - mówi. W tym bloku prawie wszystkie okna w Boże Ciało są przystrojone. - Może ktoś się zastanowi, dlaczego tak robimy. Może komuś pomożemy, aby się nawrócił - zastanawia się pani Jadwiga. Ustrojenie okien traktuje także jako hołd oddany Jezusowi.

Marek jest sąsiadem pani Jadwigi. Ma trójkę dzieci. Raz chyba pozwolił żonie udekorować okna. - W kościele ksiądz przypomniał o tym, to kazałem ustroić - wyjaśnia. - Tak naprawdę chodzę na procesję, żeby mnie ludzie nie obgadali i żeby nie robić wstydu dzieciom. Mieszkamy w małej miejscowości. Tu każdy o każdym wie wszystko - dodaje.

Szansa dla duszpasterzy

Procesja Bożego Ciała jest dosłownie chodzeniem po śladach Jezusa. Nie zawsze zachowania ludzi świadczą o świadomym przeżywaniu tej prawdy. - Boże Ciało to taki moment, kiedy publicznie wyznajemy wiarę w obecność Jezusa, ale także adorujemy, czcimy, uwielbiamy Go. Dzisiaj takie świadectwo jest szczególnie ważne - mówi ksiądz Teodor Suchoń, proboszcz parafii Świętej Teresy w Rybniku Chwałowicach. - Ważne jest też to, że tą wiarą dzielimy się z innymi, bo w procesji Bożego Ciała uczestniczy wielu ludzi, których nie ma na co dzień w kościele, a nawet nie ma ich od święta. Dla nich to swego rodzaju folklor, a my, kapłani, nie możemy ich odrzucać - dodaje. Dla proboszcza z Chwałowic obecność takich ludzi jest ogromnym wezwaniem. - Obojętnie, jaki ludzie mają cel, my, duszpasterze, musimy mieć właściwy. Musimy go widzieć i ukazać innym - przekonuje. To świetna forma i miejsce nowej ewangelizacji.

 

W Chwałowicach od wielu lat parafianie angażują się w przygotowanie procesji, ołtarzy. To dla nich nie tylko zadanie, ale przede wszystkim zaszczyt. Co roku tematyka towarzysząca budowaniu ołtarzy jest przemyślana i stanowi jedną całość. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Dobre nagłośnienie, animacja modlitewna i muzyczna. Ewangelizowaniu ma służyć także homilia wygłoszona przy każdym ołtarzu. - Odczytanie Ewangelii i błogosławieństwo jest ważne, ale jeśli mamy ludzi na procesji, nie możemy tego byle jak zrobić. Kościół mówi, że trzeba oficjalnie głosić Jezusa, bo coraz więcej jest pogaństwa. Byłoby grzechem, gdybyśmy nie wykorzystali takiej okazji - z przekonaniem mówi ksiądz Suchoń. Dobrze wie, że często duszpasterze, organizując rekolekcje, muszą się natrudzić, aby zachęcić ludzi do przyjścia. A w Boże Ciało właśnie sami przychodzą.

To miała być tylko inscenizacja

Dla 19-letniej Joasi procesja Bożego Ciała zawsze była świetną zabawą. Cztery lata temu to się zmieniło. - Jako kilkuletnia dziewczynka kojarzyłam święto Bożego Ciała z sypanymi płatkami kwiatów i zazdrosnym okiem spoglądałam na dziewczynki w białych sukienkach. Potem było ono dla mnie pochodem, manifestacją. Teraz Boże Ciało przybrało inny wymiar - opowiada. Wraz z grupą oazową ze swojej parafii przygotowywała jeden ołtarz. Młodzi postanowili na żywo ukazać wszystkim znaczenie Ostatniej Wieczerzy. Zamiast Ewangelii ludzie zobaczyli misterium. I nagle, kiedy kolega Asi podniósł do góry hostię i kielich, ludzie uklękli. Zapanowała cisza, niektórzy zaczęli płakać. A miała być tylko inscenizacja. - To zdarzenie zmieniło moje podejście do procesji w Boże Ciało - mówi.

Tradycja czy zabobon

Wielu z nas ma na pewno własne wspomnienia procesji; przystrojone zielenią domy, barwne korowody ludzi, dziewczynki w nieskazitelnie białych sukienkach sypią pachnące płatki kwiatów, powiewają na wietrze kolorowe sztandary i chorągwie. Całe to bogactwo i przepych dla małej okruszynki chleba, którą kapłan niesie pod baldachimem, zamkniętą w złocistej monstrancji. Ale to przecież tylko oprawa dla jednej z największych tajemnic naszej wiary: Bóg jest obecny pośród nas pod postacią chleba i wina.

