Kuszenie. Czyj to głos? - 1 tydzień

publikacja 24.02.2007 20:35

Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.

Joanna Kociszewska

Czy potrafię zaufać?


CIERPIĘ! Tak - cierpię. A przecież nie chcę ani zbyt wiele, ani niczego złego! Chcę tylko spokojnie żyć, na godnym człowieka poziomie, chcę móc wykształcić dzieci - czy to tak wiele? Dziś wszystko kosztuje. Gdzie nie spojrzeć, wszyscy oszukują, dziś uczciwie niczego osiągnąć nie można. Nie jestem złodziejem, ale to już jest nadmierne wymaganie, to nie kradzież, to mi się należy!

CIERPIĘ! A przecież Bóg powiedział - nie jest dobrze, aby człowiek był sam. Przecież najważniejsza jest miłość! Z powodu jednej pomyłki życiowej Bóg nie skazałby mnie na samotność! Przecież wie, że Jego dziecko cierpi! Mam prawo naprawić błąd i zacząć życie od nowa!


Pamiętaj na wszystkie drogi, którymi cię prowadził Pan, Bóg twój, przez te czterdzieści lat na pustyni, aby cię utrapić, wypróbować i poznać, co jest w twym sercu; czy strzeżesz Jego nakazu, czy też nie. Utrapił cię, dał ci odczuć głód, żywił cię manną, której nie znałeś ani ty, ani twoi przodkowie, bo chciał ci dać poznać, że nie samym tylko chlebem żyje człowiek, ale człowiek żyje wszystkim, co pochodzi z ust Pana. Nie zniszczyło się na tobie twoje odzienie ani twoja noga nie opuchła przez te czterdzieści lat. Uznaj w sercu, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak Pan, Bóg twój, wychowuje ciebie. Strzeż więc nakazów Pana, Boga twego, chodząc Jego drogami, by żyć w bojaźni przed Nim (Pwt 8, 2-6).

Nie samym chlebem żyje człowiek. Nie pieniądze - nie wykształcenie - nie drugi człowiek obok są najważniejsze. Bóg wie, czego potrzebuję i jeśli w tej chwili mi tego nie daje, to dlatego, że chce mi dać więcej. Nie zabraknie mi środków do życia lub sposobności ich zarobienia. Nie zabraknie mi bliskich ludzi, choć może innych, niż chciałam i sobie wyobrażałam. Niby wiem - a za każdym razem się boję. Czy tym razem potrafię mu zaufać? Czy potrafię poczekać? Podjąć wysiłek?

***

Tyle chciałbym zrobić DOBREGO! Wiem, jak trzeba działać, by było lepiej, mądrzej, szczęśliwiej! W mojej rodzinie, rodzinach dzieci, pracy, społeczności... Tylko nikt mnie nie słucha! Wybierają jakieś głupie drogi! Gdyby tak nie było tej jednej osoby, nikt by mi już nie bruździł - wszystko by się udało! Tylko jakby tutaj pozbawić ją wpływu... Tak po prostu się nie da, ale gdyby uwierzyli, że on gra na dwie strony... Nie ma przesłanek? A kto go tam wie, co on kombinuje! Lepiej ostrzec zawczasu! Dla dobra nas wszystkich!


Jezus mu odrzekł: „Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Łk 4, 7b-8).

Tak trudno mi zgodzić się na czyjeś błądzenie. Zwłaszcza, gdy znam rozwiązanie, a ktoś mi bliski ciągle się zapiera i wkopuje coraz głębiej. Czasem pod czyimś wpływem, czasem sam. Tak trudno patrzeć na zło, znać rozwiązanie - i nie móc tego zmienić, bo przeszkodą jest drugi człowiek, inni ludzie. Ile razy chciałabym zagrać nieczysto? Zmanipulować? Utrącić zły czyjś zły wpływ, choćby i w zły sposób? Przecież dla dobrego celu! Czy potrafię zaufać Bogu i zło dobrem zwyciężać?

***

Panie Boże, a tak Cię prosiłam! Nawet na pielgrzymkę w tej intencji poszłam, a ona nie wyzdrowiała! Więcej - lekarze mówią, że umiera! A obiecałeś, że wysłuchasz każdego, kto Cię prosi! Zaufałam Tobie, zrezygnowałam z tamtego „uzdrowiciela”, a on podobno jest skuteczny. I co?!! Czy Ty w ogóle istniejesz, że dopuszczasz, byśmy tak cierpieli? Czy jesteś z kamienia? Posłuchaj, ona musi żyć, po prostu musi, rozumiesz?!! Obiecałeś, że wysłuchasz, to zobaczymy, jaka jest Twoja miłość!


Jezus mu odparł: «Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego» (Łk 4, 12)

Tak trudno wierzyć w miłość Boga wobec cierpienia. Tak trudno - wobec choroby, kataklizmu, śmierci. Tak trudno ufać, mimo zła, które zwycięża, gdy nie widać skutków naszych gorących modlitw. I znów staję przed koniecznością zaufania. Znów przez łzy i ściśnięte gardło mówię: bądź wola Twoja, nie jako ja chcę, ale jako Ty. Czy potrafię te słowa wypowiedzieć po raz kolejny i nie stawiać Bogu warunków?



Piotr Blachowski

Czyj to głos?


Wiosenny wiatr, słońce przygrzewa, aleją spacerują pary, rodziny z dziećmi…istna sielanka. Nagle z naprzeciwka wyłania się grupa wyrostków, kaptury dresów nasunięte prawie na oczy. Głośno przeklinają, idą całą szerokością alei. Są silni, bo w grupie, i egoistycznie blokują przejście innym, zmuszają do ustąpienia. Sami postanowili tak się zachowywać?

Zima, na zewnątrz –20 stopni, w autobusie trochę cieplej. Przystanek, wchodzi starsza osoba, o kulach, szuka miejsca, niestety nikt nie ma zamiaru ustąpić. Reaguję, ale reszta obojętna – przecież liczy się tylko własna wygoda, „przecież mnie się też należy”. Znieczulica?

Jesteś w pracy, idziesz do magazynu po materiały biurowe, bierzesz jeden z długopisów do kieszeni – w końcu tak mało mi płacą, a mnie się też należy. Kradzież?

Pustynia, słońce, piasek… i samotnik rozmyślający nad swoją przyszłością. Idealny osobnik do obróbki, przecież może mieć, cokolwiek chce. Kuszenie?

Te cztery przypadki, jakże różne, mają wspólny mianownik – kuszenie.

Różnie reagujemy na pokusy, ale zawsze próbujemy je tłumaczyć, czasami okazją, czasami zmęczeniem, czasami chęcią pokazania innym, że jesteśmy silni, ważni, mężni. W każdym bądź razie zawsze, – chociaż o tym wiedzieć nie chcemy – naszym działaniem kieruje egoizm pobudzany przez siły zła, które czyhają na każdym kroku na naszą słabość, niezadowolenie, podatność.

Zapytajmy, więc, co lub, kto podpowiada nam źle, co lub, kto prowadzi nas do zła?

Święty Jan pisze o trzech pokusach, które istnieją w świecie, w świecie Jezusa, w świecie św. Jana, ale również w naszym świecie. Te trzy pokusy to pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia. Mamy strzec się zła, czyli kuszenia, mamy strzec się pokus, czyli egoizmu. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że jesteśmy kuszeni, przyjmujemy uleganie pokusom za normę postępowania. Szczególnie narażeni jesteśmy na wpływy teraz, w okresie Wielkiego Postu – mamy przeznaczyć ten czas na rozmyślania, na przygotowanie się do najważniejszych świąt Zmartwychwstania Jezusa i dlatego też kuszenie będzie mocniejsze, dosadniejsze.

Główny cel pustyni to: „odnaleźć siebie, odnajdując Boga. Jeśli odnajdę Go, odnajdę siebie, a jeżeli odnajdę moje prawdziwe „ja”, to odnajdę Jego.” (Thomas Metron).. On jest źródłem życia i On ma być w centrum naszego życia. Dopóki nie zrozumiemy tego, będziemy wciąż podatni na kuszenie i zwodzenie zwłaszcza wtedy, gdy potrzebna jest wytrwałość i cierpliwość...

Zostaliśmy wybrani do intymnej relacji z Panem Wszechświata. Dano nam przywilej i możliwość prawdziwego poznania Wiecznego Boga, który pragnie objawić nam siebie i dać nam swoje dziedzictwo.
Nie dajmy się zwieść i nie oglądajmy się na swoją przeszłość. Jeśli nasze serce zwrócone jest w stronę daru, a nie ku Dawcy tego daru, to staje się otwarte na wszelkie pokusy. Wybierzmy Pana i ku Niemu zwróćmy swoją miłość, a wróg nie będzie w stanie nas skusić. Najwspanialsze dni są przed nami.
Dlatego na pustyni życia wsłuchujmy się tylko w głos Pana. Inne głosy to zło, które pragnie za wszelką cenę odwieść nas od naszego celu.



Piotr R.

Czy człowiek może kusić Boga?


Jezu, czy ja Cię kuszę? Zadajmy sobie czasem to pytanie. Myślimy, że obciążeni trudnościami, zmagający się z życiem na wszystko możemy sobie pozwolić, ale czy jest coś w moich relacjach z Jezusem takiego, co można by nazwać kuszeniem Go?

W sercu człowieka, tam w głębinach Ja, odgrywa się stała walka: pierwotne, niewypowiedziane dobro i jego przeciwieństwo. Człowiek zaś wybiera; może wysłuchać, spojrzeć na każdy wybór z różnych stron. I pójść za którąś z nich - czasami zanurzając się w dobro, a czasami w zło. Serce człowieka może więc stać się też więzieniem dobra, które będzie dręczone złem.

Na pustyni kuszony był Jezus. Zwyciężył. Ale z czym się zmierzył? Na czym polegało owe zwycięstwo. Co mu zaoferowano?

"Jeżeli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi żeby stał się chlebem"
Głodny i spragniony i właśnie dano mu propozycję udowodnienia swej niezwykłości -- Pokaż na co cię stać, a nie dość, że zaspokoisz swe pragnienia to jeszcze zyskasz uznanie.
Kto by właściwie za tym nie poszedł? Bądźmy realistami, jeśli jednocześnie zaspokajam głód i zyskuję uznanie - to nie ma minusów. Ale pierwsza konsekwencja, to poddanie w wątpliwość własnej wartości. W przypadku ludzi - Dziecięctwa Bożego.
"Nie samym chlebem żyje człowiek" odpowiedział Bóg i pozostał głodny.

Czy człowiek może kusić Boga? Np. taki dobry, zagubiony człowiek, który zmaga się z trudami codzienności, który staje do nierównej walki z rzeczywistością. W zasadzie czuje się samotnie ze swymi trudnościami i wszystko co robi, każdy trud, postrzega prawie jak szlachetny heroizm. Bo politycy są źli, bo kraj ich zawiódł, bo sąsiedzi nie tacy, a szef i pensja również mogłyby być inne. A on stoi na placu boju i wciąż się trzyma. Mały heros - cały świat jest przeciw niemu, społeczeństwo niszczy jednostki wybitne i chce je sprowadzić do swego poziomu, a on się trzyma.

"Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje"
Ileż w tym jest przekonania, że się posiada to co i tak jest własnością Boga.. Mały heros wierzy, że ma sporo. Ma też największą wartość swego świata - siebie. Chętnie odstąpiłby Bogu to wszystko, za pokłon, za uznanie, oddanie hołdu.

W sercu człowieka odbywa się walka dobra i zła. Lecz gdy wchodzimy w zło, zaczynamy wystawiać Pana Boga na próbę. Na próbę, z której On wyjdzie zwycięsko. Katarzyna Banc

Czekając na objawienie


Nieraz myślę, że Jezus to miał łatwo, a przynajmniej łatwiej niż ja w obecnym świecie. Nie dość, że będąc sam na tej pustyni mógł bez problemu rozpoznawać pokusy diabła to jeszcze z równą łatwością, znajdował na podszepty ripostę z Pisma. Chciałoby się powiedzieć, że w takich warunkach to i ja bym sobie poradziła...

Poradziłabym sobie... hmm... pewność tych moich słów.

No przecież na pustyni nie ma ludzi, a jeśli już coś mi „szepcze” do ucha to może być to albo pokusa od złego, albo natchnienie od dobrego ducha, więc rozeznanie jest stosunkowo proste. Moje życie już tak proste nie jest! Mam studia, pracę, obowiązki, codziennie spotykam się z dziesiątkami osób, a przez głowę przelatują setki myśli. Oj, wszystko o tej przestrzeni mogę powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest pustynią. Całość by się zgadzała gdyby nie jeden drobny szczegół – rozpoczęliśmy Wielki Post. Patrzę na liturgię Kościoła, na moich przyjaciół, na siebie. Nie słyszę radosnego „Alleluja”, gdzieś zanikają zbędne słowa i pogaduchy o niczym. Jest ciszej, jest mniej – w imię wyrzeczeń tego czasu. Rozglądam się wkoło i coraz więcej widzę szczegółów, tych wielkopostnych umartwień... czy rzeczywiście nie ma tutaj pustyni?

No tak, ale i tak Jezus miał łatwiej, znając tak dobrze Pismo mógł bez problemu dyskutować z diabłem!

Środa Popielcowa była kilka dni temu, a mi przydałoby się chyba jeszcze raz posypać głowę popiołem... Kiedy ostatni raz miałam Biblię w ręce? Albo trochę bardziej szczegółowo – kiedy ostatni raz otworzyłam tę księgę aby przeczytać choć krótki fragment? To jeszcze jedno pytanie obnażające – ile mam lat? Już w IV w. św. Hieronim mówił, że: nieznajomość Pisma świętego jest nieznajomością Chrystusa, a ja tu przecież się mienię Chrześcijaninem. Tak łatwo czasem przychodzi mi zrzucanie wszystkiego na niedoścignioną Boskość Chrystusa aby usprawiedliwić swoje lenistwo, bo czy oby na pewno wykorzystałam każdą możliwość poznania Pisma Świętego? Czy to nie jest czasem tak, że czekając na jakieś objawienie nawet nie zaczynam czytać, tak po prostu czytać? A warto to zrobić, żeby zobaczyć, że Jezus nie dyskutuje z diabłem, bo ze złem nie ma dyskusji.


To w końcu Pan Jezus miał łatwiej? Nie, to ja sama sobie utrudniam, wybierając te łatwiejsze i szybsze rozwiązania. Wielki Post się rozpoczął, to dobry czas aby zacząć.