Kamienie czy pojednanie mimo wszystko? - 5 tydzień

publikacja 24.03.2007 21:12

Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.

Kamienie czy pojednanie mimo wszystko? - 5 tydzień

Joanna Kociszewska

On umarł za mnie


Mojżesz nakazał nam kamieniować takie [...]!!

Takie - kogo? Współczesny człowiek nie ma problemu z dokończeniem tego zdania, chyba że bardzo dba o to, by nie plugawić języka. Ale nawet i wtedy dokładnie wie, co znajduje się na miejscu trzykropka.

Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tym polega Prawo i Prorocy. I gdzież ta miłość? Czy ta kobieta przestała być moim bliźnim?

„Ten [...]!!.” Ileż razy słyszałam takie słowa. Ileż razy tłukły się w moich myślach - ile razy je wymawiałam. Co się pod nim kryje? Gniew, pogarda, nienawiść, czasem ukryta zazdrość...

Ten... człowiek. Mój brat. Moja siostra.
Ten... człowiek. Wiele razy również ja.

Gdyby Bóg chciał mnie rozliczyć z wypełnienia Prawa, nie obronię się. Nie ma takiego przykazania, którego bym nie złamała. To ja stoję tam, na miejscu tej kobiety. I ja stoję na miejscu ludzi z kamieniami. Tylko zależnie od sytuacji zamieniamy się miejscami. Niestety - wraz ze zmianą pozycji zapominając tamto doświadczenie. Więc spróbuję je sobie przypomnieć.

On coś do mnie mówi. Dotychczas słyszałam tylko nad sobą krzyk. On mówi do mnie, nie nade mną. Nie krzyczy, nie rzuca epitetami. Mówi.

Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?

Niewiasto? Już zapomniałam, kim jestem. Obrzucona gnojem słów czułam się jak gnój. Nie człowiek. Niewiasto??? Podnoszę głowę. Ktoś dostrzegł we mnie człowieka? Więc jeszcze jestem człowiekiem?

I ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz.

„Nie potępiam”. Nie rozumiem tych słów. Jeszcze nie rozumiem. „Idź i nie grzesz”. Mam iść? Jestem wolna? Mam wracać do życia, do ludzi? Po tym wszystkim?

Dopiero później zrozumiem. Zrozumiem, gdy zobaczę Go na krzyżu. Zrozumiem, gdy Ten, który mnie nie potępił, powstanie z martwych.

On umarł za mnie. On wziął na siebie wszystkie kamienie świata. On umarł, bym ja mogła iść wolna. On - jedyny, który mnie nie potępił...


Piotr R.

Jezus nie kierował się humanizmem


Zastanawiam się dlaczego ci ludzie chcieli ją zabić. Religia odegrała tu swą rolę i chciano ją ukamienować w imię zasad religijnych. Ale czemu taka a nie inna religia powstała? Człowiek odczuwa czasami bardzo silne uczucie sprawiedliwości. Nie trzeba lat doświadczenia życiowego, by protestować, gdy braciszek dostanie więcej Coca-Coli niż ja.

Widziałem raz pewną kobietę, która żywo zareagowała na widok prostytutki, która oferowała swoje usługi przy drodze. To było takie potężne oburzenie pomieszane z przekonaniem, że prostytutka to robi dla przyjemności. Nie wykluczam. Mesalina, siostra cesarza Augusta, specjalnie się w tym celu przebierała, by móc pracować w domu publicznym. Praca musiała jej sprawiać wielką satysfakcję, bo odchodziła ostatnia, stale niezaspokojona. Mesalina jednakże była znana ze swych szczególnych upodobań. To chyba jednak nie wyczerpuje przyczyn tej aktywności zawodowej. Zdecydowanie główną przyczyną jest jednak brak pracy. Realia zwykłe. Rodzisz się w jakiejś zapadłej wiosce w jakimś kraju na wschodzie, wybór nie jest wielki. A może też ktoś jest zdany sam na siebie i chce studiować w obcym mieście. A może ktoś ma zniszczony obraz seksualności przez posiadanie w dzieciństwie opiekuna o skłonnościach pedofilskich? Przyczyn pewnie jest więcej i są bardzo różne.