Z drugiej strony ludzie przywiązywali i dzisiaj przywiązują wagę do pewnych tradycji związanych z obchodami tej uroczystości. Według starodawnych zwyczajów ołtarze powinny być przystrojone typowo polskimi drzewami - brzozami i lipami. Po przejściu procesji były i są do tej pory obłamywane z tych drzew gałązki, które zanosi się do domu. Miały zabezpieczyć przed uderzeniem pioruna i pożarem. - Moja babcia zbierała płatki kwiatów, które dzieci sypały podczas procesji. Wierzyła, że skoro przeszedł po nich sam Chrystus ukryty w Hostii, muszą mieć nadzwyczajną moc. Zawijała kwiecie w kolorowy papierek i przechowywała na oknie. Aby uchronić dom od skutków gwałtownej burzy, wystarczyło płatki wrzucić do pieca - mówi pani Jadwiga. Zastrzega też, że dawne zwyczaje nie miały nic wspólnego z zabobonami. - Ludzie naprawdę wierzyli w ich szczególną moc - komentuje.

Pamiątki po Chrystusie

Ksiądz Teodor Suchoń nie zabrania ludziom zbierać ”pamiątek” po Chrystusie, który swą obecnością uświęcił jakieś miejsce. - To przypomina im Chrystusa. - Z miłości do Chrystusa tak robią - tłumaczy. Ukazuje ludziom właściwy sens znaków i symboli. Tłumaczy rolę tradycji, przestrzega, aby nie wierzyli w przesądy i nie sprowadzali pewnych zwyczajów właśnie do roli zabobonu. Wtedy oni wierzą w siłę i opiekę Chrystusa, a nie kwiatu czy drzewka.

Jak to jest z tym przeistoczeniem?

Ks. Grzegorz Strzelczyk

„Przeistoczenie” to jedno z tych słów, które kołaczą się nam w głowach jako dalekie echo katechizmowego nauczania. Uroczystość Bożego Ciała jest dobrą okazją, by zastanowić się nad jego znaczeniem.

Początki

Historia uroczystości Bożego Ciała sięga średniowiecza: została ustanowiona przez papieża Urbana IV w 1264 r. pod wpływem objawień bł. Julianny z Cornillon i powoli rozprzestrzeniła się na cały Kościół. Procesja z Najświętszym Sakramentem została wprowadzona później - w Polsce ok. XV wieku.

By zrozumieć powody i znaczenie ustanowienia uroczystości Bożego Ciała, należy spojrzeć nieco poza te wydarzenia. Otóż w wiekach XII i XIII w Kościele katolickim ogromnie rozrosła się pobożność eucharystyczna. Popularne stały się wszelkie formy kultu Jezusa Chrystusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Wiele z nich wtedy powstało. Spowodowane to było pogłębieniem świadomości tego, czym jest Eucharystia, a szczególnie, że poprzez przeistoczenie chleb i wino stają się w niej prawdziwie Ciałem i Krwią Jezusa Chrystusa i tym samym Bóg-Człowiek staje się rzeczywiście obecny pośród swego ludu. Paradoksalnie przyczyniła się do tego również...

pewna herezja.

Mniej więcej w połowie XI w. niejaki Berengariusz z Tours, archidiakon tamtejszego Kościoła, zaczął nauczać, iż chleb i wino w trakcie Mszy pozostają w zasadzie tym, czym były, nie ulegają żadnej istotnej przemianie, a tylko stają się szczególnymi symbolami Ciała i Krwi Chrystusa. Reakcja na to nauczanie była natychmiastowa - w czasie kolejnych synodów biskupi przypominali tradycyjną naukę o rzeczywistej przemianie chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Berengariusz kilkakrotnie odwoływał swoje poglądy, by na nowo do nich powracać - taka ”zabawa” trwała ponad 30 lat. Trzeba pamiętać, że był to okres w którym we Francji odżywały dalekie odpryski manicheizmu, religii powstałej w III w., która głosiła (między innymi i w dużym uproszczeniu), że wszystko, co materialne, jest nieodwracalnie złe. Dlatego niektóre elementy nauczania Berengariusza - wbrew jego własnym intencjom - napotykały podatny grunt w kręgach dotkniętych manicheizmem: pozwalały bowiem na oderwanie Eucharystii od materii i przeniesienie całej jej wartości i skuteczności na płaszczyznę czysto duchową.

