publikacja 04.03.2006 18:45
Co prawosławie mówi na tematy zawarte w siedmiu ostatnich słowach Jezusa z krzyża?
W XII wieku kanonista Balsamon wskazuje wiek siedmiu lat jako stosowny dla pierwszej spowiedzi, co jest aktualnie praktykowane. Jeśli według św. Jana (1 J 5,16-18) istnieje rozróżnienie między grzechami ad mortem oraz innymi, to jednak nie ma żadnych konkretnych katalogów grzechów powszednich i śmiertelnych. Modlitwa sakramentalna prosi o wybaczenie grzechów „dobrowolnych i mimowolnych, w słowach i uczynkach, świadomych i nieświadomych, popełnionych we dnie i w nocy, w duchu i w myślach”. Wszystko jest ujęte tym samym aktem serca bez analizowania ani klasyfikacji: obraziliśmy Boga i Jego miłosierdzie. Dla penitenta prawosławnego byłoby rzeczą niemożliwą zadanie sobie pytania, czy jest w stanie łaski, czy też nie. Przychodzi jako ubogi, żebrząc o zbawienie. Nawet po spowiedzi w chwili Komunii wyznaje, że jest „pierwszym z grzeszników”; na słowa kapłana celebrującego: „Święte, dla świętych” - może odpowiedzieć jedynie: „Święty jest tylko Pan!”
Spowiedź publiczna utrzymywała się jednocześnie ze spowiedzią uszną w niektórych miejscach, ale coraz rzadziej, i wreszcie spowiedź uszna przeważyła. Zachowuje ona w całej swej mocy zasadę sigillum, czyli absolutnej tajemnicy spowiedzi pod karą ekskomuniki.
Po spowiedzi i epitymii (ćwiczeniu pokutnym) pozostawionym, jeśli tego potrzeba, mądrości spowiednika, ten ostatni wygłasza formułę rozgrzeszenia. Epitymia, „grzywna”, nie jest żadną karą, moment prawny „zadośćuczynienia” zupełnie tu nie wchodzi w grę. Jest to lekarstwo, ojciec duchowny szuka organicznego związku między chorym a środkiem leczącym. Celem jest umieszczenie penitenta w warunkach, w których grzech już nie może go atakować. Św. Jan Chryzostom mówi: „Czas nic nie pomoże. Nie pytamy, czy rana była często przewijana, ale czy opatrunek pomógł. Trzeba go zdjąć wtedy, gdy stan rannego na to wskaże”. Nie chodzi więc o naprawienie materialnych faktów, ale o wysuszenie ich źródła. „Otwórz drzwi pokuty, daj mi łzy do obmycia nieczystości mego serca, o Chryste.” Stan pokuty, jej łzy już są darem i dlatego oczyszczenie kończy się pociechą i radością. Deklaratywna formuła rozgrzeszenia jest w Kościołach słowiańskich stosunkowo nowa; przyszła z Kościoła łacińskiego dzięki Piotrowi Mohyle, który ją włączył do rytuału publicznego w Kijowie w 1646 roku, następnie zaś została przyjęta przez Kościół rosyjski w 1757 roku. Klasyczna formuła prawosławna aktualna w Kościele greckim jest w formie błagalnej: „Wszystko, coś wyznał mojej ubogiej małości, i wszystko, czego nie mogłeś mi powiedzieć czy przez nieświadomość, czy przez zapomnienie, niech Bóg ci wybaczy na tym świecie i na drugim... Wyzbądź się niepokoju, idź w pokoju”. Kapłan jest jedynie świadkiem obecności Chrystusa; „kapłaństwo - można by rzec - ukryte jest pod sakramentami”. Jego władza to moc przekazywania, ale sprawcą sakramentów jest Bóg. Modlitwa przed spowiedzią, połączona z czytaniem Psalmu 50, świadczy o nowym związaniu, ponownym zjednoczeniu się grzesznika z Kościołem. Dopiero znajdując się znów w łonie Kościoła, człowiek może otworzyć swą duszę i zostać uzdrowionym, gdyż każdy grzech wydala go z Ciała Chrystusowego. Pokuta uważana jest za akt kontynuujący działanie wody chrztu i jest jak „drżenie duszy przed bramą raju”.