Ale zbiorowa mądrość ludu może kazać ukarać. Kiedy mówimy o „ludzie” to zazwyczaj myślimy o jakiejś ciemnej masie. Ale „lud” to mogą być autorytety lokalnej społeczności, jakieś znane osobistości. Które akurat orzekły, że kogoś trzeba ukamienować, albo na stosie spalić. Ten tłum mógł prowadzić kapłan, który mógł nieść najcięższy kamień. Mówimy więc o sytuacji, gdy umysł wcale nie śpi, tylko nie wie wszystkiego lub zwyczajnie się myli.

A piszę to wszystko, by wiadomo było komu Jezus przebaczył. Mam takie wrażenie, że gdy rozprawia się o niej, to przez sam fakt, że jest to postać biblijna uchodzi za pół-świętą. Trochę jakbyśmy nie rozumieli o co chodzi. Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie, to proszę się udać na jedną ze stosownych stron internetowych – jest ich pełno.

Mamy wybaczyć jawnogrzesznicy.

Jezus jadł z prostytutkami. Pewnie nie będzie to przejaw dobrego wychowania i dobrego smaku, gdy przypomnę w tym momencie, że mamy naśladować Jezusa… Wiem, to nie uchodzi. Ktoś z czytających zamierza jeść z prostytutkami? A im pójść pomóc? Jezus z jednej z nich wygonił siedem złych duchów. Dziś Maria Magdalena jest otoczona kultem. Zastanawiam się ilu „naśladowców Jezusa” pomaga takim ludziom, a ilu uważa ich za „niegodne zainteresowania szambo społeczne”.

Zastanawia mnie teraz mielibyśmy nie rzucić tym kamieniem. Tzn. bez wielkich trudności mógłbym z miejsca sformułować jakiś humanizm i nim objaśnić takie zachowanie. Ale zastanówmy się teraz dlaczego Jezus tym kamieniem nie rzucił. I tu natrafimy na ścianę nie do przebicia. Jezus nie zostawił nam mądrości, którą można by tłumaczyć świat. Pokazał nam tylko na czym polega dobro. Miał „prawidłowy obraz Ojca”.

Jezus nie rzucił tym kamieniem dlatego, że stwierdził, że dziewczyna uprawiała nierząd nie dla przyjemności. Nie rzucił nim też dlatego, że zmuszała ją do tego sytuacja materialna. Jezus nie kierował się humanizmem. Nie miał też słabej osobowości, gdyż z kolei On sam jakiś czas później, rozniósł w pył pewne targowisko w stolicy.

Jezus po prostu wiedział kim jesteśmy i jaka jest nasza godność; wiedział co znaczymy. Ostatecznie Bóg wie co stwarza a z definicji nie jest partaczem. Później uznał nas wartych tego, by umrzeć za nas na krzyżu. Tzn. nie że jesteśmy dzięki swym wysiłkom tego warci… Tylko, że taka jest nasza wartość od założenia świata.

A my nie wiemy zbyt jasno kim jesteśmy. Nie wiemy za bardzo jaki jest sens tego świata. Nie widzimy siebie już takimi, jakimi jesteśmy.
Bóg jednak wiedział co stwarza i zapewne wiedział jakie problemy się będą wiązały z naszym istnieniem. Powinniśmy więc mieć nadzieję co do samych siebie i nie odbierać jej innym.

Tyle moralizatorstwa na tę niedzielę.


ks. Ireneusz Rogulski


Kamienie czy pojednanie mimo wszystko?


