Według luteranizmu

publikacja 04.03.2006 19:03

Co luteranizm mówi na tematy zawarte w siedmiu ostatnich słowach Jezusa z krzyża?

Według luteranizmu Stanislaw Dacy / Foto Gość To wydaje się takie proste. Trzeba tylko zwrócić się do Ukrzyżowanego z prośbą: „Jezu wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego”, aby usłyszeć te najbardziej upragniona odpowiedź: „Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju”. Ale to, co wydaje się proste, w życiowej praktyce, wcale takie proste nie jest.

Przebaczenie


LUTERAŃSKA MODLITWA SPOWIEDZI POWSZECHNEJ:

Wszechmogący Boże, miłosierny Ojcze!* Ja biedny, nędzny, grzeszny człowiek*wyznaję przed Tobą wszystkie grzechy i przewinienia moje,* popełnione myślą, mową i uczynkiem,* którymi zasłużyłem na Twe doczesne i wieczne kary.* Żałuję za nie szczerze i z całego serca,* i proszę Cię dla niezgłębionego miłosierdzia Twego* i dla niewinnej i gorzkiej męki i śmierci* umiłowanego Syna Twego Jezusa Chrystusa,* bądź mnie niegodnemu, grzesznemu człowiekowi łaskaw i miłościw,* odpuść mi wszystkie grzechy moje* i dopomóż łaskawie przez moc Ducha Twego Świętego* do poprawy życia mego.* Amen.
Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu! Amen.
Ksiądz do zboru:
Ksiądz: Bóg słyszał nasze wołanie, dlatego przed obliczem Boga wszechmogącego pytam się każdego z was:
Czy żałujesz za grzechy swoje?
Jeśli tak, odpowiedz: żałuję.
Penitenci: Żałuję.
Ksiądz: Czy wierzysz w odpuszczenie grzechów i pojednanie z Bogiem przez Jezusa Chrystusa?
Jeśli tak, odpowiedz: wierzę.
Penitenci: Wierzę.
Ksiądz: Czy pragniesz z pomocą Ducha Świętego poprawić życie swoje?
Jeśli jest to twoim szczerym pragnieniem, odpowiedz: pragnę.
Penitenci: Pragnę.
Absolucja
Ksiądz: Jak wierzysz, tak niechaj ci się stanie!
Tak rzekł nasz Pan Jezus Chrystus do swoich apostołów:
„Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którymkolwiek zatrzymacie, są im zatrzymane”. (J 20, 23)
Przeto jako powołany i ustanowiony sługa Jezusa Chrystusa i Jego świętej Ewangelii, zwiastuję wszystkim pokutującym łaskę Bożą i z rozkazu Pańskiego odpuszczam wam grzechy wasze w imię Ojca i Syna i Ducha † Świętego. Amen.
(Nowa Agenda II, rok 2006: Spowiedź Powszechna)

SPOWIEDZ INDYWIDUALNA

Spowiednik: W imię Ojca i Syna, i Ducha † Świętego. Amen.
Pokój Pański niech będzie z tobą.
Penitent: Amen.
Spowiednik: Przyszedłeś drogi bracie / Przyszłaś droga siostro,
aby przed Bogiem wszystko wiedzącym i wszystko słyszącym wyspowiadać się z tego co cię obciąża i boli. Dlatego jako przed sługą Boga i Jego Kościoła możesz teraz powiedzieć to co leży ci głęboko na sercu.
Penitent: Przed świętym Bogiem wszystko wiedzącym wyznaję…..
2. Po zakończonej spowiedzi i rozmowie duszpasterskiej, penitent mówi:
Penitent: To wszystko mnie obciąża i boli. Proszę Boga o łaskę, chcę się poprawić i żyć nowym życiem…

3. Spowiednik pyta się penitenta:
Czy zakończyłeś (zakończyłaś) już swoją spowiedź?
Penitent: Tak.
4. Spowiednik mówi do penitenta:
Uklęknij teraz i tak się razem módlmy:
Spowiednik.: Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski Swojej, *
Według wielkiej litości swojej zgładź występki moje!
Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, *
A ducha prawego odnów we mnie!
Nie odrzucaj mnie od oblicza swego *
I nie odbieraj mi swego Ducha świętego!
Penitent: Amen.
Spowiednik.: Niech ci Bóg będzie miłosierny i posili twoją wiarę. Amen
Spowiednik.: Czy wierzysz też, że rozgrzeszenie, które ja tobie zwiastuję, jest Bożym rozgrzeszeniem?
Penitent: Tak, wierzę!
Spowiednik: Jak wierzysz, tak niechaj ci się stanie.
A ja z rozkazu Pana naszego Jezusa Chrystusa, odpuszczam ci grzechy twoje: w imię Ojca i Syna, i Ducha † Świętego. Amen.
Sam Bóg pokoju niech cię w pełni uświęci, aby cały twój duch, dusza i ciało zostały zachowane bez zarzutu na ponowne przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który cię powołuje, On tego dokona. (1 Ts 5,23-24)

Idź w † pokoju
Lub:
Trwaj w † w pokoju.
Penitent: Amen.
(Nowa Agenda II, rok 2006: Spowiedź Prywatna, Indywidualna)

Cierpiący na krzyżu Pan objął swa modlitwą nie tylko tych, którzy stali pod krzyżem wrogów i serdecznych przyjaciół opłakujących Go, ale ludzi wszystkich wieków i pokoleń. Modlił się również za nas. Wszyscy, bez wyjątku jesteśmy winni śmierci naszego Zbawiciela. Nasze grzechy również oskarżały Jezusa pod pałacem Piłata i wołały: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!” Śmierć Jezusa była nam potrzebna. Umarł, aby nas ratować, wykupić z mocy grzechu i obdarzyć życiem wiecznym. Dlatego Chrystus nas włączył do swej modlitwy: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.” Pan Jezus nieustannie oręduje za nami u Ojca naszego, który jest w niebie, stale, bowiem grzeszymy i w ten sposób zapieramy się Zbawiciela. Pan, widząc grzechy i nieprawości nasze, jak nasz najlepszy i jedyny Orędownik u Ojca, błaga: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Arcykapłańska służba Pana i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa polega na nieustającym orędownictwie za nami. Autor listu do Hebrajczyków pisze o tej służbie następująco: „Chrystus, który soie zjawił jako arcykapłan dóbry przyszłych, wszedł pzez większy i doskonalszy przybytek, nie ręką zbudowany, to jest nie z tego stworzonego świata pochodzący, wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, a le z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia. Albowiem Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami, która jest odbiciem prawdziwej ale do samego nieba, aby się wstawić teraz za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,11.12.24). A ta krew Chrystusa mówi lepiej, jak pisze również autor Listu do Hebrajczyków, aniżeli krew Abla. Nie domaga się ona zemsty za niewinnie przelaną krew, lecz prosi o przebaczenie dla grzesznej ludzkości. Ona mówi słowami z krzyża: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”.

(Ks. prof. dr hab. Manfred Uglorz: Kazanie Ukrzyżowanego, 2004)

Raj


„Należy mieć oczy zawsze zwrócone na środkowy krzyż. On jest najważniejszy. Na nim umierał Zbawiciel świata za nasze grzechy. Z ust Tego, który zwisł na tym krzyżu rozległy się słowa: „Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”, (…) Na nim dokonał się akt Bożej miłości, nasze zbawienie i odkupienie od „marnego postępowania naszego”.

Krzyż Jezusa powinien zawsze stać przed naszymi oczyma i w naszych sercach. Na ten krzyż trzeba stale patrzeć, ku niemu zmierzać, widząc w nim jedyny ratunek Nie ma ocalenia poza krzyżem Chrystusa. Nasze zbawienie jest w Jezusie. Ci, którzy wspominają krzyż Pański tylko w Wielki Piątek, są naprawdę pożałowania godni. Taką postawę Bóg z całą pewnością uważa za niewłaściwą. Nad takim chrześcijaninem niebo milczy, a wtedy biada człowiekowi.

Pan pragnie byśmy mieli gorące serca. Chce, aby były zawsze pod Jego krzyżem i tchnęły wiarą, i ufnością. Wiele dla nas uczynił i winniśmy Mu okazać szczerą wdzięczność.

Niechaj męka naszego Pana zbliża nas zawsze do krzyża Golgoty, z którego rozległy się słowa: „(…) będziesz ze mną w raju”. Pan chce, abyśmy już dziś byli pewni naszego zbawienia, już teraz, nim nadejdzie dzień zgonu.

„Jam to miał być związany,
Z łotrami iść, skazany
Na krzyż, do piekieł bram,
Twe rózgi, Twe okowy,
Koronę z Twojej głowy,
Nieszczęsny, miałem nosić sam”. Amen”

(Ks. prof. dr hab. Manfred Uglorz: Kazanie Ukrzyżowanego, 2004)


„…Dlatego na prośbę skazańca: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego”, Ukrzyżowany Zbawiciel odpowiada: „Zawadę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju”. Slowa te rozwiązują wszelką wątpliwość, dają grzesznikowi, który u Ukrzyżowanego szuka ratunku i zbawienia, pewność Chrystusowego zmiłowania, przebaczenia i przyjęcia do Bożego Królestwa.

To wydaje się takie proste. Trzeba tylko zwrócić się do Ukrzyżowanego z prośbą: „Jezu wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego”, aby usłyszeć te najbardziej upragniona odpowiedź: „Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju”. Ale to, co wydaje się proste, w życiowej praktyce, wcale takie proste nie jest. Bo nie jest prosta ani łatwa wiara w Ukrzyżowanego Zbawiciela. Wszak zwiastowanie o krzyżu nie tylko było. Ale także jest, i zapewne będzie dla wielu głupstwem albo zgorszeniem. I to nie tylko na Golgocie więcej było tych, którzy odrzucili i wyśmiali Ukrzyżowanego Jezusa niż tych, którzy wierzyli, że Ukrzyżowany jest Panem i Zbawicielem każdego człowieka, jest szansą zbawienia daną każdemu.

Tylko nie każdy tę szansę potrafi wykorzystać… Póki żyjemy i przed nami jest ta szansa, jest czas łaski Bożej. Tylko chodzi o to, abyśmy uwierzyli w Ukrzyżowanego Zbawiciela i prosili Go z ufnością i nadzieją: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego”. Obyśmy i my usłyszeli owa błogosławiona i upragnioną odpowiedz Zbawiciela: „Zaprawdę powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju!”.

(Ks. dr Henryk Czembor: „Siedem słów” Cieszyn 2000)


„Siódma prośba
Ale nas zbaw ode złego.
Co to znaczy?
Prosimy w tej modlitwie, jako w zebraniu całego pacierza, aby nas Ojciec niebieski wybawił od wszelkiego złego na ciele i na duszy, na mieniu i na sławie, a w końcu, gdy przyjdzie nasza godzina, aby nas skonem błogosławionym obdarzył i w łasce z tego padołu płaczu do siebie zabrał do nieba”.

(Mały Katechizm ks. dr Marcina Lutra)


„Ów złoczyńca na krzyżu był przecież ogarnięty zwątpieniem i beznadziejnością, zanim zwrócił się do Jezusa. Sam w sobie nie posiadał żadnej mocy do przezwyciężania kryzysu swego życia! I oto słyszy słowo łaski z ust Jezusa, które dociera do niego jak gdyby ze świata wieczności. Jezus powiedział mu: „Ty będziesz ze mną, a nam powiada: Wy będziecie ze mną! To jest objawienie przewyższające wszelki rozum”.

(Ks. Ryszard Neuman, proboszcz w Katowicach 1979-1992, „Powierz Panu drogę swoją” – kazania, Katowice 2004)


„Pewien młody człowiek stał zupełnie obojętny nad otwartym grobem swego kolegi. Jednak, gdy usłyszał, jak grudy ziemi głucho uderzają o wieko trumny, zabłysła myśl: „Chciałbym wejść do nieba”. Długo nie mógł się tej myśli pozbyć, aż zrozumiał, że to jest najważniejsze pragnienie. Takie pragnienie obudziło się w jednym z tych złoczyńców i znalazło swój wyraz w prośbie: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do królestwa swego!” Takie pragnienie budzi krzyż Chrystusa. Żeby osiągnąć upragniony cel, trzeba poczynić odpowiednie kroki:

1. Bać się Boga – „czy ty się Boga nie boisz?” Bojaźń Pańska jest początkiem mądrości.
2. 2. Uznać sprawiedliwy sąd Boży: „słuszną ponosimy karę za to, co uczyniliśmy”.
3. Wyznanie winy: „Na nas, co prawda sprawiedliwie”.
4. Uwierzyć w Jezusa Chrystusa: „Ten nic złego nie uczynił”. Wiara wyrażona w słowach: ”Jezu, wspomnij na mnie”.
5. Gdy te cztery kroki zrobimy, otworzy się dla nas brama do raju. Nie poddaj się złudzeniu, że masz jeszcze czas, skoro ten drugi złoczyńca osiągnął swój cel w ostatniej godzinie. Ty znasz Jezusa Chrystusa już od młodości swojej.”

(Ks. dr Alfred Jagucki, proboszcz w Cieszynie, duszpasterz Ewangelickiego Diakonatu Żeńskiego „Eben – Ezer” w Dzięgielowie, zmarł 2004. Rozmyślania: „U nóg Zbawiciela” , Bielsko-Biała 1999, str. 112: 25 marzec)

Rodzina


Chrystusowa rodzina

Oto syn twój… Oto matka twoja.

(J 19,26.27)

I

Matka swoje dziecko, zanim się narodzi, „nosi pod sercem”, przez całe życie – jeśli nie jest wy­ro­dną matką – „nosi w sercu”. Przeżywa jego powo­dzenia i upadki. Razem z nim raduje się i z nim też płacze i cierpi.

Bóg wybrał na Matkę Chrystusa Marię z Naza­re­tu. Słowo Boże powiada o niej, że była pełna pokory i że nazywana będzie błogosławioną przez wszystkie pokolenia (Łk 1,28nn). Nikt nie powi­nien nawet przez chwilę wątpić w to, że była to najlepsza z wszy­st­kich matek. Czy mogło więc zabraknąć jej na Golgocie? Czy mógł być jej obo­jętny los Syna?

Pan Jezus wezwał swoich uczniów do pójścia za Nim i naśladowania Go. „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój, i niech idzie za mną” (Mt 16,24). Ale w obliczu śmierci umiłowanego Nauczyciela, wielu się zała­mało, a jeden z nich, apostoł Piotr, na dziedzińcu pałacu arcykapłana zaparł się swojego Nauczy­ciela i aż trzy­krotnie powiedział: „Nie znam Go”. Nie dziwi więc to, że na Golgocie u stóp Ukrzyżo­wanego nie zebrała się cała gromada ucz­niów. Być może nie­któ­rzy stali z dala i drżeli z bojaźni. Ewangelia mówi, że tylko jeden z nich stał obok krzyża. Nie podaje jego imienia. Nazywa go ucz­niem, któ­rego miło­wał Pan. Tradycja utrzymu­je, że był to Jan, syn Zebe­deusza, rybaka z nad Je­ziora Gali­lejskiego.

W licznym tłumie wrogów i naśmiewców, Je­zus znajduje tylko dwoje ludzi szczerze mu od­danych i współcierpiących z Nim – Maria, Mat­ka Jego i umi­łowany uczeń. W morzu nienawiści dwa serca, które przytłaczał ogrom dziejącej się niesprawie­dli­wości, pozostały przy Sprawiedli­wym i z Nim chciały przeżyć ostanie chwile Jego życia.

II

Na krzyżu nic nie uchodziło uwadze Jezusa, chociaż cierpiał i znosił ból nie do zniesienia. Zwia­stował pojednanie i odnowienie społeczności z Bogiem ukrzyżowanemu złoczyńcy, który z po­korą prosił: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swe­go!” (Łk 23,42). Urąganie drugiego skwitował milczeniem. Spoglądał również z wy­so­­ko­ści krzyża i sercem swym obejmował cier­piącą Mat­kę i umiłowanego ucznia. Na Golgocie w Wiel­ki Piątek jedynie oni potrafili ocenić powa­gę chwili i wyjątkowość sytuacji. Wpisane przed po­nad trzy­­­­dziestu laty na sercu Matki słowa anio­ła: „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35), odżywają i być może – w obliczu śmierci zapowiedzianego wówczas Syna – budzą pytania. Oto umie­ra Syn Boży. Czy to jest w ogóle możliwe? Dla­czego wszech­mocny i suwerenny Bóg do tego dopuścił? Ale Bóg się nigdy nie myli ani też obie­tnice Jego nie są pustosłowiem. Jaka więc tajemnica doko­nuje się w tej okropnej i ciemnej chwili? Py­tania mie­szają się z cierpieniem; współczucie i ból ogar­nia serce, które wobec tego co Bóg dopuścił jest bez­radne. Matka milczy, brak jej słów. Ale nikt nie wie do końca co dzieje się w jej duszy. Oto spełnia się słowo, które po narodzeniu Jezusa w dniu oczyszczenia usłyszała w świątyni z ust starca Symeona: „Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą, i aby były ujawnione myśli wielu serc; także twoją własną duszę przeniknie miecz” (Łk 2,34.35).

 

Przed oczyma Jana, ucznia, którego miłował Pan, tu na Golgocie, pod krzyżem, przesuwa się całe życie, dzień, w którym poznał i poszedł za Jezusem (Łk 5,1nn) i słowa Jezusa, które usłyszał, kiedy wraz z bra­tem, Jakubem prosi o godne miej­sce w Kró­lestwie Bo­żym: „Czy możecie pić kielich, który Ja piję albo być ochrzczeni tym chrztem, którym Ja jestem ochrzczony? Kielich, który ja piję, pić będzie­cie, i chrztem, którym jestem ochrzczony, zostaniecie ochrzcze­ni. Ale sprawić, abyście zasiadali po mojej prawicy czy lewicy, nie moja to rzecz; przypadnie to tym, którym zostało zgoto­wa­ne” (Mk 10,38-40).

Królestwo Boże…? Gdzie jest Bóg, do którego Nauczyciel wołał: „Abba, Ojcze!”. Czyżby Mistrz wiary nie został wysłuchany? Uczeń również mil­czy. Kołatanie ser­ca i uginające się kolana… Wiel­kie cierpienie i plątanina myśli: Wszystko skoń­czone, wszy­st­ko skończone… Ciemność na nie­boskłonie nad Golgotą i mrok wdziera się do ser­ca…



III

Jezus nie milczał. Jak niegdyś czytał ludzkie myśli, tak teraz patrzy głęboko w cierpiące serca najmilszych Mu ludzi. Nie pociesza, ale padają z ust Ukrzyżowanego słowa, które wskazują na ju­tro, mówią, że będą jeszcze następne dni, dalsze życie wraz ze wszystkimi sprawami dnia po­wszed­nie­go: „Oto syn twój… Oto matka twoja”.

Krótkie słowa, ale ile w nich ciepła i miłości! Pan nie mówi pomścijcie mnie. Pan mówi: Okaż­cie sobie miłość, bądźcie sobie bliscy, wszak co so­bie uczynicie w miłości i wzajemnym po­świę­­ce­niu, mnie uczynicie. Nie wiemy, czy wtedy na Gol­­gocie Matka i uczeń wspomnieli sobie słowa, które Pan powiedział do niej, do braci i uczniów swoich, do tych, którzy Mu donieśli: „Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i po­szukują cię”. Czy przypomnieli sobie gest Je­zu­sa, wskazujący na zgromadzony lud i słowa: „Któż jest matką moją i braćmi? Oto matka moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i sio­strą, i matką” (Mk 3,33nn).

Ci, którzy za Nim poszli i słuchali Jego ewan­ge­lii o zbawieniu, którzy Mu zaufali i widzieli w Nim Mistrza życia, byli Jego rodziną. Była to ro­dzina, której nie łączyły więzy krwi, lecz wiara i go­rąca miłość. Na Golgocie Ukrzyżowa­ny Chry­stus ją zakłada. Powołują ją na nowo, tamci jego bracia i tamte siostry i matki rozbiegły się. Stali pod krzyżem jedynie umiłowany uczeń i Mat­ka z towarzyszącymi jej kobietami. Ta garstka wier­nych Mu osób była zaczynem nowej społe­czności, rodziny Chrystusa. Niebawem do niej do­łączyli ci, którzy z bojaźnią się rozproszyli. W Zielone Święta została ona na­tchniona i poświęcona– zgo­dnie z obie­tnicą Jezusa – Du­chem Świętym. I od tamtego cza­su rozrasta się przez wie­ki na wszyst­kie krańce ziemi. „Idźcie i czyńcie uczniami wszyst­kie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przyka­za­łem” (Mt 28,19n)

Ewangelia mówi, że na skutek słów ukrzyżo­wanego Jezusa, umi­łowany uczeń wziął do siebie Matkę swojego Pana. Zdecydował się nieść jej brze­miona. A wspólnie dźwigane jarzmo jest wy­peł­­nie­niem Je­zu­sowego prawa miłości (Ga 6,2). „Ciałem stało się” także w życiu umiłowanego ucz­nia Pana słowo, które Chrystus powiedział w przypowieści o sądzie: „Zaprawdę powiadam wam, co­kol­wiek uczy­niliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście” (Mt 25,40). Uczeń najlepiej jak mógł okazał miłość swojemu Nauczy­cielowi.

IV

Krzyż Jezusa jawi się nam nie tylko jako znak cierpienia i zbawienia, ale miejsce wokół którego winna się gromadzić odkupiona krwią Syna Bo­żego Chrystusowa rodzina. Krzyż łączy wszyst­kich, którzy posłuszni wezwaniu pieśnia­rza: „Na Golgotę duszo śpiesz… ”, stają pod krzyżem swo­jego Zbawiciela i krzepią się każdym słowem, któ­re wychodzi z ust Jego. Krzyż i słowo o krzyżu, które dla wierzących jest mocą Bożą ku zbawieniu (1 Kor 1,24), ciągle na nowo konstytuuje Kościół Bo­ży i buduje go i uświęca, aby w nim naprawdę brat był dla brata, matka matką dla syna, aby był światłem na świeczniku i miastem na górze le­żą­cym (Mt 5,14-16), świe­cił przykładem i był wzo­rem serde­cznej miłości, od­da­nia i nieobłudnej uprzej­mości. Ko­ścioła nie ogarnie pod krzy­­żem Pana trwo­ga i nie spo­wije ciemność grzechu, a dzieci Boże u stóp Ukrzy­żowanego nie poróżni ani cielesne pochodzenie, ani zwy­czaje i nieco odmienna wiara. Krzyż łączy wszyst­­kich w jedną rodzinę.

Usłysz i ty: „Oto syn twój… Oto matka twoja”. Amen.


(Ks. prof. dr hab. Manfred Uglorz: "Kazanie Ukrzyżowanego" zbior kazań pasyjnych, Bielsko - Biała 2004. str. 26-33)


„Pan nasz Jezus Chrystus, który cały Kościół Boży nazwał swoim ciałem i zgodnie z harmonią cielesnego organizmu uczynił nas kolejno związanymi wzajemnie tego ciała członkami, przykazał też nam wszystkim żyć jednym wspólnym życiem. Dlatego chociaż mieszkamy daleko od siebie, jesteśmy właściwie na zasadzie tej harmonii bliscy sobie nawzajem”.

Bazyli Wielki

 

 

 

Samotność


Opuszczony przez Boga

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?

(Mk 15,34)

Cierpienie Pana Jezusa było boleścią i nie­sie­niem krzyża przez sprawiedliwego. Chociaż psal­mista Pań­ski był zdania, że człowiek nie może złożyć okupu za bliźniego, to jednak coraz bar­dziej zdecydowanie od cza­sów autora tzw. Pieśni o słudze Pana, znajdujących się w Księdze Izajasza, zastanawiano się nad wartością cierpienia spra­wiedliwego. W ostatniej pieśni o słudze Pana czy­tamy: „On nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie, a my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty jest za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53,4.5).

Ale doświadczenie, które spotkało Jezusa na Gol­gocie nie tylko było cierpieniem niewinnego i spra­wiedliwego, jednego z wielu mężów boją­cych się Boga, a jakich wielu było w czasach Sta­rego Testa­mentu. Jezus wziął na siebie brzemię cierpienia i śmierci jako „prawdziwy Bóg z Ojca wieczności zrodzony i zarazem prawdziwy czło­wiek z Marii panny narodzony”. Na krzyżu Gol­goty zawisnął jednorodzony Syn Boży, czysty i bez skazy Baranek Boży, na którego złożono grze­ch całego świata. Chrystusowi przypisana zo­stała wina wszyst­kich ludzi. Chrystusa „Bóg usta­nowił ofiarą przebłagalną przez krew jego, sku­te­czną przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości swojej” (Rz 3,25). Bóg jest bowiem Bo­giem świę­tym, nienawi­dzącym grze­chu, trawiącym ogniem, odwracają­cym obli­cze swoje od wszystkiego co skalane jest grze­chem i nieprawością. Dlatego ka­rzą­ca ręka Boga dosięgła Jezusa. „Chrystus (…) stał się za nas przekleństwem, gdyż napisano: Przeklęty każdy, który zawisł na drzewie” (Ga 3,13.14).

Bóg, który umi­łował świat, aby oszczędzić grzeszną ludz­kość, okazał zba­wien­ną wolę swoją wobec wszyst­kich potomków Adama. Na Jezusa jako Syna swojego złożył winę naszą, za nas Go grzechem uczynił (2 Kor 5,21), a tym samym do­puścił Jego cierpienie i śmierć, aby być spra­wiedliwym i us­pra­wie­dli­wia­jącym wszyst­­­kich, któ­­rzy wierzą w moc śmierci Chrystu­sowej (Rz 3,26).

Kto grzeszy, musi pamiętać, że wisi nad nim gniew Boży. A kto bierze na siebie winę wszyst­kich ludzi, ten oczywiście w niepojęty sposób doznać musi żaru Bożej świętości. Chrystus wziął na siebie winę naszą, przeto przeżywał i dozna­wał na Golgocie to wszystko, co przeżywalibyśmy wszyscy razem wzięci w chwili sądu Bożego nad nami.

 

Czy możemy przeto wyobrazić sobie jak stra­szliwe chwile przeżywał Chrystus na krzyżu Gol­goty? Nie tylko fizyczne cierpienie, nieopisany ból roz­rywanego ciała znosić musiał Jezusa, lecz nie­skończony żar świętości Bożej wypalał grzechy nasze wypisane na sercu Chrystusa. Jezus, który za­wsze, a także na Golgocie wołał do Boga „Oj­cze!”, którego serce zawsze było blisko Bożego ser­ca, teraz przybity do krzyża odczuwał to wszyst­ko jako oddalenie Boga. Dlatego z głębi Jego zbolałego serca wyrwał się krzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”.

To nie był krzyk zwątpienia, gdyż niemożliwą było rzeczą, aby Syn Boży, posłusznie wypeł­niający wolę Ojca niebieskiego, zwątpił w dobroć Boga i skuteczność swojej ofiary. Chrystus wo­łając: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, modlił się słowami psalmu 22, które były mo­dlitwą zmawianą przez Żydów w chwili śmierci. I jak nikt przed Nim i po Nim, włożył w te słowa treść, która ujawnia jak ciemną może być noc śmierci grzesznika niepojednanego z Bogiem. Przez tą najstraszliwszą noc przeszedł niewinny Syn Boży, aby nad śmiercią każdego z nas mogła zajaśnieć światłość dobroci i łaski Bożej. Wołanie Jezusa jest dla nas kazaniem o pojednaniu, o tym, jak ogro­mny ciężar został z nas zdjęty, jak wielka i nie­pojęta miłość została nam okazana.

Golgota nie była jednak sceną teatralną, na której przedstawiony został dramat według wcze­śniej zapisanego scenariusza. Na Golgocie doko­nało się zbawienie. Jezus nie zagrał roli Zbawi­ciela, lecz był nim rzeczywiście. Tragedia Golgoty nie była również lekcją poglądową, mającą na celu uzmysłowienie nam naszej sytuacji jako grze­szników przed świętym Bogiem. Wołanie Jezusa jest wyrazem rzeczywistego przeżycia oddalenia Boga na skutek winy ludzkości, która została na Chrystusa złożona. Jeśli śmierć Jezusa miała mieć zbawczą wartość, a taką przecież miała, to przeży­cie opuszczenia nie mogło być czymś zagranym, doskonale wyre­żyserowanym, lecz rzeczywistym doznaniem i przeżyciem. Jezusowe wołanie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” upewnia nas o świętości Boga, realności grzechu i o wartości ży­cia i śmierci Syna Bożego.

Chrystus musiał przejść przez najciemniejszą noc śmierci, aby ofiara Jego krwi miała wartość zbawczej ofiary, ofiary Sprawiedliwego za grze­szników.

„I za mnieś umarł, o mój Jezu miły!
Z tego, co Twoje męki nam zdobyły,
I ja też pragnę w wiecznej mieć radości
Dział z twej miłości”.

II

Słowa Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” – jak powiedzieliśmy – pochodzą z psal­mu 22, którym modlili się pobożni Żydzi w go­dzinie umierania. Ewangelie nie piszą, czy Jezus zmówił cały psalm 22, czy też jedynie niektóre jego fragmenty. Dzisiaj nikt nie może na to py­tanie dać jednoznacznej odpowiedzi. I nie o taką odpowiedź nam chodzi. Co prawda chcemy po­stawić sobie przed oczy cały psalm, ale nie dla­tego, aby rozstrzygać ile w swoim cierpieniu Jezus wyrecytował jego wierszy. Ale jeśli naśmiewcy pod­jęli z Jezusem dialog słowami psalmu (Ps 22,9), to raczej należy sądzić, że Jezus znalazł dość siły, aby całą modlitwę za psalmistą zanieść przed oblicze Boże.

Zwróćmy uwagę na kontekst słów: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, błędnie rozu­mia­nych przez stojącym pod krzyżem naśmie­wców. Psalm 22. jest modlitwą poniżonego, wzgardzo­nego, haniebnie sponiewieranego człowieka, który w niedoli woła do Boga i jest pełen ufności, że zostanie wysłuchany. Jeśli więc Jezus modli się słowami psalmu 22, to wyraża swą ufność pokła­daną w Bogu, ale także jak psalmista nie zgadza się z wyrokiem, który go spotyka, wyro­kiem niesprawiedliwym i głęboko poniżającym.

 

Jezu­sowy krzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opu­ścił?” nie może być rozumiany jedynie jako wyraz oddalenia od Boga z powodu winy grze­szników, którą Jezus został obciążony, wyraz abso­lutnego wyobcowania, bo wtedy Jezus nie mógłby być do końca wzorem do naśla­dowania niesienia krzyża (Mt 16,24), ale musi być on także – w związku z jego kontekstem – ro­zumiany jako wyraz ufności, którą Jezus pokładał w Bogu. Pomimo oddalenia i w oddaleniu, Jezus nie prze­stał ufać swojemu Ojcu, bo po bolesnym wołaniu: „Boże mój, Boże mój, cze­muś mnie opuścił?” w psal­mie 22 następują sło­wa:

„Ty zaś, Panie, nie oddalaj się!
Mocy moja, pośpiesz mi z pomocą!
Ocal duszę moją od miecza,
Z psich łap jedyne dobro moje!
Wybaw mnie z paszczy lwa
I od rogów bawołów...
Ty odpowiedziałeś mi!
Będę opowiadał imię twoje braciom moim,
Będę cię chwalił pośród zgromadzenia”(Ps 22,20-23).

Ufność Jezusa na Golgocie została wyartykuło­wana w słowach: „Ojcze, w ręce Twoje, polecam du­cha me­go”.

Dla wierzących ludzi wołanie Jezusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, rozumiane jako wy­raz od­dalenia z powodu grzechów, ma znacznie mniejsze znaczenie, aniżeli jego rozu­mie­nie jako wyrazu ufności pokładanej w Bogu. Czło­wiek wie­rzący, poszukujący swego zbawienia w Jezu­sie Chrystusie, szuka przede wszystkim pun­ktu za­ko­twi­czenia dla swej wiary w darowanym mu przez Boga zba­wieniu. I nie ulega wątpli­wości, że znaj­duje ją właśnie w zaufaniu Jezusa w naj­ciemniej­szej go­dzinie, zaufaniu w łaskawość Boga pomi­mo grze­chu i winy całej ludzkości, grzechu, który nie jest w stanie wyko­pać takiej przepaści między grze­sznikami a Bo­giem, której Bóg nie chciałby nigdy przekro­czyć. Jeśli okrzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opu­ścił?”, rozu­miany jako wyraz odda­lenia z po­wodu grzechu, mówi o skutkach grzechu, wiel­kości winy rodzaju ludzkiego, to Jezusowe zau­fanie Jego Oj­cu, mówi o wielkości łaski Bożej, o daro­wa­nym zbawieniu w cierpieniu i przez cierpienie Syna Bożego.

Jezusowy krzyż, Jego cierpienie i niezachwiana ufność pokładana w Bogu, wydobywa nas w cza­sie pasyjnym z samego dna upadku i lęku przed świętym Bogiem i stawia na drodze, która przez naśladowanie ufności naszego Zbawiciela, a więc zaufanie Bogu, wiedzie przed łaskawe oblicze Bo­ga, Boga łaski i zbawienia wiecznego.

„Bój Twój – mój pokój, Twój pot – mą ochłodą.
Tęskność – weselem, więzy mą swobodą
Byłeś zdradzony, bym ja uszedł zdrady,
Wiecznej zagłady”. Amen.


„Chrystus bowiem jest Bogiem i człowiekiem, tą osobą która nie zgrze­szyła, ani nie umiera, ani nie zostaje potępiona. Jego sprawiedliwości życia i zbawienia nic nie może przewyższyć, są one wieczne, wszechmocne. Powia­dam tedy: taka osoba przyjmuje na siebie grzechy, śmierć, piekło oblubienicy, z powodu obrączki wia­ry ma je za wspólne; owszem, nawet poczytuje je za swoje własne. Odnosi się do nich tak, jak gdyby one do niej należały, jak gdyby to ona sama zgrze­szyła i musiała potem cierpieć, umrzeć, zstąpić do piekieł aby to wszystko przemóc. Lecz grzech, śmierć, piekło nie mogą Go pochłonąć, toteż musi być tak, że zostały one przez Niego pochłonięte w cudownym boju. Gdyż Jego sprawiedliwość jest wyższa od grzechów wszystkich, Jego życie jest po­tężniejsze niż wszelka śmierć. Jego zbawienie bar­dziej niezwyciężone niż całe piekło”.

M. Luter

Człowiek w potrzebie


O wypełnionej tęsknocie

Pragnę

(J 19,28)

Pragnienie jest czymś tak naturalnym w życiu człowieka, że mówienie lub pisanie o tym, można uważać za zbędne, za stracony czas, za „wypeł­niacz” przemówienia, lub drukowanego tekstu. Jezuso­we słowo z krzyża: „Pragnę!” posiada je­dnak­że sens znacznie wychodzący poza jego podsta­wowe zna­czenie. Ale chociaż byśmy przy­jęli, że w ustach Jezusa słowo „Pragnę!” posiada jedynie pod­stawową treść, to i tak znaczy ono coś więcej aniżeli w wypowiedziane przez każdego innego człowieka, obojętnie czy skazańca, ciężko pracującego robo­tnika w skwarze dnia, przy piecu hutniczym lub na roli, czy wreszcie beztroskiego urlopowicza i plażowicza.

Podejmijmy się próby odczytania głębi tak zdaje się banalnego słowa, jakim jest słowo wy­rażające uczucie związane z ubytkiem wody w or­ganizmie!

I

„Pragnę!” Każde cierpienie jest dyskomfortem zarówno natury cielesnej, jak i psychicznej. Cier­pienie fizyczne powiązane jest z cierpieniem natury psychicznej, i odwrotnie. Gdy cierpi ciało, cierpi także dusza, gdy cierpi dusza, ciało mar­nieje, człowiek bowiem jest istotą stanowiącą jedność psychofizyczną.

Pragnienie wzmaga nie tylko wysoka tempe­ratura otoczenia, wytężony wysiłek fizyczny, ale także stres, bojaźń przed czymś nieznanym, tym bardziej lęk przed śmiercią. Jezus umierał na Golgocie w okrutnych męczarniach. Upływ krwi, wzmagająca się duszność spowodowana napię­ciem mięśni klatki piersiowej, potęgowały pra­gnienie. To więc oczywiste, że nasz Pan odczuwał naturalne dla wszystkich ludzi pragnienie i chęć jego zaspokojenia. Tam na Golgocie odczuwali je także złoczyńcy, którzy z Jezusem umierali na krzyżach, jeden po lewicy, drugi zaś po prawicy, wszyscy, którzy przed Nim i po Nim umierali na krzyżu. Dlatego też podczas egzekucji skazańców stało na miejscu kaźni naczynie z octem, być może jedyny niemy „świadek” ludzkiego odruchu współ­­­czu­cia oprawców wobec skazańców.

 

Jezusowe „Pragnę!” nie jest jednak słowem zwykłego człowieka, tym bardziej skazańca pono­szącego karę za swoje postępowanie. Chociaż oprawcy Jezusa na pewno nie byli świadomi tego, że krzyżują Syna Bożego, setnik bowiem dopiero opuszczając Golgotę, wyznał: „Zaprawdę, ten czło­wiek był Synem Bożym” (Mk 15,39), to jednak nie­zależnie od tego, na środkowym krzyżu umie­rał prawdziwy Syn Boga Żywego, a więc Ten, w któ­rym zamieszkiwała pełnia Boskości (Kol 2,9), przez którego stworzone zostały światy (Hbr 1,2). Dopiero później, na skutek głębokiej refleksji na temat życia, działalności i osoby Jezusa, została przed nami odsłonięta w pełni natura Jezusa.

W Wielki Piątek na środkowym krzyżu ukrzy­żowano Syna Bożego. A więc słowo „Pra­gnę!” było słowem odwiecznego Słowa, które było u Boga i było Bogiem, ale też i Słowa, które – jak pisze ewangelista św. Jan – „sta­ło się ciałem” (J 1,14). W Jezusowym „Pragnę!” ujawnia się więc ludzka natura Syna Bożego i jest świadectwem, że Syn Boży partycypuje we wszystkim, co jest ludz­kie, a mianowicie w cierpieniu, niedomaganiach, niedostatkach, śmierci, we wszystkim, z wyjąt­kiem grzechu. W Nim nie było grzechu, lecz Bóg dla naszego zbawienia uczynił Go grzechem, wkładając na Niego całe brzemię naszej nieprawości i winy (2 Kor 5,21), ale także ludzkiej słabości i ułomności. Dlatego autor Listu do Hebrajczyków napisał: „Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłu­chany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5,7.8).

Jak rozumieli oprawcy Jezusowe „Pragnę”?

Rozumieli je jako prośbę o jakikolwiek napój, który ugasi pragnienie. Czytamy w Ewangelii: „A stało tam naczynie pełne octu; włożywszy więc na pręt hyzopu gąbkę nasiąkniętą octem, podali mu do ust” (J 19,29). Patrzyli jedynie oczyma na Ukrzyżowa­nego i po ludzku rozumowali. Czy można się było czegoś innego po nich spodziewać?

II

Uczeń, którego miłował Pan, który był świad­kiem tego, co działo się na Golgocie, i który o tym złożył świadectwo (J 19,35), zgoła inaczej rozumiał słowo Jezusa: „Pragnę”. On spoglądał na Ukrzy­żowanego oczyma wiary. Prowadzony prze Du­cha Świętego, głęboko przekonany o tym, że umie­­rający na środkowym krzyżu jest Chry­stusem, a więc przyobiecanym przez Boga po­mazańcem, mesjaszem. W Jezusowym „Pra­gnę!” słyszał głos serca swojego ukochanego Pana i Na­uczyciela, pragnienie i tęsknotę Jego strapionej i umę­czonej duszy, aby wszystko, co Bóg przyo­biecał człowiekowi, co miało się w Nim spełnić, speł­niło się. To przekonanie ucznia umiłowanego przez Pana, zawarte jest w jego świadectwie: „Potem Jezus, wiedząc, że się już wszystko wykonało, aby się wypełniło Pismo, powie­dział: Pragnę” (J 20,28).

Wielokrotnie Jezus w czasie swojego ziem­skiego życia wyrażał w słowach pragnienie swo­jego serca, aby spełniło się to, co zapowiadało Pismo i to, na co został powołany. Pewnego razu rzekł: „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął” (Łk 12,49). A czyż to pra­gnienie nie jest zawarte także w Jezusowej modli­twie w Getsemane: „Ojcze mój, jeśli nie może mnie ten kielich minąć, żebym go pił, niech się stanie wola twoja” (Mt 26,42)?

Wsłuchani w Jezusa, wpatrzeni w krzyż Golgo­ty, poznajemy dzięki Duchowi Świętemu, że nasz Pan ani na chwilę nie zapomniał o swoim posłan­nictwie. Ból, cierpienie, zbliżająca się śmierć nie przysłoniła Mu ani nie wymazała z Jego pamięci woli Bożej i przyjętego przez siebie za­dania. To przecież do Niego autor Listu do He­brajczyków odniósł słowa: „Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją, o Boże” (Hbr 10,7).

 

 

Syn Boży posłany przez Ojca, przyszedł i oka­zał się wiernym we wszystkim swojemu Ojcu. Chociaż był w postaci Bożej, poniżył się, wy­cierpiał krzyż, aby objawiła się Boża miłość do grzesznej i niewiernej ludzkości.

III

Pragnienie Jezusa Chrystusa wypełnienia Bo­żych obietnic danych człowiekowi i woli Bożej wobec swojego Syna, w istocie było głębokim pra­gnieniem zaspokojenia odwiecznej ludzkiej tę­skno­ty za zbawieniem i uwolnieniem z niewoli grzechu. Bóg po upadku pierwszych ludzi dał im, a w nich całej ludzkości, obietnicę zwycięstwa nad złem, które podstępnie i z powodu lekkomyślno­ści i pychy prarodziców wdarło się między nas i w nas. Przeklinając kusiciela, Bóg powiedział: „I ustanowię nieprzyjaźń między tobą a kobietą, między twoim potomstwem a jej potomstwem; ono zdepcze ci głowę, a ty ukąsisz je w piętę” (1 Mż 3,15). A potem przez proroków wielokrotnie mówił i przyobie­cywał zbawienie w Tym, którego imię jest Imma­nuel, to znaczy Bóg z nami (Iz 7,14).

A jaka była ludzka odpowiedź? Jedni lekce­wa­żyli Boże obietnice, inni tęsknie oczekiwali dnia, w którym okaże się obiecany Mesjasz. Dlatego Jezus powiedział: „Powiadam wam bowiem, iż wielu proroków i królów chciało widzieć, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i słyszeć, co wy słyszycie, a nie usłyszeli” (Łk 10,24). Tęsknotę tych ostatnich wy­raził prorok w słowach żarliwej modlitwy: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 64,1). A gdy się zaczęły spełniać obie­tnice Boże, gdy przyszedł obiecany Pomazaniec, jedni Go odrzucili, więcej – skazali Go na śmierć i do krzyża przybili, inni – do­tych­czas przyznający się do Niego – w popłochu ciekli. Tylko nieliczna garstka wytrwała aż do końca. I jej dane było usłyszeć Jezusowe „Pragnę” oraz „Wykonało się”, a więc zobaczyć, chociaż jakby pod zasłoną klęski, zwycięstwo nad złem, wypełnienie obietnicy zba­wienia.

Zbawienie jest dla wytrwałych i wiernych. Zba­wienie jest dla tęskniących za wybawieniem, cho­ciażby z nim związane było poniżenie, pohańbie­nie, a nawet śmierć. Zmartwychwstały Chrystus bowiem powiedział: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota wiecznego” (Obj 2,10). Zba­wienia dostąpią ci, którzy pojmują, co znaczą sło­wa: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”; „Pragnę”, „Wykonało się”.

Jaka jest nasza tęsknota? W którą stronę nie­ustannie zwracają się nasze serca i oczy? Czego najbardziej pragnie nasza dusza? Pod krzyżem każdy winien się zastanowić nad swoimi myśla­mi, dążeniami, kierunkiem drogi, po której kro­czy. W obliczu Ukrzyżowanego każdy powinien pomyśleć nad stanem swojej wiary i wejść w sie­bie, i odpowiedzieć sobie i Bogu na powyższe pytania. Niechaj nikt nie okłamuje siebie i nie łudzi się, że jest wszystko dobrze, że jest nawró­cony i oddany wszechmocnemu Bogu. Niechaj nikt nie jest zbyt pe­wny siebie, każda bowiem pewność jest rodzajem pychy. Jedno winno opa­no­wać nas pragnienie i jedna tęsknota: tęsknota za Bożym zbawieniem i pra­gnienie wiecznego życia w bliskości Chrystu­sa. Jedna myśl i jedno słowo powinno nam to­warzyszyć po drogach i ścieżkach naszej docze­snej wędrówki: myśl o pojednaniu z Bogiem w Chrystusie i słowo „Pragnę”.

„O Jezu, moje ukochanie,
Mieć pragnę Ciebie w świętej czci;
W mym sercu spocznij, drogi Panie,
I zostań w nim po wszystkie dni,
Bo zawsze mieć pociechę chcę
Twych słów, że już spełniło się!” Amen.

(Kazanie ks. prof. dr. hab. Manfreda Uglorza)

„Ku­szony był jako człowiek, ale zwycięstwo odniósł jako Bóg; rozkazuje zaś mieć ufność jako ten, który świat zwyciężył. Łaknął, ale żywił tysiące, sam będąc chlebem żywym z nieba. Pragnął, ale wołał: Jeśli ktoś pragnie, niech przyjdzie do mnie i niech pije (J 7,37-38), i obiecał, że napoi wodą źródlaną tych, którzy uwierzą. Był znużo­ny, ale dla tych, co są znużeni i dźwigają ciężar, jest wytchnieniem”.

Grzegorz z Nazjanzu