 

Na czym właściwie polegał problem? Otóż Berengariusz i inni teologowie starali się wyjaśnić, co właściwie dzieje się z chlebem i winem w czasie Eucharystii. Tradycja mówiła, że stają się one Ciałem i Krwią Chrystusa. Ale co należy w tym przypadku rozumieć przez ”stają się”? Możliwości były dwie: albo przyjmiemy, że chodzi o czynność tylko symboliczną, w której z chlebem i winem nic się nie dzieje, albo że dokonuje się przemiana ”materialna” chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa. Drugie rozwiązanie było zdecydowanie trudniejsze - zarówno dla wiary, jak i dla duszpasterstwa (trzeba było unikać interpretacji, które widziałyby w Eucharystii jakąś formę magii) i teologii (należało wyjaśnić, jak możliwa jest taka przemiana). Trudno się zatem dziwić, że niektórzy - jak Berengariusz - próbowali pójść prostszą drogą, utrzymując, że wszystko dokonuje się w sferze symbolicznej i duchowej.

”Przeistoczenie”

Kościół tą drogą pójść nie mógł: słowa Jezusa ”to jest Ciało moje”, ”to jest Krew moja” nie pozwalały na symboliczną interpretację. Symbol nie może nas zbawić - jesteśmy zbawieni przez zjednoczenie z Chrystusem. A do zjednoczenia konieczna jest prawdziwa obecność. Poglądy Berengariusza zostały zatem odrzucone, a Kościół przyjął, iż w Eucharystii dokonuje się rzeczywista przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, mimo iż ani wygląd, ani skład chemiczny chleba i wina nie ulegają zmianie. Ten szczególny typ przemiany nazwany został ”przeistoczeniem”, czyli ”przemianą istoty”.

Dziś nieco trudniej nam zrozumieć, o co chodzi, bo podstawą dla tego pojęcia są idee średniowiecznej filozofii. Spróbujmy jednak. Otóż przez ”istotę” rozumiemy to, co w danej rzeczy decyduje o tym, czym ona jest, stanowi o jej tożsamości i niepowtarzalności. Na co dzień mamy do czynienia z procesem odwrotnym do przeistoczenia: istota nie ulega zmianie, a zmieniają się wygląd, skład chemiczny itd. My sami wyglądamy teraz zupełnie inaczej i składamy się z innych atomów, niż kiedy mieliśmy np. rok. Niektórym pewnie nawet trudno się rozpoznać na zdjęciach z dzieciństwa. A jednak nie ulega wątpliwości, że jesteśmy tymi samymi osobami! Właśnie to, co decyduje w nas o ciągłości naszej tożsamości nazywamy istotą. Istota nie ulega zmianie w danej rzeczy, bo gdyby tak się stało, nie byłaby ona już tą samą rzeczą. Inne cechy są zmienne.

W Eucharystii następuje właśnie taka przemiana chleba i wina, w której ich istoty zostają zastąpione istotą Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa. Pozostają niezmienione zewnętrzne, drugorzędne cechy - kształt, barwa, smak. Ale nie ma już istoty chleba ani istoty wina - ciągłość ich tożsamości została przerwana. Po ”przeistoczeniu” to, co wygląda i smakuje jak chleb, jest i pozostaje prawdziwym Ciałem Jezusa, a to, co wygląda i smakuje jak wino - Jego krwią.

Interpretacja ta może nie należy do najprostszych, ale ma tę zaletę, że z jednej strony pozwala zachować tradycyjne, dosłowne rozumienie słów Jezusa: ”To jest Ciało moje...”, a z drugiej pozwala wyrobić sobie jakieś pojęcie o tym, jak to jest możliwe. Jednak i to wyjaśnienie niczym jest bez wiary - bo ostatecznie tylko ona pozwala rozpoznać Chrystusa przychodzącego w swoim Ciele i Krwi. I tylko ona prowadzi do prawdziwego zjednoczenia z Nim w Eucharystii.

W głowie się nie mieści

Wiesława Dąbrowska-Macura

Cuda są dla niedowiarków. Dla wierzących jest Boże Ciało.

