Gorzkie Żale

publikacja 14.04.2006 15:43

Wielki Piątek

Oto człowiek... Henryk Przondziono/GN Oto człowiek...
Pycha światowa niechaj, co chce wróży, co na swe skronie wije wieniec z róży. W szkarłat na pośmiech cierniem Król zraniony, jest ozdobiony!

Nabożeństwo zawdzięcza swe powstanie księżom Misjonarzom, którzy je wprowadzili na początku XVIII wieku w Kościele Świętego Krzyża w Warszawie, skąd szybko rozpowszechniło się we wszystkich polskich katolickich diecezjach.Umieszczenie Gorzkich Żalów w naszym serwisie ma na celu przede wszystkim przypomnienie i pokazanie piękna tego nabożeństwa. Pragniemy zachęcić do udziału w nim w kościele.


Pobudka

Posłuchaj...

1. Gorzkie żale przybywajcie, * Serca nasze przenikajcie,
2. Rozpłyńcie się, me źrenice, * Toczcie smutnych łez krynice.
3. Słońce, gwiazdy omdlewają, * Żałobą się pokrywają.
4. Płaczą rzewnie Aniołowie, * A któż -żałość ich wypowie?
5. Opoki się twarde krają, * Z grobów umarli powstają.
6. Cóż jest, pytam, co się dzieje? * Wszystko stworzenie truchleje!
7. Na ból męki Chrystusowej * Żal przejmuje bez wymowy.
8. Uderz, Jezu, bez odwłoki * W twarde serc naszych opoki!
9. Jezu mój, we krwi ran swoich * Obmyj duszę z grzechów moich!
10. Upał serca swego chłodzę, * Gdy w przepaść męki Twej wchodzę.


CZĘŚĆ III

Śpiewana w III i VI niedzielę Wielkiego Postu

Intencja


W tej ostatniej części będziemy rozważali, co Pan Jezus cierpiał od chwili ukoronowania aż do ciężkiego skonania na krzyżu. Te bluźnierstwa, zelżywości i zniewagi, jakie Mu wyrządzono, ofiarujemy za grzeszników zatwardziałych, aby Zbawiciel pobudził ich serca zbłąkane do pokuty i prawdziwej życia poprawy, oraz za dusze w czyśćcu cierpiące, aby im litościwy Jezus Krwią swoją świętą ogień zagasił; prośmy nadto, by i nam wyjednał na godzinę śmierci skruchę za grzechy i szczęśliwe w łasce Bożej wytrawnie.

HYMN

Posłuchaj...

1. Duszo oziębła, czemu nie gorejesz? * Serce me, czemu całe nie truchlejesz? * Toczy twój Jezus z ognistej miłości * Krew w obfitości.
2. Ogień miłości, gdy Go tak rozpala, * Sromotne drzewo na ramiona zwala; * Zemdlony Jezus pod krzyżem uklęka, * Jęczy i stęka.
3. Okrutnym katom posłuszny się staje, * Ręce i nogi przebić sobie daje, * Wisi na krzyżu, ból ponosi srogi * Nasz Zbawca drogi!
4. O słodkie drzewo, spuśćże nam już Ciało, * Aby na tobie dłużej nie wisiało! * My je uczciwie w grobie położymy, * Płacz uczynimy.
5. Oby się serce we łzy rozpływało, * Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało! * Żal mi, ach, żal mi, ciężkich moich złości, * Dla Twej miłości!
6. Niech Ci, mój Jezu, cześć będzie w wieczności, * Za Twe obelgi, męki, zelżywości, * Któreś ochotnie, Syn Boga jedyny, * Cierpiał bez winy!

LAMENT DUSZY NAD CIERPIĄCYM JEZUSEM

Posłuchaj...

1. Jezu, od pospólstwa niezbożnie, * Jako złoczyńca z łotry porównany, * Jezu mój kochany!
2. Jezu, przez Piłata niesłusznie * Na śmierć krzyżową za ludzi skazany, * Jezu mój kochany!
3. Jezu, srogim krzyża ciężarem * Na kalwaryjskiej drodze zmordowany, * Jezu mój kochany!
4. Jezu, do sromotnego drzewa * Przytępionymi gwoźdźmi przykowany, * Jezu mój kochany!
5. Jezu, jawnie pośród dwu łotrów * Na drzewie hańby ukrzyżowany, * Jezu mój kochany!
6. Jezu, od stojących wokoło * I przechodzących, szyderczo wyśmiany, * Jezu mój kochany!
7. Jezu, bluźnierstwami przez złego, * Współwiszącego łotra wyszydzany, * Jezu mój kochany!
8. Jezu, gorzką żółcią i octem * W wielkim pragnieniu swoim napawany, * Jezu mój kochany!
9. Jezu, w swej miłości niezmiernej * Jeszcze po śmierci włócznią przeorany, * Jezu mój kochany!

