Moje zapiski z krzyżem tle

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 01.03.2006 09:37

Moje zapiski z krzyżem tle - jest to jakiś fragment mojej walki o Boga i o autentyczność mojego kapłaństwa. Jeśliby to do czegoś miało się nadawać, to chyba bardziej na Wielki Czwartek. Ale tak naprawdę nie wiem, co o tym sądzić. Zostawiam więc do dyspozycji.

Moje zapiski z krzyżem tle

16.02.1984
Jakie to wszystko dziwne i jak łatwo może się wszystko odwrócić. Tyle czasu myślałem, że modlić się, to poznawać, to obejmować Boga. I chyba tu tkwiła tajemnica mojego egoizmu. Bo coraz bardziej jestem świadomy, że modlić się, to zostać ogarniętym przez Boga, to pozwolić i nie sprzeciwiać się, gdy Duch Święty zechce dokonać we mnie dzieła przebóstwienia. Tylko wtedy, gdy wyznasz pokornie: "Ty jesteś Mesjasz", tylko wtedy Jezus odsłoni ci rąbek swojej tajemnicy - tajemnicy krzyża. Wyznaj więc i z pokorą oczekuj.

6.06.1984
Chrystus w korytarzu, wiodącym do kościoła. Wydaje się być smutny. Do wszystkich przechodzących wyciąga ręce. I nikt tego nie zauważa.

29.12.1985
Aby doświadczyć Boga trzeba wkroczyć w ciemność. Chyba jestem jeszcze zbyta daleko, bo przynajmniej dziś i w czasie ostatnich dni, jest za jasno wokół

5.04.1987
Aby dojść do radości wielkanocnej, trzeba być człowiekiem nieskazitelnie prawym i mieć umysł pogrążony w rozmyślaniu nad pokojem, wynikającym z bojaźni Bożej.

26.05.1987
Nawet największe trudności nie mogą przesłonić Pana. Nie walka z nimi, ale Pan jest celem.

14.03.1995
Solus cum solo - sam z Jedynym, choć i sam ze sobą. Nawet wtedy, gdy sam ze sobą, to czy naprawdę sam. Sam ze sobą to dramat i pustka. Jezus w Wielki Piątek zszedł na dno ludzkiej pustki i wszystkich nią ogarniętych przygarnął do siebie, zjednoczył ze sobą. Może właśnie dlatego w tym trudnym dla mnie roku od ostatniej Wielkanocy nigdy nie zwątpiłem w Bożą obecność. Zawsze byłem jej świadom, chociaż jej wymogów nie realizowałem zgodnie z obowiązkami kapłańskiego stanu. Chociaż moja ambicja i pycha nie pozwalały mi przyjąć Jego miłości, to swoja obecność dawał mi zawsze w nadmiarze.

18.03.1996
Nie jestem w stanie robić nowych postanowień. Raczej wołałem: "Nie dozwól, Boże, by Twe dziecko zginęło". Zresztą czy nie czynił tego do tej pory. Przecież szukałem okazji do grzechu, a znalazłem tylko ich część. Na szczęście dla mnie. Więc nic nie postanawiam. Chcę raczej siedzieć u Jego stóp, patrzeć i słuchać.

20.03.1996
Pokusa jest ciągle blisko. Wystarczy chwila nieuwagi. Ale spełnia się przedwczorajsza modlitwa. Bóg czuwa, by Jego dziecko nie zginęło, choć znów było o krok od szaleństwa. Najgorszy jest ten niesmak - znak cięgle chorej ambicji człowieka, który nie potrafi cierpieć. 14.04.1997
Kolejne chwile słabości. Już nie dochodzi do głosu zraniona ambicja. Idąc we Włocławku ulicą Bojańczyka uświadomiłem sobie, że ta słabość okrada, obdziera człowieka z tego, co w nim najpiękniejsze. Szatan wprzód łudzi, potem szydzi. Bóg mógłby zapytać gdzie twoja darowana godność. Nie pyta. Miłuje. Swoją drogą, czy to już dno, od którego można się odbić, czy jeszcze spadanie? Myśl z Dzienników Gombrowicza. Tam podana jako zasada tworzenia pewnego typu poezji. Tu transpozycja do życia duchowego. Nie patrzeć w przeszłość oczami przeszłości. Tym bardziej oczami przeszłości nie patrzeć na teraźniejszość.

16.04.1997
"Rozpacz jest łatwiejsza od spokoju" /St. Brzozowski, Dziennik/. Nie on jedyny żyje takim przekonaniem, ale i nie on jedyny zna cenę, jaka za spokój trzeba zapłacić. Jaka To cena? Wiary w siłę argumentów, przekonania, pewności swoich racji. Oparcia się na Racji Wiecznej. Stąd konieczność zapatrzenia się w te racje i w Rację wieczną. Bez tego człowiek staje się podobny do psa. "gdy przestaje widzieć rzeczy, zaczyna wyć" /Jerzy Stempowski/. Gdy traci z oczu ideę, ogląd rzeczy absolutnych, zwraca się ku sobie - oto początek rozpaczy.

A tak łatwo można zostać obezwłasnowolnionym skaczącymi chochołami, widmami. Widmo przybiera często postać chmury, zakrywającej całe niebo. Stać się nieczułym na te naskakujące, szarpiące za ubranie, włosy, ręce, upiory. Toć ich właściwością jest pojawiać się i znikać. Nigdy trwać. Trwanie wywodzi się z Racji Ostatecznej.

26.04.1997
Monolog wewnętrzny. Temat wraca co jakiś czas. Nie jako wyrzut. Widać nowe światła. Bracia z Taize wymieniają różne dziedziny, które muszą we mnie zamilknąć: wyobraźnia, pamięć, serce, miłość własna, duch skłonności do sądzenia, wola. Na końcu najtrudniejsze. Nie rozmawiać z sobą. Łatwo powiedzieć.

Zrozumiałe jednak staje się przywiązanie ojców pustyni do modlitwy Jezusowej. Mnisi pachomiańscy mieli powtarzać jeden werset psalmu. Do tego nieustanne zawierzanie Bogu wszystkich dręczących myśli. A cisza wewnętrzna? To już nie moja sprawa. To Jego dar. Mogę tylko prosić: podaruj mi odrobinę ciszy.

28.05.1997
K. Varga w najnowszej powieści definiuje człowieka: "sprytnie skonstruowana skrytka, w której ukrywa się kierujący nim karzeł". Zaraz tego samego dnia Merton o "dwuznaczności kogoś, kto równocześnie chce i nie chce wynurzyć się ze swojej własnej ciemności". Zapytałem siebie: obawa przed pokazaniem karła? Z pewnością, chociaż zranionego zaufania lekceważyć nie można.

5.08.1997
Zbliżać się do świętości Boga to chodzić po wodzie. Wystarczy moment nieuwagi i idzie człowiek na dno. To napięcie pomiędzy pragnieniem świętości a tym, co pcha do grzechu jest pewnie kolejnym krzyżem. Ile ich jeszcze będzie?