Święty Patryk - Porwany za młodu (17 marca)

Andrzej Kerner

publikacja 17.03.2006 05:40

Gdyby urządzano mistrzostwa świata w popularności świętych, Patryk miałby spore szanse stanąć na podium.

17 marca - dzień świętego Patryka, data jego śmierci w roku 461 (lub 490) - obchodzony jest nie tylko jako święto patrona kraju w Irlandii i Nigerii (zewangelizowanej przez irlandzkich misjonarzy). Od Nowego Jorku, poprzez Sydney, Moskwę, aż po Dublin - wszędzie znajdzie się ludzi z przypiętymi do piersi koniczynkami, którzy będą sączyć ciemny napój przy wtórze ludowej muzyki irlandzkiej. Koniczynki są na pamiątkę tego, jak Święty tłumaczył ochrzczonym Celtom tajemnicę Trójcy Świętej.

Prawdę mówiąc nie wiadomo, jak z tą koniczynką naprawdę było. Natomiast wiadomo na pewno, że Patryk nie wypędził węży z Irlandii. Nawet gdyby w wiadomościach telewizyjnych mówili inaczej - proszę nie wierzyć. Podobnie nie jest patronem pijących guinnessa.

Ten Święty obrósł w legendy jak mało który. Ba, również na temat podstawowych faktów (np. daty i miejsca urodzenia oraz daty śmierci) historycy prowadzą głębokie spory. Kard. Tomas O’Fiaich, były Prymas Irlandii, tak to podsumował: „Święty musi mieć niezłą zabawę, śledząc potyczki tropiących go badaczy”. Ale za to z pozostałych po Patryku pism wiemy o nim takie rzeczy, które doprawdy mogą wzbudzić zadumę.

Porwany za młodu (14-16 lat) przez Irlandczyków z rodzinnej Brytanii, spędza 6 lat w niewoli. Jest pasterzem owiec i w niedoli nawraca się, modli się gorąco i dużo. We śnie słyszy głos wzywający go do ucieczki: „Patryku, twój statek jest gotów”. Dość okrężną drogą wraca do rodziców. I znów ma widzenie. Tym razem nie bezpośrednio sam Bóg go wzywa, ale Irlandczycy błagający, aby wrócił do nich. Wraca więc do kraju swej niewoli, ale najpierw w południowej Francji odbywa studia i przyjmuje święcenia kapłańskie.

Misja Patryka udaje się tysiąckroć lepiej niż jego poprzednika, bpa Palladiusza. Lepiej rozumie mieszkańców wyspy i ich system społeczny. Dzieło nawracania rozpoczyna od wodzów i druidów (pogańskich kapłanów). Praca przynosi wielkie plony, rzecz jasna. Problemy stwarzają również hierarchowie z sąsiedniej Brytanii. Ciosy przychodzą nawet z najmniej spodziewanej strony - zdradza go najbliższy przyjaciel, który rozgłasza grzech, jaki Patryk wyznał mu w młodości.

Mistyk i człowiek twardy. Na modlitwę lubił iść w góry. Na Croagh Patrick spędził ponoć 40 dni, poszcząc. Pierwszy w dziejach chrześcijanin, który w „Liście do Korotyka” zdecydowanie wystąpił przeciw niewolnictwu. Nie-Irlandczyk, ale tak pokochał ten kraj i jego mieszkańców, że pytał w tym liście „Czy jest hańbą, że przyszliśmy na świat w Irlandii?”.

Najbliższe wieki historii Kościoła miały pokazać, że należałoby zadać pytanie wręcz przeciwne. Ale to już nieco inna historia.

Pierwszy wieśniak


Ten, który od Irlandczyków wiele wycierpiał, ich też najbardziej pokochał. Legenda mówi, że spierał się z Bogiem o łaski dla Irlandczyków, aż w końcu uzyskał zapewnienie, że w dzień sądu sam będzie ich sądził.

Jeden z najpopularniejszych świętych na świecie, św. Patryk, może zdziwiłby się, widząc najnowsze marki piwa nazwane jego imieniem, ale raczej by się tym nie zgorszył. Promocja piwa „St. Patrick’s Gold” przygotowanego na St. Patrick’s Day, w porównaniu ze składaniem ofiar z ludzi w rankingu okropności, wypada przecież – przyznają to chyba nawet najbardziej wyczuleni obrońcy świętości – blado. A do takich właśnie okrutnych Irlandczyków poszedł, czy raczej popłynął, a jeszcze ściślej – powrócił, Patryk.

Apostoł Irlandii, jej patron i wszechświatowy symbol, który oczywiście…Irlandczykiem nie był. Za to był Irlandczyków niewolnikiem. Jego życie obfitowało w niebezpieczeństwa, dramatyczne zwroty, przeciwności (także ze strony ludzi Kościoła). Faktem podstawowym jest, że ten, który dobrze poznał swoich oprawców – czy nie tak byśmy ich dziś nazwali? – wrócił do nich z Dobrą Nowiną. A pod koniec pracowitego życia mógł się cieszyć tysiącami ochrzczonych, setkami gorliwych mnichów i dziewic oddanych Panu, rozwijającą się strukturą Kościoła irlandzkiego. Dziś pół świata wie, że św. Patryk wygonił z Irlandii węże (których tam nie było) i że na przykładzie koniczynki uczył Celtów tajemnicy Trójcy Świętej (co też pewne nie jest).

Jego wyjątkowość polegała jednak na czym innym. Patryk jest pierwszym misjonarzem, który przekroczył w swojej (skutecznej!) działalności granice świata grecko-rzymskiego. Poszedł do barbarzyńców, w cywilizację nierzymską, na krańce ówczesnego świata. Tym w V wieku była Irlandia. A Patryk ten świat pogardzany pokochał i pokochał tych ludzi. Sam nazwał siebie „pierwszym wieśniakiem”. Bo Irlandia była w istocie krainą wiejską, bez miejskich i centralistycznych struktur świata rzymskiego. Patryk tego świata nie chciał romanizować, wręcz przeciwnie: twórczo wykorzystał geniusz religijny Celtów, ich wiejskość, by tak rzec. Kto czytał choćby raz jego „Pancerz” (zwany też „Krzykiem jelenia”), wie, o czym mówię. Dla niego cały świat był święty, a Chrystus namacalną, otaczającą realnością. Kochał to, co odrzucone, pogardzane i marginalne. Prorocze i wyprzedzające świat było u Patryka także potępienie niewolnictwa („List do Korotyka”). A cóż dopiero sądzić o tym, że w swoim „Wyznaniu” bierze w obronę kobiety, twierdząc, że w niewoli to one cierpią najbardziej? Czyżby feministki w głowie mu namieszały?

Najprościej mówiąc, ten, który od Irlandczyków wiele wycierpiał, ich też najbardziej pokochał. Tak bardzo, że przez 40 dni pościł w ich intencji na górze Croagh Patrick. Legenda mówi, że długo spierał się z Bogiem o łaski dla Irlandczyków, aż w końcu uzyskał zapewnienie, że w dzień sądu sam będzie ich sądził. Z pewnego punktu widzenia optymalną datą końca świata byłby więc 17 marca – wszak w dzień św. Patryka wszyscy są Irlandczykami.