1. Potępianie ludzką rzeczą jest ...

Kiedy w szkole 18 – latka zajdzie w ciążę wszyscy są skłonni do potępiania jej postawy, począwszy od rodziców przez nauczycieli, po kolegów i koleżanki. Jeśli w okolicy jest alkoholik podobnie, nikt nie pozostawia na tym człowieku przysłowiowej suchej nitki. Potępianie i ocenianie jest jedną z typowych przywar ludzkich.

2. Dlaczego tak łatwo potępiać innych?

Potępianie innych jest swego rodzaju mechanizmem obronnym. Wiem, że sam nie jestem doskonały, ale ten sąsiad z II piętra jest jeszcze gorszy. To – od strony psychologicznej – daje mi komfort. Budzi wewnętrzne przeświadczenie: „Nie jestem taki zły...!
Potępianie i ocenianie w kontekście duchowym i etycznym jest konsekwencją ludzkiej pychy. Jeśli podświadomie żyję przeświadczeniem, że jestem lepszy od innych, to zawsze znajdę powód, aby oceniać i ośmieszać postawę drugiego człowieka. Trzeba jednak zauważyć, że potępianie nie spowoduje przemiany tego człowieka. Jeśli jest on poraniony bądź wyzuty z jakichkolwiek wartości, to mówienie źle o nim tak naprawdę nic nie zmieni. Osoba zaś oceniająca i potępiająca wcale nie czuje się dobrze. Często ulega zgorzknieniu, zgnuśnieniu, a rozmowa z nią nie należy do przyjemności!

3. Jezus i kobieta cudzołożna

Co Jezus mówi na temat potępiania i oceniania innych? Odpowiedź odnajdujemy w ewangelicznym opisie sceny, jaka rozegrała się w świątyni Jerozolimskiej. Do nauczającego w świątyni jerozolimskiej Jezusa w zgiełku i z pewnością z wielką wrzawą przychodzą uczeni w Piśmie i faryzeusze. Przyprowadzają do Niego kobietę, która zgrzeszyła cudzołóstwem. Chcąc wystawić Jezusa na próbę, pytają Go o Jego opinię w tej sprawie. Nadmieniają, że według Prawa Mojżeszowego powinna zostać ukamienowana. Reakcja Jezusa, bardzo spokojna, ale stanowcza jest dla nich masakrująca: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem!” (J 8,7). W tym momencie jeden po drugim, odchodzili, pozostawiając kamienie. Dlaczego? Każdy z nich wiedział, że nie jest do końca bez winy.

4. Potępianie w Starym Testamencie. Sprawiedliwość i miłosierdzie

Uczeni w Piśmie, chcąc wystawić Jezusa na próbę, powołują się na przepisy Prawa, w myśl których należało kamienować kobiety, które zgrzeszyły cudzołóstwem. Dlaczego więc Jezus nie postępuje ściśle według litery Prawa? Otóż to Prawo oparte było jedynie na porządku sprawiedliwości. Jezus tymczasem przyniósł Dobrą Nowinę o miłosierdziu Bożym. Z tym zaś wiąże się inne spojrzenie na kwestię grzechu.
W perspektywie miłosierdzia grzesznik nie zawsze jest człowiekiem złym. Czasem po prostu jest osobą zagubioną, poranioną duchowo. Bywa tak, że grzech jest efektem chwilowego zatarcia się granicy pomiędzy dobrem i złem w jego sumieniu. W konsekwencji zło, które obiektywnie jest grzechem, w jego osobistej sytuacji grzechem wcale być nie musi. Może to czynić bowiem nie do końca świadomie lub dobrowolnie. Czasem człowiekiem targają tak silne emocje, iż nie jest on w stanie pohamować się w swojej postawie „zacietrzewienia” i irytacji.
Jeśli przyjmujemy tylko porządek Starego Testamentu, to nie dostrzeżemy całej złożoności przyczyn ludzkiego działania: czasem może to być stres, jakaś depresja czy ludzka słabość. Taki człowiek potrzebuje raczej wsparcia i pomocy, a nie oceny i to zwykle negatywnej.

5. Co zrobić, aby nie potępiać?

Jak zwykle, odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Powiedzmy od razu: aby stać się świadkiem miłosierdzia, trzeba w tym miłosierdziu się zanurzyć. Mówiąc prościej: im większa więź duchowa z Jezusem, tym bardziej staję się do Niego podobny. W konsekwencji zaczynam postrzegać świat i rzeczywistość Jego oczyma. Wówczas nawet w grzesznikach widzę ludzi poranionych. To chroni człowieka przed pokusą oceniania innych. Tylko taki człowiek jest szczęśliwy. Ktoś, kto nieustannie ocenia innych jest w gruncie rzeczy nieszczęśliwy.
A zatem nie potępiajmy, ale módlmy się za ludzi, którzy pobłądzili na swojej drodze życiowej, bo przecież nikt z nas nie jest wolny od grzechu...



Piotr Blachowski

Co z naszym własnym życiorysem?


W życiu często oceniamy ludzi według kryterium: z nami czy przeciw nam. Ci, którzy są z nami, są przyjaciółmi, z nimi jesteśmy pojednani, lubimy ich, wręcz kochamy. Druga grupa to nasi wrogowie, dla których mamy przygotowane „kamienie”, może nie te rzeczywiste, lecz te słowne, te w postaci rekwizytów i te, które są dla nich „kamieniami u szyi”. To, że dostaliśmy od naszego Pana przykazania miłości, to jedno, ale przecież my swoje wiemy, nie możemy pozwolić na to, żeby inni nam skakali po głowie.
Ewangeliczne kamienie to symbol naszych postępków, słów, myśli. A one potrafią zabić tak samo, jak ukamienowanie, potrafią zniszczyć. Jesteśmy dobrze przygotowani na to, by wymagać od innych wiele, natomiast nasze wymagania względem nas samych są małe i wygodne. W dzisiejszych czasach wielu jest chętnych do rzucania kamieniami w innych; widzimy drzazgę w oku bliźniego, belki w swoim nie widząc. Pragniemy pouczać, poprawiać, prostować życiorysy innych, a co z naszym własnym życiorysem?
Może jednak spróbujmy spojrzeć na siebie samych i na naszych adwersarzy w sposób, jaki nam pokazuje Pan: "Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci...kamień". Zanim cokolwiek powiemy, zanim jakkolwiek zareagujemy, popatrzmy na siebie, wejrzyjmy w głąb siebie. Zastanówmy się, czy za to, za co chcemy ukarać drugiego, siebie też byśmy ukarali? Czy nasze postępowanie przypadkiem nie pogarsza sytuacji kryzysowej?
Zrozumienie i miłość to dwie zasady stwarzające możliwość porozumienia; jeśli ich będzie brakowało, to po cóż nam wszystkie inne? Jaka to radość, jeśli bez miłości? Jakie to porozumienie, jeśli zamierzamy je zerwać lub wcale go nie respektować?
Jesteśmy dobrzy i skonsolidowani w przypadku jakiejś burzy dziejowej, kataklizmu, śmierci, potrafimy wtedy być ze sobą, działać, walczyć o siebie i tego obok. Kochamy się, wspomagamy się, jesteśmy wielką rodziną.
Co powoduje, że tak szybko się zmieniamy?
To daje o sobie znać nasza druga natura, ta przyziemna, doczesna, materialna, powiem wręcz… polska. Nie będę przytaczał dowcipów o polskim piekiełku, ale jednak coś w tym jest. Tylko jednostki potrafią żyć z innymi w zgodzie.
Powolutku dochodzę do wniosku, że problem polega na umiejętności dawania i czerpania z tego radości i siły życiowej. Właśnie to dawanie – typowo chrześcijańskie – może nas doprowadzić do pełnej harmonii i zgody.
Okres Wielkiego Postu daje nam niepowtarzalną szansę zrewidowania naszego postępowania, to okres przemyśleń, pokuty, zastanowienia się nad sobą. Mamy okazję dokonać resumé naszego życia, w tym również naszych relacji z bliskimi, znajomymi, sąsiadami. Postarajmy się wyciągnąć wnioski i zastosować je w praktyce tak, abyśmy przez resztę naszego życia mogli iść drogą wskazywaną nam przez przykazania miłości, abyśmy już nigdy nie wpadli w pułapkę wyboru pomiędzy kamieniami a pojednaniem mimo wszystko. Aby i nam Jezus mógł powiedzieć: "I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz!".


Katarzyna Banc

On ma moc


W księdze Jeremiasza jest wołanie, które bardzo do mnie przemawia: „Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne” (Jr 17,9). Te słowa cały tydzień za mną chodziły więc, niech one dzisiejsze rozważanie rozpoczną. Tak więc jakie to nasze serce jest? Ile w nim nieuporządkowania, przywiązań do rzeczy materialnych, powiedzmy wprost zniewolenia?

Lubimy nasze uleżane posłanka własnego życia, pewnych układów i układzików w które weszliśmy. Jakiś naszych postaw dzięki, którym możemy coś zyskać niekoniecznie w sposób czysty. Oczywiście jeszcze naszej pozycji, tego tak ciężko wywalczonego miejsca w hierarchii społecznej, stanowiska w pracy, poważania wśród znajomych... hmm... jeszcze może własnego mieszkania, samochodu, psa... Dopowiedz sobie sam co jeszcze jest w życiu „twoje”.

To wszystko co przed chwilą wymieniłeś jest przecież bardzo ci bliskie. Naturalnie zależy ci na tym, bo to część twojego życia. Co więcej jest to jakieś dobro, bo przecież nie chcesz źle żyć. No tak, tylko kiedy ostatnio spojrzałeś na te wszystkie przywiązania, pragnienia i układy od strony twojej relacji z Panem Bogiem? Pomyślałeś na ile to wszystko przyprowadza Cię do Niego? W końcu Wielki Post mamy, czas najwyższy!

Ostatnio postanowiłam bliżej przyjrzeć się dotychczasowym owocom przeżywania obecnego czasu liturgicznego. W końcu pozostały już tylko 2 tygodnie, mało ale w razie czego jeszcze zdążę coś poprawić. I co się okazało? Hmm... chyba pozostaje mi tylko powtórzyć za św. Pawłem: „Nie rozumiem bowiem, tego co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię”. Bo jak inaczej nazwać swoje przywiązania do pewnych postaw serca. Możemy nasze postępowanie zmienić, ale co z tego jeśli nie przemienimy serca? Owszem będziemy wiedzieć jak powinniśmy postąpić, lecz w konsekwencji przecież poprowadzi nas niezmienione serce. Dlatego tak ważna jest wolność.

Cudzołożna kobieta z dzisiejszej Ewangelii wcale tak bardzo od nas się nie różni. Ona tez doskonale zdawała sobie sprawę, że za czyn, którego się dopuściła prawo przewidywało śmierć. Miała świadomość, a jednak to jej nie powstrzymało. Gdy ją schwytano mogła czekać już tylko na jedno, nie mogła widzieć innego wyjścia. Spotkanie z Jezusem nie tylko wybawiło ją z przegranej sytuacji, ale spowodowało coś zgoła ważniejszego. Chrystus przemienił jej serce, uwolnił ze zniewolenia. Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz. On ma moc.

My również często walczymy, a jakimiś naszymi zachowaniami bardzo długo, potem uświadamiamy sobie, że tak naprawdę ich źródłem jest serce. Podejmujemy wysiłek o jego zmianę i pewnie nie raz upadamy, aż w końcu powoli zaczynamy tracić nadzieję. Może nawet czasem jesteśmy blisko własnego siebie potępienia, może już nawet mamy ten kamień w ręce... tylko wtedy stajemy naprzeciwko Jezusa. On ma moc, On może zmienić nasze serce, On chce to zrobić. A my?