(Paul Evdokimov, Prawosławie)
Tak jak im powiedział wąż, otworzyły się oczy Adamowi, lecz otworzyły się na świat pełen cierpienia, gdzie mężczyzna, by przeżyć, będzie musiał pracować, walczyć z ostami i cierniami, zdobywać chleb w pocie czoła, gdzie kobieta będzie rodzić w bólu; otworzyły się im oczy na świat, w którym wszystko przemija, wszystko umiera, a człowiek, będący prochem, powraca do ziemi. Natomiast pełzanie węża, diabła, jest uważane za przekleństwo, i Bóg wprowadza nieprzyjaźń, wrogość między wężem a niewiastą i jej potomstwem aż do chwili, gdy wąż zostanie zmiażdżony. W tym wersecie Biblii Ojcowie dostrzegli proroczą zapowiedź zwycięstwa Jezusa nad diabłem, zwycięstwa, które umożliwiła Maria, nowa Ewa”.
Dostęp do raju zostaje zamknięty, gdyby bowiem po zakosztowaniu poznania dobra i zła człowiek skosztował również z drzewa życia, zło stałoby się wieczne; śmierć jest więc jednocześnie skutkiem upadku i lekarstwem na zło. Nie pozwala złu stać się złem wiecznym. Drzewa życia strzegą od tej pory cherubini i połyskujące ostrze miecza.
Dziecko: Jaki więc mamy dowód, że wszystko wydarzyło się tak, jak mówi Biblia?
Katecheta: Nie mamy żadnego dowodu. Prawda tej opowieści nie należy do porządku historycznego. Bo faktycznie, tak jak „ogrodu” umiejscowić nie można w przestrzeni, tak istnienia pary Adam-Ewa nie można osadzić w czasie.
Dziecko: Ale mówi się przecież, że Adam i Ewa są pierwszymi ludźmi, przodkami nas wszystkich.
Katecheta: Czy Adam i Ewa rzeczywiście byli pierwszą parą ludzi, czy też przedstawiają ludzkość? Ani Objawienie, ani nauka nie pozwalają nam odpowiedzieć na to pytanie z całą pewnością. Nie ulega natomiast wątpliwości - mówi nam to św. Paweł (Rz 5, 12-13) - że każdy człowiek może w Adamie rozpoznać siebie. W każdym z nas istnieją wszystkie elementy, które umożliwiły pokusę oraz upadek Adama i Ewy.
Dziecko: Czy chcesz powiedzieć, że moglibyśmy postąpić tak samo jak Adam?
Katecheta: Jak, lecz różnica polega na tym, że już nie znajdujemy się w raju na ziemi, to znaczy nie trwamy w takiej zażyłości z Bogiem, jak Adam i Ewa w ogrodzie, przed upadkiem. W tym ogrodzie Adam nie znał ani lęku, ani strachu.
(Bóg żywy. Katechizm Kościoła Prawosławnego)
Ustanowienie małżeństwa w raju
Ustanowienie małżeństwa w raju ma swą tradycję bardzo starożytną i jasną. Pan, mówiąc o małżeństwie, powołuje się na Stary Testament: „czyście nie czytali” (Mt 19,4, podobnie Ef 5,31). „Syn poświadcza jedynie to, co Ojciec ustanowił” - mówi Klemens Aleksandryjski i wygłasza podstawową myśl o rajskiej łasce małżeństwa (...). Jeśli stworzenie człowieka jest dla niego chrztem (narodzeniem), to miłość pierwszej pary „w jednym ciele” jest sakramentem małżeństwa. A więc nie przez przypadek Kościół edeniczny znajduje swój początek w małżeństwie - w małżeńskiej pełni pierwszej pary, i nie przez przypadek radość zaręczonych na godach w Kanie jest pierwszym objawieniem się chwały Chrystusa w czwartej Ewangelii.
Klemens mówi daleko więcej: „Bóg stworzył człowieka: mężczyznę i niewiastę, mężczyzna to Chrystus, a kobieta to Kościół”. Małżeństwo jako archetypiczny obraz wyprzedza istnienie konkretnej pary małżeńskiej, gdyż Adam jest stworzony na obraz Chrystusa, a Ewa - na obraz Kościoła. Później św. Paweł sformułuje to, co jest najistotniejsze: „Jest to wielka tajemnica, a ja mówię w Chrystusie i w Kościele” (Ef 5,32). A więc małżeństwo ma swój początek przed upadkiem i rytuał mówi: „Ani grzech pierworodny, ani potop zgoła nie uszkodziły świętości związku małżeńskiego”. Św. Efrem Syryjczyk dodaje: „Od Adama aż do Chrystusa autentyczna miłość małżeńska była doskonałym sakramentem”. Dlatego to, według mądrości rabinicznej, jedynym kanałem, przez który wylewała się łaska na pogan, była właśnie miłość małżeńska.
Jako anamneza raju „łaska rajska” napełnia radością: „Radujmy się i weselmy się... Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę weselną Baranka” (Ap 19,9). Deuteronomium (24,5) przypomina, że każdy nowożeniec jest wolny od wszelkich obowiązków, „aby się weselił z żoną swą”. Rytuał małżeństwa układa się w świetle radości, ale ta radość, wierna głębi duchowej swej tajemnicy, prowadzi do swego prawdziwego serca. Aby wydobyć z niej całe światło, jakie w sobie tai, musi ona wznieść się i sięgnąć aż do radości męczenników i wyznawców, radości, która wybucha dopiero jako wynik całkowitej ofiary z samego siebie. W tym świetle można intuicyjnie przeczuwać, że bez miłości małżeńskiej pierwszej pary sam raj straciłby coś ze swej pełni, którą zawierało Wcielenie, i nawet nie byłby już rajem! Przez „memoriał” sakramentu, miłość na nowo wprowadza na ziemię to, co nam pozostało z raju; ta „łaska rajska” zachęca miłość, by wznosiła się ponad wszystko, co ziemskie, i stała się potężnym argumentem piękna, które daje świadectwo prawdzie przez swą prostą i przejrzystą oczywistość. Dusza podnosi się na nowo - mówi Claudel - „nie jak cielna krowa, która przeżuwa, leżąc na ziemi, ale jak dziewicza klacz, z ustami piekącymi od soli, którą zlizała z dłoni swego pana..., a przez szparę w drzwiach z wiatrem wiejącym o świcie napływa zapach łąk” rajskich.
Według tradycji wschodniej, Chrystus na godach w Kanie obecnością swoją potwierdza jedynie sakramentalną instytucję z raju. Opowieść ewangeliczna wydobywa głębokie symboliczne znaczenie, na którym zatrzymuje się z uwagą egzegeza patrystyczna. To przede wszystkim przemiana wody w wino, obraz eucharystyczny, a zarazem usilnie zachęcający do przemiany brutalnej namiętności w szlachetne wino miłości charyzmatycznej.
Obraz małżeństwa
Stworzenie człowieka, instytucja małżeństwa i założenie Kościoła edenicznego zjednoczone są w jednym akcie stwórczym Boga, co wskazuje na ich ścisłe pokrewieństwo. Tym tłumaczy się używanie przez Biblię terminologii małżeńskiej, gdy dotyka ona tajemnicy stosunków między Bogiem a ludźmi (oblubienica, małżonka, gody Barankowe).