Tajemnica wiary – ogłasza kapłan w czasie Mszy św. po przeistoczeniu. Co się zdarzyło na ołtarzu, kiedy nad chlebem i winem wypowiadał słowa konsekracji? Pszenna hostia przestała być zwykłym chlebem – stała się Ciałem Chrystusa, a wino Jego Krwią. Trudno zrozumieć tę niezwykłą przemianę, niedostrzegalną ludzkim okiem. Na ołtarzu nadal leży hostia, a kielich wypełniony jest winem. Ta Tajemnica nurtowała chrześcijan od wieków. Gdy próbowali pojąć i za wszelką cenę wyjaśnić prawdziwą obecność Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, gdy nie potrafili zgodzić się, by pozostała ona tajemnicą, wtedy wymyślali różne herezje, wątpili w nią lub odrzucali.

Był rok 1263. Pielgrzymujący z Pragi do Rzymu czeski mnich odprawiał Mszę św. w kościele w Bolsenie, niewielkiej miejscowości położonej w Umbrii. Wziął w dłonie hostię. „...to jest Ciało moje, które za was będzie wydane….” – wypowiadał słowa konsekracji, a w głowie kołatała mu natarczywa myśl: czy naprawdę hostia staje się prawdziwym Ciałem Chrystusa. Te wątpliwości dręczyły go od pewnego czasu, a nasilały się w czasie Mszy św.

Nagle z hostii, którą trzymał w dłoniach, zaczęły spływać krople krwi. Kapały wprost na korporał. To kawałek płótna rozkładany na ołtarzu, na którym ustawia się patenę z hostią i kielich z winem. Kilka kropli spadło na posadzkę. Przerażony kapłan natychmiast zawinął hostię w korporał i ukrył w kielichu.
Tajemniczego zdarzenia nie udało się zachować w tajemnicy. Wkrótce doniesiono o nim przebywającemu w pobliskim Orvieto papieżowi Urbanowi IV. Ojciec Święty polecił zbadać sprawę i przywieźć korporał. Rzeczywiście, była na nim ludzka krew. Pan Jezus rozwiał wątpliwości ks. Piotra z Pragi. „Udowodnił”, że konsekrowany chleb jest Jego prawdziwym Ciałem, a wino – Krwią. Rok później Urban IV wprowadził w całym Kościele uroczystość Bożego Ciała.

Zamknięty w specjalnym relikwiarzu splamiony Krwią Chrystusa korporał – dowód realnej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i znak małej wiary pewnego czeskiego kapłana – można dziś oglądać w katedrze w Orvieto. Wiarę w obecność Pana Jezusa pod postaciami chleba i wina można publicznie wyznać w u roczystość Bożego Ciała, uczestnicząc w procesji z Najświętszym Sakramentem odbywającej się na ulicach miast i wsi. Bo cuda nie zdarzają się często. Ktoś policzył, że od 750 roku zanotowano 132 cuda eucharystyczne. One są dla niedowiarków. Dla wierzących jest święto Bożego Ciała.

Światło pszennego chleba

ks. Stanisław Budzik

Z okazji Kongresu Eucharystycznego w Filadelfii, w latach 70. ubiegłego wieku, ułożono hymn, który wszedł na stałe do repertuaru pieśni eucharystycznych, śpiewanych chętnie w naszych kościołach: "Ty sycisz głody ludzkich serc swym Ciałem i swą Krwią. O przyjdź i daj nam, Panie nasz, chleb życia ręką swą".

Człowiek potrzebuje do szczęścia czegoś więcej niż tylko zaspokojenia biologicznych potrzeb. Pragnie uznania ze strony innych, chce być traktowany sprawiedliwie i po ludzku, tęskni za odrobiną dobroci i serca. Istnieje również głód ludzkiego ducha: tęsknota za skarbem, którego nie niszczy mól, nie zżera rdza, którego nie ukradnie najbardziej nawet wyspecjalizowany złodziej. Głód szczęścia niezniszczalnego, niepoddanego przemijaniu, szczęścia, którego nie potrafi zmącić nawet konieczność śmierci.

Istnieje chleb, który taki głód zaspokaja. Daje go sam Bóg, który w Jezusie Chrystusie ukazał wszystkim ludziom przyjazne oblicze i odkrył zbawcze zamiary wobec człowieka. Ludzka tęsknota za szczęściem bez granic nie kieruje się więc w próżnię. Ma głęboki sens, gdyż pochodzi od Boga i do Boga prowadzi. W Jezusie Chrystusie poznaliśmy prawdziwe oblicze niebieskiego Ojca. Syn Boży chciał się nazywać Synem Człowieczym i stał się podobnym do ludzi we wszystkim oprócz grzechu. Podobnym również w śmierci. Każda Eucharystia przypomina i uobecnia tajemnicę Jego przejścia z życia do śmierci i ze śmierci do życia.