Posłuchaj...

Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony, * dla nas zelżony i pohańbiony! * Bądź uwielbiony! Bądź wysławiony! Boże nieskończony!

ROZMOWA DUSZY Z MATKĄ BOLESNĄ

Posłuchaj...

1. Ach, Ja Matka boleściwa, * Pod krzyżem stoję smutliwa, * Serce żałość przejmuje.
2. O Matko, niechaj prawdziwie, * Patrząc na krzyż żałośliwie, * Płaczę z Tobą rzewliwie.
3. Jużci, już moje Kochanie * Gotuje się na skonanie! * Toć i ja z Nim umieram!
4. Pragnę, Matko, zostać z Tobą, * Dzielić się Twoją żałobą * Śmierci Syna Twojego.
5. Zamknął słodką Jezus mowę, * Już ku ziemi skłania głowę, * Żegna już Matkę swoją!
6. O Maryjo, Ciebie proszę, * Niech Jezusa rany noszę * I serdecznie rozważam.

Posłuchaj...

 

Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego


Kazanie pasyjne 2006 - ks. Tomasz Jaklewicz

„Jezus zawołał donośnym głosem: »Ojcze, w Twoje ręce powierzam duch mojego«. Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: »Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy«. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi” (Łk 23,46-48).
Rozważamy dziś ostatnie, siódme słowo Jezusa z krzyża. „To słowo o tym, skąd życie przychodzi i dokąd odchodzi. I o ufności mocniejszej niż śmierć. Jezus zbawił nas nie przez to, co zrobił, ale przez przyjęcie tego, co Mu zrobiono. Zachowując na dnie jedyną własność – więź z Ojcem”. (J. Szymik)

Dłonie Ojca

Słowa Jezusa są cytatem z Psalmu 31, który opisuje niezawinione cierpienia sprawiedliwego. To modlitwa ufności - ufności silniejszej niż wszystko. To ostatnie wołanie z krzyża odsłania coś z tajemnicy wewnętrznego życia Boga, mówi bowiem o więzi miłości łączącej Syna z Ojcem. To zarazem słowa umierającego człowieka, dlatego ukazują też prawdę o życiodajnej więzi łączącej ludzką osobę z Bogiem.
Mówi się „jakie życie taka śmierć”. Jezus żył zawsze w bliskiej relacji do Ojca. Pierwsze słowa Jezusa zanotowane przez św. Łukasza to słowa Dwunastolatka wypowiedziane do rodziców szukających Go w Jerozolimie: „Czy nie wiedzieliście, że powinien być w tym, co należy do mojego Ojca”. I później wiele razy Jezus zwraca się do Boga: Ojcze! Nauczył nas modlitwy, która zaczyna się od tego słowa. W ogrójcu modlił się: „Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się spełni”. Z wezwaniem Ojca umiera.
Śmierć jest końcem ziemskiego życia. Aby rozjaśnić jej mroczną tajemnicę, trzeba wrócić do początku ludzkiego życia, zapytać, skąd ono pochodzi. Wiara mówi, że życie ludzkie jest z Boga. I to o wiele bardziej i na o wiele głębszym poziomie niż życie innych stworzeń. Księga Rodzaju w poetycki sposób opowiada o Bogu, który własnoręcznie lepi człowieka z prochu ziemi, który osobiście tchnie w jego nozdrza tchnienie życia. Doświadczony cierpieniem Hiob skarży się Bogu: „Twe ręce ukształtowały mnie, uczyniły: opuszczonego dokoła chcesz zniszczyć? Wspomnij, żeś ulepił mnie z gliny: i chcesz obrócić mnie w proch?” (Hi 10,8-9). „Panie, Tyś naszym Ojcem. Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą. Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy” – przypomina prorok Izajasza (Iz 64,7).
Początek i kres ludzkiego życia związany jest z dotykiem tych samych dłoni. Kochających, czułych, delikatnych. Człowiek wychodzi z Bożych rąk i do Tych rąk wraca. Nie jesteśmy stąd. Bóg jest naszą ojczyzną. Płyniemy z Niego, przez Niego i do Niego. Nikt z nas nie wziął sobie życia. Otrzymaliśmy je w darze. Ta świadomość pomaga żyć bez pretensji do świata, do ludzi, do siebie, do Boga. Ta świadomość pomaga żyć bez zgorzknienia lub cynizmu w zetknięciu z rozczarowaniem, które nieuchronnie przynosi życie. Ta świadomość pomaga umierać.

 

Z życia do życia

Mija rok od śmierci Jana Pawła II. W naszej pamięci są wciąż żywe wspomnienia tych trudnych, ale i wielkich dni. Papież swoim umieraniem wygłosił ostatnią katechezę. Tym razem o sztuce umierania, o dobrej śmierci. Umierał otoczony modlitwą, współczuciem, ciepłą obecnością tak wielu ludzi. Prosił: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”.
Jedno z ostatnich zdjęć papieża powstało w Wielki Piątek. Papieski fotograf Arturo Mari uznał je za najważniejsze w całym pontyfikacie. Papież w drżących dłoniach trzyma krzyż, jakby przytula się do niego. Idzie świadomie naprzeciw Tajemnicy. Jakby chciał powiedzieć nam po raz ostatni: nie lękajcie się! Tym razem w kontekście tego, co najbardziej człowieka przeraża, czyli śmierci. Jakby chciał powiedzieć: każdy umrze, tak jak ja. Zawiedzie medycyna i technika. Nie zawiedzie Chrystus. Jemu zaufajcie, nie lękajcie się!
Do tylu ważnych momentów w życiu się przygotowujemy: do ślubu, do rodzenia dziecka, do egzaminu, do rozmowy w sprawie pracy… A do śmierci? „Kościół zachęca nas do przygotowania się na godzinę naszej śmierci” – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego. W wieku 79 lat papież pisał: „Głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie – z życia do życia! Dlatego wypowiadam często – i bez najmniejszego odcienia smutku – modlitwę (…) – w godzinie śmierci wezwij mnie i każ mi przyjść do Siebie”.
Swoją śmiercią Jan Paweł II upomniał się o miejsce należne śmierci w ludzkim życiu, o jej godność. Dziś bowiem albo nie mówi się o niej wcale, albo czyni się z niej widowisko. Rodzina nie jest już miejscem schronienia, które skupia ludzi sobie bliskich przy narodzinach i przy śmierci, w zdrowiu i w chorobie. Choroba i śmierć stają się raczej problemami technicznymi, którymi zajmują się powołane do tego instytucje. Na ekran kin i telewizorów śmierć stała się z kolei widowiskiem dostarczającym rozrywki. Śmierć pokazywana jest coraz bardziej okrutnie. Odebrano jej charakter metafizyczny – nie ma być już tymi drzwiami, przez które wkraczają w nasz świat najistotniejsze pytania: o sens, o wieczność, o to kim jest człowiek. Modlono się dawniej: Od nagłej a niespodziewanej śmierci, wybaw nas, Panie! Dzisiaj ta prośba zmienia się raczej w swoje przeciwieństwo: O śmierć nagłą i niezauważalną, prosimy Cię, Panie! Nieuniknionym następstwem odczłowieczenia śmierci jest odczłowieczenie życia. Postawa wobec śmierci decyduje w znacznym stopniu o postawie wobec życia. To ważne, aby umierający człowiek nie był otoczony tylko kroplówkami, ale kochającą obecnością swoich bliskich. Wtedy śmierć jest jak przejście z rąk do rąk. Po tej stronie – kochające dłonie małżonka, córki, syna…, po drugiej – otwarte ramiona Ojca.
W tym roku pożegnaliśmy ks. Jana Twardowskiego. Jeszcze jedno świadectwo śmierci pełnej ufności wobec Ojca w niebie. Zanim zamknął oczy, podyktował swój ostatni wiersz: „Zamiast śmierci / racz z uśmiechem / przyjąć Panie / pod Twe stopy / życie moje / jak różaniec”.

 

 

Otwarte drzwi

W ostatnim kazaniu poświęconym słowom Jezusa na krzyżu trzeba podkreślić, że ostatnie słowo nie należy do Ukrzyżowanego, ale do Zmartwychwstałego Chrystusa. Śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa to jakby dwa oblicza tego samego wydarzenia, które nazywamy Paschą Chrystusa. Chrystus sam jest owym pszenicznym ziarnem, które wpadłszy ziemię, musi obumrzeć, aby przynieść obfity plon. „Jego pascha oznacza przejście ku Bogu, całkowite oddanie się Jemu. Bóg przyjmuje ten czyn i odpowiada wskrzeszeniem Chrystusa z martwych. Akt Ojca wskrzeszającego Chrystusa z martwych mocą Ducha Świętego jest Jego odpowiedzią na miłość Syna. Miłość za miłość. Słowo i odpowiedź. Przedziwny dialog naszego dokupienia” (W. Hryniewicz).
To ważne, abyśmy w taki właśnie sposób patrzyli na krzyż. Śmierć Chrystusa była aktem największej miłości, była całkowitym oddaniem Ojcu Jego własnego daru, czyli człowieczeństwa. Ten dar zostaje przyjęty przez Ojca i podarowany na powrót Chrystusowi i nam wszystkim – jako życie odnowione, przemienione, wolne od grzechu i śmierci. To jest właśnie zmartwychwstanie.
Pascha Chrystusa objawiła prawdziwe oblicze Boga. To Bóg nieskończenie miłosierny i miłujący ludzi, mimo ich niewierności. To Bóg, którego oblicze zwraca się nieustannie ku ludzkości, który szuka każdego konkretnego człowieka. To Bóg, który jest miłością, Bóg niewinny, „Bóg ukrzyżowany”.
Pascha Chrystusa zadecydowała też o dziejach świata. To definitywne Boże „tak” powiedziane ziemi i każdemu człowiekowi. Pozornie nic się nie zmieniło. Życie ludzkie toczy się dalej ze swoim trudem, radościami, oczekiwaniami, smutkami, cierpieniem, starzeniem i umieraniem. Dokonało się jednak coś decydującego na poziomie najbardziej podstawowym –przemiana, której pełny sens zobaczymy dopiero w przyszłości. Człowiek został uwolniony od grzechu, złości, kłamstwa, nienawiści, rozpaczy i śmierci. Odkupienie przywróciło blask ludzkiej twarzy. Człowiek może być podobny do swojego Twórcy. Boży obraz może lśnić w ludzkim życiu. Człowiek stał się zdolny do stawania się coraz prawdziwszym człowiekiem, ludzkim i Bożym zarazem.
Krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa wprowadziły ludzi w przestrzeń wolności. To wielki dar, który domaga się dobrowolnego przyjęcia ze strony człowieka. „Oto postawiłem jako dar przed tobą drzwi otwarte, których nikt nie może zamknąć” (Ap 3,8). To wymowny symbol nadziei, w którą wprowadzony został człowiek. Zwycięska śmierć Chrystusa rozjaśniona blaskiem Jego zmartwychwstania stała się bramą życia. „Przez swoją śmierć zniweczył śmierć naszą i zmartwychwstając przywrócił nam życie”.
Krzyż – jak otwarte drzwi. Otwarte dla mnie, dla ciebie. Za nimi już tylko niebo.

Modlitwa

Panie! Oddajesz siebie z ufnością Ojcu. Wiesz, że nie idziesz donikąd, ale do domu Ojca. Pomóż mi składać moje życie w czułe dłonie Boga. Zachowaj od poczucia, że cokolwiek mi się należy. Pomóż zrozumieć, że wszystko jest darem. Wlej łaskę wdzięczności.
Obejmuję Twój krzyż, Panie. Przyjmij mnie do swej miłości. Oddaj i mnie w ręce Ojca, teraz i w godzinie śmierci.

Siedem ostatnich słów Jezusa na Krzyżu

ks. Leszek Smoliński

Modlitwa

Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46).

Śmierć Jezusa dokonuje się w momencie, gdy w Świątyni Jerozolimskiej są składane ofiary z baranków bez skazy. Benedykt XVI wskazuje, że „Jezus jest Barankiem wybranym przez samego Boga. Na krzyżu niesie winę świata i ją gładzi (Jezus z Nazaretu, cz. II, s. 240). Ewangelista Łukasz zanotował jeszcze słowa konającego Pana: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). Jezus modlił się do ostatniego tchu. Jego sposób odejścia do Ojca jest wymownym przykładem chrześcijańskiego finału życia doczesnego i niezłomnej nadziei przejścia do wieczności, w objęcia miłosiernego Boga. Jezus nawet w agonii uczy nas modlitwy.

„Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” – modli się Jezus odczuwając żywą obecność Boga w swoim życiu. Choć przytłoczony przeciwnościami, to jednak poznaje teraz, że Bóg Go nie odrzucił, a tylko na chwilę ukrył swoją niezrównaną dobroć, aby nauczyć ufności. To wołanie prześladowanego, ale jednocześnie słowa bezgranicznego zaufania wobec Boga. Jezus cytuje Psalm 31, który był modlitwą wieczorną. Wyraża pewność, że u Boga znajdzie ratunek, schronienie i wybawienie; że obudzi się ze snu śmierci w innym świecie i otrzyma nowe życie, które się nie kończy. W tym psalmie odnajdujemy portret cierpiącego i ukrzyżowanego Jezusa, którego śmierć jest końcem starego porządku opartego o Stare Przymierze. Męczeńska śmierć Jezusa owocuje – nawraca się złoczyńca na krzyżu, setnik wyznaje wiarę i oddaje Bogu chwałę, tłumy się nawracają i wyznają swą wiarę.

Jezus jest nauczycielem modlitwy. Począwszy od Kazania na Górze pokazuje, że fundamentem tej duchowej komunikacji z Bogiem jest silna wiara i nawrócenie serca, pojednanie z braćmi i siostrami, miłość obejmująca także nieprzyjaciół i prześladowców. Modlitwa nie polega na pobożnym gadulstwie i zewnętrznej demonstracji, ale jest ciągłym czuwaniem, nieraz twardą walką, żeby nie ulec pokusie. Św. Faustyna zapisała w „Dzienniczku”: „Modlitwa. Dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelakiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swą piękność: modlić się musi dusza dążąca do tej czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej: modlić się musi dusza dopiero co nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która by nie była obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę” (Dz. 146).

Jezus zawsze łączy się z naszą modlitwą, bierze w niej udział, przedstawia ją Ojcu jako Najwyższy i Wieczny Kapłan. Sam powiedział: „A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię” (J 14,13-14). Skoro modlitwa jest tak ważną rzeczywistością, to o czas przeznaczony na modlitwę trzeba nieustannie walczyć. Austriacki kardynał Christoph Schönborn OP wyznał w jednym z wywiadów, że codziennie zmaga się ze sobą, żeby wykroić trochę czasu na osobistą modlitwę, na krótką medytację lub na chwilę wyciszenia przed Chrystusem. Gdy się to z rana nie udaje, wtedy cały dzień przebiega nie tak. Wtedy potrzebuje chwili, by „zanurzyć się w wieczności”. Gdy panuje codzienny kołowrotek z wieloma telefonami, spotkaniami, decyzjami, wtedy często się wyłącza na kilka sekund, żeby zanurzyć się w wieczności. „Jestem pewny, że Pan Bóg wybaczy mi, że robię to z powodu osobistego interesu, a nie wyłącznie z miłości do Niego”. Dobre samopoczucie jest efektem ubocznym takiego „zanurzenia” (por. ks. Zygmunt Podlejski, Modlitwa, Kraków 2014, s. 47).

Miłość nie mieści się w słowach. Stąd często serce człowieka, który się modli, zanurza się w obliczu Boga w miłosnym milczeniu. Wyraża w ten sposób swoją ograniczoność i zależność od Stwórcy. Brat Roger z Taizé zanotował w swoim dzienniku, że „czasem jesteśmy zanurzeni w tak długo trwające milczenie, że nam się wydaje, że niczego nie pojmujemy. Lecz trwać w Twojej obecności znaczy modlić się. I być może dla ciebie, Chryste, milczenie jest często istotą modlitwy” (tamże, s. 55-56).

Zakończmy rozważanie słów wypowiedzianych przez Jezusa z krzyża słowami modlitwy św. Franciszka z Asyżu, wypowiedzianymi pod krzyżem w San Damiano:

Najwyższy, chwalebny Boże, rozjaśnij ciemności mego serca i daj mi, Panie, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję i doskonałą miłość, zrozumienie i poznanie, abym wypełniał Twoje święte i prawdziwe posłannictwo.