„Niedobrze być człowiekowi samemu” - głosi tekst święty, gdyż samotna egzystencja nie odzwierciedla Boga. Rodzaj ludzki jest „dobry” jedynie w zjednoczeniu tego, co męskie, z tym, co niewieście - twierdzi św. Ambroży. Jedynie ludzka diada Adama - Ewy, mężczyzny - kobiety odzwierciedla tę wielość w Bogu, który będąc „Jeden”, mówi o sobie „My” (Rdz 1,26). „Gdy mąż i żona jednoczą się w małżeństwie, nie tworzą obrazu czegoś ziemskiego, ale obraz samego Boga” -zapewnia św. Jan Chryzostom. Mężczyzna i kobieta jednoczą się w trzecim pierwiastku - w Bogu, tak jak Boska i ludzka natura łączą się w hipostazę Słowa, jak Ojciec i Syn jednoczą się w Duchu. Przez jedność w wielości wyraża się dogmat trynitarny, który jest prawdą życia tak kościelnego, jak małżeńskiego. „Gdzie są dwaj albo trzej w imię moje, tam ja jestem w pośrodku nich” (Mt 18,20). Klemens Aleksandryjski odnosi te słowa do małżeństwa. Dzięki tej głębokiej grze wartości archetypicznych małżeństwo jest też parabolą przyszłego wieku. „Kto nie jest związany węzłem małżeńskim, nie posiada w sobie pełni bytu, lecz jedynie połowę.” „Mężczyzna i kobieta nie są dwojgiem, lecz jedną istotą” - powtarza niestrudzenie św. Jan Chryzostom. To przywrócony obraz jedności już nie par („nie będą się żenić w Królestwie Bożym” i „będą jako aniołowie”), ale tego, co męskie, z tym, co niewieście, w pełni scalonej w człowieku Królestwa: odnowiony Adam, noszący Ewę w swym boku. Św. Jan Chryzostom nazywa rodzinę „ekklesia mikra”, mając na myśli Kościół domowy św. Pawła; jest to idea komórki organicznej Kościoła jako profetycznego obrazu Królestwa.
Pierwszy cel małżeństwa
Koncepcja prawosławna jest dogłębnie personalistyczna. Stan małżeński jest powołaniem szczególnym dla osiągnięcia pełni bytu w Bogu. „Miłość zmienia samą substancję rzeczy” - mówi św. Jan Chryzostom i dodaje: „tylko miłość czyni z dwojga istot jedną”. Tylko miłość poznaje Miłość. „Tylko miłość łączy byty w Bogu i łączy je z innymi.” Miłość staje się formą łaski danej do przezwyciężenia grzesznego stanu separacji i egocentrycznego odosobnienia. Objawienie głosi, że ta sama jest natura miłości, którą Bóg przejawia wobec swego stworzenia, którą człowiek okazuje Bogu i którą żyje w głębi serca, gdy jest ono czyste i otwarte ku innym istotom ludzkim. Wyraźnie mówi o tym Pieśń nad Pieśniami: „Pochodnie jej to pochodnie ognia i płomieni” (8,6). Typ miłości małżeńskiej jest w istocie swej pneumatoforyczny. Materią sakramentu jest miłość wzajemna, która ma swój cel sama w sobie, gdyż dar Ducha Świętego czyni z niej niezniszczalne zjednoczenie miłosne, co pozwala św. Janowi Chryzostomowi na sformułowanie wspaniałej definicji: „Małżeństwo jest sakramentem miłości”.
Wobec „prolis est essentialissimum in matrimonio” i „Matrimonii finis primarius est procreatio atque educatio polis”, doktryna prawosławna potwierdza raz jeszcze, że pierwszym znaczeniem lub celem ostatecznym małżeństwa jest miłość małżeńska, owa pełnia jedności małżeńskiej, która czyni z nich „kościół domowy”. Być może, iż małżeństwo potrzebne jest społeczeństwu, niemniej jednak jego własna autonomiczna wartość pozostaje po królewsku w nim samym. Pseudo-Dionizy pisze: „Ateńczycy nazwali małżeństwo „tedos”, gdyż to ono czyni człowieka królem życia”. Dzieci przynoszą nową jakość macierzyństwa i ojcostwa, ale jest to wylew pełni, która pozostaje w sobie. Również różnica płci, przenikająca całość ludzkiej istoty, znacznie przewyższa pierwiastek seksualny w ścisłym tego słowa znaczeniu, ma swą głęboką wartość, niezależnie od rozmnażania, które przychodzi jedynie jako następstwo.
Znaczenie małżeństwa
Upadek skaził ontologię człowieka, dzieląc go na złą męskość i złą kobiecość i pogrążając je w nie kończącym się niepokoju przyciągania i odpychania. Rozdział ten przebiega nie między mężczyznami a kobietami, ale przenika wnętrze każdej istoty ludzkiej i tworzy nieustanne napięcie dające początek konfliktom i nerwicom. Sakrament małżeństwa przynosi „łaskę raju” i łączy początek z końcem. I znów św. Jan Chryzostom, wielki doktor małżeństwa, wygłasza głęboką myśl, tak bardzo potwierdzoną przez dzisiejszą psychiatrię: „Miłość rodzi się z czystości” - i przeciwnie - „zepsucie (rozpusta i pornograficzna ciekawość) pochodzi z braku miłości”. Najpotężniejszym lekiem jest miłość „amor magnus”, która czyni ludzi czystymi.
Istnieje w tekstach Pisma Świętego pewna kolejność, bynajmniej nie przypadkowa, odkrywająca jaskrawą prawdę o człowieku, rzucająca ogromne światło na jego przeznaczenie.
List do Hebrajczyków (2,7) opisuje wielkość człowieka niewinnego w jutrzence życia w tych słowach: „Chwałą i czcią go ukoronowałeś”. Apokalipsa staje na drugim krańcu istnienia u jego kresu i głosi, że narody i ludy na progu nowego Jeruzalem wnoszą do niego cześć i chwałę swoją; człowiek nie przychodzi na drugi brzeg swej „pleromy” z pustymi rękami, lecz niesie dary Ducha. I wreszcie znów ta sama formuła, która wyraża pierwotną obietnicę i końcowe dopełnienie - Raj i Królestwo - staje się skuteczną formułą sakramentu małżeństwa: narzeczeni są ukoronowani chwałą i czcią. W ten sposób widzimy małżeństwo jako punkt węzłowy i w tym charakterze profetycznym - jako obraz jedności w wieku przyszłym.
Znaki czasów ostatecznych w małżeństwie
Św. Klemens Rzymski cytuje pewien bardzo tajemniczy agrafon: „Pan, zapytany o chwilę przyjścia Królestwa, odpowiedział: «Gdy dwoje będą jednym i gdy zewnętrzne będzie jak wewnętrzne, i gdy to, co męskie, i to, co żeńskie, na powrót zjednoczone, już nie będą ani męskim, ani żeńskim»”.
Przyjście Królestwa zbiega się więc z doskonałą dojrzałością miłości małżeńskiej w jednym bycie, w rzeczywistości wszechludzkiej rekapitulowanej w Chrystusie; czystość małżeńska (o którą prosi epikleza sakramentu) znosi grzeszny dystans między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne, gdzie właśnie mieści się pożądliwość; impas zdeprawowanej kobiecości i męskości przechodzi w nieskończoność pierwotnej nieskazitelności, na powrót odnalezionej i rzeczywiście spełnionej. Pan mówi: „Oto równam to, co ostatnie, z tym, co pierwsze”. Alfa i Omega spotykają się w zupełnie nowym stworzeniu. Podobnie jak stan mniszy, tak samo stan małżeński nie jest problemem etycznym, ale ontologicznym. Miłość została sprofanowana, zanim jeszcze zdążyła, pojąć swą wielkość. Małżeństwo autentyczne, osiągające szczyt, jest rzadkim czynem ascetycznym; wyraz temu daje obrzęd w śpiewie o męczennikach, który towarzyszy małżonkom w ciągu całego ich pielgrzymowania wąską drogą życiową; śpiew ten wznosi w ten sposób małżonków do godności „zranionych przyjaciół Oblubieńca”. Czas najwyższego objawienia, ogołoconego z wszelkich profanacji historycznych, oznacza okres przedapokaliptyczny i dopiero w tym momencie prawda ujrzy światło dzienne i rozpozna samą siebie jak w zwierciadle w prawdziwym stanie monastycznym.
Ponad napięciem wstydu i cynizmu unosi się, niedostępna siłom czysto naturalnym, harmonia dzieci wolności i łaski, które nie mają nic do ukrywania. Gdy Anioł Apokalipsy oznajmia: „Czasu nie będzie więcej” - mówi zarazem „podepczecie zasłonę wstydliwości” (tuniki ciała pochodzącej z upadku) i wyznacza przejście do dziewiczego odnowienia człowieka. W historii, jeśli się nie jest świętym, małżeństwo jest jedynie komórką socjologiczną i spokojnym dobieraniem się niezliczonych par mieszczańskich, kompletną i groźną samowystarczalnością. Oślepiająca godność pleromy małżeńskiej nie bytów, ale bytu w jego całości, objawi się według słów Pana jedynie przy końcu, w momencie przyszłej Paschy jako Przejścia.
„Ars amandi” jest cała owocowaniem wieczystej nowości „Maranatha”. Kochający się patrzą razem w tym samym kierunku, ku Wschodowi i mówią: „Spraw, Panie, abyśmy miłując jedno drugiego, miłowali Ciebie samego”.
(Paul Evdokimov, Prawosławie)
Umierający myśli już o tym, w jaki sposób ogłosi Boże Imię wszystkim ludziom, a najpierw Żydom: „Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia: (...) sławcie Go, cale potomstwo Jakuba; bójcie się Go, cale potomstwo Izraela!” (wersety 23-24).
To skierowane do Izraela wołanie przypomina inny okrzyk: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23, 34). Jezus nie odwraca się w chwili swej śmierci od swego narodu, ponieważ po Zmartwychwstaniu wyśle Apostołów, by głosili Ewangelię wszystkim ludom, poczynając od Jerozolimy (zob. Łk 24, 47).
Kończąc psalm, umierający prorokuje nawrócenie narodów: wszyscy poznają imię Pana, a obecne pokolenie „opowie o Panu pokoleniu przyszłemu, a sprawiedliwość Pana ogłoszą ludowi, który się narodzi” (wersety 31-32). Jezus na krzyżu widzi wszystkich ludzi, za których umiera, widzi z góry nas wszystkich, każdego z nas, aby zbawić nas przez swą śmierć i w swej miłości. Skoro Pan Jezus odniósł do siebie każde słowo Psalmu 21 (22), skoro rzeczywiście doświadczył na krzyżu tego wszystkiego, co wcześniej opisał Psalmista, to również przeżył najgłębiej pierwsze zdanie tego psalmu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Naprawdę odczuwał opuszczenie przez Boga. Tutaj znajduje się najwyższy punkt Jego „kenozy”. W jaki sposób jedyny Syn Boga - „Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego” -mógł poczuć się opuszczony przez Boga? Bóg miałby opuścić Boga? Bóg miałby opuścić samego siebie? To właśnie tu tkwi niezgłębiona tajemnica naszego zbawienia. Jeśli Jezus byłby tylko człowiekiem, Jego śmierć na krzyżu nie dałaby nam nic więcej niż śmierć tylu proroków czy bohaterów, którzy zginęli w służbie ludzkości. Jezus jednak odważył się powiedzieć: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. (...) Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie” (J 14,9-10). Odważył się też oświadczyć: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. (...) Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki” (J 14,6;11,26). Oznacza to, że Jego misja po przyjściu z „łona Ojca” (J 1,18) polegała na przyniesieniu Boga ludziom. Gdyby zatem Jezus umarł i nie zmartwychwstał, Jego orędzie byłoby jedynie kłamstwem, i dlatego święty Paweł powie: „A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, (...) jesteśmy [chrześcijanie] bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15,17.19). Jednak Chrystus zmartwychwstaje, ponieważ jest Bogiem, i dlatego Jego śmierć nabiera pełni swego olśniewającego znaczenia. Święty Paweł w Liście do Filipian tak skomentuje tę fundamentalną tajemnicę wiary chrześcijańskiej, którą jest śmierć w ludzkiej naturze ukrzyżowanego Boga: „ogołocił samego siebie” (2, 7), a dosłownie w tekście greckim: „opróżnił samego siebie” ze swej boskiej kondycji, choć pozostał Bogiem.
Bóg prawdziwy rzeczywiście stał się człowiekiem. On, który jest boskim Wzorem człowieka stworzonego na obraz Boga, wziął na siebie wszelkie cierpienia i słabości, jakich zaznał człowiek po swym upadku - wszystkie, z wyjątkiem samego grzechu - włącznie z nieobecnością Boga, gdyż grzech człowieka skazuje Boga na wygnanie; włącznie ze śmiercią, która jest ostateczną konsekwencją grzechu; włącznie ze zstąpieniem do miejsca zmarłych, miejsca absolutnej nieobecności Boga - wziął na siebie to wszystko, aby wprowadzić Boga wszędzie tam, gdzie cierpi człowiek, aż do otchłani śmierci, towarzysząc człowiekowi aż do dna jego udręki, by go z niej wyrwać, wskrzeszając go, podnosząc go do nieba i sadzając po prawicy Ojca. Syn Boży umiera jako człowiek, aby Syn Człowieczy zmartwychwstał jako Bóg. Zatem trzeba było, żeby Syn Boży doświadczył na krzyżu trwogi z powodu nieobecności Boga - aby każdy człowiek, który umiera, mógł odnaleźć obecność Boga. I na tym polega zbawienie.
Spośród trzech słów Chrystusa na krzyżu, cytowanych przez świętego Łukasza, najpierw rozważymy dwa - te które mówią o przebaczeniu. Ten temat często zresztą powraca u Łukasza (zob. przypowieść o zagubionej owcy: Łk 15,4-7; o odnalezionej drachmie: Łk 15,8-10; o synu marnotrawnym: Łk 15,11-32).
(Bóg Żywy. Katechizm Kościoła Prawosławnego)
Czyńmy miłosierdzie, aby otrzymać je z powrotem od Boga.
św. Bazyli Wielki
Nie bądź skąpy dając ofiarę proszącemu i nie odwracaj się od Tego, w imię Którego ciebie proszą.
św. Dymitr Rostowski
Dając temu, który leży na ziemi dajemy temu, Który siedzi w niebie.
św. Grzegorz Dialog
Tak jak ziarno, które pada na glebę przynosi zysk temu, kto je zasiał, tak też chleb, który dajemy głodnemu w następstwie przynosi korzyść stokrotną.
św. Bazyli Wielki
Kto miłuje żebraka, ten ma Boga za swego opiekuna.
św. Izaak Syryjczyk
Czy twoje bogactwo rzeczywiście wyczerpie się jeśli dasz ofiarę? Nie tylko nie wyczerpie się, lecz zostaną też do niego dodane dobra niebieskie.
św. Jan Złotousty
Tak jak ziarno, które pada na glebę przynosi zysk temu, kto je zasiał, tak też chleb, który dajemy głodnemu w następstwie przynosi korzyść stokrotną.
św. Bazyli Wielki
Siła miłosierdzia nie polega na tym, aby dać mało lub dużo, lecz na tym, żeby nie dać mniej niż możemy dać.
św. Jan Złotousty
Tak jak ziarno, które pada na glebę przynosi zysk temu, kto je zasiał, tak też chleb, który dajemy głodnemu w następstwie przynosi korzyść stokrotną.
św. Bazyli Wielki
Siła miłosierdzia nie polega na tym, aby dać mało lub dużo, lecz na tym, żeby nie dać mniej niż możemy dać.
św. Jan Złotousty
Miłosierdzie nie polega na tym, aby dawać pieniądze, lecz na tym, aby dawać z chrześcijańskim uczuciem miłosierdzia.
św. Jan Złotousty
Miłosierdzia uczynione nieroztropnie i bez serdecznego współczucia jest ciałem bez duszy.
św. Filaret Metr. Moskiewski
Prawdziwe jest tylko to miłosierdzie, które jest czynione z radością.
św. Jan Złotousty
Miłosierdzia uczynione nieroztropnie i bez serdecznego współczucia jest ciałem bez duszy.
św. Filaret Metr. Moskiewski
Prawdziwe jest tylko to miłosierdzie, które jest czynione z radością.
św. Jan Złotousty
Jeśli dajesz chleb ze smutkiem w sercu to tracisz zarówno chleb jak i nagrodę.
św. Jan Złotousty
Pożytecznym jest czynić miłosierdzie lecz zgubnym uwłaczać innym.
św. Tichon Zadoński
(za stroną www.cerkiew.pl)