Zanim to przejście się dokonało, Jezus zasiadł ze swoimi uczniami do wieczerzy. W dzień przed męką zaprosił ich na ucztę, w której czasie sam stał się Pokarmem. Wziął chleb i zamienił go w swoje Ciało. Wziął wino i uczynił zeń swoją Krew. Tak ustanowił Eucharystię, wielką ofiarę dziękczynienia, w której codziennie przychodzi do ludzi, aby dzielić z nimi ich los. Wybrał najprostszy sposób obecności - w wymownym znaku chleba i wina. Jak chleb zaspokaja głód ludzkiego ciała, tak On potrafi spełnić pragnienia ludzkich serc: "Chlebem, który Ja dam, jest Moje Ciało za życie świata" (J 6,51). Jak wino "rozwesela serce człowieka", tak On prowadzi niezawodną drogą do radości nieprzemijającej: "Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne" (J 6,54).

Trudno wyobrazić sobie bardziej ścisłe złączenie z Chrystusem niż to, które dokonuje się przez przyjmowanie Jego Ciała i Krwi w Najświętszym Sakramencie. Jednocześnie Eucharystia ma charakter wspólnotowy, jest zgromadzeniem Jezusowych uczniów, którzy wspólnie słuchają Słowa Bożego, kierują się nauką Apostołów, trwają w dziękczynieniu za dzieło zbawienia dokonane w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa i oczekują Jego przyjścia w chwale.

Eucharystia jest więc niejako przecięciem się dwóch linii. Jedna - pionowa (wertykalna) - łączy z Chrystusem: człowieka z Bogiem, ziemię z niebem. Druga - pozioma (horyzontalna) - to znak wspólnoty między tymi, którzy gromadzą się wokół jednego stołu. Obie spotykają się w Chrystusie, który jest Bogiem i Panem, a równocześnie Bratem człowieka. Przecięcie tych dwóch linii stanowi Krzyż - znak zbawienia, miejsce jedynej Ofiary, którą każda Ofiara Eucharystyczna przypomina i uobecnia. W czasie liturgii Mszy św. często padają słowa: "Bracia i Siostry". Nie są one wytartą formułą czy nic nie znaczącym frazesem, ale wskazują na głęboką rzeczywistość. Nakreślają one zadanie dla tych wszystkich, którzy wspólnie uczestniczą w sprawowaniu Eucharystii. Zanim uczestnik Eucharystii złoży na ołtarzu dar swego serca, musi pojednać się z bratem i siostrą w Chrystusie. Wyrazem postawy pojednania jest znak pokoju: tuż przed przyjęciem Chrystusa w Komunii świętej, przyjmuje się w duchu miłości i przebaczenia jako braci i siostry tych, którzy są wokół, a w nich wszystkich ludzi.

Młody Karol Wojtyła pisał w Pieśni o Bogu ukrytym: "Uwielbiam cię, blade światło pszennego chleba, w którym wieczność na chwilę zamieszka, podpływając do naszego brzegu tajemniczą ścieżką". Eucharystia to tajemnica, "wielka tajemnica wiary". Chrystus pragnie, aby stawała się także tajemnicą chrześcijańskiego życia. Kiedy ustanowiwszy Eucharystię, nakazał: "To czyńcie na moją pamiątkę", nie tylko zamierzał powiedzieć: Wykonujcie dokładnie gesty, które Ja wykonałem, powtarzajcie obrzęd, który Ja spełniłem. Zamierzał także powiedzieć: Sprawujcie w waszym życiu to, co jest istotne w tajemnicy mojego życia i śmierci - składajcie także wy siebie samych w ofierze! "Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem" (J 13,15).

W Uroczystość Bożego Ciała wychodzimy z Eucharystią na zewnątrz, na ulice i place naszych miast i wsi, aby publicznie wyznać wiarę w prawdziwą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Każda Eucharystia, w której uczestniczymy, winna być pełnym wzruszenia zdumieniem nad cudem Bożej miłości i pieśnią uwielbienia za wielkie dzieła, jakie Bóg czyni pośród swego ludu.

TAGI: